Erard spod Łodzi
Pomyśleć, że instrument z 1886 r., który dziś zabrzmiał na estradzie sali kameralnej FN, stał sobie jakiś czas temu w sklepie z antykami gdzieś pod Łodzią. Teraz Hubert Rutkowski nagrał na nim płytę z kompozycjami młodego Debussy’ego, która ma się niedługo ukazać.
Pianista wypatrzył ten fortepian i kupił za jakieś śmieszne pieniądze. Dużo więcej trzeba było włożyć w remont – najgruntowniej popracowano nad nim oczywiście we Francji. Teraz przyjechał ze swoim właścicielem z Hamburga, gdzie Rutkowski jest profesorem fortepianu w konserwatorium (jak również w Bremie). Brzmi ładnie, kameralnie i jakoś swojsko; znajoma stwierdziła, że od razu przypomniały jej się czasy szkolnych, nieco zużytych fortepianów…
Młody Debussy – to muzyka łagodna, słodka i zmysłowa, jeszcze niewiele w niej zamgleń, za to spojrzenie w stronę dawniejszej, barokowej muzyki. Najbardziej znana z utworów z tej epoki (1890 r.; kompozytor miał 28 lat) jest oczywiście słynna Suite bergamasque z popularnym Clair de lune – ta część to właściwie muzyka lekka, pozostałe wyraźnie pobrzmiewają fascynacją barokiem. Dwie arabeski są o wiele bardziej zwiewne i delikatne, zapowiadające późniejszego Debussy’ego. Ale po nich nastąpiły trzy utwory niemal nieznane. Quelques aspects de „Nous n’irons plus au bois” jest finałową częścią cyklu Images oubliées, który został odnaleziony dopiero w 1977 r. i wciąż jest rzadko grywany. Lepiej znany jest inny utwór, w którym przewija się motyw tej piosenki – Jardins sous la pluie, końcowa część cyklu Estampes. O tym, że Debussy też mniej więcej w tym czasie napisał Ballade slave, nie miałam pojęcia, a Tarantelle styrienne znałam raczej jako po prostu Danse (taka ta tarantela styryjska, jak ballada słowiańska…).
W drugiej części Hubert Rutkowski przesiadł się do steinwaya, bo w programie miał już utwory późniejsze, nie wykonał ich jednak chronologicznie. Najpierw więc Pentasonatę Andrzeja Panufnika z 1984 r. z charakterystycznymi harmoniami i rytmami (dominowała piątka zgodnie z tytułem), a później młodzieńczą Sonatę Witolda Lutosławskiego. Utwór z czasu konserwatorium, z 1934 r., zachował się jako jeden z nielicznych – kompozytor go nie lubił, nie chciał o nim pamiętać. Ale w słuchaniu jest to bardzo miłe i żywo kojarzy się z Ravelem i Debussym właśnie. Można jej posłuchać tutaj, tutaj i tutaj (na początku ostatniej części jeszcze się odrobinę Szymanowski odzywa, a może i trochę Skriabina) i sobie przyjemnie odpłynąć, jak my odpłynęliśmy na tym koncercie.
A na bis znów przysunięto erarda i był jeszcze jeden utwór Debussy’ego z 1890 r. Chętnie posłucham płyty z Debussym, jak wyjdzie.
Komentarze
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Ojej, jakie to dziwne wykonanie – dziwne rzeczy robi ta pani z tym Chopinem. Słyszałam bardzo różne wykonania na erardzie, ale w tę stronę to nie szło.
Spotkałam wczoraj na koncercie mkk (podobało mu się), który się dziwił, że warszawska publiczność taka powściągliwa – nie klaskała w ogóle między utworami w pierwszej części (to zresztą nieco rozproszyło pianistę w wyczuwalny sposób). Ale przede wszystkim tej publiczności było mało. Może jakby ludzie wiedzieli, że erard przyjedzie, przyszliby choć ci, co interesują się dawnymi instrumentami…
Pogoda się popsuła niestety 🙁
Wspanialy koncert! Nie wiedzialem, ze tak moze zabrzmiec Erard no i wykonanie Rutkowskiego jakze inspirujace i ekspresyjne! Nie znalem dotad tego pianisty.
Pogoda wreszcie sprzyja słuchaniu Brucknera.
To fakt. Bruckner moglby byc dobry, ale sonata fortepianowa Lutoslawskiego chyba tez-co za wspanialy utwor!
Idź posępne do posępnego? 😉
Pogoda, jaka by nie była, zawsze sprzyja słuchaniu Bacha 🙂 A właśnie niedawno znalazłem fajną stronkę z darmowymi nagraniami z Węgier. Bardzo przyjemny Bach na każdą pogodę.
http://lutherania.lutheran.hu/recordings.php?language=en&sid=41c96b76cba038d9d1d5ef05876a0e35&sort=5
Karacsonyi Oratorium? 😯
Bach zawsze, stronka niby fajna (dzięki), ale jak naklikłam na Singet dem Herrn, to jakaś ciężka artyleria mi się odezwała rodem z XIX w. 😆
Witam Stanislawa (nie mylić ze Stanisławem, którego już tu mamy) i Agatę W. Erardy brzmią różnie, zależy od daty. Te chopinowskie – zupełnie inaczej. A ten bardzo mi pasował do tego Debussy’ego. Sonata Lutosławskiego rzeczywiście dobra na tę pogodę 🙂
Bo ten Singet to akurat z lat 60., nagrania do słuchania zaczynają się niżej, od roku 97 🙂
http://hu.wikipedia.org/wiki/Kar%C3%A1csony
😀
Najbardziej podobala mi sie druga czesc Lutoslawskiego, byla bardzo mistyczna.
http://models.com/work/luomo-vogue-jan-lisiecki
oj, żeby nam się tylko Jaś nie zepsuł …
Panu Piotrowi gratuluję ręki na pulsie !
Fenomen to on nie jest, po prostu pianista OK. Są wybitniejsi od niego rówieśnicy. Ale na zdjęcia do „Vogue” to i owszem 😉
@PMK:
Jedno mi jeszcze do głowy przyszło a propos ludojada. W 1975 r. chciwość i zysk jako wartość nadrzędna nie były jeszcze tak rozwinięte jak dziś. Wtedy jeszcze zdarzało się, że podejmowano ryzyko nagrania nietypowego zespołu czy nakręcenia filmu.
Teraz bottom line rządzi niepodzielnie.
Wlasnie nabylam plyte H. Rutkowskiego z koncertem fortep. Tellefsena, swietna!!!
Fajna płyta, pisałam o niej tutaj:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2013/03/07/pare-plytek-wokol-fortepianu/
ooo, dziekuje! To pianista, ktory przywiazuje duza wage do dzwieku i klimatu, choc wirtuozeria tez jest. Chyba jednak Erard bardziej lezy w naturze Rutkowskiego, cos tak mi sie wydaje. Niewatpliwie chetnie pojde na kolejny jego koncert.