1000!
Tak! To już tysięczny wpis na tym blogu. Ładna liczba, rozkładająca się na sześć lat z hakiem. Tyle czasu już tu się razem bawimy. A dziś, jak na zamówienie, pięknie zagrali Filharmonicy Berlińscy pod batutą Simona Rattle’a.
Te tysiąc wpisów, które wciąż każdy, kto ma ochotę, może przeczytać, dokumentuje te ponad sześć lat życia muzycznego (i częściowo nie tylko), jakie się wokół mnie, piszącej, rozgrywało. Ale dokumentuje też różne stadia, przez które przechodził. Rozmaite przygody z tzw. merytoryzmem (czy poza tym blogiem to słowo w ogóle istnieje?) i jego brakiem, okres, kiedy razem zajmowaliśmy się głównie wspólnym wierszykowaniem, okres, kiedy ostro dyskutowaliśmy na różne tematy muzyczne lub nawet ogólne, czas, gdy wspólnie walczyliśmy o ważne dla muzyki sprawy. W skrócie: bywało wesoło, poważnie i bojowo.
Bywały też fale przypływów i odpływów. Ostatnio pewien znajomy oświadczył mi, że i on, i małżonka rozpoczynają dzień od czytania tego blogu (było to podczas festiwalu Chopin i Jego Europa, na który pilnie, tak jak i ja, uczęszczali), ale dodał: ale co tak mało komentarzy? W życiu blogowym bardzo różnie się dzieje i nie ma w tej dziedzinie reguł. Bywa, że dyskusja aż buzuje, bywa, że nikt się nie odzywa. Moje jednak w takich momentach wątpliwości, dla kogo ja to w ogóle piszę, rozwiewają się po najbliższym muzycznym wydarzeniu, kiedy różne nieznajome osoby (które tu się nie odzywają – ale tak samo je pozdrawiam!) pytają: a kiedy będzie coś na blogu? I tu – podkreślam – dowód, że taki gatunek jak recenzja muzyczna jest ludziom potrzebny i że różniści rednacze, którzy wywalają je ze swoich produktów, nie mają racji. Ale walczyć z takimi… Ja zamiast walczyć robię swoje.
Ale w końcu nie tylko ja. Czym byłby Dywan bez Frędzelków? Pamiętam, że to foma wymyślił Panią Kierowniczkę – stąd zresztą Dywan, bo przecież na co kierownicy wzywają? Cenię sobie nie tylko naprawdę znakomitych dyskutantów z ogromną wiedzą, jakich tu przecież bywa wielu, ale też Pobutki PAK-a, fajne koty Hoko, wirtuozowskie wierszyki Bobika i różne inne niemerytoryzmy, z którymi jest tak przyjemnie. Ja sama mam czasem ochotę znów popisać takie wpisy, które niekoniecznie byłyby jakąś relacją z czegoś, może ogólniejszą refleksją, a może po prostu żartem… Tak też czasem będzie, tyle, że ciągle się coś dzieje i w związku z tym wciąż gdzieś mnie nosi, więc relacjonować trzeba. Tym bardziej, że miejsc do relacjonowania coraz mniej – i to już naprawdę przykre.
Do relacjonowania więc na chwilkę powracając: wspaniały był dzisiejszy koncert. Co prawda na II Symfonię Lutosławskiego nawet Rattle nie pomoże, by przestała być chłodna, szara i niesympatyczna, bo ona po prostu taka jest, wyraźnie nie chce się podobać (nie podobała się potem także samemu kompozytorowi) – ale można ciekawie rozegrać formę, sprawić, by w drugiej części (Direct) była jakaś linia, logiczny rozwój, i z tego dyrygent wywiązał się całkowicie. Pieśni wędrownego czeladnika w wykonaniu Christiana Gerhahera – o sztuce tego artysty pod poprzednim wpisem napisał 60jerzy tak, że nic dodać, nic ująć, nie ma on może dużego i pięknego głosu, ale ma wielką inteligencję, wrażliwość i pokorę wobec muzyki. Msza Głagolicka bardzo efektowna, świetny chór z Brna, pierwsza dla mnie okazja usłyszenia organów Filharmonii Berlińskiej (brzmią znakomicie) – i Rattle znakomicie panujący nad całością i dozujący emocje. Takich owacji jeszcze na tym festiwalu nie słyszałam, choć w ogóle publiczność tu bardzo życzliwa.
Komentarze
Gratuluję jeszcze raz tysięcznego wpisu i podpisuję się pod recenzją. Jestem pod ogromnym wrażeniem chóru z Brna i jakości tutejszych organów (miałem dobre miejsce żeby właśnie je słyszeć). Pieśni Mahlera wywołały we mnie podobną refleksję; siła głosu to nie wszystko, muzyczna (ogólna?) wrażliwość jest ważniejsza. Janaček pod Rattle’m to była uczta dla każdego kto, jak ja, wielbi tego kompozytora. A nawet z tej emocjonalnej pustyni jaką jest II Lutosławskiego wykrzesali trochę emocji… A obserwowanie min maestro (z mojego Block E) dostarczyło niezależnie wiele radości:) było mi bardzo miło spotkać Panią Redaktor oraz Pana Jakuba po koncercie.
Pobutka.
—
Gratulacje!!!
Gratuluję!
Gratulacje dla Pani Kierowniczki i komentujących Frędzelków!!! 🙂
Gdybym wiedziala zawczasu, rozwinelo by sie odpowiedni millenaryzm… 😀
Gratulacje!!!
Wielkie dzieki za ten 1000 i tak trzymac przez nastepny!!! 🙂 :-):-)
I to bez momentow watpliwosci, bo dla takich „niemerytorystow” jak ja, ten blog ma znaczenie baaaardzo edukacyjne…:-)
Niech się piszą kolejne tysiące! Bo ja bym chciała co najmniej tysiąc jeszcze przeczytać. Może wtedy coś z tej muzyki zrozumiem. A na razie po prostu lubię słuchać i bardzo dużo się stąd uczę 🙂
Dzień dobry 😀
Tromb Pobutkowych wysłucham chyba już w Polsce, bo tu tuba się na mnie krzywi… ale przynajmniej z podpisu wiem, co mogę sobie wyobrazić 😉 Za to Haendel przeszedł.
Nieustające zdrowie Frędzelków ! 😀
1000 🙂
zycze wielu tysiecy sympatycznej Pani Dorocie
Ciesząc się z pierwszego tysiąca, pijmy za następne! 😀 Na procenty nieco za wcześnie, póki co zapraszam więc wszystkich na świeży sok grejpfrutowy. Skłonność do komentowania … mieni się. Jak się człowiek naczyta Panikierowniczkowych wpisów, to z jednej strony rośnie w nim apetyt na następne, a z drugiej, będąc już bardzo świadomym tego, jak sam mało wie i niewiele słyszy, powstrzymuje się, czasem, od wskoczenia na Dywan z okrzykiem: Też to słyszałam! Eeee …podobało mi się! 😆 Natomiast od czytania nie powstrzymuje się nic a nic. Ileż ja się tu naczytałam; o tym, czego słuchałam i o tym, czego warto posłuchać! Kiedy otwieram szuflady z płytami, co chwila trafiam na taką, którą kupiłam dzięki Dywanowym podpowiedziom; a na ile koncertów dotarłam dzięki PK i Frędzelkom! Zdrowie Pani Kierowniczki – z podziękowaniem za stworzenie tego miejsca i wytrwałe pielęgnowanie go! Zdrowie Dywanu – niech się plecie przez kolejne tysiączniki! 😀
Ps. A w Pobutce jest Marsz triumfalny z Aidy.
Ja również dziękuję za ten 1000! Pani blog to dla mnie pozycja obowiązkowa każdego dnia. A szczególnie emocjonują mnie wpisy z wydarzeń na których również byłem czy to na Misteriach, w WOK czy w Filharmonii Łódzkiej. Bardzo lubię Pani styl, poczucie humoru i szczyptę złośliwości – już nie mówię na Jaroussky’ego inaczej niż Żaruś 😉
Gratulacje i Brawo, Pani Doroto. Jak to mówią we Francji: ten blog powinien być refundowany…
Merytoryzm-szmerytoryzm! Merytoryzm mozna przy odrobinie dobrej woli i checi pominac i skupic sie na frywolizmie- fececjonizmie, ktrego tez tu nie brakuje.
No i na zbawianiu, jesli nie swiata, to przynajmniej kulrury.
Dalszych tysiecy z glebi Kociego Serca zycze. I dalszych wyroznien za najlepszy blog!
Ciągle szukałam, gdzie ten licznik widać i dalej nie wiem.
Dobrze, uwierzę na słowo. 😉
Jeszcze jeden, jeszcze jeden, jeszcze jeden 1000! 😀
Pierwsze zdrowie Kierowniczki!
Drugie zdrowie Szanownych Dywanikowych Bywalców!
Trzecie wszystkich czytajacych!
Wielkie dzięki.
Gratulacje, Pani Kierowniczko!
Myślę o Pani ciepło, z nieustającą wdzięcznością za Dywan utkany misternie i bezinteresownie, i za cudowne Frędzelki, których bez Pani nie miałabym okazji poznać 🙂 Następnego tysiąca w dobrym zdrowiu i obfitości tematów!
Z niejakim zazenowaniem 😳 musze sie przyznac, ze nie pamietam, ani kiedy zaczalem czytywac wpisy, ani kiedy sam zaczalem sie popisywac. Tak czy inaczej sto lat! 😆
Terazniejsze milczenie moge wytlumaczyc tym, ze sezon koncertowy w Toronto jeszcze sie nie zaczal, a pisac o koncertach na ktorych sie nie bylo (w Warszawie) – no coz, mozna, ale poco. Tak czy inaczaj, u nas dopiero 10 pazdziernika bedzie rodzina Maiskich; nieco wczesniej bedzie Cyganeria. Doniose!
Gerharera slyszlem w zeszlym roku, w recitalu (przy fortepianie byl A. Schiff, na ktorego, nota bene, tez mamy bilety – na poczatek listopada). Miedzy innymi spiewal piesni szkockie Haydna. Bardzo mi sie spodobaly, wiec polecialem do sklepu kupic plyte. A tu patrzcie panstwo! okazalo sie, ze nie plyte, tylko cale pudelko, bo papa Haydn nastukal tego dobrze ponad 400 sztuk! 8-O. Kto mowi, ze Schubert byl rekordzista?
Pozdrawiam wszystkich. 😀
Wszystkiego najlepszego dla Pani i tego blogu[bloga]!
Wielkie gratulacje dla Pani przede wszystkim. Że się Pani chce chcieć. I dla wszystkich Frędzelków i dla tych, co – jak ja – głównie czytają i się uczą. Przy okazji jubileuszu życzę (sobie przede wszystkim) jeszcze przynajmniej parę tysięcy wpisów. Koncert pod Rattlem będę oglądała i słuchała dziś o 8.00 wieczorem w Digital Concert Hall. Dziękuję za recenzję. Wczoraj słuchałam w BBC Last Night of the Proms. Po raz pierwszy od 117 lat prowadziła go kobieta, uczennica Leonarda Bernsteina, Marin Alsop. Poza nią Joyce DiDonato i Nigel Kennedy, no i chóralne Rule Britannia w wykonaniu publiczności.
Ufryzowany ogon, lakier na pazurze,
kark skropiony Psanelem, w przedniej łapie róże –
zerknął w lustro pies, po czym szczeknął: widzi mi się,
że w tym stanie już mogę iść na Tysiącwpisie,
bo wszak na kulturalne wysoce Dywany
nie wypada wparować w stanie rozmemłanym.
Prominencji tam pewnie zbiegnie się od groma,
nie wiadomo co prawda, czy się zjawi foma,
ale różne motety, sonaty, kantaty,
Orfeusze, Rogery, Arianny, Traviaty,
wirginały, chorały, madrygał i puzon,
nadto Chopek z Mozartem i Bach ze swą muzą
będą do Kierowniczki pchać się ile wlezie.
Jakże się nie pokazać na takiej imprezie,
jakże nie ucałować mocno w kuluarach
dobrodziejki, co wspomnieć o każdym się stara,
co dla starszych i młodszych, wszystkich jednakowo,
na swoim blogu znajdzie odpowiednie słowo,
a merytoryzm w strawnej tak poda postaci,
że nawet psa nań czasem trochę przekabaci?
Zatem co tylko żywe w muzycznym wszechświecie,
to, co jego osnową i co wątek plecie,
na Dywan się udaje, bo dziś bal tam wielki,
a oprócz Kierownictwa będą i Frędzelki.
Już otwarto podwoje, już się leje szampan,
już w bąbelkach Frędzelki, tromby, nawet lampa
pije zamiast pracować, twierdząc „zgłaszam sprzeciw
wobec pracy, gdy jaśniej Kierowniczka świeci”.
Pies się czasem bezczelnie z jakąś hecą wtrąca,
na przykład zapoluje sobie na zająca,
lub do tuby znienacka wpuści węża boa,
ale i on grzecznieje, kiedy leci toast,
bo niegrzecznie wręcz byłoby nie uczcić dzisiaj
Dywanu, Kierowniczki i jej Tysiącwpisia! 😀
I jeszcze parę tysięcy! Rzadko piszę, często czytam, zawsze znajduję w tym przyjemność…
Pozdrawiam
Ha, Donna Elvira, ja tez wczoraj wieczorem jak co roku ogladalem ostatni wieczor Promsow. A ze w domu nie bylo nikogo procz mnie do sluchania, bardzo glosno wyspiewywalem sobie wszgystkie nalezne hymny: Rule Brittania i Jerusalem, Land of Hope an Glory i God Save Our Gracious Queen. I nawet podskakiwalem przy Pomp and Circustance. Machalem ogonem zamiast choragoiewka. Very rousing! Very wholesome! 😈
Wielki, wielki jest Pies Bobik!
Voytek b. – tak, dobrze napisales – blog sie odmienia jak dialog, prolog, epilog.
Ale w Polszcze wielu wymawia inaczej… 🙁
Ja kiedyś się uparłam, że nie będę kaleczyć języka. Bywa nawet, że się ze mnie śmieją, ale mało mnie to interesuje 😛
Wiedziałam, że kochany Bobiczek jest niezawodny 😀 Tysiącwpisie – dobra nazwa dla dzisiejszego święta 😉
Petru – witam. Chyba to nie ja wymyśliłam tego Żarusia, ale faktycznie się tu przyjęło 😆
A ja dziś spędziłam kulturalną niedzielę, na dodatek spotykając w Hamburger Bahnhof… sąsiada blogowego, p. Daniela z małżonką. Świat jest mały doprawdy.
O tych wystawach to chyba zrobię osobny wpis już po festiwalu, bo niektóre czasowe jeszcze przez jakiś czas potrwają, no i niektóre stałe kolekcje godne są polecenia. Najmniej mi się chce jakoś na Museuminsel, ale może jeszcze…
Chyba zacznę rymy zrzynać od Bobika…
A co do Gerhahera, głos jest może niewielki, ale mnie się wydaje bardzo piękny, czysty i szlachetny. Najważniejsze jest jednak nie to, co się od Bozi dostało, ale to, co się z tym czymś zrobiło. I tu, zaiste, trudno byłoby lepiej. Ciekaw jestem, kto się wreszcie obudzi i zaprosi Go do Polski. Inna sprawa, że w Paryżu (we Francji?) ostatni raz był cztery lata temu…
Trafiłem ostatnio na inny przypadek śpiewaka, który Wotana napewno nigdy nie zaśpiewa, może nawet i Wolframa nie (choć tego Gerhaher śpiewa i to nadzwyczajnie), ale Orfeusza Monteverdiego mógłby już zaraz. Jest w najnowszym, bardzo pięknym nagraniu Mszy h-moll, jakie zrobił Vaclav Luks z Collegium 1704. Nazywa się Tomáš Král.
https://www.youtube.com/watch?v=PQUTSYiY7ys
Słoni la trąba!!!
Blog, który uczy, ale też bawi (wyżej podpisanego czasem do rozpuku).
Jest przy tym coraz powszechniej czytany, co jednak powoduje, że brylowanie wśród znajomych wiedzą zeń wyniesioną staje się cokolwiek ryzykowne.
Podziękowania dla Pani Gospodyni i wszystkich dokładających się do stwarzania zbiorowej blogowej mądrości oraz życzenia równie owocnej kontynuacji – i może więcej mocy sprawczych (skoro kulturalni decydenci też tu zaglądają…).
Ten Král był też chyba jednym z solistów na koncercie w Warszawie, buzia wydaje mi się znajoma.
Dołączam się z uznaniem i gratulacjami dla Pani Kierowniczki i wszystkich uczestniczących czynnie i biernie w Dywanowych posiadach. To wielka przyjemność móc czytać tak ciekawe, ważkie (merytoryzmy) i dowcipne (a nawet wierszowane „na okoliczność”) wpisy. To znakomity przegląd aktualności muzycznych połączony inteligentnymi komentarzami.
Dziękuję i jeszcze raz serdeczne gratulacje
Krystyna
I w Krakowie był też solistą, w lipcu – Král oczywiście. Podobał się. Przynajmniej raz wiem, o kim tutaj mowa 😉
To możliwe. We Mszy wspaniale śpiewa Et in spiritum sanctum. Ma podobną Gerhaherowi jasną, naturalną szlachetność.
W Krakowie śpiewał Zelenkę.
Służę uprzejmie Zelenką (to z dawnych czasów, kiedy Tomaszek posiadał jeszcze zabezpieczoną czuprynę…) :
http://www.youtube.com/watch?v=6NE76Dkb2cY
Ojej! Jak młodszy brat 🙂 W Krakowie śpiewał „Jerusalem, convertere ad Dominum..” z „Lamentacji Jeremiasza” i nie mogę tego znaleźć na Tubie.
Ale Bozia sprawiedliwa : co we fryzurze ubyło, to w technice przybyło…
@Piotr Kaminski
A tymczasem juz w styczniu 26, 2014 recital schumannowski Christiana GERHAHERA w Berwaldhallen w Sztokholmie z akompaniamentem Gerolda Hubera – m.in. Schumanna
Sechs Gesange, Dichterliebe
http://www.youtube.com/watch?v=p1pPeebhe1E
Gerhaher wykonywal w operze zurychskiej kompozycje Heinza Holligera „Lunea” 23 Sätze von Nikolaus Lenau” (austriacki poeta Romantyzmu)
Eh, Kierowniczko – hurtowniczko!Dały Ci dobre Bogi to i owo; rozum, ucho i ostry pazur. A nam dały możliwość obcowania z PK na Dywanie. Ten Dywan ma coraz więcej barw i węzełków i tak jakoś wplątujemy się w tę materię.
Wznoszę toast wystałą dereniówką za następny tysiac.
Oj, dobrze macie w Sztokholmie. Jeździ z tym recitalem po świecie, a do nas nie zajrzy.
Toast za 1000 i kolejne. Ogromnie dziękuję. Mama Bazyliki dołącza się oczywiście – czytelniczka bloga w wersji drukowanej – taka też istnieje!
Tysiąc TROMB na TYSIĄCWPISIE 🙂
Serdeczne gratulacje i podziękowania za dokształcania muzyczne
Gratulacje i podziękowania
Wdzięczny (również za pseudo)
Jedynek
Serdecznie gratuluje, dziekuje i pozdrawiam! Niedlugo juz WJ 🙂
no, no, no, to sobie Pani Kierowniczka tauzena sprawiła, powinszować, powinszować.
ostatnio trzepiąc dywan napadła mnie refleksja (tak, tak, te refleksje to strasznie bojowe stwory), że czasy trzepania dywanów, walenia na odlew trzepaczką albo kijem, już chyba odchodzą w przeszłość, teraz lepiej potraktować dywan inteligentnym odkurzaczem. życzę zatem dywanowi, żeby refleksje owe napadły innych, przez co dywan uniknie poobijania, za to załapie się na przyjemne gładzenie, byle z włosem ;]
O, jak miło widzieć osoby, które się tu ostatnio rzadko pokazywały 🙂 Z Jedynkiem to już w ogóle nie wiedziałam, co się dzieje. Dzięki Wam wszystkim 😀
Tak tak, włos się zawsze przyda 🙂
Obowiązek reporterski włączę dziś do komentarzy, żeby można było dłużej poświętować 😉
Byłam dziś w Konzerthaus, po raz pierwszy zresztą – nie znałam tej cesarsko-mieszczańskiej sali. Dobrze było słychać, tym bardziej, że miałam miejsce prawie nad estradą. Konzerthausorchester bardzo przyzwoita, świetny dyrygent – Ilan Volkov. Gry weneckie Lutosławskiego pięknie zrobione. W końcu wysłuchałam Koncertu fortepianowego Brittena z Benjaminem Grosvenorem – młody pianista rzeczywiście jak na mój gust trochę mdły, wolałabym w tym koncercie więcej prokofiewowskiej zadziorności. Ale utwór fajny. Świetnie, mimo tragicznych tematów, słuchało się dwóch orkiestrowych dzieł w drugiej części: Sinfonii da Requiem Brittena i Tarasa Bulby Janacka. Szkoda, że było stosunkowo mało ludzi, ale pewnie poszli do filharmonii na powtórzenie wczorajszego 😉
No to nieustające zdrowie! Frędzelki w bąbelkach (jak napisał Bobik) – to mi się podoba 😀
Tysiackrotne pozdrowienia, podziekowania, usciski – ten blog en bloc jest potrzebny, niezbedny, niezastapiony. Co nalezy czytac: PK jest usw.
Glos Gerhaera moze jest nie tyle nieduzy, co akustyka sali BPh dla spiewakow jest bardzo niewdzieczna. Boki i tyly tej sali w kwestii slyszalnosci spiewakow sa rzeczywistoscia raczej wyobrazalna. Wiecej nie napisze, bo szlag mnie przy tej niemieckiej klawiaturze trafi za chwile. Serdecznosci tysiackrotne raz jeszcze.
Zaniedbałem obowiązki, cały dzień nie zaglądałem, więc za karę stoję w ostatnim rzędzie pod ścianą i nie dopcham się do szampana. Ale co tam, Panią Kierowniczkę mogę chwalić nawet o suchym pysku. Szacun, Pani Kierowniczko! 🙂
Ja, spsiały co nieco, lecz wierny frędzelek,
wypiłem dotychczas w zasadzie niewiele,
bąbelków więc sobie naleję i strzelę,
bo nie ma, jak zdrówkiem zakończyć niedzielę. 😎
A tuż po północy od nowa pić zacznę,
bo i w poniedziałek bąbelki są smaczne. 😆
60jerzy, a zostajesz jeszcze na jutro czy już wracasz? 🙂
Specjalny kieliszek dla spóźnionego WW 🙂
Ja kończę toast za całokształt. 🙂
Dobranoc.
Dobranoc. Ale jak ktoś chce jeszcze bąbelków, to proszę bardzo 😉
Zaniedługo wrzucę trochę zdjęć. Bardzo artystycznie tym razem.
Zapraszam zatem do zdjęć z weekendu:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Berlin20133
Ja bardzo lubie wirtualnie podrozowac z Pania Kierowniczka. Bardzo cenie jej fotograficzny talent. Bardzo mnie wzruszyla jej podroz na Ukraine sladami cieni. I dzisiejsze berlinskie zdjecia tez wspaniale. Chcialoby sie ruszyc do Berlina sladem PK juz jutro! Muzycznie tez sie tu doksztalcam, choc nie tak systematycznie jakbym chciala.
Po prostu swiat jest lepszy z Pania Kierowniczka i jej muzycznym perypatetyzmem.
Kolejnych tysiecznikow!
Z wdziecznoscia za wytrwalosc!
k.
Obejrzałam! Tym razem wszystko mi się podoba, oprócz szklanego dworca. Malarstwo pani Klimt trochę jak dwudziestowieczna Hildegarda z Bingen.
Pobutka! 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=o3rir1bWTyI
(to tak na deszczowy tutaj poranek – luj, jak mawia Bobik. A poza tym będzie to dziś wieczorem grane)
@ krolik od Bobika już tu kiedyś zajrzał i podpisał się po prostu jako krolik, więc zamiast oficjalnie witać tylko się uśmiechnę i podziękuję 🙂
@ notaria – pani Klint jest przez N – no i dobrze, bo nie będzie mylona z Gustavem Klimtem 🙂 Z Hildegardą miała też tyle wspólnego, że nigdy nie wyszła za mąż 😉
Napiszę chyba osobno o Meret Oppenheim – tam niestety zdjęć nie można było robić, albo ja byłam za mało przedsiębiorcza, żeby robić „zza węgła”…
No tak, „m” się z imienia optycznie i klawiaturowo przesunęło 😉 Klint, zapamiętam. A malarstwo takie ezoteryczno-fantastyczne to dla mnie jak na razie wystarczające podobieństwo, bo jeszcze z życiorysem się nie zapoznałam. Ogląda się przyjemnie 🙂
[5NWS] – nie wiem co to znaczy.
Tak właśnie myślałem, że kroi się jakaś milenijna impreza.
Ja osobiście uważam, że najlepsze to tutaj są dyskusje od merytoryzmu odbiegające – ten moment, kiedy już wystarczy o wykonaniu tym czy festiwalu tamtym. Nagły skręt w lewo (albo i w prawo) w boczną dróżkę (czasami nawet bez wrzucania kierunkowskazu) i sruuu – już jest o czymś innym. Średnio po siedemnastu komentarzach 😛
No i paradoks taki – tyle tu hermetycznej grypsery, a czytelników bez liku.
Gratulacje !! przy okazji
.Szukam szczerej opini na temat tego utworu proszę o komentarze na youtube pozdrawiam z góry dziękuje 😉
http://www.youtube.com/watch?v=oObHcge86x8
NWS – Nowy Wspaniały…….
Pani Kierowniczko, wczoraj mnie nie było więc dziś spóźniona i nieco tym zawstydzona – życzę następnych tysiączków i otwieram kolejną butelkę szampana – kto powiedział, że nie można dzień po!
😆
Może czytelnictwo z powodu tych niemerytoryzmów? 😉
Naprawdę tyle tu „hermetycznej grypsery”? A ja staram się ograniczać…
O jejku dawno nie zaglądałem, to już 2 do 3ciej razy 5 do 3ciej ?
Już otwieram – mimo rannej jeszcze pory – realizując sentencję wypowiedzianą niegdyś przez właścicielkę winnicy Petrus : Jak to sie miło napić przed południem 🙂
Zdrowia, Doroto miła ; zdrowia wszystkim Frędzelkom
PK tak, ale frędzle niekoniecznie…
W sumie to tak, jak czytanie fachowego pisma – niby się rozumie, a tu nagle ktoś branżowym żargonem pojedzie i klops.
(czy to był komplement???) sam nie wiem
Szampan z rana jak śmietana!
Zwłaszcza w deszczowy dzień…/
W markecie za rogiem są takie małe buteleczki prosecco (na zakrętkę), bardzo poręczna rzecz. Czasem stosuję przed wyjściem na koncert i działa równie dobrze jak kawka. Myślę wtedy ciepło o lesiu 😉
OOOOO ! Szampan świetnie służy rozluźnianiu percepcji. W końcu niedobrze jest być nadto spiętym.
Życzenia spóźnione – chociaż właściwie spóżnione byłyby pod wpisem nr 1001 – następnych setek i tysięcy wpisów będących odzwieciedleniem percepcji – kiedy trzeba ścisłej kiedy trzeba luźnej. A kiedy potrzeba jakiej – to już PK sama wie najlepiej.
Moc pozdrowień z, nieco podupadłej ostatnio niestety kulturalnie, ale za to słonecznej i rozbudowującej się Łodzi 🙂
Lubie wlasnie to polaczenie merytoryzmu i dygresji. Branzowy zargon czytam z zaciekawieniem, gdy nie rozumiem (a jest szansa ze zrozumiem i zdolam uslyszec) sprawdzam lub czasem pytam.
Nb., za dwa tygodnie wraca Trybunal.
Żargon branżowy jest częścią Merytoryzmu.
Mówiąc o grypserze miałem na myśli wszystkie Becie, tromby, frędzelki itd.
A ile razy już nowi goście poprawiali, że nie pisze się „pobutka” 😆
Przyłączając się do toastów, chciałbym dodać dwa słowa na temat wczorajszego koncertu w Muzeum Historii Żydów Polskich. Wydaje mnie się że dyrygent i orkiestra dali z siebie wszystko ale ładne skądinąd audytorium w którym odbywał się koncert chyba zupełnie do tego się nie nadaje z powodów akustycznych. Tony dobiegające z estrady przypominały dźwięk płynący ze słuchawki telefonicznej. Myślę że powodem tego może być brak w wystroju wnętrza jakichkolwiek elementów mogących rezonować lub odbijać dźwięki, wszystkie ściany i sufit są pokryte gęstą siatką która raczej powoduje ich wytłumienie. Będę miał okazję do porównania we środę kiedy to w Studio Lutosławskiego będzie występować ta sama ekipa, również z programem beethovenowskim
A co to był za koncert?
Ja też mam nienajlepsze doświadczenia akustyczne z tej sali, choć mi tłumaczono, że to dlatego, że nie wyregulowano jakichś ekranów, bo była potrzebna przestrzeń na projekcję.
taki ten merytoryzm mocny, że aż się zacząłem zastanawiać, czy nie mnie się go wymyśliło… 🙄 bo co by nie mówić o merytoryzmie i zdjęciach, to blog Pani Kierowniczki bardzo inspirującym miejscem był, a pewnie i nadal jest
Ha! foma wieczny przeciwnik zdjęć 😆 Ale docenić należy, że nie daję ich do wpisów 😉
To był koncert Sinfonia Varsovia z Kaspszykiem w ramach Festiwalu SV Swojemu Miastu. Żadnych ekranów właśnie nie widziałem.
Przyłączam się do gratulacji z tak uroczystej okazji 🙂 Pani Kierowniczko, kolejnych tysięczników ! Z tej też okazji otwieram butelkę spóźnionego szampana,bo (cytując naszego Psoetę ) „… i w poniedziałek bąbelki są smaczne „.
I ja się przyłączam do tauzenowych gratulacji, choć udzielam się tu głównie jako frędzel czytający – niech mi Kierownictwo i Blogownictwo wybaczą 🙂
A wczorajszy koncert był smakowity tak programowo (Egmont, IV koncert fortepianowy, VII symfonia), jak i wykonawczo – orkiestra i dyrygent w świetnej formie i absolutnym porozumieniu, a i u pianistki momenty były ;-). O akustyce audytorium MHŻP trudno mi się wypowiadać, bo siedziałam w drugim rzędzie i dźwięk odbierałam bardzo, bardzo bezpośrednio. Tak lubię, więc nie miałam powodów do narzekań, ale zagadnięte w kuluarach panie z któregoś ze środkowych rzędów też były z akustyki zadowolone.
Za to zupełnym nieporozumieniem była próba „podkreślania” muzyki przez manipulacje z kolorowymi reflektorami. Przypominało to trochę opis cyrku Afanasjewów Tralabomba ze „Szpetnych czterdziestoletnich” Osieckiej. Na szczęście po przerwie dano sobie z tym spokój.
1000 wpisów.
Mało komentarzy? To nie jest z całym szacunkiem blog polityczny, a na polityce jak wiemy wszyscy się znają.
Pani powiesiła bardzo wysoko poprzeczkę i zanim coś się napisze, lepiej trochę pomyśleć, posłuchać i przeczytać. Chyba, że ktoś jest zawodowo związany z muzyką.
A tak na poważnie 😉 . Czy mój skromny wpisik nie nosi numeru dokładnie 100000? Z góry dziękuję za gratulacje 🙂
Pani Kierowniczka nie potrzebuje klaki, ale jeden (no prawie zawodowy klakier) przyłącza się do owacji z racji milenijnego wpisu.
Witold napisał, że Pani Kierowniczka wysoko powiesiła poprzeczkę.
Ale chyba tylko pod względem kultury wpisów.
Z tym merytoryzmem, to jakieś „żywotne” wymyśliły ten merytoryzm (same dla siebie) i straszą nim innych.
klakier (choć po prawdzie żadnym ‚merytorystom’ nie jest) odbył tu tyle wspaniałych rozmów – ba ubagających rozmów, że o przychylności Pani Kierowniczki nie wspomnę, że tylko przychodzi mu się zerwać z krzesła i standing zrobić na cześć 1000-nego wpisu. I buczeć! I wykrzykiwać: Pani Kierowniczka, Pani Kierowniczka!
może jednak zostałem ubogacony
😳
Drodzy, jeszcze raz wielkie dzięki za wszystkie miłe słowa 😀 Witoldzie, w tej chwili komentarzy jest w sumie niecałe 93 tys., więc do 100 tys. jeszcze trochę czasu 😉
Dziś spędziłam w sumie siedem godzin w filharmonii, bo najpierw zostaliśmy wpuszczeni na drugą część próby Londyńczyków, potem mieliśmy spotkania z dyrekcją Musikfest i Berliner Festspiele, potem koncert, potem – no cóż, jeszcze bankietto. Przyjmował Instytut Adama Mickiewicza, który w ramach programu Polska Music wsparł całe tournee Salonena, które właśnie dzisiejszym koncertem się skończyło. A jak się skończyło, to zaraz napiszę.
Na razie tylko tyle, że właśnie wracając z Kubą koło filharmonii spotkaliśmy najprawdziwszego lisa 😀 Poczułam się jak przed garażem u Mordki w Londynie 😉
Rany, ja tylu nie czytałam, oj oj ile do nadrobienia.
Gratulacje!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! i tak trzymać !
Gostku (9 wrz 12:35), rozumiem ze chodzilo Ci o to 😈
Czegoś tu w rachunkach nie rozumiem. 😯 poprzedni koment pod tym wpisem ma numer 181 246:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2013/09/08/1000/#comment-181246
To skąd się wzięły niecałe 93 tysiące?
Wydaje mi się, że maszyna liczy również te, które zostały skasowane. Nie wiem zresztą. Ja po prostu kiedy włażę za adminowe kulisy, to pisze mi, że jest tyle a tyle wpisów, tyle a tyle komentarzy itp.
Jeszcze jeden zatem dopisek:
i ja serdecznie gratuluję tysięcznego wpisu
– zwłaszcza, że jest już nr 1001 🙂
ewagr, atreus – dzięki! 😀
http://www.deutschegrammophon.com/en/cat/4790928#product_video
Ukłony gratulacyjne, jeszcze wiele pięknych muzycznych inspiracji i radości z pracy!
Dołączam zapowiedź płyty, która właśnie się ukazała.
Widzę, że impreza była 🙂
No to tak trzymać, koty też się cieszą
http://img3.allvoices.com/thumbs/image/609/480/58744809-verry-happy.jpg
I biją brawo 😆
Dzięki! 😀
Serdeczne gratulacje, Pani Doroto, czytam, podziwiam, poszerzam horyzonty i grzeję duszę, często czuję, że o wiele za dużo nie wiem. Następnych tysięcy wszelakich Pani i blogowi życzę. Zdjęcia z Berlina wspaniałe.Piosnka to Ballada o ogonie, tekst Tadeusz Kubiak, muzyka Zygmunt Konieczny, śpiewał Miecio Święcicki w programie „Jezioro wieszczek” w Piwnicy pod Baranami:
„Panie wielki, gdybym miał ogon, to bym chadzał jak krowa drogą
i ogonem od much się oganiał.(…)
Panie wielki, nie chce pieniędzy, chcę mieć ogon z tyłu nic więcej,
móc ogonem po plecach się klaptać(…)
Ogon winien mieć miekką kitkę; są ogony ładne i brzydkie –
kornie proszę o ogon ładniejszy.
Obojętny mi raczej kolor (choć są tacy, co czarny wolą) –
kornie proszę o ogon ładniejszy.
Ja nie jestem malarz ni plastyk, ja nie skrzywdzę żadnej niewiasty,
ją malując jak krowa ogonem.(…)
Ja nie jestem od ckliwych bajek, ja nie jestem gracz ani grajek,
Ja bym nie grał na cytrze ogonem. itd
(Przy najbliższej okazji cały tekst i nuty)
magda – witam i dzięki za tekst o ogonie 😆
Ballada o ogonie
http://www.youtube.com/watch?v=X3Nm-R5Evt0#t=0m48s
Dwa dni niezaglądania i takie święto mnie ominęło! Najlepszego oczywiście – z lekkim opóźnieniem 🙂 Tysiąca lat pisania i szybkich łączy w każdym zakątku świata! Niech nam się z Panią święci, pani Dorotko. 🙂