Paszport na Polskę
Kiedyś dawaliśmy Paszporty „Polityki” z nadzieją na karierę światową laureatów. Teraz ruch jest odwrotny – nagrody te zaczęły służyć lepszej rozpoznawalności laureatów w kraju, i to właśnie jest przypadek kwartetu Apollon Musagète.
Muzycy związani z warszawskimi szkołami różnego stopnia (jeden z nich już po średniej szkole wyjechał na studia zagraniczne) spotkali się w Wiedniu i zrozumieli się natychmiast. Jak świetne to porozumienie było od razu, świadczy fakt, że wygrali konkurs ARD zaledwie półtora roku po zawiązaniu zespołu. Dalej już poszło jak z płatka, bo ARD to tak prestiżowy konkurs, że daje prawdziwego kopa w karierze. Dziś honoruje ich Musikverein czy BBC, grają na najlepszych salach, przez parę lat nawet mieli swój festiwal w Goslar połączony z warsztatami (z tego zrezygnowali, bo nie bardzo mają czas, żeby zajmować się tym cały rok, jak by należało, pozyskiwać sponsorów itp. – wolą grać).
Ciekawe, że dziś każdy z członków zespołów mieszka w innych miejscach – trzech w różnych miastach Niemiec, jeden pozostał w Wiedniu. Ale nawet tak wolą. Jak widać ze spisu na ich stronie, spotykają się naprawdę często, a że to się odbywa w oderwaniu od domów, mogą przez to pracować bardziej intensywnie. Umawiają się na czterogodzinne czasem próby i czasem tak im się pracuje, że robią sobie w tym czasie przerwę zaledwie dziesięciominutową. Podziwiam kondycję fizyczną, bo – poza wiolonczelistą oczywiście – grają na stojąco. Ja po wczorajszym wieczorze (także cztery godziny na nogach) ledwie chodziłam…
26 stycznia wystąpią w Warszawie, w Studiu im. Witolda Lutosławskiego. Zapewne na ten koncert przyjdzie więcej osób niż zwykle chodzi u nas na koncerty muzyki kameralnej – i bardzo mnie to będzie cieszyć. Powrócą prawdopodobnie w sierpniu, grając komplet kwartetów tegorocznego jubilata – Andrzeja Panufnika. I w ogóle mam nadzieję, że nasi organizatorzy życia muzycznego będą ich tu zapraszać częściej.
Ogromnie cieszy mnie też paszport dla Marcina Maseckiego, który należał mu się od paru lat. Trudno go sklasyfikować zresztą, niektórzy koledzy nominowali go także w kategorii muzyki poważnej. Marcin jest pośrodku, idzie swoją drogą, jest niezwykle kreatywny. Muzyka, jaką stworzył do wczorajszej gali, podobała mi się chyba najbardziej z dotychczasowych – oczywiście mam na myśli bardziej masowy czas tej uroczystości, bo pamiętam też przecież, jak kiedyś jeszcze w Teatrze Małym dała piękny minirecital Olga Pasiecznik. Ale komu się wtedy śniło, że to się tak rozrośnie…
Tutaj można obejrzeć telewizyjną rejestrację tegorocznej gali.
Komentarze
Bardzo się cieszę z powodu Apollon Musagète, bo przynajmniej raz mogę powiedzieć, że znam i śledzę ich twórczość zanim doceniła ich kapituła Paszportów „Polityki” 🙂
Oooo, nie zapisała się „buźka”
No jak to się nie zapisała – ja widzę 🙂
„Kiedyś dawaliśmy Paszporty „Polityki” z nadzieją na karierę światową laureatów.”
A na czym opierała się ta nadzieja?
Marcin Masecki – jest mi znany i cenie go sobie 🙂
Duzo o Maseckim u Bartka Chacinskiego ( lubie tego goscia)
PS. Paszport, paszport mam wojenny, wlasnosc pana generala… såpiewal kiedys Jacek Kaczmarski
Sorry, klakierze, ale to tzw. pytanie za 5 punktów. Na czym? Na talencie oczywiście. Paszport dajemy z dietą na drogę, jak to drzewiej bywało 😉
Ale, aby robić światową karierę, to chyba nie wystarczy mieć talent i wkładkę paszportową w postaci 20 000 PLNów?
@klakier 15:23
Ale bez talentu,paszportu i diety jakby trochę trudniej 😉
@ PK
Bardzo trafione w mój gust tegoroczne paszporty 😀
Też uważam, że tegoroczne muzyczne paszporty nie mogły trafić w lepsze ręce; zwłaszcza AMQ nie od dziś wzbudza mój zachwyt, czemu dawałem wyraz i na tym blogu. Wiele się po tym zespole spodziewam w przyszłości. W dobie wąskich specjalizacji to skądinąd ciekawe, że ci niebywale utalentowani młodzi artyści równie swobodnie czują się w muzyce tak różnych epok – „Multitude” jest albumem pokazującym zaledwie jedno z ich wielu obliczy…
Bardzo mnie cieszy, że tegoroczne plany koncertowe zespołu uwzględniają Warszawę.
Zastanawiam się jedynie nad wymową nazwy kwartetu – chyba grecka byłaby jednak bardziej na miejscu (a przy tym przecież prostsza) – choć rozumiem rzecz jasna źródło owego francuskiego prononsowania.
A Marcin Masecki, to pewne, również nie raz nas jeszcze zaskoczy.
To swoją drogą zabawne, że zespół wziął nazwę od utworu Strawińskiego, który nie jest przeznaczony na kwartet smyczkowy 🙂
Na marginesie, dla zainteresowanych: petycja została już złożona w miejscu przeznaczenia.
Zawszeć to jednak na smyczki 😉
Przyłączam się do gratulacji dla tegorocznych laureatów 🙂
Petycja juz zlozona? No to z Bogiem!
@Kot Mordechaj
Polecam lekturę z nocnego obchodu śladami Kota (2:39).
Krakowskim melomanom polecam – bardzo ciekawie zapowiada się początek muzycznego roku w Capelli Cracoviensis:
http://capellacracoviensis.pl/
Preludku, rzucilem okiem, ale nie zamierzam wdawac sie z Toba w dyskusje. Zwroicilem sie jedynie o wyciecie trollowskiego fragmentu, w ktorym autor usilowal „zdemaskowac” Kota Mordechaja po nazwisku i ujawnic inne dane osobowe. To jakze niegodny zabieg i naruszajacy Zasady Zamieszczania Komentarzy. Radze tego wiecej nie robic. Dpbrze radze.
Pobutka.
@PK 15.01. godz.18:05
Mogę tylko powtórzyć za Kotem – no to z Bogiem.
A we Wrocławiu początek roku też niczego sobie : http://cjg.gazeta.pl/CJG_Wroclaw/1,104514,15279073,Philippe_Herreweghe_poprowadzi_Akademie_Bachowska.html
No właśnie! Dostałam też mail. 🙂
Bardzo pozytywnie oceniam, przyznawanie paszportów POLITYKI, tylko zawsze rażą mnie te łachudry odbierające paszporty. Bardzo często przedstawiający redaktorzy sprawiają takie same wrażenie. Może w zaproszeniu napisać co to jest gala i jak się należy ubrać. Nie dla wszystkich Wojewódzki jest wzorem do naśladowania.
Kot wczoraj wspominał u Bobika, że go mierzi nazywanie przez debili rożnych zjawisk, z rożnych dziedzin życia, „modami”. Pod tym linkiem jest własnie piękny przykład, jak ekskluzywne stało się używanie mózgu przy pisaniu (w tym przypadku przy copy-pastowaniu):
po modę na instrumenty historyczne 🙄
Ładna mi moda, od tylu lat 😆
Witam Tadeusza. No, w tym roku, jeśli chodzi o odbierających, było wyjątkowo mało łachudrowato, choć trzeba przyznać, że w poprzednich latach się zdarzało. Ale większość była elegancka, a już laureaci w poważce zwykle wyglądają naprawdę z klasą. Redaktorzy – no wypraszam sobie 😆 – panie są nawet od paru lat ubierane przez firmę (przez dwa lata była to Caterina, w tym roku Deni Cler), panowie w garniturach. Tylko paru wręczających wcześniejszych laureatów było na większym luzie.
Moja Stara bardzpo sobie ceni Deni Cler, jak jedzie do Polski, a jak maja wyprzedaze, to prawdziwe.
A czy Deni Cler pozwala zatrzyumac sobie ubranko po skonczonej gali?
Oczywiście. Ale ceny są zdumiewające. Moja bluzka (bo w spodniach wystąpiłam swoich, otrzymanych jeszcze od Cateriny) miała metkę, na której była cena pierwotna ok. 900 zł 😯 Po przecenie i tak jest prawie 300. I za taką cenę bym nie kupiła… ale rzecz twarzowa, wszyscy podziwiali 🙂
A Hindus dostał dolara za tuzin. 😆
Niewykluczone. 😈
A ja lubie styl Kuby Wojewódzkiego…
Paniom polecam Sonie Rykiel…jedna z moich kuzynek 80+kupuje jej przyodziewki
A ja lubiłem się ubierać w MHD.
Naturalne futro jest zawsze eleganckie, pod warunkiem, że własne, a nie zdarte z jakiegoś nieszczęśnika. 😎
Ad Bobik 16 stycznia o godz. 15:20
To chyba wezwanie do naturyzmu.
Już widzę oczami wyobraźni salę Filharmonii wypełnioną golasami.
Ludzie, ja bardzo proszę… 😈 My (nawet ja) nie jesteśmy jeszcze 80+. W MHD z kolei nie lubiłam się ubierać, bo nigdy nic na mnie nie było, a na dodatek było ohydne. Pierwsze, co pamiętam o jakiej takiej estetyce, to była kolekcja Hoff.
W ogóle najbardziej lubię sobie sama dobierać ciuchy, i tak robiłam przez wiele lat paszportowych i chyba nie było tak źle. Ale jak trzeba, poddaję się dyktatowi Działu Promocji i jak dotąd źle na tym nie wyszłam.
A do filharmonii w futrze się nie chodzi.
klakier powie to, co inni nie powiedzą.
A czy ci w dziale promocji to patrzą okiem kamery?
Troll – moi?!
„Pot & Kettle”
Cieżko zapomnieć wilcze harce z 2004.
Futro wdziewa się od limo po entré..przynajmniej tak w St.Moritz
do Carltona w sezonie …a ta 80+do nikogo innego nie byla aluzja.
Bywają czasem dni,kiedy czuję się jak 80+, ale to zdecydowanie nie dzisiaj 😉
Idę posłuchać kwartetu smyczkowego – też dobrego 😀 http://www.filharmonia.wroclaw.pl/calendar/showEvents/1389826800
Preludku, Kotu chodziło o ujawnianie danych osobowych. Tego się na blogu nie robi, chyba że ktoś sam chce występować pod otwartą przyłbicą. A nie każdy ma akurat ochotę.
Jak się nie chodzi? 👿 Widział kto kiedy w filharmonii psa bez futra? 😯
W filharmonii nie widziałam nawet psa z futrem.
W operze za to – tak, i owszem, nie dalej jak przedwczoraj. Jak przychodzą oficjele, musi taki źwirz wszystko obwąchać, czy kto bomby nie podłożył.
Jedna twarzowa bluzka przeceniona z 900 zl na prawie 300, ma zazwyczaj bardzo dlugi milage i noszona jest przez 10 lat co wypada po prawie 30 zl rocznie. Toz to za pol darmo! (To z madrosci zyciowych mojej Starej.)
2. Przystępując do dyskusji pisz na temat (zakaz pisania off-topic).
Tak stanowią Zasady.
Chyba klakier jest na tym blogu od wczoraj 😛 Off-topiki tu zwykle „rzondziły” i „rzondzą” i już się wszyscy do tego przyzwyczaili.
Szanowna Pani Kierowniczko,
jestem tu do dziś od dwóch lat, dzięki Pani tolerancji wobec moich nie zawsze merytorycznych wpisów i opinii, jak to ktoś napisał: ” absolutny dyletant”. Ja się z tą opinią zgadzam.
Ale najeżam się przeciwko przenoszeniu tu atmosfery blogu, który Pani i ja znam.
Mam wrażenie, że te osoby mylą swój blog (w swym zadowoleniu) z wysokiej jakości gazetą muzyczną (nie bez przyczyny pewnie gdzieś się pojawił argument, że blog Doroty Szwarcman zajmie miejsce Ruchu Muzycznego).
Choć to wcale nie oznacza, że pośród merytorycznej dyskusji, nie mają się prawa przemykać żarty, czy przekomarzania.
Czy jakieś oboczności.
Ja przepraszam, ale niczego tu nigdy znikąd nie przenosiłam, wprost przeciwnie. Nie wiem zresztą, skąd miałabym przenosić. Każdy ma prawo do oceny, czym ten blog w jego własnych oczach jest, ale nikt nie może dyktować prowadzącemu blog, jaki on ma być i co ma prawo na nim się pokazywać. Jeśli komuś to nie odpowiada, może po prostu nie przychodzić, droga wolna. Albo założyć własny blog.
Ja nie dyktuję niczego Pani.
Ani nie zrzucam na Pani barki odpowiedzialności za ocenę życia muzycznego w Polsce i poza granicami.
Ja tylko napisałem o swych oczekiwaniach.
Mam podstawy sądzić, że nie są to tylko moje oczekiwania.
No to już Pan napisał. Starczy.
Podporządkuję się, a co sobie myślę, to moje.
Pani Kierowniczka nie lubi Giergiewa, ale bardzo bym lubił przeczytać Pani opinię o tym koncercie:
http://www.youtube.com/watch?v=A6AhZER7qgA
Choć o fragmencie.
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Zawsze bardzo lubiłam te wariacje.
Po wczorajszym dniu, kiedy to nie ruszałam się z domu od opracowywania wywiadu, znów się zamierzam ruszyć. Dziś – do Poznania, gdzie ostatnia okazja obejrzenia Portretu Weinberga. Jutro po powrocie – do filharmonii, gdzie m.in. Msza Krzysztofa Meyera i dawno niesłyszany młodzieńczy Springfield Sonnet Kilara, a pojutrze prawdopodobnie do Studia im. Lutosławskiego, gdzie Polska Orkiestra Radiowa inauguruje Rok Panufnika. Co prawda tylko Uwerturą bohaterską, ale dobre i to na początek, bo będzie cały cykl panufnikowski.
Pobutka Britten’a pokazuje nam, ze z mlodzieza mozna tez pracowac inaczej niz w Rosji, gdzie czesto jest „duzo i glosno”.
Zanim Pani K. odpowie (lub nie) na Klakierskie „GergievGate”, ja na chwilke „wyjde przed szereg” i polece wszystkim klasyczna, pionierska piosenke, (ktora Valeri spiewa wrecz razem z dziecmi – 16’40”):
„Пусть всегда будет солнце, Пусть всегда будет небо,
Пусть всегда будет мама, Пусть всегда буду я”,
ktora bylem zmuszony spiewac przez maniakalna nauczycielke jezyka rosyjskiego. Byla maniaczka, poniewaz, na nieszczescie prowadzila tez lekcje „wychowania muzycznego” w czasie ktorych „wychowywala” nas mega-entuzjastycznie na muzykalnych komunistow. Po powrocie z kolejnego wyjazdu do CCCP, wbila w piers kazdego ucznia, naszej, 5-tej klasy podstawowki (ok.30 dzieci), pionierski znaczek i zarzadzila, aby po tygodniu prob, kazdy stawil sie na akademie rocznicy Rewolucji Pazdziernikowej, ubrany domowa podrobkę pionierskiego mundurka (ciemne spodnie, biala koszula, czerwona chusta a dziewczynki we wlosach czerwone kokardy). Nasi rodzice glowili sie jak temu „fasonowi” sprostac na poczatku lat 70-tych. Zaangazowane zostaly cale rodziny i znajomi, ktorzy potem stanowili (tak jak ostatnio u Gergieva) 99% publicznosci.
Ta ostatnia akademia z Teatru Maryjskiego, przywolala u mnie, jeszcze raz, traumę tamtych, smutnych lat i jest przypuszczalnie, propagandowa zapowiedzia tego co sie bedzie dzialo przed i na Igrzyskach w Soczi. Rosjanie trzymaja nawet muzyczne „niespodzianki” ceremonii otwarcia w tajemnicy, ale wiadomo, ze bez Gergieva sie nie obedzie. Rownolegly festiwal muzyczny zaszczyci tam Yuri Bashmet i Denis Matsuev, a tanczyc ma prima ballerina z Maryjskiego, Ulyana Lopatkina. Obowiazkowa Anna Netrebko ma spiewac na zakonczenie Igrzysk.
Putin przypuszczalnie oddycha z ulga, ze polegajac na rodzinnym Leningradzie, nie musi czerpac z chaosu jaki panuje w moskiewskim gniezdzie węży – Teatrze Bolshoi. Glowny dyrygent, Vasily Sinaisky rzucil prace, z dnia na dzien, 2 Grudnia 2013, twierdzac, ze ma dosc „nudnej i nie do zniesienia pracy” z nowym dyrektorem, ktorym od Lipca 2013 jest Vladimir Urin. Vasily Seraphimovich Sinai, rzucil batuta na dwa tygodnie przed premiera Don Carlos’a, Verdiego. Dyrekcja wtedy takze rozpoczela goraczkowe poszukiwania dyrygenta na premiere w Lutym br. „Narzeczonej Cara”, Rimskiego-Korsakowa. Weteran Vladimir Fedoseyev juz odmowil i wg ostatnich doniesien dal sie namowic Gennady Rozhdestvensky lat 83. Do pracy na goracym stolku glownego dyrygenta, zachecani sa podobno Tugan Sokhiev, protégé Gergieva, Vasily Petrenko, szef Royal Liverpool O. i Oslo Philharmonic, takze glowny, goscinny dyrygent w Teatrze Michajlowskim w St Petersburgu oraz Dmitry Jurowski mlodszy brat Vladimira. Dwaj pierwsi maja zelazne, dlugoterminowe kontrakty a trzeci do tej pory z sukcesem, unikal kuszenia dyrekcji z Bolshoi.
Sprawa oblewania kwasem dyrekcji zostala juz zakonczona, tanczacy solista Pavel Dmitrichenko, ktory zamowil atak na Sergei’a Filin’a, otrzymal 6 lat wiezienia a dwoch wykonawcow, odpowiednio 9 i 10 lat. Z reszta, nie wiedomo juz, co w Bolshoi uwaza sie za normalne, bo 19 Grudnia po wystepie, siedzaca w samochodzie w okolicy teatru spiewaczka mezzo sop. Elena Manistina, zostala zaatakowana i obrabowana z paszportu, kart kredytowych i 150.000 Rubli. Letnie, goscinne wystepy baletu Bolshoi w Covent Garden nie byly pomyslne dla Prima Balleriny Marii Aleksandrownej. W czasie wystepu 2 Sierpnia 2013, w „La Bayadere”, doznala zerwania sciegna Achillesa i jej rehabilitacyjna nieobecnosc na scenie, ma trwac co najmniej rok.
Wydawalo sie, ze Bolshoi, na nowo otwarty w 2011 roku po 6-cio letnim remoncie
(za $700.000.000 – slownie: siedemset milionow dolarow), poprawi kulejace bezpieczenstwo pracownikow i publicznosci.
Ze smutkiem jednak przyjeto do wiadomosci, ze 16 Lipca 2013, ulegl smiertelnemu upadkowi do kanalu orkiestry zasluzony skrzypek, Viktor Sedov, 65. Gral on w orkiestrze nieprzerwanie od 40 lat, a takze byl wykladowca w Moskiewskim Konserwatorium.
Wspominajac koszmar okladki ostatniej plyty Netrebko, przytocze tu jednak jej bardzo trafna opinie, na temat tego co sie obecnie dzieje w tamtym „Wielkim Teatrze”:
«Там надо всех уволить и все поменять, с ног на голову»
http://www.deutschegrammophon.com/en/cat/4791736?sort=newest_rec&ART_ID=NETAN&per_page=50&flow_per_page=50&presentation=flow
No ślyczna ta okładka Netrebko. Tylko kiedy ona tak wyglądała… 😉
Nie, nie będę się zajmować GergievGate, nie będę się wypowiadać na temat tego komsomolstwa w linku od klakiera. Też nie chcę pamiętać o ponurych czasach, które ten zwolennik Putina przywołuje. I nie chcę słuchać odwalanej przez niego chałtury, wciskanej na zasadzie „wszystko mi wolno”. Dlatego cieszę się, że Preludek już to zrobił za mnie 😉 A historie z Moskwy rzeczywiście straszne. Jak ten teatr ma przetrwać?
I, jak już jesteśmy przy klakierze. Niedopuszczalne jest ustawianie tego, co ma się znajdować na blogu, przez osobę inną niż gospodarza, a ponadto jakieś nieuprawnione aluzje do innych blogów i zaczepianie innych gości. Jak już tak się przejmujemy netykietą, to właśnie zaczepianie innych jest niedozwolone. Jeśli zaś chodzi o off-topiki, to tutaj nigdy ich nie tępiono, wprost przeciwnie, ponieważ zawsze ktoś może wnieść ciekawą informację lub relację. Nie mówiąc o tym, że blogi typu świetlica, jak ja to nazywam, są i po to, żeby ludziom przychodzącym było miło. Jeśli ktoś jest tu dwa lata, nie ma pojęcia o tym blogu. Trzeba spojrzeć i pięć lat wstecz, i trzy lata. Samej mi jakoś żal, że nie powstają tu już muzyczne kryminały czy mniej jest uroczych absurdalnych wierszyków, pisanych przez wszystkich – tak tu przecież kiedyś było, nawet przed przydreptaniem naszego poetyckiego Pieska. Cóż, blog miewa różne fazy stylistyczne, podobnie jak epoki w muzyce 😉 Teraz jest może bardziej merytorycznie, ale nie zamierzam z tego powodu przekreślać blogowej tradycji i ogłaszać, że odwracam się od niej i robię jakąś wyimaginowaną „gazetę muzyczną”. Blog jest formą półprywatną i dzielę się na nim moimi przeżyciami, i inni też się dzielą, i tak jest fajnie. Tak więc na przyszłość – to do klakiera – proszę nie wtrącać się w sposób prowadzenia blogu, bo, nawiasem mówiąc, to także odstrasza czytelników. Jeśli coś takiego jeszcze się powtórzy, będę zmuszona pożegnać się z klakierem.
I tyle na razie, bo muszę do pociągu.
Anna Netrebko nie wygladała tak nigdy i nie będzie wyglądać. Tak po prostu wygląda przeróbka w fotoszopie. Na kompakcie idzie to znieść, ale na vinylu ( a jest i taki ) – już nie bardzo.
Mniejsza. Wilcze prawo marketingu. Kto lubi głos AN – ten sobie zdjęcie odwróci żeby na nei nie patrzeć.
Dziś premiera takiej płyty natomiast:
http://www.deutschegrammophon.com/en/cat/4791033
I w dodatku MA na okładce nie robi wrażenia fotoszopowanej 🙂
O, to Martha już wyszła poza Pierwszy Beethovena 😈
Znowu Mozart? 🙄
Uff, dziękuję Kierownictwu za wprowadzenie jasności. Bo już się poczułem wyrzucony przez klakiera z Dywanika i przemyśliwałem, czy nie zostać ulicznikiem. 😈
Wielce Szanowna Kapitulo ,
czys Ty doprawdy juz do imentu oglupiala ? Marcin M. zamiast Paszportu „Polityki” powinien otrzymac policyjny zakaz publicznego wykonywania muzyki klasycznej. Jazz gra-jak mawiaja w Warszawie-jak cie mogie.Jego wstawki muzyczne-nazywane nie wiedziec czemu „kompozycjami”-byly na zenujacym poziomie. O kunszcie dyrygenckim tego cwiercinteligenta zamilcze, gdyz w dzisiejszych czasach dyrygowac moze juz kazdy, kto potrafi sobie wystrugac patyczek. W swiatecznym wydaniu „Polityki” red. Peczak nazywa Marcina M. „wybitnym pianista i kompozytorem”…
Ludzie, gdzie wy macie uszy ?
Dlaczego promujecie tandete i amatorszczyzne ??
Jakim gustom schlebiacie ???
Kazdy blog. Pani Kierowniczko, musi miec dyzurnego Szmoka.
Do czasu. 😈
Szczesliwej wyprawy.
Czy Kot Mordechaj uzyl w13:16 okreslenia „dyzurny Szmok” jako yiddishism czy tez jako Smok pilnujacy np.wejscia do jaskini? W pierwszym przypadku to dla znajacych wulgaryzmy jezyka angielskiego wersja slowa „shmuck” , ktora brzmi podobnie w obu jezykach (a dla niewtajemniczonych oznacza pogardliwe okreslenie charakteru i odnosi sie do pewnej czesci meskiej anatomii), w drugim … wiadomo. Wyglada mi, ze okreslenie Kota okazalo sie niezamierzona, ale dosc trafnnie zastosowana gra-slow( po angielsku lepiej mi brzmiacym wyrazeniem jest chyba „double-entendre”). Budzi w kazdym razie usmiech w obu przypadkach.
Romku, jak znam Kota, to on w słowa znacznie lepiej umie grać niż ja w „człowieku, nie irytuj się”. 🙂
Ja, Romku znam jeszcze inne slowo, o podobnym znaczeniu, ale wzmocnionej ekspresji, pieknie zastosowane niegdys przez Adolfa Rudnickiego otwierajacego opowiadanie, zdaniem „Na placu stal pomnik Wielkiego Poca” 😈 . Cenzura nie wylapala i tak juz poszlo w druku..
jezdrna – witam. Pozwolę sobie nie zgodzić się w całej rozciągłości. Marcin Masecki jest osobowością wybitną i twórczą, a pianistą klasycznym był swego czasu świetnym – pamiętam go jeszcze z jego czasów szkolnych – tyle że jego to nie bawi. Woli przekłuwać balony i robi to fantastycznie. Muzyka do wtorkowej gali była chyba najlepsza w historii tych gal, powtórzę to jeszcze raz. Mogłaby być z tego osobna płyta. A co do jazzu, trzeba posłuchać Profesjonalizmu i Paris Tetris. Marcin ma zresztą to do siebie, że w żadnej szufladce się nie mieści i to jest jego wielki atut.
MM to niewątpliwie bardzo ciekawa postać, lubię jego muzykę jak i formę jej wykonywania/przekazywania. Uszy mam gdzieś na wysokości oczu, nie mam za to klapek na oczach 🙂
Naczelny Bolszowo nazywa się Urin? Hm… jak to się dawniej mawiało: rzadkie nazwisko.
@ jezrdna:
ojtam ojtam – Masecki na pewno jest ciekawy. Mnie akurat bardziej pociągają jego eksperymenty akustyczne niż muzyczne, ale muzykiem (jeśli nie „pianistą”) jest na pewno dobrym, obdarzonym dobrą wyobraźnią. Miałem go okazję oglądać raz czy dwa na żywo i pomijając ubiór 😈 na pewno się nie nudziłem.
Jesli chodzi o kwartet Apollon Musagete, to chyba jakies 14 miesiecy temu poszedlem ich posluchac w Carnegie Recital Hall( dzis Weill Hall): byli wowczas dla mnie zupelymi anonimami i jedyna przyczyna dla ktorej sie nimi zainteresowalem to polskie nazwiska czlonkow. Nie przeszkodzilo oczywiscie , ze prezentowani byli przez sama Carnegie Hall, a wiec najbardziej chyba tu prestizowa instytucje artystyczna: to niemal zawsze gwarantuje kwalitet.
Niemal po pierwszych dzwiekach kwartetu C-dur Haydna szczeka mi opadla i w tej pozycji pozostala do samego konca ich wystepu, w ktorym znalazl sie rowniez Iszy Kwartet Szymanowskiego.
Jak to mozliwe, ze nie wiedzialem nawet o istnieniu tej najwyrazniej wybitnej grupy? Wazniejszym moze pytaniem bylo inne ,ktore zadawalem sobie pozniej , po rozmowie z czlonkami kwartetu, zadowolonymi, ze ktos z polskiej prasy pokazal sie na ich wystepie. Nie moglem bowiem zrozumiec, jak to jest mozliwe, ze tak rewelacyjny zespol tak rzadko pojawia sie w rodzinnej Polsce, bo jak mnie wtedy poinformowali sympatyczni muzycy, nie mieli tam niemal zadnych wystepow. Najwyrazniej sytuacja sie poprawila- nie chce mi sie wierzyc, ze moja lokalna recenzja cos pomogla!- i teraz moga sie szczycic paszportami Polityki. Cieszy mnie naprawde ten ich sukces, bo jest wysoce zasluzony: cieszy mnie, ze ktos sie na nich poznal i ze dostali te zacna nagrode. Jak wiec widac, pewne nagrody przyznawane polskim artystom budza wieksze moje uznanie niz inne…..Komentarz chyba nie potrzebny?
@Piotr Kaminski
http://www.bolshoi.ru/en/persons/management/2563/
Slyszalem juz kilka dobrych, a takze niesmiesznych zartow nt. naczelnego.
To są skutki globalizacji: słowa śmieszą globalnie.
Jedna z najsławniejszych rzek europejskich nie nadaje się do użytku we francuskich dziennikach telewizyjnych. Jest to rzeka Prut.
Fakt, że naczelny Teatru Bolshoi zaczynał karierę w Wiatce (wtedy jeszcze w Kirowie) też jest „significant”. Do Wiatki ongi raczej się „było zesłanym” niż w niej „zaczynało karierę”. A o pralce Wiatka nie wspomnę. Takie tam asocjacje.
Z płyty MA cieszę się – nie utyskuję. Czemu ? Ano temu, że w KV 503 kadencja Guldy. Friedrich Lives !
Informowalem juz wczesniej (9 Stycznia b.r.) o tym, ze Grigori Sokolov stracil zone.
Dzis, na portalu jego wloskiej agencji, pojawil sie pelen gniewu i goryczy list, pisany przez pianiste wlasnorecznie po rosyjsku.
Jest to nieslychanie radykalny i desperacki krok, u czlowieka dla ktorego, oprocz muzyki granej dla nas, skromnosc, wlasny swiat i najblizsi byli tematem nigdy nie poruszanym publicznie. Wszycy wiemy, ze zaloba ma rozne objawy i fazy, tym bardziej u ludzi tak wrazliwych jak GS. Jego wrazliwosc zawsze slychac w jego muzyce, do ktorej on daje nam tylko czasem „zajrzeć”.
Tlumaczem listu na jezyk angielski, jest znany wiekszosci blogowiczow, francuski filmowiec i autor Bruno Monsaingeon.
Obawiam sie, ze powodem uzasadnionej irytacji GS, byly NIEPRAWDZIWE spekulacje na niektorych portalach, jakoby jego sp. zona, byla jego rodzona ciotka, starsza o jedno pokolenie. Faktem jest natomiast, ze sp. Inna, byla wczesniej zona Aleksandra Sokolova, kuzyna pianisty, ktory byl fagocista w Leningradzkiej Orkiestrze Filharmonicznej za czasow Jewgienija Mrawinskiego.
Wyrazy szczerego wspolczucia dla Pana Sokolova w tak trudnym okresie dla niego i jego bliskich.
http://www.amcmusic.com/letter-of-grigory-sokolov-translation-in-english-by-b-monsaingeon/
@Macias1515 & Gostek „Mozart?”
Gratulacje dla Marthy z okazji kolejnej premiery. Poniewaz dzisiaj jest jeszcze czas na celebracje, a ja przynioslem juz wystarczjaco duzo zlych wiadomosci, to w temacie w/w plyty, jutro beda kolejne, po czesci przykre – ale nie w sprawie interpretacji –> (te nigdy nie moga byc zle…).
Godzinka Mocarcika z ciekawym kalejdoskopem kadencji (oczywiscie aprobowanych przez Abbado), granych z dedykowana w tym celu orkiestra, moze byc milym epizodem dla wielu fanow tego „skladu”.
Wspomnialem o kadencjach „aprobowanych przez Abbado”, poniewaz 2 lata temu, byly one przedmiotem duzej, publicznej awantury, miedzy Maestro a Hélène Grimaud. W ostatniej chwili, zostaly odwolane sesje nagraniowe i co za tym idzie wydanie, potencjalnie, bardzo atrakcyjnej plyty. Odwolana zostala trasa koncertowa – to efekt „roznic artystycznych”, ktore jakos wczesniej nie wyplynely na wierzch w kontaktach miedzy „osobami dramatu”. Czas spornego fragmentu ok. 80 sekund, tylko 80 sekund, az 80 sekund, dla niektorych cholerne 80 sekund, ktorych mogloby nie byc.
NYT bardzo ciekawie opisuje ta kuriozalna bitwe na „widzimisię”, a mi zawsze szkoda bidoków z orkiestry, targanych przez wichry „duzych osobowosci”.
http://www.nytimes.com/2011/10/31/arts/music/helene-grimaud-and-claudio-abbado-part-ways.html?_r=0
Okropna historia z Sokołowem. Dołączam się do tych dodatkowych wyrazów współczucia. Ludzie to jednak bestie czasem. 🙁
Nie, Pani kierowniczko: ludzie tylko czasami NIE sa bestiami!
Poza tym uwazam, ze jest – rowniez czasami!- niesprawiedliwe ponizac zwierzeta i porownywac je do ludzi, w czym na pewno przynajmniej jeden blogowicz przyzna mi racje.
Ale moze moje optymistyczne spojrzenie polega na tym, ze czytuje zbyt wiele prasy i widze co sie dzieje w swiecie….Aha, „optymistyczne” dlatego , ze poddaje sie definicji pochodzacej ze slynnego porownania pesymisty i optymisty: pierwszy twierdzi, ze nie moze juz byc gorzej, drugi natomiast (czyli ja) twierdzi, ze wprost przeciwnie: moze byc i bedzie…..::))
No, nareszcie ktoś, kto ma prawidłową optykę w sprawach zwierzęco-ludzkich. 😎
Dobrze gada ten Romek. Normalny jakiś, czy co? 🙂
Pewnie, ze normalny! Moj psychiatra twierdzi, ze jestem najnormalniejszy na jego oddziale….
Szanowna Pani Redaktor ,
gotow bylbym uwierzyc, ze Marcin M. „pianista klasycznym byl swego czasu swietnym”. Smiem twierdzic wszelako, ze od „czasow szkolnych” nie slyszala go Pani na zywo. A wbrew temu, co Pani pisze, publiczne wykonywanie muzyki klasycznej nadal go „bawi”. Swiadkiem takiej wlasnie „zabawy” bylem na poczatku sierpnia ub.r. w synagodze w Sejnach, gdzie MM wystapil z recitalem zlozonym wylacznie z utworow W.A.Mozarta. Swoja pogarde dla tutejszych sluchaczy zasygnalizowal juz na poczatek swoim strojem koncertowym-wystapil w jakims poplamionym dresie, a na stopach mial japonki ( na szczescie ktos kompetentny poinformowal go w pore, ze do nich skarpetek sie nie nosi ). Mimo, iz obok stal nastrojony fortepian, MM gral na pianinie-w/g jego wlasnych slow-„spersonalizowanym” (??!?). Caly program wykonal z nut, glosno przewracajac sobie kartki i na ten czas przerywajac tok muzyki ; w przerwach miedzy poszczegolnymi utworami popijal jakas ciecz z butelki plastikowej. Szczegolna atrakcja „wielkiego recitalu” bylo unoszenie przez koncertanta ( w czasie gry ) juz to prawej, juz to lewej nogi – jak kundle pod drzewkiem.
Byc moze uzna Pani to, co wyzej napisalem, za zupelnie nieistotne-skoro atutami MM maja byc ( w/g Pani ) „przekluwanie balonow” i „niemieszczenie sie w zadnej szufladce”……..
O wiele wazniejsza ( w/g mnie ) sprawa byl jednak stosunek MM do tekstu utworow Mozarta, do ktorego „interpretowania” w swej bezczelnosci i ignorancji poczul sie powolany. Dowolnosci w odczytaniu tekstu nutowego przekraczaly bowiem wszelkie dopuszczalne granice. Podkreslam – w ODCZYTANIU ! Bo-jak Pani zapewne wiadomo-inwokacje „Pana Tadeusza” Holoubek i Zapasiewicz INTERPRETOWALI co prawda roznie, lecz zaden z nich nie osmielil sie zaczac np. ” O Bialorusi, cudowny kraju oscienny, jak gleboko trzeba cie miec w d…. ten tylko sie dowie, kto cie odwiedzil „………
Wystep(ek) MM byl nie tylko profanacja sejnenskiej synagogi, lecz przede wszystkim genialnej muzyki Mozarta. Napisze to jeszcze raz : Szanowna Kapitulo, jesli uznajesz takiego dyletanta za silna osobowosc – excusez le mot – artystyczna i przyznajesz Paszport Polityki za „zacieranie podzialow pomiedzy scena filharmoniczna a klubowa” ( ?????!!!? – czy moge poprosic o precyzyjna odpowiedz na pytanie, dlaczego nalezy nagradzac za zacieranie podzialow miedzy oltarzem i burdelem ? ) – to nastapilo tu kompletne materii pomieszanie.
A jesli (ze pozwole sobie Pania Redaktor zacytowac po raz ostatni ) „muzyka do wtorkowej gali byla chyba najlepsza w historii tych gal” ……. no coz, de gustibus non disputandum est .
Tym ostatnim zwrotem może zakończmy, bo tu nic więcej nie da się powiedzieć.
A ponadto ani scena filharmoniczna nie jest ołtarzem, ani scena klubowa burdelem. Nie przesadzajmy.
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko wyrazic ubolewanie, ze na poruszone przeze mnie dosc obszernie kwestie nie ma Pani merytorycznie NIC do powiedzenia….. Dowody gustu ( nie tylko muzycznego ) dala Pani juz wielokrotnie – teraz dodaje Pani jeszcze dowod jej muzycznej WIEDZY. Szkoda ….. czytelnicy tak opiniotworczego tygodnika jak „Polityka”, zasluguja jednak na powazniejsze traktowanie – i ksztaltowanie ich muzycznych upodoban przez fachowca .
Merytorycznie mogłabym mieć tu bardzo wiele do powiedzenia, ale nie w atmosferze pogardy dla innego zdania. I pozwolę sobie zauważyć, że jestem fachowcem.
Żegnam.
Zapewniam Pania, ze niczyim zdaniem nie gardze – pod warunkiem, ze je najpierw poznam. A Pani ( zamiast napisac swoje zdanie ) serwuje mi jakies glodne obiecanki typu „moglaBYM miec tu bardzo wiele do powiedzenia”…… cimci-rymci, dalabym ci ………
Dobrze. To na poważnie.
Marcin Masecki ukończył średnią szkołę w klasie fortepianu z wyróżnieniem. Już wtedy był rozdwojony, bo w zespole Alchemik grał jeszcze będąc w szkole. W 1998 został wyróżniony jako najlepszy pianista jazzowy na festiwalu w Brukseli i nagrał płytę z Andrzejem Jagodzińskim w hołdzie Markowi i Wackowi – a miał wtedy 16 lat!
Po szkole postanowił studiować jednak jazz i pojechał do Berklee – to znakomita szkoła, gdzie można się naprawdę wiele nauczyć, nie mówiąc o świetnych jazzowych znajomościach (tam też poznał współmuzykujących z nim później np. Zvi Ravitza czy żonę Candelarię Saenz Valiente). Kiedy wrócił do Polski, to gdyby był taki beznadziejny, nie grywałby z nim Stańko ani Urbaniak (nie mówiąc o tym, że po drodze wygrał jeszcze jeden konkurs, tym razem w Moskwie). Masecki to absolutna czołówka.
Ale nie bawi go tylko granie z kimś, sam ma bardzo dużo do powiedzenia. Przekłuwanie balonów rozumiem jako zabawy z konwencją. Zresztą w jazzie dzisiejszych czasów nie jest odosobniony, wystarczy przypomnieć np. fantastyczny zespół Mostly Other People Do The Killing. No i porównać np. to:
https://www.youtube.com/watch?v=kaS_K51tr8I
Profesjonalizm to jest zespół Marcina, muzyka Marcina i zabawa z wieloma konwencjami naraz.
Taką zabawą są też polonezy, które wyrosły z jednej strony z zafascynowania Marcina fałszującymi orkiestrami dętymi, z drugiej – formą ceremonialnego poloneza. Z nałożenia jednego na drugie wyszła, jak dla mnie, pyszna zabawa.
https://www.youtube.com/watch?v=3Crpzn8CbHQ
Zabawa rytmem, powtarzalnością, „zacinaniem się płyty”, pseudocytatami, polonezowym patosem i emfazą, fałszywymi nutami. Zabawa wirtuozowska. To też było w muzyce na Paszporty „Polityki”. Trudno to już nazwać jazzem, trudno określić ten gatunek. W tym zespole grają z jednej strony świetni młodzi jazzmeni, z drugiej np. muzyk awangardowy Michał Górczyński. Marcin jest taką osobowością, która mogła te środowiska połączyć.
Ale muzyka poważna ciągle w nim siedzi, tyle że sytuacje koncertowe i „ołtarzowe” właśnie zupełnie go nie bawią. Ja akurat nie byłam specjalnie zachwycona jego Bachem (Scarlattiego nie słyszałam, Mozarta też nie), ale rozumiem ideę – chciał się odkleić od tego, co robią wszyscy pianiści. Taka jego osobowość, może się to podobać lub nie.
Bez jego pomysłów na czystą klasykę mogę się obejść, ale w pozostałych dziedzinach uważam go za wybitnego. I, jak widać, nie tylko ja. Jest Pan w mniejszości, musi Pan to przyznać chcąc nie chcąc i po prostu stwierdzić, że nie kontaktuje Pan z tą muzyką i że to Pana problem.
Słowa uznania dla Jezrdna. Rzadko w dzisiejszych czasach ktoś odważa się krzyknąć „Król jest nagi”.
A jest, skoro by swą „sztukę” czynić potrzebuje publicznych pieniędzy.
Mało kto się odważa, bo mogą przyjść siepacze Pani Kierowniczki i zrobić z takim porządek. 😛
Mam taką prośbę, nie mam natomiast zdania o Marcinie Maseckim, więc proszę tę prośbę potraktować ogólnie i abstrakcyjnie. Jeśli ktoś czuje się prześladowany za upodobania muzyczne i ma potrzebę uzewnętrznienia tego w sposób quasi-smoleński, niechaj to czyni gdzie indziej. Grzecznie proszę.
DZIEKI Ci , Xav ! Ciesze sie, ze nie jestem az tak bardzo odosobniony, jak sadzi Pani Redaktor Szwarcman ……….
Są Panowie obaj odosobnieni, taka jest prawda, ale nie szkodzi. Żyjcie zdrowo w tym rezerwacie i pozwólcie żyć innym.
Jezrdna, jestem tutaj wyklęty za podobne do Twoich poglądów, ale nie mogłem się powstrzymać gdy przeczytałem Twoją opinię i odpowiedź pani Szwarcman, jak zawsze wyjątkowo elegancką…
A Big Chief ma chyba właśnie jakieś smoleńskie upodobania skoro mu cudze poglądy inne od jego własnych nie pasują w tym miejscu.
Szanowny panie Jezdrna, problem nie leży (zbyt często niestety tak bywa) w tym, iż panu się wykonanie Mozarta przez MM podoba czy nie, ale w sposobie wyrażenia swego zdania. Jeśli pisze pan, że MM zachowywał się : „jak kundle pod drzewkiem”, a później do Pani Kierowniczki, że: ” serwuje mi jakieś głodne obiecanki”, to sam się pan wyklucza z dyskusji.
Smutne, że takie rzeczy trzeba tłumaczyć. Tak, nie chodzi o poglądy, każdy może mieć jakie chce i o nich mówić, problem w tym, jak mówi.
Xav, dotarło? Po prostu się jakoś zachowuj.
Akurat Masecki doskonale się utrzyma bez publicznych pieniędzy.
Ale że został doceniony również w tej sferze, to tylko dobrze dla niego. Poza talentem ma chłopak szczęście.
Ileż trzeba mieć w sobie zawiści…
Jakoś znam tylko te produkcje Maseckiego, które są dotowane przez państwo…
A to szkoda. Masecki jest związany z niezależną firmą Lado ABC i tam wyszły jego najważniejsze i najlepsze płyty:
http://cjg.gazeta.pl/EuropejskieTargiMuzyczne/1,126262,14966804,LADO_ABC.html
Z występów też mógłby wyżyć.
Ale ja nie mam nic przeciwko temu, żeby państwo wspierało dobrą muzykę.
Profesjonalny dziennikarz bez problemu zobaczy, kto dał pieniądze firmie Lado ABC na wydanie płyty – widać to na płytach nawet bez okularów o ile się tę płytę ma. Ten sam profesjonalista ustaliłby u źródła, jakiej wysokości była dotacja.
A gdyby artysta mógł wyżyć z występów to by nie prosił o dotacje. Zresztą który teraz artysta jest w stanie wyżyć z występów?
Polonezy zostały wsparte, a nawet zamówione przez festiwal wspierany przez państwo, czyli lubelskie Kody. No i co z tego? Masecki się o to wsparcie ni prosił i nigdy się o nic nie prosił. Nie musiał – po prostu wszyscy już wiedzą, że jest dobry.
Żeby jeszcze było jasne: Paszporty „Polityki” nie mają nic wspólnego z jakąkolwiek dotacją państwową (uprzedzając uwagi, że Opera Narodowa, gdzie ma miejsce gala, jest instytucją państwową – nie daje nam ona sali w prezencie), a zamówiliśmy muzykę u Maseckiego, ponieważ się nam podoba.
I w ogóle na tym poziomie nie będziemy rozmawiać. Też mi zarzut, że komuś udało się wywalczyć dotację państwową. Czy przez to dzielo staje się gorsze? Korwinizm i tyle.