Wierność i zdrada…
…król podobno zabity, ale żywy i ukrywający się (zabili go i uciekł), uzurpator, który chce poślubić żonę/wdowę, która z kolei zgadza się, ale daje mu warunki niemożliwe do spełnienia… dużo jest takich motywów w librettach używanych przez Haendla i podobnie jest w Rodelindzie. Czy nadążamy za tym, czy nie – zawsze jest to świetny pretekst do kolejnych pięknych i efektownych arii.
Rodelinda (premiera w 1725 r.) jest z tych dzieł, które nie zawierają jakiegoś wielkiego przeboju, ale całość ma cechy przeboju – jak to u Haendla, rzecz przebiega wartko, energicznie, według stałych schematów, ale często niebanalnie wypełnionych nietypowymi skokami i zwrotami melodycznymi. Dlatego też nie nuży nawet przez chwilę. Drugi już koncert Capelli Cracoviensis w ramach cyklu Opera Rara trwał prawie do północy – opery Haendla są długie, a Jan Tomasz Adamus woli ich nie skracać, i poniekąd słusznie.
Trzeba powiedzieć, że komplet solistów i tym razem był bardzo atrakcyjny. Może tylko trochę zawiodła znana nam już Marina de Liso (Eduige), która śpiewała dziś poniżej swych możliwości, zbyt rozwibrowywując głos – ponoć na próbach było lepiej. Odwrotnie z tytułową rolą kanadyjskiej sopranistki Kariny Gauvin, która jeszcze parę dni temu była chora i się oszczędzała, ale na koncercie postarała się dać z siebie wszystko. Znakomici byli panowie. Z jednej strony dwie postaci negatywne: Grimoaldo (znany nam również Carlo Vincenzo Allemano, tenor o barytonowym z lekka brzmieniu) i Garibaldo (bas Ugo Guagliardo), z drugiej reprezentujące „słuszną” stronę dwa kontratenory: przede wszystkim największa atrakcja wieczoru, czyli argentyński kontratenor Franco Fagioli (Bertarido) i bardzo obiecujący, ekspresyjny młody Filippo Mineccia (Unulfo, przyjaciel Bertarida).
Moi znajomi warszawscy melomani powiedzieli mi, że tym razem przyjechali głównie z powodu Fagiolego. I wcale się nie dziwię. Ciekawe, że nie ma on właściwie jakiegoś wielkiego, pięknego głosu. Ma za to fantastyczną technikę (w górę zdarzyło mu się dojechać do c dwukreślnego!), wielką inteligencję muzyczną i poczucie humoru. Trochę trudno było na niego patrzeć, bo miny robił niesamowite. Ale można było przecież po prostu słuchać. Pięknie zabrzmieli w duecie z Kariną Gauvin – znakomicie zestroili głosy.
Jan Tomasz Adamus jako wielbiciel Haendla wykonywał już swego czasu także Rodelindę. Ale, jak sam mówi, z innymi solistami to jest jakby się grało inny utwór. W każdym razie w jego poprowadzeniu tego utworu trudno znaleźć jakiś słaby punkt – no, może raz się zdarzyło, że orkiestra została zaskoczona kadencją Rodelindy, która na próbach się oszczędzała, więc weszła potem trochę za późno. Cóż, bywa. W każdym razie całość została znakomicie odebrana, publiczność w II i III akcie biła brawa już po każdej arii, a na koniec nie obeszło się bez standing ovation.
Żeby nie było tak całkiem słodko, na koniec parę minusów wieczoru. Tym razem zupełnie bezsensowne były wizualizacje, które tylko rozpraszały, z napisami – fragmentami libretta wyrwanymi z kontekstu (ukazywało się np. UMRZESZ albo SROGIE ZWIERZĘ). Moim zdaniem kompletnie niepotrzebna nikomu i nic niewnosząca robota – no, chyba tylko autorowi, bo zapewne dostał za to kaskę. Druga sprawa: na pierwszej przerwie zrobiono bankiecik – bardzo miło, ale puszczono pod to, i to głośno, jakiś jazz. Lubię jazz, ale może nie podczas przerwy w operze Haendla. Postmodernizm zbyt daleko posunięty.
Komentarze
Pobutka.
Och, ta muzyczka w przerwie była kompletnie bez sensu! Franco Fagioli ukradł show pozostałym solistom. Więcej napiszę u siebie, zapraszam, ale raczej dopiero po południu.
Cieszę się że Pani zadowolona z przyjazdu do miasta, które chce być europejskim miastem kultury a jest przeraźliwie brudne i zaniedbane. Niedawno wróciłem z Pragi i tu wszystko „bije po oczach”… Ale w Teatrze Słowackiego tego widać nie było – chyba że mentalność ludzką i dawne przyzwyczajenia do objadania się jedzeniem bezpłatnym ile wlezie – w trakcie bankietu, który Pani wspomina leciwe i eleganckie damy napychały sobie usta kanapeczkami i korkami przepychając się łokciami… Może jestem naiwny ale od tych wszystkich Pań „doktorowych” oczekuję jakiegoś większego taktu, a tu małopolskie „dziadostwo” wychodzi na jaw z każdą taką okazją….Ale o wykonaniu: wydawało mi się, że CC tym razem wypadła blado i niemrawo, trochę bez ognia i temperament (a w partyturze były po temu okazje)…. Fagioli nadzwyczajny – przede wszystkim skala głosu (zrobiły na mnie wrażenia także niskie dźwięki jakie potrafi wydobyć) i muzykalność i „pazur” i jakaś artystyczna koncentracja, mobilizacja i świadomość operowania artystycznymi, muzycznymi środkami…. Wspaniały! Kiedy zestawi się go z Andreasem S. popularnym w tej partii (patrz nagrania dvd) to…z tego zasłuzonego artysty ale zmagającego się od lat z kryzysem głosu „nie ma co zbierać!” 😉
http://www.youtube.com/watch?v=QnbFNk2RgmA
Nie napisala Pani gdzie i kiedy odbylo sie przedstawienie, ale na szczescie odezwal sie krakus i uzupelnil.
W kwietniu widzialam w kinie transmitowana na zywo z MET opere Haendla „julio cesare in Egitto”,przedstawienie trwalo 5 godzin i bylo wspaniale.
Wyszlysmy z corka z kina zachwycone, ale glodne. Nastepnym razem
zabierzemy prowiant.
Wiem ze tuba slabo miewa sie do rzeczywistosci, ale np to nagranie dla mnie bylo dosc irytujace:
http://www.youtube.com/watch?v=hFOgQq836dY
Lisku, zgadzam się w całej rozciągłości.
Była przed wojną w Zjednoczonym Królestwie słynna śpiewaczka, Dame Clara Butt (sic!). Miała grubo ponad 1m80 i mawiało się o niej, że w bezchmurny dzień słychać ją na kontynencie. Miałem wczoraj wrażenie, że Fagioli postanowił jej dorównać, a nawet przewyższyć.
http://www.youtube.com/watch?v=XX4fEC_zwck
http://www.youtube.com/watch?v=rXmF6h3Yd_A
polecam to nagranie (swoisty konkurs 5 kontratenorów) – spektakl cały w Tubie 😉
Szanowny PK! Nie o siłę głosu przecież chodzi ale muzykalność! Świetne ma przecież także piano….
Drogi Krakusie, mogłem posłuchać tylko pierwszego aktu, gdzie zrobił na mnie niedobre wrażenie. Ale w końcu de gustibus…
To jedna z najlepszych… Oper Rar 🙂 A nagranie Arteserse też gorąco polecam – bardzo dobra płyta z Fiagolim i nie tylko z nim…
http://bachandlang.blogspot.com/2013/06/fagioli-nokautuje-i-duet-roku.html
Przenoszę się tu z wczorajszą rozmową, średnio merytorycznie. 😛
Panie Piotrze, przede wszystkim, żeby było jasne – nic nie wolę, tylko żartowałem. 🙂
Zgodzę się na „muzykę dawną”, jeżeli Rembrandt będzie malarstwem dawnym, a Dante literaturą dawną. Zresztą może są według jakichś mędrców.
Tę błyskotliwą uwagę napisałem, aby płynnie przejść do tej drugiej sprawy, kto i gdzie twierdzi, że Bach nie jest muzyką dawną. Otóż legion tak twierdzi, wszyscy jak jeden akademicy, którzy oprócz powszechnie uznawanej muzyki od romantyzmu wzwyż łaskawie zajmowali się też Bachem, bo on wyrastał itd. i w ogóle pisał dla potomności (legendy o niezrozumieniu u współczesnych i mistyczne wywody dostajemy gratis). Czyli geniusz, a jak mu dopisać do suit wiolonczelowych akompaniament, to całkiem spoko, on biedak by sam dopisał, tylko nie miał pieniędzy na fortepian, czy nie mieli fortepianów w sklepie, jakoś tak, czasy bowiem były ciężkie, a ludzie prymitywni. Dookoła muzyka dawna (czyli gorsza), a geniusz wystaje, on jest nasz, bo dla nas pisał.
Z tego wszystkiego zgadza się tylko, że geniusz. Nie wiem dlaczego akurat padło na muzykę, może chodzi o to, że zapis nutowy to dość słaby argument, jeśli nie wie się nic o kontekstach. Trudno byłoby akademikom przemalować tła u Rembrandta na bliższe współczesnej wrażliwości, impresjonistyczne. Może by było ładnie, ale jednak nie próbowali, bezpiecznik strzelił dopiero u postmodernistów, z innych powodów. Literatura też miała w zasadzie spokój, najwyżej ortografię się trochę pozmieniało. Chyba, że literat miał pecha i napisał coś dla teatru, to inna historia. Bach w wersji Stokowskiego i Romeo biegający z wielką armatą jako początkujący gangsta to mniej więcej te same klimaty.
Przekonanie, że Bacha do „muzyki dawnej” nie zaliczamy jest więc powszechne. Co za muzyka dawna, jak przychodzi normalnie pianista, wystrojony normalnie za pingwina i gra na normalnym fortepianie? Muzyka dawna to jest, jak są śmiesznie ubrani i grają na takich długich trąbach. W powszechnym przekonaniu, utrwalonym przez akademickie tradycje, nie w moim i nikogo z to czytających, mam nadzieję.
Jeżeli dziś nie mówi się tego wprost, bo różni tacy krytykują i polemizują, więc jakoś nie wypada, nawet u skądinąd mądrych ludzi to przekonanie zostawiło trwałe zmiany. Przeczytałem w zeszłym roku drugi tom „Lekcji muzyki” Piotra Orawskiego, napisany w tym duchu – było paru zdolniejszych ludzi, coś tam spłodzili, takie dawne rzeczy, i był BACH. Jak w znanym skeczu o kurze i bażancie. Teraz nie mogę się zdecydować, czy kupić trzeci tom i ryzykować skręt kiszek ze śmiechu, bo tam jeszcze dojdzie Mozart, bardzo przepraszam. 🙂
Teraz jest John Butt, ale on nie śpiewa, chociaż Haendla grał, owszem. 😉
Panie Piotrze – cóż… szkoda, że nie dotarł Pan dalej w nagranie…o gustach się nie dyskutuje – a właściwie dlaczego? Żeby nie urazić? Nie przesadzałbym! Myślę że w Artaserse, kto jak kto, ale rozczarowuje raczej inny spiewak – myślę o … Ph. Jarrousky…
@Wielki Wódz
Zgadzam się z każdym słowem. Z przyczyn, które każdy sobie znajdzie sam, ludzie gardzący całą muzyką przeszłości, twierdzący wprost (znam takich, osobiście, lub „korespondencyjnie”… nic nie zmyślam), że cała muzyka zmierzała od wieków do Swięta Wiosny, gdzie osiągnęła zenit, skąd nie zeszła po dziś dzień, a wszystko przedtem, to niedoskonałe, niezdarne próby, z Bacha robią jedyny, świetlany wyjątek.
Ale cóż, jak to już dawno wyśmiała Landowska, każde stulecie uważa, jak smarkaty nastolatek, że wszelkie rozumy zjadło…
A skoro już rozwaliliśmy koncept „muzyka dawna” (po angielsku „early music”, co obejmuje wszystko, od Leonina po Rameau… a ostatnio nawet dalej – proszę łaskawie zajrzeć na hasło early music w wiki!), to może by tak parę słów o równie precyzyjnym pojęciu „muzyka współczesna”? Bo to bardzo dziwny temat…
@krakus
Bardzo mi przykro, ale muszę się kontrolować, bo jeśli powiem, co naprawdę myślę o tym, co usłyszałem wczoraj z ust Fagiolego w I akcie, to się Pan nigdy więcej do mnie nie odezwie!
Poniewaz Wodz przeniosl tu rozmowe o definicjach, je przeniose komentarz Stanislawa, zwiezly i dokladny:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2013/06/12/lipiec-w-stolicy/#comment-170155
Bach dawny czy nie – w zaleznosci o czym sie mowi i co sie analizuje, poki jest jasne co sie przez to rozumie i jak taka definicja sluzy rozumieniu omawianego akurat zjawiska. Za to zgadzam sie ze definicja muzyki dawnej jako tej ktora sie wykonuje na specjalnych instumentach wydaje mi malo uzyteczna (poza dosc trywialna informacja ze chodzi o wszystko co nie jest odczuwane – przez kogo? – jako „dzisiejsze”), bo w taka kategorie wpadnie takze Chopin na Erardzie. Z drugiej strony czesc muzyki „dzisiejszej” jest odbierana przez duza czesc publicznosci jako muzyka „jutrzejsza”, tz awangarda 😉
Nie zrozumiałem, przepraszam, nie o nagraniu Pan mówi, ale o koncercie… trudno, szkoda, że Pan nie został – ale dla kontrastu, o czy już pisałem, proszę posłuchać jak Scholl męczy się w tej roli… Myślę że warto brać pod uwagę kontekst dzisiejszych wykonań – czy ktoś robi to lepiej… 😉 serdecznie pozdrawiam
ps czy było aż tak źle?… Nie wiem… mnie sie podobał ale krytykiem nie jestem tylko słucham 🙂
Dzień dobry już z Warszawy 🙂
Przyznaję, że pierwszy akt Fagioli miał najgorszy, ale wszyscy podobnie. I Rodelinda dopiero w drugim akcie się rozśpiewała. Tak więc kto wyłączył radio po I akcie, może żałować.
@ krakus – zapewne Królewskie Stołeczne Miasto uważa, że Europejskim Miastem Kultury to ono już było – w 2000 r. 😉
A w dyskusję o muzyce dawnej czy niedawnej włączę się może kiedy indziej, bo teraz jestem na zjeździe ZKP 🙂
p.s. Zreszta instrumentem „nowoczesnym juz nie jest Steinway, lecz Macintosh 🙂
Posłucham sobie całości, bo nagrałem, ale to, co Fagioli zrobił w I akcie nie było, na moje ucho, efektem jakiejś chwilowej niedyspozycji. Gauvin śpiewała może jeszcze lepiej od II aktu, ale to co usłyszałem u niej w I było już całkiem OK.
Kto to dzisiaj śpiewa lepiej? Napewno, istotnie, nie Scholl, który w ogóle powinien się od tego trzymać z daleka. Ale już z pewnością Mijanovic na płytach i Prina w Paryżu w zeszłym roku, oba przypadki, niestety, z Curtisem. Kto wie, czy np. Agnieszka Rehlis nie byłaby w tym doskonała, ale mam też parę innych kandydatek.
@PK 12:59
Ja zaczęłam słuchać dopiero w pod koniec I aktu,rzeczywiście wygląda na to,że rozśpiewali się w drugim. Ale i tak po wczorajszym wieczorze najlepszym znanym mi Bertaridem pozostaje Ewa Marciniec, podobnie jak Sarah Connoly pozostaje niezagrożona na pozycji najlepszego Jula Cezara 🙂 Sorry,nic na to nie poradzę – ale moim subiektywnym zdaniem chłopaki są za nimi w sporej odległości.
Na swoje usprawiedliwienie dodam,że nie znam się na muzyce (czy nazwiemy ją dawną,niedawną czy jeszcze inaczej),ja tylko słucham…
Panie Piotrze, chyba ma Pan rację,to mógłby być dobry pomysł z panią Agnieszką 🙂 Dawno nie słyszałam jej w takim repertuarze,ale jakiś słyszany przed laty Orfeusz w jej wykonaniu mi się przypomniał…
Dzis o 17:00 na Mezzo Orlando Spinosiego z Marie-Nicole Lemieux.
@ lisek 13:09
lisku,dowiedziałam się ostatnio od pewnego twórcy muzyki elektronicznej,że niektóre komputery też już są… instrumentami historycznymi 🙂 Muzyka na violę da gamba,klawesyn i komputer Atari 😉
A np.taka Odra 1305 ? 😉
http://www.youtube.com/watch?v=yRlZRH2XnJA
Ew_ko, do mnie to dotarlo gdy pierwszy raz zobaczylam komputer na straganie staroci na jakims targu 😆 Dosc dawno temu zreszta 😉
lisku 🙂
odkąd nasz,wzniesiony niemałym wysiłkiem na Euro 2012 ( a dotąd nie całkiem skończony) Wrocławski Stadion Miejski Na Którym Nie Wystąpi Paul McCartney, wziął udział w tegorocznej Nocy Muzeów, nic mnie już nie zdziwi 😉
Panie Piotrze! Myślę że przy okazji tego wykonania partii Bertarida dotyka się szerokiego jak morze problemu wykonywania partii pisanych dla kastratów przez kontratenorów dzisiaj… Kontralty czy mezzosoprany robią to pewnie lepiej z czysto muzycznych względów… Domyślam się co się Panu u Fagioliego nie podobało: manieryczność brzmienia, efekciarstwo, popis wokalny, chęć zaszokowania głosem… Po części to grzechy gościnnych wykonań. Dobry dyrygent powinien umieć to opanować! Ale jednak udało mu się błysnąć i zaszokować – to nie takie rzadkie: nawet Callas to robiła… To się nazywa zdaje się „Total(y) performer” 😉 Mnie przypomina czasem techniką …Bartoli i jej też irytująca czasem skłonnością do przesadzania, śpiewania wszystkiego na spiętym emocjami gardle… Mnie F. ujął i porwał (na widowni miał większe pole rażenia!) wyczuciem sceny, tego o czym śpiewa, techniką i tym darem, który ma niewielu, jakąś wewnętrzną „sprężyną”, która pozwala mu chwycić publikę za gardło. Drugi kontratenor wypadł więc ledwie poprawnie: czytaj blado…Miał też problemy emisyjne, które radio eliminuje przez bliskość mikrofonu. Pozdrawiam ruszam w drogę i opuszczam „łącze”
Ponieważ dyskusja o definicjach wróciła, dodam swoją opinię wpisaną nieopatrznie pod wczorajszym:
W rozmowie potocznej różne terminy gładko przechodzą. Można pod poszczególnymi terminami rozumieć to lub owo. Najczęściej rozumie się jedno a interlokutor drugie. Jednak w poważnych esejach czy pracach naukowych we wstępie precyzuje się definicje pojęć dalej występujących a nie całkiem jednoznacznych. Pisze się, czy przez muzykę współczesną rozumie się muzykę napisaną po roku którymś-tam czy też muzykę skomponowaną z zastosowaniem środków przed rokiem którymś-tam nie stosowanych bądź stosowanych wyjątkowo przez prekursorów. Czy jeszcze jakieś inne kryteria można tam sobie wpisać. To samo z muzyką dawną. Kiedyś mieliśmy w kraju i w ważnych stolicach mędrców, których opinie wiązały powszechnie. Teraz wszystkie autorytety sa równe, albo są autorytetami dla większości, ale na pewno nie dla wszystkich. I dobrze chyba.
Mnie w obu tych pojęciach („dawna”, „współczesna”) razi ich nieprecyzyjność i ogólnikowość, która aż zaprasza do nieporozumień. One niczego nie opisują, niczego nie definiują, to wytrychy, worki, do których każdy wrzuca to, co mu wygodne. Kiedy do tego dodać ich sensy ukryte, które każdy postrzega inaczej („dawna” będzie czcigodna, ale odległa i obca; „współczesna” będzie nowoczesna, postępowa, bliska… co kto lubi), pojawia się właśnie ten zamęt o najczyściej ideologicznym podłożu, o którym mówiłem, wskazując na analogię z „trzecim światem”.
Związek Kierowniczek Polskich 😯
To ma być dyskusja, jak wszyscy są jednomyślni? 🙂
Mógłbym się trochę poniezgadzać w sprawie kontratenorów. Nie tego konkretnie, tylko w ogóle. Nie mam nic przeciw kontratenorom, ale…
…nie w osiemnastowiecznych operach. Ani wcześniejszych też. Sorry bardzo i bez urazy.
@ zeen
Kompozytorów 😐 😆
Do Fagiolego wracając, na pewno na publiczność na sali działał też stroną wizualną swego popisu 😉 Ale podobno to śpiewanie go tak nabuzowywuje, bo w ogóle zachowuje się normalnie. O poczuciu humoru wspominałam, bo w tych ostatnich ariach wyraźnie zerkał spod oka na dyrygenta czy na publiczność szelmowskim oczkiem 🙂 To też budziło zapewne sympatię.
@ WW
Pewnie, że żaden kontratenor nie dorówna Farinellemu ani Senesinowi. Ale są od nich równie daleko, co mezzosoprany. Oczywiście mówię o partiach przeznaczonych dla kastratów, a taką jest Bertarido – nie o takich, które Haendel przeznaczał na głosy żeńskie.
I jeszcze coś dotyczącego wczorajszej Opery Rary.
Kto tam wreszcie u licha zrobi jakiś porządek z tymi tłumaczeniami? Naprawdę, nie potrzebujemy podczas tych wydarzeń dodatkowych efektów satyrycznych. Tymczasem kończy się tak, że zamiast słuchać Haendla płaczemy ze śmiechu widząc w napisach np. „rządzę władzy”
@PK 16:16
Tłumaczenia napisów są powszechną bolączką w naszych teatrach operowych ( i nie tylko). Polski język być bardzo trudna – jak się okazuje -nie tylko dla cudzoziemców 🙁 Czasem mam wrażenie,że autorzy tych tłumaczeń może i znają jako tako język oryginału,ale z rodzimym mają kłopoty.
A może to po prostu tłumacz Gugiel? To by wiele wyjaśniało,bo czasem to taki bełkot,że tylko zamknąć oczy,bo strzymać nie idzie.
Aha,tutaj chyba powinien być cudzysłów 😉
A czy Gugiel zna słowo „rządza”? 😯
To fakt,wygląda mi to raczej na ciężki przypadek „dysortografii”, za moich szkolnych czasów nazywanego niesłusznie „tumaństwem ” 🙂
„nazywanej” miało być 🙁
Przyganiał kocioł garnkowi 🙂
Ad Dorota Szwarcman 14 czerwca o godz. 16:16
Przecież to logiczne – rządzę, więc mam władzę
Stąd „rządza władzy”
Stanislawie, juz Cie wyreczylam – 12:49 (err. „ja” zamiac „je”)
A bo to Władzia juz nie rządzi???
Chyba miało być raczej „rządzia Władzi”
..zamiast.. (mam chyba atak dysleksji 😳 )
Chyba to już jakaś epidemia – przepraszam za zarażenie 😆
Ad tjczekaj 14 czerwca o godz. 16:58
Waldzia jeszcze rządzi, ale chcą ją zreferendzić.
Jak zwykle nie na temat, ale wiadomość jest dobra. Podobno „Tannhauser” z biogazu przestanie po tym sezonie straszyć w Bayreuth. Przetrwał 3 sezony (stanowczo o 3 za długo) , co jest rekordem – jak dotąd każda produkcja była grana przynajmniej 5-7 lat. Powiew zdrowego rozsądku w rodzinie Wagnerów?
@PK 16.04
No, to jednak nie całkiem tak. Nie są od nich „równie daleko”, z dwóch powodów : dynamiki i barwy. Większość „altów męskich” to głosy stosunkowo niewielkie, delikatne, stąpające ostrożnie. U niektórych z nich (Christophe Dumaux, nie on jeden) ubóstwo barwy i „głębi” jest wyjątkowe, bo artysta poświęcił wszystko dla cienkiej, jednowymiarowej „żylety”. Wielu z nich wykończyło się, śpiewając właśnie te role operowe, gdzie – tu zgoda z Wielkim Wodzem w całej rozciągłości – nie mają nic do wygrania, a wszystko do stracenia. Nawet ci, którzy mają tzw. parę, jak dzisiaj Fagioli, uzyskują to kosztem szlachetności barwy oraz jej różnorodności, a także naturalności emisji.
Jedyny, któremu Bozia dała w jakimś stopniu te walory to Cencic, ale tu dochodzimy do bardzo ciekawego paradoksu: Fagioli i Cencic nie brzmią jak falseciści, ale jak kobiety, w przypadku Fagiolego – jak nienajlepszy alt kobiecy, z tych dawnych „pohukujących” altów angielskich, które śpiewały w oratoriach. Tolerujemy u tych śpiewaków niedostatki, których nigdy nie darowalibyśmy śpiewakom innych kategorii.
Co więcej, była już o tym mowa, Horne czy Podleś (i wiele innych) mają/miały w głosie nieporównanie więcej testosteronu, niż David Cordier czy Daniel Taylor, którzy Bertarida nagrali. Chcesz mieć Juliusza Cezara śpiewającego altem jak prawdziwy chłop, głośno jak trzeba, z kolorystycznym bogactwem, swobodnie, naturalnie frazując, bez pozy? Weź np. Sarę Connolly.
I wreszcie powtórzyć należy : Haendel nie zawsze miał w operze kastrata. Kiedy mu go brakło, zawsze zastępował go kobietą. My kastratów nie mamy i pewnie (?) już nigdy mieć nie będziemy. HIP nakazuje słuchać rad Haendla.
Ad Piotr Kamiński 14 czerwca o godz. 18:05
„My kastratów nie mamy i pewnie (?) już nigdy mieć nie będziemy.”
Hmmm – przychylałbym się chyba do Pana pytajnika.
Ale oczywiście pozostaje pytanie, kto dziś umiałby kształcić taki głos?
Posłuchałem kilku nagrań i obejrzałem Fagioli’ego (pomijam jakiś sprzeciw wewnętrzny, że chciałbym go słuchać na żywo), to ta muzyka ma w sobie coś z cyrku.
Może jednak Haendel miał rację wstawiając w miejsce kastrata kobietę.
@Urszula,
Ogłosili, że przedstawienie Baumgartena zostanie zdjęte z powodu krytyki i kontrowersji, jakie wywołało. W zastępstwie o rok dłużej pociągną w Bayreuth szczury Neuenfelsa.
Bo szczury niektórym się podobały. Nigdy nie przestane się dziwić ludzkim gustom.
Panie Piotrze, a Bejun Mehta? To jedyny falsecista, którego lubię. A Connolly nie tylko wokalnie była Juliuszem doskonałym, także scenicznie. Ten rzymski nos i władczy temperament , boska(i ?).
A co tam było z tymi szczurami?
(Co do „testosteronu” Connolly, to absolutnie się zgadzam – sama niedawno napisałam, że jako Cezar była bardziej męska od Danielsa 😉 )
http://www.youtube.com/watch?v=4GbN-k7MHCc
http://www.ustream.tv/recorded/6029404
Jak kto dysponuje czasem to: „Join NYC jazz piano monster Dave Frank as he analyzes the great rock/jazz piano solos of Bruce Hornsby. This will be super-fun, interesting and inspirational:) You’ll know some of what he’s doing by the end of this class! „
Bejun Mehta jest dobry w takich właśnie rolach jak Ptolemeusz, czy Tamerlan, napewno lepszy niż Dumaux, bo ma bogatszy, ciekawszy głos. To są role charakterystyczne, napisane w nieco węższej skali, muzycznej i emocjonalnej, niż role „amancko–bohaterskie”, pisane np. dla Senesina. Kiedy Bowman się złapał za Orlanda (że też nikt tego nie nagrał w porę z Ewą Podleś!), wyszło byle co.
Warto zauważyć, że jest parę ról, których alty męskie chyba w ogóle nie tykają, szczególnie dwie partie Carestiniego, Ariodante i Ruggiero w Alcynie, no i Serse.
@Beata
Może było tajne referendum: czy Państwo woli odchody, czy Państwo woli gryzonie…
Dzięki Klakierowi za link do Rattengrina. Słuszna uwaga o tym kształceniu, swoją drogą… Zresztą na jednego Farinellego przypadały setki… kaleków.
Hans Neuenfels od tego Lohengrina to ten sam świrus, który na specjalne zamówienie dyr. Mortiera zrobił w Salzburgu Zemstę nietoperza z wiadrami kokainy, Eisensteinem zrobionym na Goeringa, oraz gadaniną własnej żony w roli „Froscha”, pleć pleciugo przez godzinę.
A jeszcze tak mi się pomyślało. Skąd pewność, że Farinelli śpiewał lepiej, niż taka na przykład Cecylia? Nie słyszałem nagrań, a entuzjazm publiczności, to sami wiecie. Wiadomo tyle, że śpiewał wszystkie napisane nuty. 😎
@Piotr
A może po prostu już nikt sensowny nie chciał dyrygować odchodami? Bo cóś się dyrygenci ewakuują z inscenizacji Baumgartena. On za to od przyszłego roku akademickiego pokieruje studiami reżyserskimi prowadzonymi wspólnie przez Hochschule für Musik und Theater München i Bawarską Akademię Teatralną.
A z falsecistami po tuningu mam to samo – w operze jakoś mnie nie kręcą.
Neuenfels już w 1959 roku wydał tomik wierszy „Ovar und Opium”…
Zdaje się, że płaszczyzny dyskusji odnośnie definicji zaczynają pączkować.
Bo co to znaczy „śpiewał lepiej”?
OK – ktoś wykształcony muzycznie (vide miejsca partyturowe w niektórych operach) porówna zapis i wykonanie.
OK – można to np. pomierzyć w głośności, pewnie i w barwie głosu.
A ja to już tu na blogu kiedyś napisałem – nigdy nie usłyszałem już więcej, ani na żywo, ani nagrania arii Filozofa z III aktu Cyganerii Pucciniego lepszego, jak pewnego wieczoru w 80 latach ubiegłym wieku w Operze Łódzkiej – nawet nie pamiętam, jak się ten śpiewak nazywał (a to były takie radosne czasy, że się popołudniem jechało z Warszawy do Łodzi na wieczorne przedstawienie w Łódzkiej Operze i wracało ostatnim pociągiem) i nie mogę tego odnaleźć przez google. Rudolfa śpiewał wtedy p. Kunert.
Obejrzałam szczury. Dżizas… 😯
A jak to jest możliwe, że ktoś taki jak Baumgarten dostaje studia reżyserskie ❓
Cóż mogę powiedzieć, Kierowniczko. Podkreślają jego teatralne doświadczenie (rzeczywiście ma) i liczą na „nowe impulsy artystyczne”.
Dziadek Baumgartena, Hans Pirschner (urodzony in Breslau w 1914 roku) był wieloletnim dyrektorem Opery Unter den Linden (1963-1984).
Pischner, Proszę Panienki. Się kupowało jego płyty na Eternie. Moja pierwsza Fantazja chromatyczna z fugą. Nagrał też Sonaty szczypcowe Bacha z Ojstrachem. Ale czemu tu się dziwić: Peter Konwitschny jest synem Franza. Wsławił się różnościami, wystarczy poszukać. Wiki podaje, że w roku 2000 zrobiłą Księżniczkę czardasza w okopach I wojny światowej i był taki skandal, że dyrekcja dwie sceny ocenzurowała.
Konwitschny ma jakąś honorową profesurę. Baumgarten będzie kształcić przyszłych reżyserów, a niedawno zarżnął w Zurychu Don Giovanniego. Cała nadzieja, że wychowankowie będą się afirmować przez opozycję wobec profesora, jak to młodzież.
TEN Pischner 😯 Pewnie, że pamiętam 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=_49w-zvM5eo
🙂
Ad Dorota Szwarcman 14 czerwca o godz. 21:20
„TEN Pischner 😯 Pewnie, że pamiętam 🙂 ”
Mimo śmilejka… zapytam … z 1957 roku?
🙂
Nie, z płyt Eterny 🙂
Założę się, że Pani Kierowniczka u Pani Janeczki miała pod ladą co najmniej dwie półki.
Oj, dużo zawdzięczamy Pani Janeczce… Kiedy tam dzisiaj czasem przechodzę, to się jej kłaniam w myślach!
Muzycznym kociarzom BBC sprawil w czwartkowy wieczor duza frajde. Kotom zainstalowano GPS-y i kamery. Juz wiemy co one robia dniami i nocami.
http://www.dailymail.co.uk/sciencetech/article-2340714/The-Secret-Life-Cat-What-mischievous-moggies-gets-owners-backs.html
Pobutka.
Też zaczynałem gromadzić swoją płytotekę dzięki wielkiej życzliwości Pani Janeczki. To były czasy….Kupowanie płyt, wtedy jeszcze winylów, było naprawdę wielką przyjemnością.
Dzień dobry 🙂
Kocie nocne życie – coś pięknego 😀
Z Panią Janeczką nie miałam tak ciepłych stosunków, ale chadzałam tam, podobnie jak do ośrodków czeskiego i węgierskiego. Jednak – muszę się przyznać (i chyba to już któryś raz się tu przyznam) – nie przepadałam nigdy za winylami. Cały ten rytuał czyszczenia, kłopotów z igłą, obawy, że upuszczę płytę i się rozwali… nie, to nie było dla mnie i dlatego nigdy nie uprawiałam prawdziwego kolekcjonerstwa. Wolałam odwiedzać płyciarnie moich przyjaciół (np. Staszka Leszczyńskiego) albo np. w ośrodku austriackim (właśnie, po latach, przeniósł się z Próżnej na… Próżną, naprzeciwko; na honorowym miejscu na półkach stoją te winyle, chyba ku ozdobie).
Zmieniło mi się dopiero, odkąd weszły CD.
W Pobutce Boulez na Promsach. A tego lata będzie też Lutosławski, Szymanowski, Penderecki (m.in. w wykonaniu orkiestry FN, jeszcze z dyr. Witem – pierwsza wizyta zespołu na tej imprezie)… Prawdopodobnie udam się latem do Londka na parę dni. Wstyd może się przyznać, ale na Promsach nigdy jeszcze nie byłam.
Dział płytowy Ośrodka Kultury i Informacji NRD na Świętokrzyskiej dzięki Pani Janeczce był miejscem magicznym.
I ja też, Panie Piotrze, przechodząc dziś wedle budynku, gdzie się ów Ośrodek mieścił, kłaniam się Pani Janeczce, wspominam Jej życzliwość.
Czasem sobie myślę, że była dla mnie pewnego rodzaju cicerone po nagraniach płytowych (w zależności, co wyjęła z przepastnej podlady).
I podobnie jak i guciowi swą życzliwością „budowała” zręby mojej winyloteki.
W czeskim i węgierskim było „zimno”.
W bułgarskim „cieplej”, ale ubogo płytowo – choć kupiłem tam winyla z prawosławnymi pieśniami w wykonaniu Borisa Christowa, i tych nagrań słucham do dziś
http://www.youtube.com/watch?v=FOlvqhHjym0&list=PLvSx9CQUWH_HWEzJzPK0TDUPmy__ZZV_d&index=6
Warto jeszcze wspomnieć salon Polskich Nagrań na rogu Nowego Światu i Świętokrzyskiej – choć oferta (i jakość) do słuchania była inna od wspominanych miejsc – ale było to w tamtym latach COŚ.
I jeszcze w ramach nostalgii za Czasem Przebytym i Minionym wspomnę księgarnię muzyczną na Nowym Świecie.
W każdym razie bardzo dobrze wiedziała, co na wystawę, a co pod ladę… Pamiętam bardzo długą jazdę tramwajem z czterema pudłami: cały Ring Soltiego na Eternie. Łapy mi się trzęsły, jak narkomanowi.
Tak, tak – od Pani Janeczki wracało się „na głodzie” ! 😀
PANI JANECZKA to była po prostu „instytucja” dająca możliwość zdobycia unikalnych w ówczesnych warunkach nagrań najwybitniejszych artystów. Pamiętam że na początku nie było łatwo wejść do grona jej zaufanych „klientów”…
Oj, nie było! Ale jak już się weszło … W węgierskim tak się nie dało, tam pracowali ludzie, którzy chyba nie bardzo wiedzieli, czym handlują. Ale też pamiętam pewien powrót do domu ze świeżo upolowanym „Balem maskowym” z Domingo i Ricciarelli pod Abbado. Musiałam wyglądać dziwnie, kurczowo ściskając to duże, kartonowe opakowanie z przcudnym portretem Placidissimo na okładce.
W węgierskim było ciężko ale też się dawało wejść w konfidencję z personelem, który był chyba trochę tyranizowany przez bardzo sieroznego szefa. Mnie udało się pozyskać względy miłej pani która siedziała „na kasie”. Pomocne w tym były m. in. bilety na występ Perlmana które byłem w stanie jej załatwić dzięki znajomościom w kasach ówczesnego Teatru Wielkiego. Najgorzej było w czeskim, ale też i asortyment nagrań nie był chyba tak podniecający.
Donoszę, że wreszcie, z opóźnieniem, napisałem swój komentarz do Rodelindy. Zapraszam. http://pfg.blox.pl/2013/06/Ukradzione-przedstawienie.html
Dobry wieczór,
jutro trzymajcie kciuki – lecę do Stambułu.
http://www.hurriyetdailynews.com/lifetime-achievement-award-goes-to-composer.aspx?pageID=238&nID=48811&NewsCatID=383
W przyszłym roku ma być tam Rok Polski i to jest jego drobny przedsmak.
Trochę się obawiam i mam mieszane uczucia w związku z tym, co się tam dzieje. Tam, gdzie będą powyższe wydarzenia, czyli na starym mieście, będzie raczej spokojnie; hotel mam obok. We wtorek rano mamy odwiedzić parę muzeów po tej stronie Bosforu, gdzie jest plac Taksim, ale w pewnej od niego odległości. Może się uda.
Biorę maluszka, więc będę dawać głos.
Parafrazując Lucy Maud Montgomery – są ludzie znający PANIĄ JANECZKĘ!
Że też Panią Kierowniczkę rzuca na „pierwszą linię”.
Sie bedzie czymać
I słuchać przeciw urokom złym:
http://www.youtube.com/watch?v=mrpkEKM7fAs
Pani Kierowniczko, pieknych wrazen i dobrego powrotu! Jestem pewna ze wszystko bedzie OK.
Dzięki, klakierze 🙂 I liskowi też dzięki!
To ulubiona aria jednej mojej przyjaciółki, która śpiewała mi jej pierwszy motyw, a ja tak z marszu nie mogłam rozpoznać, co to jest, aż kiedyś usłyszałam Zaidę 🙂
Żałuję teraz, że nie znalazłam dotąd czasu na poczytanie Pamuka (odstraszały mnie gabaryty książek) – trzeba będzie się zabrać po powrocie. Mam odwiedzić m.in. Muzeum Niewinności, otwarte przez noblistę rok temu w związku z jego książką pod tym samym tytułem.
Pani Kierowniczko, na śniadanie koniecznie menemem, polecam też sałatki z bulgurem i pastę z pieczonego bakłażana (bakłażan to patlıcan, wym. patlidżan). A na deser nie przesłodzoną baklavę, tylko irmik (ciepła kasza, w środku lody) i kunefe. Z ryb obowiązkowo świeży levrek. Byłam w Stambule w czasie zamieszek wywołanych przez kibiców – to oczywiście nie ta skala, ale generalnie wrażenie miałam takie, że najważniejsze, to nie wchodzić w drogę policji, która działa na zasadzie „Pan rozpozna swoich”. Udanego wyjazdu!
Dobrej podróży, Kierowniczko! 🙂
Aparato koniecznie!!
Na FB jest taki komunikat na stronie Piotra Beczały:
Zapraszam wszystkich milosnikow opery jutro,w niedziele do Telewizji Kultura. Od godz. 17-tej „Niedziela z Piotrem Beczala”, w tym zeszloroczna Cyganeria z Salzburga z Ania Netrebko i spotkania w studio.,/i>
Nie zamknęłam formatowania tekstu. 🙁
Jonas Kaufmann jako Grimoaldo… :)?
Pobutka.
Jonas byłby w tym nadzwyczajny, to prawda. Ale go pewnie nigdy w tym nie usłyszymy. Większe szanse mamy z Villazonem, któremu dzisiaj ta „barytenorowa” rola leżałaby idealnie. Jedną z arii (cudowne „Pastorello”) śpiewa zresztą na swojej haendlowskiej płycie.
Strach pomyśleć swoją drogą ilu wielkich wykonawców niesprzyjające okoliczności „zmarnowały” dla tego repertuaru…
Dzień dobry 🙂
Ten Igudesman&Joo już tu kiedyś byli, ale nie szkodzi. Taki show w rodzaju Malickiego, tylko w lepszym guście, bo bez seksistowskich akcentów. Albo raczej w rodzaju Grupy MoCarta.
A obok na tubie coś, co mnie nie mniej ubawiło. Dla zmyłki: po oklaskach dopiero zaczyna się najlepsze 😉
http://www.youtube.com/watch?v=NeUovGDZoj0
Ago, dzięki za informacje praktyczno-kulinarne! Wujek Gugiel mówi, że menemen jest z n na końcu. No dobra, spróbuję tego i owego 😉
🙁
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14108536,Policja_wkracza_do_parku_Gezi__Buldozery_usuwaja_miasteczko.html##BoxSlotIIMT
Chyba najpiękniejszy jest Lupu w czapeczce, z cygarem… Garrick Ohlsson (ale dzidziuś z bródką!) kiedyś mi opowiadał o tym cyrku. Tam były inne występy, np. lekcja gry na pianinie oburącz, gdzie on występował w roli surowego profesora, a sterroryzowanymi uczennicami były (jeśli dobrze pamiętam : białe sukienki i kitki z kokardką) panny Alicia i Gina. Musiało to nieźle wyglądać, bo były różnice rozmiarów (Gina Bachauer też była duzo kobito… zmarła w dwa lata po tym koncercie).
Wujek ma rację, 😳 zammmiłam się na myśl o menemen. 😉
Innych występów można posłuchać tutaj http://www.youtube.com/watch?v=-QTHqOqLX8U Niestety, bez obrazu. Lekcja, o której pisał Pan Piotr: 42:32.
Obrazek też jest – nie sądziłem, że to kiedyś zobaczę:
http://www.youtube.com/watch?v=HNjJYxsPrXU
Informacja dla Klakiera z dn. 14.06.13
„Cyganeria” w łódzkim Teatrze Wielkim miała premierę w 1977 roku i partię filozofa Collina śpiewali na zmianę Zdzisław Krzywicki i Włodzimierz Zalewski.
Pozdrawiam
Krystyna
A w Grecji dramat!!!
http://willthatbeall.net/?p=319
🙁 🙁
Dorota Szwarcman 16 czerwca o godz. 8:27
A ja myślałem, że CHAŁTURA w duszy nie gra.
Ba nawet WYKORZYSTYWANIE POZYCJI I UMIEJĘTNOŚCI jest be!
No to ja sobie w leniwe niedzielne południe poserwowałem po wskazaniach od Igudesman&Joo przez Malicki Filharmonia Dowcipu, tangata, aż po suita z Ojca Chrzestnego i na tym kończąć:
http://www.youtube.com/watch?v=E938woj56TA
[…]
Wieczorem idę na tradycyjny spektakl „Rigoletto” – Kurzak, Dobber, Terranova, dyr. Andriy Yurkevych.
Chyba mogę już napisać recenzję – będzie godnie.
Jedna rzecz nie daje mi spokoju jeśli chodzi o repertuar przyszłego sezonu w TW-ON. W roli Judyty zapowiedziana jest Nadja Michael, podczas gdy dokładnie w tym samym czasie ma ona angaż w De Nederlandse Opera – http://www.dno.nl/index.php?m=performances&sm=season&s=377&sea=40&c=teamAndCast. Jak to możliwe?
Szczęśliwej drogi,Pani Kierowniczko,a my postaramy się nie nabałaganić zanadto na Dywaniku 🙂
Dobry wieczór 🙂
Witam serdecznie Panią Krystynę Kwaśniewską 😀
I pozdrawiam wszystkich ze Starego Miasta w Stambule.
Tu jest spokojnie i przyjemnie. Po kolacji na dachu restauracji poszliśmy na mały nocny spacerek, po drodze wchodząc do Błękitnego Meczetu i spacerując koło Haghia Sophia. Obok jest stary hamam, a przy nim restauracja „Derwisz” na wolnym powietrzu; tam na estradce do smętnej muzyczki wirował sobie powoli pan derwisz w wysokiej czapce na głowie. Kiedy skończył, ukłonił się i poszedł, wpadł na scenę dziarski grubasek i zatańczył… Gangnam Style 😀 Czysty surrealizm. W chwilę potem lunęło i zagrzmiało, muzycy uciekli, wszyscy schowali się pod daszkiem, a od strony Błękitnego Meczetu rozległ się głos muezina. Niesamowite to było. Deszcz równie szybko przestał padać i nad wieżami meczetu znów zaczęły szybować mewy, co w ciemności robi dość złowrogie wrażenie…
A na placu Taksim i w okolicy podobno horror.
Co z jutrzejszą imprezą, nie wiemy jeszcze. Nie wiemy nawet, czy przyjechała orkiestra i Penderecki. Hotele mieli mieć w Beyoglu, czyli niedaleko Taksim 🙁
Na razie idę spać, czego i Wam życzę – dobranoc.
Pobutka.
Dobutka czyli nasz człowiek w Stambule
Ali Ufki, tłumacz, dyplomata i muzyk, wiele lat spędził w pałacu Topkapi:
http://youtu.be/JiDZVoW0To0
Z porannego nasłuchu radiowego: od semestru letniego we wspólnym Instytucie Muzykologii Hochschule für Musik w Weimarze i Uniwersytetu w Jenie badania i studia uzupełniono o historię muzyki żydowskiej, również tej najnowszej. Ze środków Federalnego Ministerstwa Edukacji i Nauki utworzono stanowisko profesorskie i powołano na nie Jaschę Nemtsova. Ciekawa postać: http://www.hfm-weimar.de/v1/studium/institute/fk3/musikwissenschaft/Professoren/Nemtsov_Jascha.php?lang=en
A tu o kształceniu kantorów w Poczdamie:
http://abraham-geiger-kolleg.de/serdecznie-witamy.html?L=5
Dobrego dnia! 🙂
Ad Krystyna Kwaśniewska 16 czerwca o godz. 11:57
Wielki dzięki za informację o obsadzie partii Colina w łódzkiej „Cyganerii” z 1977 roku. Na przedstawieniu byłem więc przed rokiem 1980, a nie w latach 80-tych. Wykonanie było wielkie i cieszę się, że z 50% prawdopodobieństwem umiem określić, komu zawdzięczam wzruszenie, które przetrwało we mnie ponad 30 lat.
Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję.
klakier
Pani Kierowniczko, mam nadzieję że dzień będzie interesujący i bezpieczny, a tego nieustająco życzę WAM WSZYSTKIM. A jeśli już kiedyś będzie czas i chęć na lekturę Pamuka, to polecam także Elif Şafak. W Polsce ukazało się sporo tłumaczeń jej książek 🙂
Pani Kierowniczka pojechała,myślałam że natychmiast rozwiną się dyskusje nie skażone merytoryzmem, a tymczasem na Dywaniku cisza…
http://www.youtube.com/watch?v=3fYvfEMUJl8&feature=youtu.be
Troche muzycznej Turcji
http://www.youtube.com/watch?v=Gihwx-0KOfY
@ Beata 7:30
Jak na zamówienie – Ali Ufki pojawi się w programie tegorocznego wrocławskiego Forum Musicum ( w sierpniu ) 🙂
http://www.filharmonia.wroclaw.pl/home/festiwale/Forum-Musicum
🙂
a tego artyste gram od paru dni MARC FICHEL
___________________
https://www.youtube.com/watch?v=I0fgo2_WxGQ
c’est juste un piano voix….ani holem hotah
pozdrawiam slonecznie i deszczowo
@ew_ko, a to dopiero! 🙂
W Jarosławiu był koncert poświęcony jego pamięci, w 2010 roku, z okazji 400. rocznicy urodzin. Tam go poznałam.
@ Beato, ja pierwszy raz o nim usłyszałam także z tej okazji,chyba był jakiś większy materiał z Jarosławia w Dwójce.Ciekawa jestem,jak będzie brzmiała ta muzyka w większej dawce 🙂
Ad ew_ka 17 czerwca o godz. 14:45
Widzę, że jest zapotrzebowanie na rozważania nie skażone merytoryczne – a więc…
Wstęp, czyli nawiązanie quasimerytoryczne.
Wczoraj byłem w TeWonie na Rigoletto – Dobber, Terranova, Kurzak. Było godnie.
Panią Kierowniczkę (unoszącą się na Latającym Dywanie nad Stambułem) reprezentowała najbliższa rodzina.
Scenografia sal książęcych wydawała się być uniwersalną, przy lekkiej modyfikacji może z powodzeniem obsłużyć I akt Toski.
Ktoś wpadł na genialny pomysł, aby zliszajałe i pobijane lustra w głównym foyer zastawić gablotami ze strojami z Muzeum Teatralnego.
Cena lampki wina jest tak skalkulowana, aby nikomu nie wpadło do głowy, że bardziej się opłaca spędzić Wieczór w Operze w głównym foyer, a nie na widowni.
No i te wonie w WC… Absolutna ekologia.
Zakończenie – również quasi merytoryczne.
Orkiestra tym razem nie grała „verdiowsko”, co zdarza się jej pod Montanaro. Tylko proszę mnie nie rozliczać, co to znaczy verdiowsko, nie verdiowsko. Znaczy się ja inaczej słyszę pod Montanaro, a inaczej słyszałem wczoraj.