Fonografia na rozdrożu

Na dzisiejszej konferencji poświęconej stanowi polskiej fonografii mówili autorzy raportu na ten temat wydanego właśnie przez IMiT, wydawcy oraz przedstawiciele MKiDN, ZAiKS, ZPAV, NInA i serwisów streamingowych. Poruszono wiele tematów; siłą rzeczy mówiono też o odbiorcach.

Raport otrzymałam; wart jest osobnego omówienia i pewnie to zrobię w wolniejszej chwili, gdy go przerzucę. Ciekawa natomiast była dyskusja. Wśród wydawców-panelistów mieliśmy reprezentantów muzyki poważnej (Polskie Nagrania, Dux), jazzu (For Tune), popu (Kayax) i hip hopu (Wielkie Joł). Ogólnie: poważka chciałaby stałego systemu wspierania polskiej fonografii przez państwo, inni – niekoniecznie, bo radzą sobie niezgorzej. Ale, co ciekawe, Tomasz Grewiński z Kayax zrobił poważkowcom miłą niespodziankę i wsparł ich moralnie stwierdzając, że kulturze wysokiej dotacje są potrzebne.

Hiphopowiec Kamil Jaczyński podkreślał specyfikę swojego środowiska, ale też zwrócił uwagę na konieczność edukowania odbiorców nagrań. A więc: jeśli dajemy ludziom jakąś próbkę za darmo w sieci, to tylko dla zachęty; jeśli chcą więcej, proszę bardzo, niech zapłacą i niech się przyzwyczajają do tego. Podobny temat wypłynął na kolejnym panelu w formie małego sporu między przedstawicielką Warnera Marią Peryt a szefem NInA Michałem Merczyńskim. Ten ostatni opowiadał o pięknej, stopniowo realizowanej przez firmę wizji digitalizowania i udostępniania ludziom muzyki, jak np. na portalu trzejkompozytorzy.pl. Oponentka stwierdziła, że kiedy ludzi się przyzwyczai, że mogą mieć za darmo, nie będą chcieli płacić, podobnie, jak to się dzieje z koncertami nawet tanimi. Merczyński na to, że według badań klienci często się inspirują właśnie czymś, co usłyszeli w internecie.

Do edukacji jednak wracając, musiał przyznać, że budowany przez NInA edukacyjny portal Muzykoteka nie spełnia jeszcze pokładanych w nim nadziei – jest stosunkowo mało wykorzystywany. Potrzebne więc będą dalsze działania. Przywoływany dziś kilka razy znakomicie rozwinięty fonograficzny rynek skandynawski, zwłaszcza szwedzki, opiera się m.in. na znakomitej edukacji muzycznej społeczeństwa.

Nasz rynek fonograficzny wciąż się zmienia, a właściwie jest wiele rynków w jednym. Wiadomo, że są gałęzie (np. elektronika), które nieźle sprzedają się za granicą, a w kraju np. telewizja zupełnie się nimi nie interesuje, że z kolei disco polo sprzedaje się tylko w Polsce, za to cieszy się zainteresowaniem określonych stacji telewizyjnych. Ale ogólnie, poza drobnymi wyjątkami, to – jak powiedział jeden z respondentów twórcom raportu – muzyka nikogo nie obchodzi, a w radiu służy wyłącznie bezkonfliktowemu przejściu od reklamy do reklamy. Trudno więc wylansować coś nowego. Choć teoretycznie jest łatwo wyjść w świat, choćby lansując się na YouTube, ale konkurencja jest tak wielka, że ta łatwość zmienia się w trudność. A muzyka poważna w ogóle wymyka się wszystkiemu.

Dużo mówiono dziś również o tym, czy serwisy streamingowe bardzo namieszają (tradycyjni wydawcy wzdychają z nostalgią, że kiedyś dla jednego utworu klient kupował całą płytę, a dziś ten jeden kawałek kupuje w sieci…). W Polsce dopiero zaczynają mieć znaczenie, bo wchodzą stopniowo na rynek. Przedstawiciel WIMP właśnie się pochwalił, że gdzieś za dwa miesiące wprowadzą streamingi z FLAC, więc skończą się zarzuty w kwestii marnej jakości dźwięku (choć wielu słuchaczom z młodego pokolenia nie przeszkadza sztuczność i plastikowość brzmienia). Pewne jest, że czekają nas kolejne przewartościowania.