Zaczęło się
Dziś Gauden z Cyzem wyrzucili z redakcji „Ruchu Muzycznego” Dorotę Kozińską. Postać dla tego pisma emblematyczną, pracującą tam – z jakim efektem, czytelnicy wiedzą – od lat. To, po destrukcji jakości pisma, początek niszczenia redakcji.
Od czerwca trwa tam koszmar. Im dalej, tym bardziej wszystko wskazuje na to, że panowie po kolei będą wyrzucać wszystkich. Typowy skok na kasę – niewielką, ale zawsze. Bo, przypomnijmy obu panom, „Ruch Muzyczny” jest tzw. czasopismem patronackim, jedynym na rynku z założenia fachowym i kompetentnym pismem muzycznym, a Instytut Książki ma je wydawać na zlecenie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Dziś natomiast Tomasz Cyz oświadczył członkom redakcji – na ich argumenty, że felietony i teksty firmowane przez nazwiska związane z literaturą, które zaczęły się od poprzedniego numeru, są poniżej poziomu pod względem kompetencji i w związku z tym nie na miejscu w piśmie muzycznym – że „Ruch Muzyczny” jest teraz pismem literackim czy też literacko-muzycznym. Jest to po prostu samowola. Nie do tego został stworzony, nie takie zadanie dostał Instytut Książki. Jeśli Tomasz Cyz chce wydawać pismo literackie, może je przecież sobie sam założyć. Najlepiej w internecie, bo w tej dziedzinie, w przeciwieństwie do redagowania pisma papierowego, jakieś doświadczenia ma. W tej chwili jest to przejęcie tytułu i wykorzystanie go dla własnych celów. Gauden przy okazji dał robotę grafikowi Markowi Knapowi, który kiedyś mu zrobił przyzwoitą makietę „Rzepy”, ale dziś nawet nie jest w stanie wymyślić dla „Ruchu Muzycznego” czcionki, która dałaby się czytać, nie mówiąc o zupełnie idiotycznym, niekompatybilnym z treścią, doborze ilustracji. Sama ilość światła i zmiana formatu to trochę mało.
Wracając do dzisiejszego wydarzenia, jest to zapewne jedynie początek. Dorota Kozińska poszła na pierwszy ogień, bo ma charakter i wygarnia niewygodną prawdę w oczy. Ale długo to się utrzymać nie może. Za pomocą intryg, wydawania niewykonalnych poleceń (a potem karcenia, że ktoś ich nie wykonał) i po prostu kłamstw, bo jak inaczej nazwać to, że na ten sam temat jednej osobie mówi się jedno, a drugiej coś zupełnie innego, nie da się kierować niczym. Naprawdę dziwię się Tomaszowi, bo pamiętam czas, gdy był zupełnie inny. Nie wiem, co mu się stało. Ale, prawdę mówiąc, po tym, co się zdarzyło i dzieje nadal, mało mnie to już obchodzi. To jego problem.
Komentarze
Ale ktos tu juz dawno napisal, ze Cyz to Dyzma. I nic mu sie „teraz” nie stalo, od dawna taki jest, wlasciwie od poczatku. Swoja droga ciekawe, ze pisma patronackie nie podlegaja ocenom i konkursom… Zdziwilam sie dlaczego nagle powstaje cos takiego jak Dwutygodnik? BYl jakis konkurs? Przedstawienie projektow? Czy panowie w gabinetach ot tak zadecydowali, ze cos tworza z pieniedzy publicznych i dziela sie kompetencjami mianujac Da VinCyza muzykologii redaktorem… Potem w podobnym stylu zostal reformatorem Ruchu. CIagle czekam kiedy zostanie ministrem kultury:)
Obawiam się, że problem jest. Żyję trochę pomiędzy Polską a pewnym krajem Zachodnim. W porównaniu do tego, co mam tam brakuje mi w pełni sformatowanego do takich zadań pisma muzycznego. Ten brak formatu, zakładam, jest wynikiem braku nakładów na powstanie takiego pisma w Polsce, braku zainteresowania MKiDN odpowiednim przekształceniem RM w taki format – nie intelektualny i programowy, bo to mniej więcej w RM było, ale czysto wydawniczy.
Oświadczam, ze żadne pismo literacko-muzyczne do niczego mi nie jest potrzebne. Rolą MKiDN jest zadbanie o trzon muzyczny, profesjonalny, adresowany dla profesjonalistów i rozwiniętych miłośników muzyki. To jest zadanie podstawowe, inne mogą być jako opcja.
Odwiedziłem kiedyś pewne centrum muzyczne w Rynku Starego Miasta. Zapytałem o ilość osób czytających RM. Odpowiedziano mi, że ok. 300 miesięcznie. Krytykując stary RM za małą ilość prenumeratorów warto wziąć pod uwagę również czytelników bibliotek.
A propos: czy ktoś wie o ile wzrosła sprzedaż RM? Aha, pewnie za wcześnie na takie pytanie.
Mamy więc problem. Ma go MKiDN. I problem ten nie zagoi się ani rozpłynie w zapomnieniu. RM wchodzi na nowy etap do tej pory w tym czasopiśmie nie notowany, przy którym wszystkie problemy z przeszłości budzą łezkę tęsknoty, jak za klubem gentelmanów. Tak przechodzi się do historii, a raczej się do niej włazi.
Zofia Krzywicka – witam. Od początku to chyba nie, wiele lat temu współpracowałam z nim, gdy pisałam tekściki do gazety konkursowej na Konkursie im. Wieniawskiego, jeszcze tym przedostatnim. Wtedy rozmawiało się z nim zupełnie normalnie, można było umówić się na objętość tekstu i nie było żadnych problemów.
Ale to rzeczywiście było bardzo dawno.
Co do konkursów, zgadzam się całkowicie.
O, odezwał się bramman 🙂
Pytanie w tej chwili o wzrost sprzedaży „RM” w nowej formie byłoby trochę bałamucące – już tu o tym mówiliśmy, że jak pojawia się na rynku coś nowego, to ludzie zwykle są ciekawi tej nowości. Nie jest to więc miarodajne.
Kiedy nie wiesz , jak się zachować… itd.
Ja , Tomasz Flasiński , działając z własnej i nieprzymuszonej woli , w pełni władz umysłowych , choć może nie w pełni nerwów , oświadczam , że po wywiązaniu się z dotychczas zakontraktowanych tekstów rezygnuję ze współpracy z „Ruchem Muzycznym” w ramach gestu solidarności z moją mistrzynią dziennikarską , red. Dorotą Kozińską , potraktowaną w niesłusznej sprawie skandalicznie i niegodnie. Uwiąd komunikacji na linii redaktor naczelny – redaktorzy i współpracownicy , noszący znamiona celowego wywoływania w tych ostatnich poczucia niepewności , niewiara w tekst połączona z wiarą w obrazek (przez co to te ostatnie określają rozmiar pierwszych , zamiast odwrotnie) , oraz próba przekształcenia profilu pisma tak , by jeden z nielicznych i bodaj czy nie najbardziej profesjonalny periodyk dotyczący konkretnej dziedziny stał się kolejnym pismem literackim nie wiadomo dla kogo , w którym bardziej od rzeczowej analizy muzyki liczyć się będzie opakowanie , w jakim treść zostanie sprzedana – to kolejne powody mojej decyzji.
Nie podejrzewam , aby redakcja specjalnie przejęła się poczynaniami mojej osoby , skoro nie przejmowała się faktem , że wyrzuca , cenzuruje i niszczy ludzi , którzy nie tylko mają większe ode mnie doświadczenie i kompetencje , ale też potrafią pisać na ogół lepiej i z większym sensem od Justyny Bargielskiej. Choć red. Kozińska przyciągnęła mnie do „RM” , za co jestem jej głęboko wdzięczny , cieszyłbym się , gdyby nie traktowano mojego gestu w kategoriach prostej a nieprzemyślanej lojalności. Jest to bowiem lojalność przemyślana : narzekając , jak cała redakcja , na pogarszający się poziom pisma , red. Kozińska miała bezsprzecznie rację. I to nie tylko dlatego , że to akurat m. in. ona , nie ściągnięci do „RM” przez nowe władze dotychczasowi współpracownicy „Dwutygodnika” umiała pisać w stylu (i z sensem) , którego nie da się znaleźć na pierwszym z brzegu literackim blogu ; przede wszystkim z tej racji , że wbrew bombastycznym zapowiedziom po dyrekcyjnej zmianie warty następuje uwiąd „RM” jako miejsce , które mogłoby służyć rozwojowi myśli krytycznej. Sensowne wnioski na temat życia muzycznego czegokolwiek biorą się nie z iluminacji krytyków , lecz z rzetelnej analizy codzienności ; tymczasem obcina się brutalnie np. miejsce poświęcone recenzjom koncertowym. Kto więc i na jakiej podstawie ma ów zapowiadany dyskurs krytyczny w „RM” rozwijać?
Obecnym posunięciem i poprzednimi działaniami redaktor naczelny daje tymczasem wyraz przekonaniu , że umiejętność pisania ciekawych tekstów połączonych z nieskazitelnymi kompetencjami jest mało istotna wobec niechęci płynięcia z prądem , czyli z odgórnie narzucaną linią ideową i programową! Nawet w pismach o polityce nie jest to kurs oczywisty , co dopiero w periodyku o charakterze tematycznym. Choć naturalnie są i głosy poparcia wobec niego , vide Remigiusz Grzela , który zasugerował publicznie nowemu redaktorowi naczelnemu , by zwolnił całą redakcję , gdyż ta kwestionując jego posunięcia łamie zasady etyki dziennikarskiej.
Niech więc będzie , że z etyką wdrażaną w ten sposób przez obecnego redaktora naczelnego nie chcę mieć nic wspólnego. Stąd moja decyzja , wyrażona słowami trochę pompatycznymi jak na mój niezbyt długi staż jako krytyka , ale doprawdy bardziej adekwatnymi do sytuacji aniżeli enuncjacje nowoczesnych literatów , którym ostatnio jako bodaj jedynym współpracownikom „RM” nie szczędzi się w nim miejsca.
Choć boli.
[Kopia do wiadomości red. Cyza]
O masz ci los. Powinno być oczywiście „jako miejsca”.
Znowu zmieniłem jakiś fragment retoryczny i nie dopasowałem do tego składni.
Pobutka.
Jak już jesteśmy przy Szostakowiczu, to Dobutka:
http://www.youtube.com/watch?v=4MPyYYrAWb8
Tak mi się to wszystko kojarzy, cóż zrobić.
Dzień dobry!
Remigiusz Grzela sugeruje, żeby Cyz zwolnił całą redakcję. A sam kim jest? Co prawda jego wywiadu z pierwszego numeru nowego „miesięcznika literackiego” się nie czepiałam, głównie ze względu na interlokutorkę, Ciocię Jadzię, która wypowiadała się bardzo ciekawie, ale i w jego pytaniach można znaleźć to i owo. Np. kto przy zdrowych zmysłach pyta osobę z dzieciństwem okupacyjnym, czy mama śpiewała jej piosenki chroniąc się z nią w piwnicy przed alarmem bombowym. No litości, tak złej literatury to chyba nikt nie pisze.
Nie chciałbym Pani straszyć od samego rana, Pani Doroto – ale pisze, pisze i to jeszcze znacznie gorszą.
I znowu ma Pan rację,Panie Piotrze. Niestety 🙁
To moze nie na temat, ale chce sie uzewnetrznic:) Stworzylam od podstaw czasopismo internetowe o muzyce meakultura.pl Pewnie dowiem sie, ze ma wiele wad, ze to nie to, nie tak, wiec nie chce – jak to ma zazwyczaj miejsce w internecie – wchodzic w polemike. Powiem tylko tyle, ze moj pomysl nie ma szans na dofinansowanie (byly proby) i ze dalabym wiele, zeby byc redakor naczelna, ktora moze ludzi motywowac nawet malymi pieniedzmi (w dodatku panstwowymi:). A jesli do tego dochodzi jeszcze dobre slowo i symatyczny zespol redakcyjny… Praca-marzenie!
Jak mnie już ew_ka obsadziła w roli Mędrca, to jeszcze dołożę, że Bardzo Zła Literatura występuje w dwóch postaciach, wedle właściwego sobie alibi: 1. alibi niemoralne (50 odcieni Greya, czy jak tam się to nazywa po polsku), czyli porno-porno; 2. alibi moralne (nazwiska i tytuły znane wszystkim), czyli ideolo-porno. Z dwojga złego to ja już wolę to pierwsze.
Znaczy, wychodzi na to, że pasztetówkę z założenia ukradł ten, co pisze bez alibi? 🙁
Doprawdy, smutno obserwować jak „RUCH Muzyczny” zamiast nabierać rozpędu – hamuje z piskiem opon zdzieranych na betonie 🙁
Wcale nie oczekuję wypasionego papieru, pięknych czcionek, całostronicowych fotek, ani światła (w rozumieniu poligraficznym ;)). Dla mnie zawsze najważniejsza była zawartość merytoryczna, adresowana do wykonawców (zainteresowanych opiniami na temat swoich poczynań artystycznych), muzykologów (m.in. cenne źródło opinii formułowanych na gorąco po prawykonaniach dzieł współczesnych kompozytorów), ale także melomanów (np. informacje na temat ważnych wydarzeń muzycznych w kraju i zagranicą, recenzje płyt, wywiady). Patrząc z tego punktu widzenia wolałbym, aby był to wręcz branżowy tygodnik, choćby tylko w formacie gazetowym (mniej stron, gorszy papier, jak najmniej ozdobników, zdjęć; ale za to JAK NAJWIĘCEJ TREŚCI !).
Z sentymentem sięgam po pierwsze numery XIX-wiecznego wcielenia tego szacownego pisma. Może warto by było nawiązać do tamtych ideałów???
„…Ciepło tego ogniska będzież dosyć ożywcze, by przy niem rozrosła się istotna miłość dla sztuki domowej, dotąd więcej nieużytecznem politowaniem i lodowatą przyjmowanej obojętnością, niż braterskiem współczuciem przed naciskiem okoliczności osłanianej? Jak się to wszystko obróci? trudno przewidzieć i z pewnością zaręczać. Dziś to tylko widoczne, że gdy, jakkolwiek cząstkowym dopiero zwrotem baczności publicznej na ich wysilenia ośmieleni, artyści nasi i miłośnicy niektórzy tu w kraju i za granicą żyjący, chętną sobie dłoń podając i wzajemną przyrzekając pomoc, postanowili noszoną oddawna w sobie myśl pisma muzyce poświęconego urzeczywistnić; myśl ta, nie płocho powziętą została i nie płocho wykonywana będzie. Wywołana istotną potrzebą, do istotnego zdążać winna pożytku. […]
Chcąc pchnąć muzykę do żywszego u nas rozwoju, otwieramy w piśmie niniejszem miejsce na wszelkie o niej opinie. Tu niech się ścierają, niech walczą, by się z nich wyrobić mogły te, jakie są najzacniejsze i jakie nam najlepiej przystoją. Wyrzekamy się więc z góry wszelkiej koteryjności, wszelkiego uprzedzenia na korzyść jednego rodzaju lub kilku tylko rodzajów z pogardą któregokolwiek, choćby istotnie płody jego mniej podniosłej były natury, choćby przedstawiał się ujemnie dlatego, że zasada sztuki mniej szczęśliwie do niego zastosowaną została […]”.
JÓZEF SIKORSKI, Do Czytelnika, „Ruch Muzyczny” Nr 1, Warszawa 20 marca 1857
http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/publication/2017?tab=1
Myślę, Bobiku, że ten co pisze bez alibi – to chyba raczej producent pasztetówki… A przynajmniej są na to większe szanse.
Piękny ten Sikorski. Klasa.
Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować krótki fragment wpisu na blogu Remigiusza Grzeli pod datą 15 IX: (…) I tam właśnie słyszy kwartet z „Rigoletta” Giuseppe Verdiego, kwartet z II aktu: „Bella figlia dell’amore” (…)
No, z drugiego to już w żaden sposób.
Dodam, że autor, jak łatwo spostrzec, bardzo pracowicie dopieszcza blogowe teksty, więc w przypadkową pomyłkę uwierzyć trudno.
Zresztą wcale bym mu jej tu nie wyrzucał, gdyby…
E, no takich drobiazgów się czepiać 😉 Może faktycznie to była literówka…
Natomiast rekordowy jak dla mnie był niedawno umieszczony na stronie „GW” wywiad z Joanną Chmielewską. Nie przepadałam za nią, ale nawet ona nie zasłużyła na takie pytania.
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,14758512,Chmielewska__Pije_wino_i_czekam_na_katastrofy__Niepublikowany.html
Marlena Wieczorek @10:44 – witam. Zwykle nie wpuszczam postów reklamujących jakieś strony, ale na meakulturę od czasu do czasu sama zaglądam 🙂 Nie skłamię, że często, ale czasem.
Szanowna Pani Doroto
Od czasu do czasu zdarzało mi się pisywać do „Ruchu Muzycznego” relacje z Trójmiasta. Jeśli Pani pozwoli, chciałabym zainteresowanych zawiadomić, że w związku z dzisiejszymi wydarzeniami nie zamierzam dalej kontynuować tej współpracy, o czym poinformowałam już red. Cyza.
Tymczasem nasz ulubiony gryzoń mości sobie norkę na FB 🙂
https://www.facebook.com/mustriton
I tak trzymać,Myszko 😀
Witam serdecznie, Pani Aniu, pozdrawiam Wybrzeże 🙂
Szkoda, że spotykamy się tu w tak przykrej okoliczności 🙁
O! jest Mysza. Szukałam jej wcześniej, ale nie wiedziałam, że Mus Triton w tym wypadku trzeba napisać łącznie 😈
Nie chcę krakać, ale dość czarno widzę przyszłość tzw. kultury wysokiej. 🙁
Pomijając kwestie merytoryczne i wewnętrzne konflikty (które przyspieszają destrukcyjne procesy) podejrzewam, że bez bardziej zdecydowanego wsparcia budżetowego w niedługim czasie większość niszowych, niedochodowych pism opiniotwórczych (jak „Ruch Muzyczny”) nie wytrzyma bezlitosnych rynkowych reguł opłacalności i przestanie być interesującym kontrapunktem na pstrokatych blatach kiosków a ich edukacyjno-informacyjne zadania przejmą (lepiej lub gorzej) równie niedochodowe wydawnictwa internetowe wykreowane przez pasjonatów (chwała im za to :)). Muzycy (przynajmniej w większości) dalej będą nagrywać płyty dla własnej satysfakcji, a teraz i krytycy muzyczni (jeśli zechcą) za darmochę będą wykonywać swoją pracę. 🙁
No i przeciętny zjadacz chleba będzie zadowolony, bo co go tam obchodzą fanaberie jakichś tam darmozjadów artychów, nie będzie ich utrzymywać z własnych podatków. 👿
A merytorycznie, to tak :
Po pierwsze, w podtytule jest napisane „miesięcznik poświęcony muzyce poważnej i życiu muzycznemu”. Już „miesięcznik”, czyli po transformacji. Skąd nagle – literacki? Czy tak zdefiniowano serwituty?
Po drugie, nie jest to przecież jedyne pismo „patronackie”, jest ich prawie tuzin. Wszystkie mają charakter specjalistyczny, jakoś tam „środowiskowy”. Może z mojego daleka nie widać, ale w żadnym nie doszło to tak ostrych konfliktów, jak w Ruchu. Dlaczego? Są przecież z pewnością dziesiątki ludzi, którzy mają tu coś mądrego do powiedzenia, z mediacją włącznie, i tysiące obecnych, czy potencjalnych Czytelników, którzy np. będą bardzo żałować świetnego pióra i erudycji Doroty Kozińskiej (bo ja napewno).
Czyli wielu ludziom powinno zależeć na tym, żeby to był Ruch, a nie Spazm Muzyczny. Może tak walerianki – i pogadać?
Jako przerywnik, na chwilową osłodę tych gorzkich rozważań, proponuję wysłuchanie fraszki „Do miłości”:
https://soundcloud.com/collegium-vocale/do-mi-o-ci
Dużo światła i smakołyków dla wszystkich. Ci, co nie obchodzą, też mogą zapalić świece bez przechodzenia na judaizm. To z niczym nie koliduje.
Smutno czytać takie rzeczy. Wyjątkowo zasłużone pismo. Jeżeli jest wydawane w ramach umowy, która jest finansowana publicznie, zmiana charakteru jest naruszeniem dyscypliny finansów publicznych. Warto to komuś uświadomić w MK.
„Do milosci” bardzo ladne! Bardzo dobrze doasowany tekst 🙂
Piotrze, żeby jakakolwiek mediacja mogła się powieść, walerianki musiałyby łyknąć (i to może niejeden raz) obie strony sporu. Tymczasem – z tego, co czytam – jedna z nich nie jest zainteresowana ani łykaniem, ani żadnym kompromisem. Bo wykonywanie marszu triumfalnego pt. TKM na waleriance prawdopodobnie zmniejszyłoby satysfakcję wykonawców. 🙄
Pani Doroto, Pani osąd mojej osoby i praca pozostawiam bez komentarza. Jednak nie uważam, aby miała Pani wykształcenie psychiatryczne aby oceniać mój poziom mentalny. I takich wycieczek sobie nie życzę. Pomijając fakt, że wywiad był wysoko oceniony i cytowany w mediach ogólnopolskich m.in. w „Tygodniku Powszechnym” jako ważny. Jestem zażenowany, że to Pani wprowadza taki poziom dyskusji.
Odpowiadam, bo chcę tylko sprostować nieprawdę, jaka się tu pojawiła – owszem zasugerowałem tworzenie zespołu lojalnego wobec redaktora. Uważałem i uważam nadal, że w żadnej redakcji nie powinny pracować osoby, które wynoszą teksty przed ich publikacją. To u Pani na blogu pojawiła się lista zmian w druku, ktoś wyniósł te teksty i powinien ponieść odpowiedzialność. A jeżeli zespół rzeczywiście nie umie się porozumieć, być może powinien powstać nowy. Zespół, który intryguje i wynosi sprawy redakcji na zewnątrz nie wróży dobrej przyszłości pismu. Niestety. – A z Pani bloga właśnie wynika, że wszystkie sprawy redakcyjne wypływają poza redakcję. Słabe to.
Panie Remigiuszu, przykro mi, ale to nie zespół intryguje, to od początku intryguje jedna jedyna osoba: przyniesiony w teczce naczelny, który nie umie zdobyć autorytetu poważną pracą i ludzkim stosunkiem do współpracowników, zachowując się, jakby stał na czele wielkiej korporacji. Zwyczajnie: jeśli gdzieś się przychodzi, do uformowanego, doświadczonego (o wiele bardziej od przychodzącego) zespołu, trzeba umieć się zachować.
Tak, u mnie pojawiło się to, co było karygodne w pracy naczelnego, bo dla mnie etos pracy w piśmie specjalistycznym polega na szacunku do tekstów, zaufaniu do autorów i dobrej współpracy z redaktorami, z którymi pracuje się w jednej redakcji, czyli w jednej drużynie. A słabe jest, wręcz żenujące, że to właśnie Pan zabiera w ogóle głos na ten temat. Pan, który nigdy nie miał z „Ruchem Muzycznym” nic wspólnego.
I jeszcze: napisałam przecież wyżej, że proszę bardzo, jeśli Tomasz Cyz chce tworzyć nowe pismo z lojalnym zespołem, to niech je sobie tworzy, nikt nie będzie miał nic przeciwko. Ale nie pod szyldem „Ruchu Muzycznego”, bo to jest – jak powiedziałam – przejęcie tytułu.
Mam nadzieję, że Grzegorz Gauden wreszcie dostrzeże, jak fundamentalny błąd popełnił nie słuchając redakcji, tylko arbitralnie narzucając swoją decyzję.
O, przepraszam? Zabrałem głos w sprawie ważnej dla wtajemniczonej grupy osób samooświeconych przez RM? Niestety Pani uczyniła z tej sprawy publiczną, na blogu Polityki, i jeszcze obraża inne osoby, np. mnie. Do dzisiaj Panią ceniłem i czytałem Pani bloga chętnie, nawet mając inne zdanie. Ze swojego bloga uczyniła Pani blog hejterki. Przykre na to patrzeć. Rzeczywiście publikuje Pani donosy, których publikować właściwie nie warto. Teraz zamyka mi Pani drogę komentowania, bo – jak już Pani napisała – jestem nikim, zwłaszcza dla „RM”. Żegnam, to mój ostatni komentarz i ostatnie wejście na Pani bloga.
To nie są „donosy”, to jest naga prawda po prostu.
I tak, jest to sprawa publiczna, bo dotyczy publicznej działalności.
Więcej komentarzy nie mam.
Nikt tu Grzeli nie obraża. Przeciwnie, to zaszczyt być wymienionym w tym miejscu z nazwiska. Nie ma powodu, żeby się zachowywać jak gimnazjalista z poważną dysfunkcją tylko z tego powodu, że nie pochwalili, widać nie było za co, rozważyłeś, przyjacielu, taką możliwość? Wiem, nie rozważyłeś.
No nie, trzeba przyznać, że napisałam „kto przy zdrowych zmysłach…”. Przyznaję, te słowa mogłam pominąć. O złej literaturze wystarczyło.
Kto przy zdrowych zmysłach myli zwrot „kto przy zdrowych zmysłach…” z diagnozą psychiatryczną? 😆
😆
Bobiku, Pies wie wszystko. Też mi nowina.
zgadzam się z Wielkim Wodzem, muszę przyznać, że na początku nie wiedziałem o jaki passus p. Remigiuszowi Grzeli chodzi… oczywiście sytuacja z RM jest wyjątkowo nieciekawa, pamiętam Dwójkowa audycję z pp. Cyzem i Gaudenem, ich wypowiedzi sugerowały dalszy ciąg wydarzeń i niechęć do jakichkolwiek kompromisów
mam jednak refleksję innej natury, gdyby w zdaniu „jeśli Tomasz Cyz chce tworzyć nowe pismo z lojalnym zespołem, to niech je sobie tworzy, nikt nie będzie miał nic przeciwko. Ale nie pod szyldem „Ruchu Muzycznego”, bo to jest – jak powiedziałam – przejęcie tytułu” podmienić Tomasz Cyz na Jan Tomasz Adamus a „Ruch Muzyczny” na „Capella Cracoviensis” czy aby nie mielibyśmy podobnej sytuacji? kibicuje nowej CC i staremu RM, nie zgadzam się z samowładnymi działaniami p. Gauena, ale może sytuacja w instytucjach kultury nie jest tak prosta jeśli chcemy dokonywać jakiś zmian?
Toteż ja również uważałam, że z CC sytuacja byłaby czystsza, gdyby rozwiązano jedną instytucję i powołano nową. No, stało się, jak się stało, ale – uwaga – jest grupa muzyków ze starej Capelli, która w nowej Capelli wciąż gra. I powiem więcej: tylko oni mają etaty 😉
ciągnąc analogię, czyli lepiej by było, żeby RM został rozwiązany, a Cyz tworzył pismo pod nowym szyldem?
Nie.
Pytanie: dlaczego rozwiązywać „Ruch Muzyczny”? To na to pismo Instytut Książki ma zlecenie. Nie na inne.
Jak widać Instytut Książki (a raczej jednoosobowo p. Gauden, bo p. Zdrojewski nie zdradza się z indywidualną wizją jak powinna wyglądać polityka kulturalna w Polsce, że się tak delikatnie wyrażę) ma poważne zastrzeżenia co do obecnego kształtu pisma, tak jak władze Krakowa miały do kształtu starego CC, i chce radykalnych zmian. Ma do tego prawo jako przedstawiciel instytucji obsadzonej w ramach funkcjonowania demokratycznego państwa prawa? Strasznie to wszystko subiektywne jest. Zresztą IMHO pismo wymagało poważnych zmian, włącznie z refleksją czym tak naprawdę ma być. Oczywiście nie na zasadzie bezczelnego samodzierżawia. Kto tak naprawdę ma być strażnikiem „prawdziwości” idei Ruchu Muzycznego?
Różnica jest tu zasadnicza. W przypadku CC to władze miasta są bezpośrednim pracodawcą zespołu.
Grzegorz Gauden jako dyrektor Instytutu Książki jest tylko wykonawcą zlecenia ze strony Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Gdyby był po prostu prywatnym wydawcą, miałby zbójeckie prawo robić ze swoim pismem, co chce. Ale nim nie jest i ma się dostosować do wymagań zleceniodawcy.
Tomasz Cyz został przez niego powołany dokładnie w momencie, gdy zespół po raz kolejny zwracał się o spotkanie z Gaudenem, mając konkretną propozycję, kto miałby zostać naczelnym. To już nie tajemnica, więc powtórzę, że był to muzykolog dr Marcin Gmys, który zgodził się wystąpić w tej roli. I wtedy szybciutko, przy całkowitym zignororowaniu listu od redakcji, nastąpiła nominacja. Po jakimś czasie wyszło na jaw, że panowie byli już umówieni od dwóch lat, bez wiedzy redakcji i w ogóle kogokolwiek.
Redakcja od dawna zwracała się do wydawcy z postulatami zmian, unowocześnienia pisma. Ale Gauden wciąż dawał do zrozumienia, że nie będzie się spotykał z małymi żuczkami, jednak naczelnego też ignorował – tu trzeba też powiedzieć, że Olgierd Pisarenko nie wykazał może dostatecznej energii, ale przy wszystkich dramatach osobistych i kłopotach zdrowotnych, jakie go w tym czasie spotkały, trochę mu się nie dziwię.
Dotychczas zmiany na stanowisku naczelnego „RM” odbywały się jakby samorzutnie, oczywiście bez konkursów, a poza tym w historii pisma było tych zmian mało. Gdy przenosiło się do Warszawy, objął je Zygmunt Mycielski namaszczony przez środowisko muzyczne; kiedy on z kolei został stamtąd usunięty przez komunistyczne władze, przekazał redakcję Ludwikowi Erhardtowi, którego sam do tej roli przygotował – też za aprobatą środowiska. Era Erhardta trwała bardzo długo, jak wiemy, i przejęcie stanowiska przez Olgierda Pisarenkę odbyło się w trochę podobny sposób jak poprzednia zmiana. Za każdym więc razem sukcesja była przejmowana w sposób poniekąd naturalny.
Ale być może w istocie dobry byłby konkurs.
A kto miałby być strażnikiem wartości? Oczywiście ludzie kompetentni, czyli środowisko muzyczne. Reprezentuje je przede wszystkim Związek Kompozytorów Polskich, grupujący kompozytorów i muzykologów. Tomasz Cyz wystąpił przed tym gremium na walnym zjeździe w maju i obiecał, że będzie „strzegł wartości” i że nie naruszy stanu osobowego redakcji. Złamał obie deklaracje.
Może po prostu „RM” powinien być wydawany przez kogoś innego, bo Instytut Książki jak widać nie sprawdza się.
Instytut Książki jest agendą rządową, a nie prywatną firmą, także analogie z władzami miasta (demokratycznie wybranymi podobnie jak zarządzający naszą kulturą na szczeblu państwowym) i CC nie wydają mi się tak zupełnie chybione.Tak czy siak dzięki prywatnym środkom RM obojętnie w jakiej formule nie ma szansy w Polsce AD 2013 wychodzić. Zawsze jego los będzie zależny od takiej, albo innej państwowej instytucji niestety. Jak dla mnie RM w stanie przed rewolucją spod znaku Cyz&Gauden było pismem do zdecydowanej korekty. Pytanie czy to była kwestia wyłącznie finansów. Nie kwestionuje merytorycznego przygotowania zespołu, ale produkt finalny wychodził z prac redakcji mocno nierówny. Może pomysł z osobą z zewnątrz nie był wcale taki zły tylko akurat osoba trafiła się nie ta? Oddzielne zagadnienie to dystrybucja i mikroskopijna sprzedaż. Oczywiście nasz piękny kraj powinno być stać na utrzymanie nawet najbardziej niszowych produkcji jeśli są kulturotwórcze, ale jako jedyne w tym momencie pismo o profilu muzycznym z prawdziwego zdarzenia może powinno mieć nieco bardziej popularny charakter przy zachowaniu strony merytorycznej?
„Grzegorz Gauden jako dyrektor Instytutu Książki jest tylko wykonawcą zlecenia ze strony Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Gdyby był po prostu prywatnym wydawcą, miałby zbójeckie prawo robić ze swoim pismem, co chce. Ale nim nie jest i ma się dostosować do wymagań zleceniodawcy.”
przy okazji, p. Doroto myśli Pani, że p. Gauden działał wbrew Ministerstwu Kultury? ja szczerze wątpię…
Ja po prostu wiem, że to się odbyło poza ministrem. Nie wydaje mi się, żeby ten ostatni był tym zachwycony.
Co do kogoś z zewnątrz – ależ oni sami chcieli kogoś z zewnątrz.
Co do profilu bardziej „lajtowego” – już są takie pisma na rynku.
Pewnie, że powinno się to i owo zmienić, nikt tego nie kwestionuje. Ale z sensem.
„Co do profilu bardziej „lajtowego” – już są takie pisma na rynku”
żadne, które by trzymało merytoryczny poziom nie przychodzi mi do głowy…
No właśnie, trudno to wypośrodkować. Coś wiem o tym 😉
Jest „Presto”, które w swoim gatunku (podtytuł ma wręcz „prosto o muzyce klasycznej”) jest chyba nienajgorsze – choć zdecydowanie nie jest to pismo dla mnie 😉 ale dla mniej zaawansowanego melomana chyba może być?
Filharmonia Wrocławska wydaje swoją „Muzykę w mieście”, którą też da się czytać.
No i oczywiście są pisma internetowe.
Pobutka.
Bardzo ładne. Żeby tylko historia „RM” nie stała się takim kanonem w kółko bez końca… 😈
Dzień dobry 🙂 Pozytywny nius na początek dnia: Eliasz Mendelssohna pod McCreeshem z udziałem Chóru Filharmonii Wrocławskiej zdobył Diapason d’Or de l’Annee. Gratulacje!
Presto chyba zdechło, skoro od dwóch miesięcy nie może się ukazać
Hm, nawet nie wiedziałam. Przeglądałam jakieś stare numery wyłożone na Szalonych Dniach Muzyki.
Coś tam dłubią w każdym razie, jak widać na stronce: http://prostoomuzyce.pl/
Listopadowy numer RM był zdecydowanie ostatnim, który kupiłam. Odpadł mi tym samym wydatek, który od lat był żelazną pozycją w budżecie. Pana Cyza kojarzę głównie z jego recenzjo operowych, w których nie było prawie nic o muzyce, za to mnóstwo bełkotliwych , pseudofilozoficznych rozważań o samym dziele i dużo o reżyserii. w tę samą stronę idzie „nowy” RM. A wszyscy wiemy, jak żałosna okazała się reżyserska próba p. Cyza. Diapason d’Or ( jeszcze nie de l’Annee) zdobyła tez płyta operetkowa Beczały.
Pani Kierowniczko, nie jestem widać dość zorientowana: jakie pisma internetowe (o poważce?). Można prosić o tytuły?
Mój kod, muszę coś napisać.
Analogie różnie się sprawdzają w zależności od tego, co się traktuje jako sprawy najważniejsze. Na pewno CC przestało spełniać oczekiwania włodarzy miasta, a zespół i jego szef nie bardzo chcieli pracodawcy się podporządkować. Z punktu widzenia włodarzy rewolucja była konieczna i uzasadniona. Nic nie wiadomo, jak rozumiem, żeby MK jakieś ważne uwagi do działania RM zgłaszało. Rozumiem, że w ostatnim okresie czytelnicy mieli jakieś zastrzeżenia do funkcjonowania pisma, ale nie były to wielkie pretensje tylko propozycje pewnych korekt. Jeżeli jest tak, jak tu napisałem, pan Gauden nie miał moralnego prawa przywozić w teczce redaktora naczelnego bez konsultacji z zespołem. Tak się w kulturze nie robi po prostu. To jak przywiezienie p. Monkiewicza do IFCh. I tu i tam pracują nie urzędnicy, którzy mają wykonywać polecenia tylko twórcy. Analogia w przypadku CC byłaby uzasadniona, gdyby IK wydawał konkretne uzasadnione dyspozycje co do takich czy innych korekt, a zespół je ignorował. Rozumiem jednak, że nic takiego nie miało miejsca.
Dumbing down znaczy doslownie „przyglupienie”, fajmy termin wymyslony jeszcze w latach trzydziestych.
Tu jest definicja: http://www.oxforddictionaries.com/definition/english/dumbed-down.
Przed laty gdy zmienila sie redakcja Czwartego Programu radia BBC postanowiono troche przyglupic sztandarowy dla tej stacji program poranny, sluchany i odwiedzany czesto przez brytyjskich i zagranicznych politykow, szefow rzadow, intrelektialistow, przez ludzi, ktprzy pragneli rozpoczynac dzien od wysluchania, nawet w biegu, powaznego programu publoicystycznego, z rzetelnymi analizami, komentarzami, rozmowami. W redakcji mojej Starej byl nawet wymog aby przychodzic do pracy po wysluchaniu porannego bloku Today w Czworce.
No wiec jak ten nowy redaktor i grono wybranych przez niego zastepcow, podjelo decyzje przyglupienia troche tego programu, nadania mu lzejszego, „strawniejszego” dla holoty formatu, podniosl sie nieslychany jazgot – decyzje krytykowali sluchacze, komentatorzy medialni oraz poslowie w parlamencie. Byly interpelacje do premiera – wara od naszego Todaya. Byta tez petycja dp BBC z prpotestami.
W koncy BBC rakiem sie wycofalo z zamiarow przyglupiania. Tpday zostal uratopwany w tym ksztalcie na jakim wychowaly sie pokolenia sluchaczy.
A chodzi mi o to, ze jak Wam zalezy na uratowaniu RM, to moze by tak ruszyc zadem i zaczac petycje do ministra kultury i do parlamentarzystow? Tak sie to robi w demokracji z instytucjami oplacanymi z publicznej kasy.
Masz rację, Kocie. Z drugiej strony nie chce mi się szukać. Jak dostanę link podpiszę. Dlaczego mi się nie chce? Bo jestem zniechęcony, jak wielu moich kolegów. Wczoraj padło pytanie zadane w gronie osób znanych z aktywności, dlaczego w ostatnich tygodniach nic nie robią. Wszyscy zgodnie odpowiedzieli, że są zniechęceni. Rozumiem, że w czasie ogólnego zniechęcenia należy podwoić aktywność. Tak dyktuje rozum. Ale do aktywności popycha też wewnętrzny zapał, czasem nawet pozwala wyrównać niedostatek sił.
Sluchaj, Staszek. Pies Bobik nie bedzie dla Was pisal wszystkich petycji! Zwlaszcza, ze jak podejrzewam sam RM nie studiuje. Niech te petycje sformuluje ktos z Blogu. Wtedy mozna bedzie ja podawac z lapy do lapy.
Ja obiecuje ze rozniose po moich zakamarkach w internecie, z pewnoscia Studio Opinii zgodzi sie zamiescic u siebie.
Ruszcie zadem, ruszcie zadem
Ruszcie dla lepszego swiata – jak to kiedys spiewano.
Pozdrawiam z miasta Óć, z ul. Piotrkowskiej rozkopanej do imentu 🙂
Kot juz, widzę, grzmi w tromby 😉 Obawiam się, że publiczność „RM” jest trochę za mała na petycje…
🙁
a ten Grzegorz Gauden byl taki porzadny chlopak niegdys… pamietam go z uniwersytetu w Lundzie (Szwecja)
Bywało, że to ja formułowalam petycje. Ale na razie czekam, podobno ZKP ma wydać oświadczenie.
Do pisania petycji w sprawie RM nie czułbym się moralnie uprawniony. 😉 Ale już do podpisania tak. Bo tu nie chodzi tylko o konkretne pismo, ale o zasady funkcjonowania instytucji kulturalnych, a na ten temat mogą chyba zabierać głos nie tylko regularni czytelnicy RM i branżowcy. Więc może ta publiczność do podpisywania wcale nie byłaby aż tak mała? 😉
Ale kogo obejdzie los takiego niszowego pisemka ? Nie żebym była przeciw petycji, bo a nóż…. ale – realnie na rzecz patrząc – kogo z tzw. decydentów tu i tam umieszczonych może obchodzić co się w nim dzieje – tym łatwiej red.nacz. realizować dowolne wizje.
Na razie dostałam od prof. Piotra Urbańskiego z Instytutu Filologii Klasycznej UAM jego list do ministra. Do wykorzystania oczywiście, więc wrzucam.
Szanowny Panie Ministrze!
Ostatnie miesiące działalności „Ruchu Muzycznego” i tocząca się wokół niej środowiskowa dyskusja skłaniają mnie do zabrania głosu w tej sprawie.
Od czasu mianowania redaktorem naczelnym pisma Pana Tomasza Cyza jako stały czytelnik i współpracownik z uwagą przyglądałem się zachodzącym w „Ruchu Muzycznym” przemianom. Od samego początku niepokój budziło powierzenie tak znaczącego pisma osobie bez formalnego wykształcenia akademickiego. Wszakże redaktor naczelny decyduje o tym, jakie teksty zostaną zamieszczone – a wśród autorów pisma znajdują się osoby o ugruntowanej pozycji w życiu muzycznym, kulturalnym i naukowym. Tryb mianowania Pana Cyza redaktorem naczelnym, bez należytych konsultacji środowiskowych i wbrew woli członków redakcji, był co najmniej kontrowersyjny. Jednak opierając się na opinii mojego nieżyjącego przyjaciela, Prof. Jarosława Mianowskiego, obdarzałem Pana Cyza (którego publikacje, jak i wyjątkowo nieudane próby reżyserii operowej były mi dobrze znane) dużym kredytem zaufania i cierpliwie czekałem na nowe jakości, jakie jego rządy miały wnieść do „Ruchu Muzycznego”. Niestety, po kilku miesiącach jestem zmuszony do reakcji na stan rzeczy, który doprowadził znakomite i zasłużone czasopismo do poważnego kryzysu. Z perspektywy kilku miesięcy nie mam wątpliwości, że decyzja o mianowaniu Pana Cyza redaktorem naczelnym była nieroztropna oraz merytorycznie nieuzasadniona ze względu na brak kwalifikacji i autorytetu, jakim cieszyć się powinien w środowisku następca Ludwika Erhardta i Olgierda Pisarenki.
Po pierwsze. Profil pisma został rozmyty przez poszerzenie jego formuły o literaturę i teatr dramatyczny.
Po drugie. Zapowiadany jako rewolucyjny nowy kształt graficzny pisma okazał się chybiony: zły papier, nieczytelny układ, mała i formatowana do lewej czcionka, puste semantycznie całostronicowe fotogramy, a zwłaszcza przykrajanie objętości tekstów do mechanicznie pojmowanego layoutu są nieakceptowalne.
Po trzecie. Ingerencje redaktora naczelnego w teksty, dowolne ich przycinanie, bez konsultacji z autorami i bez ich akceptacji, często wypaczające intencje twórców, są nie tylko sprzeczne z dobrymi obyczajami, ale również z prawem autorskim.
Po czwarte. Anulowane zamówienia na teksty, które ze względu na tryb produkcji „Ruchu Muzycznego” już są gotowe.
Po piąte. Zmiana formuły „Ruchu Muzycznego” z dwutygodnika na miesięcznik powoduje, że część recenzyjna jest poważnie opóźniona w stosunku do funkcji, jakie powinna pełnić wobec życia muzycznego.
Po szóste. Napięcia, jakie wywołało mianowanie redaktora naczelnego, spowodowały, że ze współpracy z „Ruchem Muzycznym” zrezygnowały osoby współtworzące od lat jego kształt (jak np. Pani Ewa Pikulska, prowadząca dział płytowy), a także autorzy (co najmniej kilku znanych mi jest u progu takiej decyzji).
Po siódme. Zwolnienie z pracy w „Ruchu Muzycznym” w trybie nagłym Pani Doroty Kozińskiej. Dwadzieścia dwa lata jej obecności w zespole redakcyjnym spowodowało, że stała sie ona osobą o uznanym autorytecie jako krytyk muzyczny i redaktor. Dzięki niej pismo pozyskało wielu nowych, interesujących autorów. Pani Dorota Kozińska jest – pozwolę sobie przypomnieć – również znakomitą pisarką i tłumaczką. Jej wkład w kształtowanie „Ruchu Muzycznego” jest niemożliwy do przecenienia. Tryb jej zwolnienia z pracy, szeroko komentowany w środowisku, nb. po kilkutygodniowej nieobecności spowodowanej wyjazdem zagranicznym, wyraźnie świadczy o tym, że Pan Cyz nie potrafi właściwie ocenić merytorycznych kompetencji swoich współpracowników, wlaściwie kształtować relacji w podległym mu zespole redakcyjnym i prowadzi „Ruch Muzyczny” w kierunku, który musi zakończyć się katastrofą i utratą pozycji, jaką pismo wypracowało w ciągu niemal siedemdziesięcioletniego istnienia.
W tych okolicznościach muszę podjąć decyzję o wycofaniu się ze współpracy z „Ruchem Muzycznym”, by swoim nazwiskiem nie legitymizować poczynań Pana Cyza. Niewątpliwie nie jest to głos odosobniony. Wyrażam przekonanie, że sytuacja „Ruchu Muzycznego” jest na tyle kryzysowa, że wymaga przyjrzenia się jej przez Pana Ministra i podjęcia działań, które mogą przywrócić pismu stabilność i wiarygodność, a redakcji stworzyć warunki do rzetelnej pracy.
Z wyrazami szacunku,
Piotr Urbański
Mój komentarz: Myślę, że Pan Profesor z akademicką precyzją rozpracował sedno sprawy 🙂 Jednak z Ewą Pikulską w rzeczywistości było gorzej. To nie ona zrezygnowała, lecz Cyz powiedział jej, że likwiduje dział płytowy i w związku z tym nie przedłuża jej kontraktu. Bo ona nie była na etacie. Tak więc zwolnienie Doroty Kozińskiej jest już drugim złamaniem obietnicy, jaką Cyz dał Związkowi Kompozytorów Polskich, że nie naruszy substancji osobowej zespołu.
A może faktycznie cała „załoga ” Ruchu Muzycznego otworzyłaby niezależnie swój własny portal w internecie i wtedy wszyscy mielibyśmy bezproblemowy dostęp bez niczyjej łaski. Szkoda tych wybitnych i doświadczonych autorów,inna rzecz,że taka działalność internetowa nie da im utrzymania,ale może warto cokolwiek-pro publico bono.Zaznaczam,że oczywiście jestem przeciwny umniejszaniu znaczenia,czy likwidacji pisma w formie papierowej,ale u nas bezpieczniej być pesymistą. W połowie lat dziewięćdziesiątych ukazywało się sympatyczne czasopismo o nazwie „Studio” i po próbie „zmiany oblicza” też niestety zniknęło.
Dodam jeszcze swoje trzy grosze.
Wczoraj otrzymałam następujący mail, skierowany do mnie i do grupy autorów tekstów o Lutosławskim, zamieszczonych niegdyś w „RM”:
Szanowni Państwo,
Redakcja „Ruchu Muzycznego” we współpracy z Instytutem Muzyki i Tańca oraz Polskim Wydawnictwem Muzycznym przygotowuje wydanie unikatowej serii „Biblioteka Ruchu Muzycznego”. Pierwszą publikację w tej serii chcemy poświęcić Witoldowi Lutosławskiemu. Ma ona zawierać wypowiedzi kompozytora, rozmowy z Nim, recenzje Jego utworów i ich wykonań, eseje na Jego temat – publikowane pierwotnie w „Ruchu Muzycznym”.
Pragniemy, aby przygotowana przez nas książka propagowała wiedzę o jednym z najznakomitszych polskich kompozytorów i rozsławiała Jego imię w świecie – Instytut Adama Mickiewicza chce część tekstów przetłumaczyć na język angielski.
Zwracamy się do Państwa, jako właścicieli praw autorskich i majątkowych, z prośbą o przychylność dla naszego projektu i wyrażenie zgody na bezpłatne wykorzystanie we wspomnianej publikacji tekstów, których wykaz dołączamy w załączniku do tego listu, a także na ich przetłumaczenie na język angielski.
Z poważaniem
Tomasz Cyz
Redaktor Naczelny
miesięcznika „Ruch Muzyczny”
A oto moja odpowiedź, skierowana do wszystkich współadresatów:
Szanowni Państwo,
Biblioteka „Ruchu Muzycznego” jest inicjatywą bardzo cenną, a poświęcenie jej pierwszego ogniwa Witoldowi Lutosławskiemu szczególnie by mnie cieszyło. Jednak jest pewne wielkie „ale”.
Listę tekstów wybrała z archiwum dobrze w nim rozeznana (jako autorka przezabawnych felietonów „Mysz w Ruchu”, od paru numerów niestety zlikwidowanych), pracująca w „Ruchu Muzycznym” od ponad 20 lat red. Dorota Kozińska. Ona również miała zająć się redakcją tomu; była osobą, do której można było mieć w tej dziedzinie stuprocentowe zaufanie. Z dniem wczorajszym została z wielkim hukiem zwolniona z „Ruchu Muzycznego” przez Tomasza Cyza. Jakie zaufanie można mieć do niego jako do redaktora, przekonaliśmy się czytając ostatnie, miesięcznikowe numery „Ruchu Muzycznego”.
Jest mi wyjątkowo przykro to pisać, ale w tej sytuacji nie zgadzam się na wykorzystanie mojego tekstu, póki redakcję będzie firmował Tomasz Cyz.
Szanownym Koleżeństwu Współadresatom również poddaję rzecz pod rozwagę.
Z poważaniem
Dorota Szwarcman
Wielką przykrość Pani Kierowniczka robi. Dotacja przyznana, kosztorysy rozpisane, nieodpowiednie nazwiska z przyszłej listy płac usunięte, tylko jeszcze te cholerne książki jakoś trzeba napisać. I co teraz, Cyz siądzie i napisze? A może zleci komuś, kto się zna? Przecież on będzie chciał pieniądze. Tak się nie robi.
Kierownictwo to ma dobrze – może wytoczyć taką ciężką artylerię 😉
A co ma zrobić prosty czytelnik „Ruchu”, który ma do dyspozycji tylko procę? (tzn.zagrozi,że przestanie kupować ) Ktoś się tym przejmie?
W przypadku pewnego ( innego) pisma Wódz swego czasu zalecał,żeby zaoszczędzone środki raczej przeznaczyć na fajki.Chyba się dostosuję do rady mądrzejszych ode mnie,chociaż już od lat nie palę !
Az mi sie zal tego Cyza zrobilo…
Musicie jednak napisac ten list-petycje do min. Zdrojewskiego. .
Liczba podpisow nie tak wazna jak ciezar gatunkowy podpisanntow.
Co Wam szkodzi?
Że niby ja jestem mądrzejszy? Ew_ka nie obraża mnie przypadkiem, ew_ko? 👿
Ani obraża, ani przypadkiem. 😛 (Napisałam na początku: „Zgaduję, że”, ale kiedy zobaczyłam kod LTD7, to początek wyrzuciłam).
Wodzowi chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego idea przeznaczenia forsy na fajki mnie też się wydaje całkiem niegłupia? 😈
Czy ktoś z Państwa orientuje się jak wygląda sprzedaż RM w relacji do nakładu pisma?
Tylko nie na fajki.
@ Kot Mordechaj
Jak taki jeden z drugim podpisant kartoflów (w dobrem gatunku) więcej poje, to się rozbędzie; przed zimo jak znalazł.
Cóż, w moim przypadku kupowanie nowego „miesięcznika literackiego” nie wchodzi w grę. Po prostu przestałem się czuć targetem.
Zresztą również w prozaicznej kategorii value for money – odpadajko!
Znam lepsze sposoby wydawania forsy (np. na I tom korespondencji Chopina, merci!), choć, podobnie jak lisek, fajek nie popieram – zawołanemu enofilowi chyba one nie przystoją.
Swoją drogą, czy ktoś biegły w rachunkach zadał sobie trud policzenia wszystkich czasopism literackich, które u nas wychodzą, łącznie z tymi, które wychodzić już przestały – z braku środków i/lub czytelniczego zainteresowania…
Dla poprawy nastroju Sztuczne Fiołki :
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1421400194760276&set=o.234474153386593&type=1&theater
No właśnie nie byłam w stanie przenieść tego linku. Może to tylko fejsbukowicze mogą.
W tej samej sprawie proszę o przeniesienie się pod aktualny wpis 🙂
RUCH MUZYCZNY – tytul jest juz wykladnikiem charakteru pisma ,utrata sedna skazuje go na nicosc,niezaleznie od roznych kol ratunkowych. Chronmy jakosc,ktora w zalewie nicosci ;okazuje sie wartoscia bezcenna ;
PISMO staje sie BEZRUCHEM , a do tego NIEMUZYCZNYM
Mamy w kraju pokolenie starannie wyksztalconych muzykologow ,wladajacych plynnie; po za polskim ,kilkoma obowiazujacymi w swiecie sztuki jezykami.,posiadajacymi wazki dorobek artystyczny i ktorzy nie maja nawet szansy ;a moze obecnie to i lepiej otrzec sie o pismo w ktorym mogliby dac wyraz temu co umieja .
W zamian sprzedaja za stawke 40 zlotych za godzine swoja rzetelna wiedze w radiostacjach lokalnych i tyle .
Szkoda,wielka szkoda i marnotrawstwo potencjalu
.EWA OSINSKA
Masakra…. Szkoda słów na to, co się teraz dzieje w „Ruchu Muzycznym”. P. Remigiusz Grzela napisał na Facebooku: „Współczuję Tomkowi Cyzowi całej tej absurdalnej sytuacji, w jakiej się znalazł i niniejszym ogłaszam, że od dzisiaj pani Doroty Szwarcman nie zamierzam traktować ani poważnie, ani jako krytyczki.”. He! Czy to zdanie jest poprawne logicznie? Myślę, że p. Remigiusz powinien przede wszystkim nauczyć się poprawnie pisać!
Pan Remigiusz poczuł się nadkłuty moim sformułowaniem na temat jakości zaledwie jednego z jego pytań w wywiadzie – i już wytacza ciężkie artylerie. Nawiasem mówiąc, w piątek spotkałam go przypadkiem na Dworcu Centralnym i było oczywiście „pani mnie obraża, ja sobie nie życzę”. No i co z tego? Ja sobie też bym nie życzyła, żeby ktokolwiek sobie mną buzię wycierał, ale nie mam wpływu na pomyje, które z różnych stron poleciały ponoć na mnie na Fejsie, bo to już nie pierwszy raz oczywiście. Ale co mnie może to obchodzić – jeżeli ktoś ma ze mną jakiś problem, to nie ja z nim. Niech się żółcią zadławią, ja będę nadal robić swoje.
Powiedziałam mu zresztą, że broni złej sprawy. Ale, jak widać, niczego nie zrozumiał.
Z ludźmi zakochanymi w sobie do szaleństwa tak bywa…
Ja bym dodała: zakochanymi w sobie do szaleństwa z wzajemnością 😛
Okazuje się, że postawiłem właściwą diagnozę 28 listopada o 15.41. Chyba pójdę poszukać roboty w poradni psychologiczno-pedagogicznej. 😛
Komuś słoma z butów wychodzi. Duuużo słomy…
Wspominkowo i nostagicznie: http://wyborcza.pl/1,97699,5470249,Redaktor_i_Mysz.html
A tak swoją drogą, kim był Jan Żak?
Piękny tekst Chłopeckiego. Ta figura z poszczególnymi numerami nie do czytania, a z rocznikami do zatopienia się – świetna i … do niedawna aktualna. Sam nie byłem w stanie kupić Ruchu i czytać. Ruchu świeżego. Jak zaś spotkałem np. po roku – wchodził jak tort serowy. Może nadmiar emocji codziennych, oczekiwań nie do spełnienia przez żaden Ruch na świecie. I po czasie dystans, który kieruje na to, co jest, a nie na to, czego w w piśmie nie ma. Kluczową sprawą jest jakość tekstów. Te kiepskie nie zrobią ruchu w duchu ani teraz, ani po latach. Ot, będzie takie odbijanie światełek przydrożnych, mix z „akcji” tzw. graczy kulturowych. Boję się, że bez odbędzie się to wysycenia własną myślą, własnym tonem i aksjologią.
Wiadomo, kto to Jan Żak. W każdym razie to on powiedział, że wycofuje się z pisania recenzji z wykonań nowej muzyki, bo musi posłuchać kilkanaście razy by coś wiarygodnego o muzyce powiedzieć. Taki był sens o ile dobrze pamiętam. A może to nie powiedział jako Żak tylko jako realna postać.
Jan Żak to była ona 😉
Zjawisko o nazwie TC – jak i obecna sytuacja RM jest moim zdaniem typowa (niestety) dla wielu wydawnictw, z których „pomysłowi” redaktorzy naczelni chcą zrobić „sukces medialny” i uchronić przed upadkiem albo likwidacją – zagrażającą czy wydumaną – bądź „poprawić” zainteresowanie tytułem, wyjść z „niszowości” czyli zaadresować pismo szerszemu – czytaj młodemu odbiorcy i zrobić ze specjalistycznego pisma dobrze sprzedający się, atrakcyjny „magazyn”. W tym założeniu są same sprzeczność, „głupie myślenie” i jakaś schizofrenia… niestety typowa dla Polski… „Zainteresować młodego czytelnika” to od razu musi znaczyć artykuł o Lou Reed`zie. Wszystko byłoby do zniesienia, gdyby wnikliwie i mądrze napisany… Nośny i aktualny temat nie przekłada się jakoś na jakoś, jeśli piszą go przypadkowe osoby. RM doczeka się pewnie i Stanisława Sojki bo to ukochany twórca TC. Być może autorstwa małżonki, bo pisywała o nim już do Tygodnika Powszechnego za bytności w nim TC . Dwutygodnik powstał z resentymentu po zwolnieniu TC z TP a obecny naczelny zaprosił do Dwutygodnika częściowo niezadowolonych z cięć jakie wprowadził TP, rezygnując z obszernych tekstów. Teraz sam tnie (bo wydaje mu się, że może) i zmienia bez wiedzy teksty nie swoje. Smutne, że w polacy odporni są na kulturę muzyczną. Zainteresowanie RM jest wobec tego niewielkie, jak sądzę. Można zauważyć, że pisma „specjalistyczne”, a wobec niskiej kultury muzycznej w naszym słodkim kraju muszą być odbierane właśnie jako „dla wybranych” dobrze się mają tylko jako pisma uniwersyteckie, jakichś fundacji, czy stowarzyszeń. Myślę, że RM mógłby być „medialny” w mądry sposób. Nie jestem tylko pewny do jakich czytelników jest adresowany. Trudno to wywnioskować po sposobie myślenia jego nowych władz. Redaktor naczelny od przynajmniej dziesięciu lat zamierza być (podobno nadal) reżyserem operowym na wzór Trelińskiego i lepszym od Warlikowskiego. W tym blogu PK pisała o jego jedynej dotąd realizacji. Myślę że nowy RM będzie miał zwolenników wśród widzów, którym ten spektakl podobał się. Tylko czy jest ich wielu?
Obawiam się, że nie. Spektakl szybko zszedł z afisza. Była też jakaś próbka w Poznaniu na scenie kameralnej, jeszcze za dyrekcji Znanieckiego, ale tego nie widziałam, więc się nie wypowiem.
Tak swoją drogą, to zgadzam się, że „RM” powinien być medialny w mądry sposób. Ale potrzebne są pomysły, potrzebna jest osobowość, która by to uciągnęła. Kto? Trudno powiedzieć. W ogóle mamy takie czasy, że osobowości coraz mniej.
A ja naiwnie myślałem, że czasy, kiedy dyrektorów/redaktorów przynoszono w teczce należą do socjalistycznej przeszłości. Pan Gauden wyprowadził mnie z błędu, za co nie jestem mu wdzięczny. Obawiam się, że tego Ruchu Muzycznego, którego nieprzerwanie przez 27 lat kupowałem i czytałem (i którego byłem – z nieukrywaną satysfakcją- chwilowym współpracownikiem), już nie ma i nie będzie. Wszak pismo to ludzie którzy je tworzą (proszę wybaczyć truizm). Aż strach pomyśleć, do czego doprowadzić może Ruch, kierowany swego czasu przez Redaktorów Zygmunta Mycielskiego, Ludwika Erhardta i Olgierda Pisarenkę personalno-kulturalna polityka pobierającego pensję redaktora naczelnego Tomasza Cyza.
Tak sobie mysle, ze MKiDN nie ruszy protest srodowiska, zawsze powiedza, ze to jest beton a tu przychodzi wizjoner, czlowiek sukcesu i obserwuja, bo sie sprawdzil. MKiDN ruszy tekst np w Polityce czy w Wyborczej, gdzie opisanych zostanie kilka weryfikowalnych faktow: 1. Cyz jako czlowiek bez edukacji wygrywa konkurs z dr hab Gmysem, szanowanym i zdolnym muzykologiem, ktory chyba nawet byl jego wykladowca. 2. Konkursu nie bylo, nie bylo projektu reform 3. Cyz rozwija swoje hobby rezyserskie za publiczne pieniadze, choc nie jest ani rezyserem ani nawet muzykologiem 4 Cyz jako osoba bez wyksztalcenia byl ekspertem oceniajacym wnioski w MIkDN 5. O promowaniu zony nie wspomne (slawny tekst o bajkach dla dzieci w Dwutygodniku) 6. Dwutygodnik tez powstal nie wiadomo dlaczego, moze lepiej zobaczyc co sie rozwija w Polsce, jakie tytuly, i te dofinansowywac? Wtedy przynajmniej bedzie kokurencja, a nie podzial na tych, co po prostu dostaja kase za bycie w „ukladzie”, bo ktos ich polubil…
Byłoby bardzo nie w porządku wspominać w tym kontekście o kwestiach nie mających żadnego związku z „RM” , np. o próbach reżyserskich Cyza. Tak przy okazji , w zeszłym roku zapowiadano , że ma on wyreżyserować Żywot rozpustnika w Poznaniu z Adamem Banaszakiem jako dyrygentem – nie wiem czy to projekt aktualny , na stronie tego ostatniego wciąż figuruje jako takowy.
Z innych rzeczy : jako Jan Ż. podpisywała się Elżbieta Szczepańska-Lange. I pytanie bonusowe : co konkretnie jest fałszem w cytowanym tu artykule red. Tumiłowicza Bronisława o KZ?
Opera wpisuje sie w caloksztalt – w to, ze Dyzma obejmuje stanowiska a potem mowi sie, ze jest rezyserem operowym, redaktorem naczelnym, ekspertem i to mu daje prawo do zajmowania kolejnych stanowisk. Poza tym niejeden wyksztalcony, mlody rezyser nie ma najmniejszej szansy aby zarabiac w wyuczonym zawodzie, a Cyzowi eksperymentalnie daje sie poprobowac za panstwowe pieniadze rozwijac hobby. To nie sa teatry prywatne, wiec nie wiem co tu jest niestosownego. To jest jedynie element ukladanki.
OO, juz uprzedzili!!:
http://wiadomosci.onet.pl/ciekawostki/konflikt-w-pismie-wydawanym-od-1945-r/fp3e1
I jest klamstwo o wyksztalceniu muzykologicznym:)
Pod aktualnym wpisem już trochę o tym porozmawialiśmy.
@ Tomasz Flasiński (ostatni akapit) – co konkretnie jest kłamstwem, trzeba byłoby zapytać samego KZ, który ma wszystkie rachunki za tournee. Ja ich nie widziałam, więc nie mam prawa się wypowiadać; przekazałam tylko jego słowa. Tumiłowicz rozmawiał tylko z jedną stroną, rachunków nie widział.