Będzie dobrze (liczymy na to)
Głośno, z przytupem, rozpoczął się w końcu oficjalnie sezon koncertowy 2013/2014 w Filharmonii Narodowej pod nową dyrekcją. I już widać, że atmosfera jest zupełnie inna.
Nie było idealnie – zwłaszcza poemat Śmierć i wyzwolenie Richarda Straussa okazał się na razie dość trudny dla zespołu. Inaczej już było z III aktem Walkirii (który wypełnił dużą część koncertu), znakomicie rozplanowanym formalnie; co do solistów, było różnie (najmniej podobał mi się sztywny Wotan), ale jeśli Christiane Libor tak śpiewa, kiedy jest przeziębiona (bo ponoć jest), to daj Boże, a Ewa Vesin już po raz kolejny pokazała się jako świetna Zyglinda. Pozbierano też z różnych krajowych oper osiem sopranów i mezzosopranów (m.in. Violetta Chodowicz, Agnieszka Rehlis, Barbara Bagińska, Jolanta Żmurko) do ról sióstr-walkirii. W sumie adrenalina była na wysokim poziomie.
Początek pracy Jacka Kaspszyka z zespołem to przede wszystkim zmiana nastroju, walka z totalnym spięciem, partnerstwo. Zespół podobno szczęśliwy, jak słyszę z różnych stron. Na pełny efekt trzeba oczywiście poczekać, ale nie wątpię, że się doczekamy. Kaspszyk deklaruje we wszystkich rozmowach, że jest zwolennikiem ewolucji, a nie rewolucji – także tutaj. I choć dziś miałam drobną refleksję, że znowu tej orkiestrze trafił się dyrygent, który lubi duże masy orkiestrowe i donośne brzmienia, to liczę na to, że z czasem orkiestra dopracuje również subtelności.
W zalinkowanej powyżej dość wyczerpującej rozmowie dyrygent mówi wiele o przeszłości, teraźniejszości i o przyszłości. Tu także panuje zasada ewolucji: program, ułożony jeszcze przez dyr. Wita, jest cały czas modyfikowany, ale dyskretnie. Na konferencji prasowej Kaspszyk powiedział jeszcze trochę rzeczy, których w rozmowie radiowej nie ma albo są w mniejszym zakresie. Uderzające, że dyr. Wit ciągle narzekał, że chciałby zrobić na stronie FN transmisje internetowe jak Filharmonia Berlińska (i coraz więcej różnych zespołów), ale nie ma na to pieniędzy, choć wielokrotnie próbował interweniować u ministra. Obecny dyrektor nie zachowywał się roszczeniowo, tylko dogadał się z radiową Dwójką i przy obopólnej satysfakcji zabiorą się za te transmisje. Pierwsza, próbna – jeszcze w tym miesiącu, gdy zostanie wykonana II Symfonia Mahlera. Oczywiście pomoc ministerstwa się przyda, ale najważniejsze, żeby z tym ruszyć.
Co do fonografii, też znamienne jest odcięcie się nowej dyrekcji od Naxosowskiej tradycji. Zobaczymy, czy uda się dogadać z którymś z majorsów, mówi się o EMI. Teraz ta firma jest częścią Universalu, ale jednak działa dalej.
Zapowiedziano też zmianę strony internetowej – nowa wersja jest dopracowywana i ma ruszyć za kilka dni. Będzie też na niej ponoć można kupić bilety. Oby, bo straszny z tym bałagan.
Gdy spytano Kaspszyka o nazwiska, z którymi chciałby bliżej zapoznać naszą publiczność, wymienił takie: Korngold, Zemlinsky, Weinberg, Tansman, no i oczywiście Szymanowski. Ale też, jak dodał, wiele, wiele innych.
Są nowe pomysły na edukację, trochę wzorowane na tym, co się robi w Londynie czy Berlinie. Mowa tu o edukacji nie tylko dla dzieci i młodzieży, ale także dla dorosłych początkujących melomanów.
Najważniejsze jednak jest nastawienie szefów do orkiestry i publiczności. Nie chciałbym, mówi Kaspszyk, stawiać bariery między publicznością a muzyką. Trzeba działać bez dystansu i zadęcia (było to widoczne już dziś po koncercie – nikt nie pilnował drzwi prowadzących za kulisy, by przypadkiem ktoś z publiczności nie wszedł). Jeszcze podczas tego specjalnego, wspólnego z Krystianem Zimermanem spotkania z publicznością powiedział: Bądźmy przyjaciółmi w muzyce. Dział Promocji złapał to ładne zdanie i uczynił z niego hasło sezonu. I słusznie. Teraz tylko je realizować.
Komentarze
EMI została jakoś tam podzielona między Universal a Warnera, przy czym – zapewne bardziej nas tu interesujące – nagrania z dawnego katalogu klasycznego wychodzą tylko pod szyldem tego ostatniego.
Pobutka.
Silins śpiewa Wotana na całym świecie, co nie znaczy, że śpiewa dobrze. Ale dobrze już było. Od pół wieku (od Hottera) ta rola żyje na surogatach, zwłaszcza w Walkirii, bo w Złocie Renu i Wędrowca w Zygfrydzie to jeszcze paru uciągnie. Próbują na różne sposoby, np. wciskając Wotana (i Sachsa) basom, w nadziei, że przynajmniej część roli zostanie porządnie zaśpiewana. Rezultat jest taki, jak słychać w Walkirii Gergiewa, gdzie śpiewa René Pape : dużo pięknych momentów, ale góry wyciśnięte, średnica zagłodzona i ogólne wrażenie, że śpiewak nie wie, o czym śpiewa, bo nie ma w roli doświadczenia – i wie, że nie ma w niej przyszłości. Może się ktoś urodzi.
Wotan? Koniecznie Konieczny! Szczególnie w Walkirii. W Wiedniu to jest „go to” nazwisko jeśli chodzi o tę partię.
Wotan Pana Tomasza rzeczywiście bardzo obiecujący. Można go posłuchać w berlińskiej produkcji Janowskiego, na płytach Pentatonu (brakuje już chyba tylko Zmierzchu, gdzie go nie ma). Ta sama produkcja – koncertowa – była właśnie w Bukareszcie, ale tam śpiewał właśnie Silins. Ciekawe, że koncertowe wykonanie w roku wagnerowskim całego Pierścienia, gdzie jedną z głównych ról śpiewa Polak, nie zainteresowało żadnej polskiej instytucji.
Na inauguracji sezonu FN nie byłam, bo wybrałam kameralny koncert młodych talentów wokalnych w Salach Redutowych, natomiast z dyrekcja Jacka Kaspszyka łaczę własnie nadzieje na tę „przyjaźń w muzyce” i nie traktowanie widza, słuchacza, melomana, który ma zapłacić (drogo), przyjść, posłuchac i wyjść i nie przeszkadzać…. Za czasów jego pracy w TW-ON wokół teatru narodziła się grupa miłosników, którzy czuli się (z szacunkiem) w teatrze jak w domu, mieli okazje rozmawiac z artystami, spotykac sie z realizatorami, nawązywać znajomości i przyjaźnie, a przede wszystkim dawać upust swojemu „wielbcielstwu”, co jak sie okazało naszym artystom sprawia wielka frajde, bo jest rzadkie i na codzień raczej niespotykane, bo i dostep do nich zwykle trudny. W tamtych czasach także wejscia za kulisy po spektaklach nikt nie pilnował i nie trzeba było czekac na mrozie na spiewaków by im pogratulowac szczególnie udanego wystepu. Niektórym spiewakom to przyzwyczajenie weszło w nawyk i co bardziej zaprzyjaźnionych widzów zapraszaja po spektaklu za kulisy nie pamietajac że juz nie można…. Oby w FN nastał nowy etap znaczący sie gorąca potrzeba składania gratulacj i podziękowań artystom za wykonanie i występ
Dzień dobry 🙂
A jak było na tych młodych talentach? Nie mogłam się niestety rozdwoić 🙁
Z innej beczki.
Pani Doroto oraz bywalcy tego bloga
Wiem, że lubicie także zerkmąć na sąsiednie blogi w Polityce. Otóż u prof. Hartmanna pojawił się osobnik posługujący się moim nickiem. Ani prywatnie, ani światopoglądowo nic mnie z nim nie łączy. Czy moderator nie może wymóc na nim, żeby chociaż dodał nr porządkowy.
Witoldzie, jak będę w firmie, to przekażę tę uwagę administratorom. Taki kłopot z nickami wywodzącymi się z imion.
Panie Piotrze, myśli Pan, że w obecnym składzie TWON ktokolwiek wie kto to jest Konieczny? To jest temat na artykuł. W największej instytucji kulturalnej w Polsce nie ma osoby, która ma jakikolwiek gust muzyczny i odpowiada za obsady.
Może p. Krystyna Janda by im wytłumaczyła, ona wie ( jako jedna z pierwszych doceniła jego talent aktorski). To jest osoba , która ma dar przekonywania. Bo w obecnej dyrekcji to chyba rzeczywiscie nie wiedzą. Oni wiedzą tylko kim jest pan Gergiev, który ma u nas stałą chałturę zapewnioną.A płacimy mu tyle, że potem nie ma pieniędzy na jakiegoś Koniecznego…
Pomaga im trochę Leszczyński, a on – myślę, że wie, kim jest Konieczny (pamiętam, że to od niego dowiedziałam się już wiele lat temu, kim jest Beczała – a wtedy rzeczywiście mało kto wiedział).
Ale Konieczny jest rozrywany i może nawet ciężko by mu było znaleźć termin.
Z drugiej strony obecnego artystycznego obchodzi głównie, jak śpiewak (śpiewaczka) wygląda. Jak śpiewa, to dla niego rzecz drugorzędna.
Studia w Royal Academy of Music u Michaela Chance 🙂
a tutaj sukcesik: http://operaawards.org/bursaries.aspx
Na własne oczy widziałem, że Leszczyński to na papierze ma władze tylko. On się nie wypowiada na temat obsad. Mowię z całą odpowiedzialnością, że tam nie ma żadnego pasjonata. A żeby było przykrzej – wiedzą o tym w Europie i zawsze z ciekawością mnie dopytują jak tylko wspominam swój epizod warszawski. Z żalem.
Wszystkich da się ściągnąć. Trzeba tylko to wcześniej załatwić. Gruberova przyjechała po jednym telefonie i to nie z jakimś nieludzkim wyprzedzeniem. Kwestia sposobu rozmowy i człowieka, który zaprasza.
Lolo, brawo!!! 😀
Drogi Brunnecie – nie chodzi o „pasjonata”, ale o zawodowca.
Moja wypowiedź dotyczyła zresztą nie p. Koniecznego osobiście i jego obecności w TWON – ale produkcji koncertowej Pierścienia, która dotarła z Berlina m.in. do Bukaresztu, ale w Warszawie się nie zatrzymała. W Warszawie, gdzie w Operze Narodowej rok Wagnera, Verdiego i Brittena uczczono jednym wznowieniem (Wagner), jedną importowaną produkcją w języku obcym (Verdi) i „wciale” (Britten).
Po wczorajszej bardzo dobrej Walkirii, dzisiejsza była rewelacyjna. Orkiestra pod wodzą Kaspszyka dostała skrzydeł i osiągnęła niewiarygodnie wysoki poziom ocierający się o perfekcję. Brunhilda i Wotan wreszcie pokazali na co ich stać, choć żal że panie nie zamieniły się rolami i że Brunhildy nie śpiewała Ewa Ves’in. Burzliwa owacja zakończona tym razem stojakiem jak najbardziej uzasadniona.
Z wielką niecierpliwością czekam na Mahlera po koniec października.
O, Gucio poszedł drugi raz 😯 🙂
Nie wiem, czemu Pan wstawia jakiś apostrof w środku nazwiska Ewy Vesin. Nie ma tam czegoś takiego, o ile wiem.
A ja wróciłam właśnie z baletu Hamlet, w choreografii Jacka Tyskiego, tancerza PBN. Miło się oglądało, zwłaszcza parę głównych bohaterów – Aleksandrę Liaszenko jako Ofelię, najpierw wdzięczną, delikatną i zalotną, później załamaną, oraz Siergieja Popowa w roli tytułowej, blond dryblasa o urodzie Tadzia ze Śmierci w Wenecji 😉 Najbardziej mnie zaskoczyło, że Beethoven pasował, i to nie tylko oczywisty Marsz żałobny czy Coriolan, ale nawet fragmenty II Symfonii czy IV Symfonii, które wydają się pogodne, ale wbrew pozorom mają w sobie masę dramatów i mroczności…
Pani Doroto, apostrof w nazwisku jest wypisany w programie do koncertu. Widać nie można ufać drukowanemu słowu. A trzeci akt Walkirii jest moim ukochanym fragmentem Tetralogii. Płyta (winyl) z tymże III aktem z Helen Traubel pod Rodzińskim (N.Y.Ph. – 1945), kupiona w antykwariacie na Hożej w latach osiemdziesiątych, była jednym z pierwszych, i dotąd ulubionych, nagrań wagnerowskich w moich zbiorach fonograficznych. Można powiedzieć że zaszczepiła wagnerowskiego bakcyla.
Apostrof w programie jest pod „N” nazwiska Silins, i wypada między „S” i „I” nazwiska Vesin, stąd moje mylne przypuszczenie, trawestując popularne powiedzenie pedanteria gorsza od faszyzmu.
Ten III akt to bajka, szkoda, że tyle „tradycyjnych” skrótów. To jedyny problem z nagraniami z Met w tamtych czasach, gdzie śpiewają, jak nigdy i nigdzie, ale śpiewają nie wszystko. Pierwszego kompletnego Tristana poprowadził tam Levine, w roku 1981 ! (To w ramach pedanterii).
Pani Doroto, Młode talenty bardzo wdzieczne i utalentowane. Moze obszerne fragmenty Cosi fan tutte nie były najmocniejszym punktem programu ale to za sprawą miejsca (sale redutowe) i dośc mocnych głosów artystów ewidentnie celujących w inny repertuar (równiez francuski pianista) ale nie byo to złe. Natomiast dalej wybór arii był bardzo ciekawy (same niemal hity) wykonane niejednokrotnie dośc odświeżająco. Szczególnie świetna, o pieknym głosie Andreea Soare – istny skowronek, w arii Mimi ujmująca. Nasz Tomek Kumiega pieknie zaprezentował sie w arii Aleko, choc na razie to baryton bardzo liryczny ale o dużej wrażliwości. Zamiast arii Silvy mógłby zaśpiewać Oniegina… Młodzi bardzo fajnie sie wyreżyserowali i było to wszystko tak naturalne i wdzięczne że przyjemność była pełna. Na widowni osoby związane z Konkursem Moniuszkowskim, profesorowie i melomani – wielbiciele wokalistyki. Milo było!
A tu mój głos o Hamlecie
http://www.naczubkachpalcow.pl/2013/10/04/czasem-reszta-jest-milczeniem/#more-5718
Dzięki! Rzeczywiście jeśli chodzi o Hamleta, to I akt jest przeładowany, i to jeszcze w stosunku do drugiego krótkiego, a to finałowe umieranie Hamleta na raty jest dość niekonsekwentne. Ale ogólnie miałam raczej pozytywne wrażenia.
A tymczasem, a propos młodych talentów, znalazłam malutką i przypadkową niestety próbkę śpiewu naszego Lolo. Tutaj, po 1’36”, parę fragmencików pieśni Karłowicza – pierwszy raz je słyszę w wersji kontratenorowej:
http://www.youtube.com/watch?v=T9gcrYo4Lv4
Tu jest przobka Lolo wrzucona przez niego samego –
http://www.youtube.com/watch?v=TCqHWpWScMU
A tu jeszcze kilka
http://www.youtube.com/user/oifp/search?query=damian+ganclarski
(… probka …)
Dzięki, lisku! Te nagrania są starsze, co widać choćby po fryzurze 😉 Ale dzięki temu można też porównać, jak się nasz kontratenor rozwinął.
ale risercz, jestem zawstydzony 😛
Lolo to młody jest zdolniacha,
co się jak rozmaryn się rozwija –
z uznaniem mu ogonem macham
bo rozwojowi nader sprzyjam. 😀
Lolo, to jeszcze nie risercz lecz sercz 🙂
A po repertuarze (Karłowicz, Schubert) widać rękę Pani Profesor 😉
Dzięki za poprawienie literówki, Kierowniczko. 🙂 Zauważyłem ją sekundę po wrzuceniu, czyli o 2 sekundy za późno. 😉
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=lP15QuJecZw
Dzień dobry 🙂
Po wczorajszym słoneczku dziś szarówa, więc Zelenka może ją trochę rozjaśnić 🙂
Komunikat dla warszawskich miłośników jazzu:
Dziś o godz. 20. w Palladium zagra amerykański kwartet Sex Mob, prowadzony przez znanego trębacza Stevena Bernsteina. Zespół bierze tym razem na warsztat kompozycje Nina Roty z filmów Amarcord, Dolce vita czy La strada. To materiał z płyty zespołu Circus, Cinema and Spaghetti – Sex Mob plays Fellini. Ale i warszawski koncert ma być nagrywany i wydany na płycie przez polską For Tune Records.
Ja się w każdym razie wybieram, ciekawam, co to będzie.
Dzisiaj również Pasiecznik w ZK z Mozartem
Libor w sobotę pokasływała nawet, ale śpiewała świetnie! Zygfryd może nie był tym, z moich marzeń, ale czepiać się Wotana nie będę, bo wypadł całkiem, całkiem. Orkiestra chwilami za bardzo grzmiała, to fakt, ale myślę, że na bardziej liryczne, powiedzmy, tony też się zdobędzie. Za dyrygenta-dyrektora (albo odwrotnie) trzymam kciuki, choć i bez tego wierzę, że sobie poradzi 🙂
I trochę prywaty: NIKE zdobyła jedna z moich ulubionych autorek – Joanna Bator – za „Ciemno, prawie noc” 🙂
Byłem na III akcie Walkirii w piątek, tempo wydało mi się doskonałe i energiczne, ale wydobycie blachy nieco za słabe, szczególnie w tak poruszajacych chwilach, jak przed ” Leb wohl du kuehnes, herrliches Kind” Wotana, ze wszystkich wykonań to pod dyrekcją Soltiego najbardziej mi odpowiada,
pozdrawiam wszystkich wagnerzystów
Piotr P. Stępień – witam i mam nadzieję, że niewagnerzystów też Pan pozdrawia 😉
A blasze i w ogóle orkiestrze dajmy czas. Wszystko się rozkręci.
http://www.youtube.com/watch?v=7yAI9OGWXfY
Bardzo piękne jest też „Pożegnanie” w wykonaniu nie młodego już Sandora Sveda w operze budapesztańskiej pod charyzmatyczną dyrekcja Hermanna Abendrotha z połowy lat pięćdziesiątych.
Dzis wieczorem o godzinie 20:00 czasu Polskiego rozpocznie sie w Berlinie koncert „O prawa czlowieka w Rosji”.
Transmisja koncertu na zywo „online”, bedzie na portalu Arte, gdzie tez jest szersza informacja o jego genezie:
http://liveweb.arte.tv/de/video/To_Russia_With_Love/
Organizatorem jest niestrudzony w tym temacie skrzypek Gidon Kremer.
Oprocz niego wystapia: Martha Argerich (Klavier/Piano), Sergei Nakariakov (Trompete/Trompette), Khatia Buniatishvili (Klavier/Piano), Emmanuel Pahud (Flöte/Flûte), Nicolas Altstaedt (Violoncello/Violoncelle), Elsbeth Moser (Bayan), Kremerata Baltica, Kinderchor Shchedryk/Chœur d’enfants Shchedryk, Martina Gedeck (Schauspielerin/Actrice), Sebastian Koch (Schauspieler/Acteur), Herta Müller(Schriftstellerin/Auteure).
Program koncertu
– Mieczyslaw Weinberg
Sinfonietta Nr. 2 op. 74
3. Satz: Adagio
– Johann Sebastian Bach
Suite für Violoncello solo Nr. 2 d-Moll BWV 1008
2. Satz: Allemande
– Sofia Gubaidulina
Sieben letzte Worte
3. Satz: „Wahrlich ich sage Dir, heute wirst Du mit mir im Paradiese sein“
– Arvo Pärt
Estnisches Wiegenlied
– Giya Kancheli
The angels of sorrow
– Sergej Prokofjew
Sonate für Klavier Nr. 7 B-Dur op. 83
3. Satz: Precipitato
– Peter Tschaikowsky
Lenskis Arie aus Eugen Onegin (arr. Guy Braunstein)
– Dmitri Schostakowitsch
Klavierkonzert Nr. 1 op.35 (mit obligater Trompete)
4. Satz: Allegro con brio
– Leonid Desyatnikov
Filmmusik aus Target
Vivaldi’s January
At the Races
Foxtrot
Przepraszam.
Poczatek koncertu w Berlinie o godzinie 19:00, dla odbiorcow w kraju.
W Wielkiej Brytanii o 20:00.
Sved (Alexander na Zachodzie) to był wielki śpiewak. W pudełku Wagner w Met jest jego fantastyczny Telramund.
@Piotr Kamiński
a w nowowydanym pudełko verdiowskim Renato u boku Bjoerling i Milanov
Wotan pa russki 😆 Ale Reizen to był kawał śpiewaka.
Ten kawałek Wotana, nagrany z Niebolsinem w roku 1950 (Reisen miał 55 lat, jak na niego, to żłobek) to przypuszczalnie remanent po słynnej Walkirii, którą tow. Stalin wystawił specjalnie na cześć swojego przyjaciela i sojusznika Adolfa w Moskwie, na jesieni 1940. Obsadę wykonawców dobrano, że tak powiem, genau wedle ustaw norymberskich: Reizen śpiewał Wotana, dyrygował Samuel Abramowicz Samosud, a reżyserował Eisenstein…
Pani Doroto,
Piszę w imieniu męża – Jurka Dybała, który chciałby się z Panią skontaktować. Czy mogłaby Pani przesłać swój e-mail lub numer telefonu. Pozdrawiam serdecznie,
Dominika Dybał
Przez radio Walkirii słuchało się najzupełniej dobrze, przede wszystkim cieszyć się należy, że orkiestra zgrabnie podołała, bo dotychczasowe próby z Wagnerem do udanych niestety nie należały. Oby jak najdłużej utrzymał się w zapał.
Nasłuchiwałam a jakże, nad Renem, konkretnie to nawet w mitycznych boskich okolicach.
Do końca zbliża się właśnie moja okazyjna bachowsko-wagnerowska pielgrzymka, Eisenach to oczywistość (choć muzeum Bacha wspaniale pomyślane, godziny poświęcić można), podobnie jak Lipsk, ale z tego wszystkiego bezwzględnie polecam maleńkie Arnstadt z cudownie zachowanymi bachowskimi organami.
Ad. różne wagnerowskie wykonania: dla mnie ekstremalnym doświadczeniem było Liebestod po włosku, Maria Callas. Nie dawało się zidentyfikować, chociaż sama Callas tragiczna w tym nie była. Choć zdecydowanie ten „fach” nie był jej pisany.
Drogi Piotrze, dzieki za Reizena, niesamowity, przypomina Giaurowa w blasku i swobody wysokich nut, swoja droga szkoda, ze wielki Giaurov nigdy Wagnera nie spiewal ( a moze ???) pozdrawiam Piotr
Patrice Chéreau nie żyje. Zmarł dzisiaj rano na raka płuc, miał 68 lat.
Bardzo smutna wiadomość. A po ostatniej „Elektrze” przy ukłonach nie wyglądał na chorego. Jego pomnikiem pozostanie chyba „Ring” pod Boulezem, ale pamiętam go też z „Dantona”. Trudno się żegna takich ludzi. Dziś też zmarła Joanna Chmielewska, zupełnie inny kaliber twórczości, ale bez niej też będzie smutniej.
Z ostatnich rzeczy Chéreau – najwspanialsza jest chyba jego ostatnia współpraca z Boulezem, Z martwego domu Janaczka. Byłem na jego Dyspucie Marivaux w 1973, już było o nim głośno, ale ten znakomity spektakl prawdopodobnie zapewnił mu wkrótce potem angaż do Bayreuth, za sprawą Bouleza właśnie.
Mój Boże, Chéreau… 68 lat to jeszcze nie tak wiele…
Ja go jednak głównie znam z filmów.
Smutna wiadomość 🙁
Pani Dominiko, witam, Pani mąż ma mój numer komórki i nawet mi się dziś nagrał. Miałam akurat wyłączony, bo byłam na wywiadzie właśnie z Pendereckim… Fajny pomysł z tym festiwalem w kopalni. Może bym rzeczywiście zajrzała na jeden z koncertów, przyznam, że najbardziej ciekawa jestem miejsca… Pozdrawiam!
Jeżeli zna Pani Chéreau głównie z filmów, to tym bardziej polecam jego najsławniejsze produkcje operowe, Ring, o którym wspomniała Pani Urszula, Janaczka, no i oczywiście paryską prapremierę trzyaktowej Lulu Berga (1979).
To wszystko, mam nadzieję, jest na DVD?
Ghiaurov śpiewał oczywiście w Warszawie w latach siedemdziesiątych Filipa, jedyny raz. Wspaniały był duet z Wielkim Inkwizytorem w wykonaniu Bernarda Ładysza. Pamiętam że soliści śpiewali swoje partie po włosku, a chór po polsku. Brzmiało to dosyć egzotycznie. Ciekawe czy w archiwach TWON pozostało jakieś nagranie tego niezapomnianego spektaklu.
Pobutka*
—
*) Reklamę można pominąć po paru sekundach.
PS.
Ring jest na DVD — cztery płyty (czwarta o produkcji).
Przepraszam za wpis od czapy, ale byłem zaspany rano i czytając pana piotra p stępnia pomyliłem Wagnera z Warszawą.
Strasznie żal, że odszedł Chereau. Tyle wspaniałych realizacji operowych, zawsze niezwykle intensywnych.
*
Poza Ringiem, wspaniały Wozzeck (także na DVD – PK).
Wszystko jest, albo było, na DVD.
Giaurow mógł być wielkim Wotanem, ale chyba nigdy w życiu (?) nie zaśpiewał żadnej roli po niemiecku. Czuł się dobrze w stylu i w języku włoskim (rosyjskiego nie licząc), nawet we francuski zapuszczał się rzadko. Nic dziwnego, że Reizen jest tu znakomity, bo Wotan to dokładnie ten sam typ głosu, co Borys, nie „bas” (jak Hunding i Hagen) ale „bas-baryton”, czy „wysoki bas”. Nie przypadkiem wielkim Borysem był Hans Hotter – na szczęście po niemiecku. Gdyby on spróbował Borysa po rosyjsku, a Reizen Wotana po niemiecku – zamiast dwóch kreacji, mielibyśmy dwie karykatury.
Pozdrowienia, Piotrze.
W koncertowym wykonaniu fragmentów Walkirii (z Abbado) podobał mi się Bryn Terfel szczególnie we fragmencie „Leb wohl …. i dalej „Loge hor…
Nie wiem, czy istnieje zarejestrowany jego występ na deskach operowych. Chętnie porównałbym..
O ile wiem, jest jego Wotan z MET, z tej Walkirii z Kaufmannem.
Ale są jeszcze inne możliwości.
http://www.youtube.com/watch?v=4yZ2Kxb5aT8
http://www.youtube.com/watch?v=QOqq5QV0om0
I jeszcze jeden Borys:
http://www.youtube.com/watch?v=B24qmkKfK7w
za to Wotanem nad inne Wotany był George London 😉
Właśnie poszedł. Wotanem – i Borysem. Czy „nad” inne, to nie wiem, bo jeszcze jest paru.
http://www.youtube.com/watch?v=ycVsw2R52a4
Cześć wagnerowcom i reszcie melomańskiego świata 🙂
Jak London, to London:
http://www.youtube.com/watch?v=tcUuyqIDXcQ
Zbliża się Parsifal w Poznaniu – ciekawam bardzo.
Chyba się zawotanujemy do imentu 😆
Są gorsze choroby, niż wotanitis acuta…
Zabawnie, że Pani dała wcześniejszego Londona z Knappertsbuschem (z płyty recitalowej), a ja – późniejszego z kompletu z Leinsdorfem. Porównanie temp bardzo pouczające : Kna na granicy wytrzymałości materii.
Bardzo dobrze, że będzie gdzieś Parsifal.
Już 18 października. Pojadę i opiszę. Gabriel Chmura bardzo się do tego szykuje, ciekawa też jestem tej Dunki reżyserki, którą wynalazł.
Poczekamy, jakżeby inaczej. A coby do tego zagrażającego nam imentu nie dopuścić, słusznie fetując tegorocznych 200-latków, pamiętajmy też o starszych braciach w wierze (w muzykę).
Okrągłe lat temu 400 umarł Carlo Gesualdo.
Wczoraj była o nim w Dwójce piękna audycja.
Cóż, nie taki ten diabeł straszny, jak go niektórzy malowali…
A znaną produkcję Herzoga (jak w końcu na nią trafię; dziwne, że przez tyle lat się nie złożyło) także po tej audycji będę oglądał inaczej.
Tych rozmów o dawnej muzyce słucham z uwagą od początku. Poprzednie, niedzielne jedną tylko miały wadę: były stanowczo za krótkie.
Szczęśliwie okazało się, że nie byłem w tej opinii odosobniony.
Proszę bardzo, ścichapęku: http://www.youtube.com/watch?v=B6iaghGYSjc
Jak to się mówi: mówisz i masz… 🙂
A ja sobie posłuchałam tych Wotanów jednego po drugim i jestem oczarowana Kipnisem.
Potwierdzam, audycja o Gesualdo fascynująca.
Dziś natomiast 60 rocznica śmierci tej pani:
https://www.youtube.com/watch?v=0_keW0yTBkY
Wcale się Notarii nie dziwię, Kipnis to był gigant, „a miracle among singers”. Chłopak z Żytomierza, żydowska biedota, wykształcony w Warszawie! Legendarny Borys, więc na Wotana się napewno nadawał (zdaje się, że go zaśpiewał w Stanach, ale nie mam szczegółowej biografii), ale wyspecjalizował się w rolach basowych u Wagnera. Jest jego olśniewający Gurnemanz z III aktu, pod dyrekcją Zygfryda W. Można go porównywać ze współczesnym nagraniem Ludwiga Hoffmanna pod dyrekcją Karla Mucka (wszystko razem jest na Naxosie) i płakać rzewnymi łzami. I takim głosiskiem – genialnie śpiewał pieśni. Najśmieszniejsze, że we wszystkich językach ma dziwny akcent, nawet po rosyjsku…
Dzięki za zapas Wotanów 🙂
Znamy już program Poznań Baroque. Od dzisiaj czekam 🙂 Będą m.in. Marc Mauillon, Anders Dahlin, EUBO, Les Voix Humaines Consort. Długo by wymieniać.
http://www.poznanbaroque.com/program
Mówiłam, że jesień w tym roku trzeba spędzać w Poznaniu 😉
W sobotę jadę do Teatru Muzycznego (Marek Moś robi Orfeusza w piekle 😯 ), w przyszły czwartek na Nostalgię, w piątek na Parsifala, a w listopadzie na jakąś tam część Poznań Baroque (na ile, to się zobaczy).
Bogate plany, Kierowniczko – gute Reise(n) nach Posen! 🙂 Ja „tylko” na Poznań Baroque (w programie 23 koncerty), no a wcześniej „Parsifal”, pewnie 20 lub 26 października.
Pobutka.
Będzie? — Jest już dobrze!
Jesteśmy tego pewni!
Zbudowali(śmy) betonowy nowy… most!
MOST DLA MUZYKI IM. NIGELA KENNEDYEGO 🙄
(W okolicach – objaśnienia.)
Wiadomość – niestety – tylko dla tzw. „frankofonów” (zawsze mi się to kojarzy z pseudoświniofonem krótkowłosym Gałczyńskiego), czyli posiadających język Moliera.
Osiem lat temu Gallimard wydał Korespondencję Debussy’ego (2300 stron). Nie czyta się tego od deski do deski, ale co się gdzie otworzy – bajka. Jak oni pisali! Każdy – Bizet, Chabrier, Debussy – mógł być pisarzem. Styl, esprit, inteligencja, dowcip, skrzydlate pióra.
Dzisiaj ten sam nieoceniony Georges Liébert (wzorowa redakcja całości, dziesiątki stron przypisów) wydaje tamże korespondencję Wagnera z Lisztem (1300 stron). To już trzecia taka edycja po francusku (pierwsza ukazała się 100 lat temu).
Cztery różne fundacje umożliwiły te deficytowe, nikomu przecież na nic nie potrzebne inicjatywy wydawnicze.
Dzień dobry 🙂
Debussy był też krytykiem muzycznym 😉
Muzyczna Owczarnia! Znamy, znamy, nawet pisaliśmy swego czasu…
http://archiwum.polityka.pl/art/gdzie-zegar-nie-chodzi,369978.html