Staronowa Filharmonia Śląska

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Kamienica na ulicy Sokolskiej w Katowicach wydaje się z frontu wyższa o szklany dodatek. Ale z boku widać, że dobudowane zostały dwa piętra. Bez mała cztery lata trwał remont i dziś wreszcie gmach Filharmonii Śląskiej oddany zostaje znów do użytku.

Nikt się nie spodziewał na początku, że po drodze będzie tyle komplikacji. Np. przed remontem biura znajdowały się w sąsiedniej kamienicy, ale przez ten czas znalazł się właściciel, który kazał się wynosić. Drugi problem powstał w momencie, gdy wymyślono, że w nadbudowie znajdzie się sala kameralna. Okazało się, że budynek jest w gorszym stanie niż myślano, ściany pękają i remont trzeba zrobić jeszcze gruntowniejszy i dłuższy.

Ostatecznie stanęło na dobudowaniu dodatkowej przestrzeni na tyłach: znalazła się tam sala kameralna na 110 miejsc, a nad nią maszynownia nowych organów w sali koncertowej. W nadbudowie natomiast pomieściły się biura, salka seminaryjna na 40 miejsc i kawiarnia na dachu, z wyjściem na patio.

Sama sala koncertowa zmieniła się bardzo niewiele, właściwie tylko odświeżyła – wygląda elegancko. Ma 426 miejsc. No i doszły organy. To właśnie od nich rozpoczęła się inauguracja sali po remoncie: Julian Gembalski zagrał Toccatę i fugę d-moll Bacha, a potem własną improwizację na zadanym mu przed dyrektora FŚ Mirosława Jacka Błaszczyka temacie Ody do radości (chyba na cześć funduszy unijnych, które szczodrze wsparły rozbudowę), wplatając pod koniec temat z Exodusa Kilara, który zaplanowano na finał koncertu.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Mocne canadiano

Nowy premier Kanady Mark Carney jest chodzącym wzorcem wszystkiego, czego Donald Trump nienawidzi najbardziej. Czy będzie też prorokiem antypopulistycznej reakcji?

Łukasz Wójcik

Nie będę się może przesadnie rozwodzić nad samym koncertem (ponadto był Koncert e-moll Chopina z Piotrem Palecznym, a w drugiej części Trzy tańce na orkiestrę Góreckiego oraz wspomniany Exodus), powiem tylko, że w pierwszej części siedziałam na balkonie i organy brzmiały stamtąd bardzo dobrze, a orkiestra z pianista huczała (zwłaszcza że miałam miejsce po lewej stronie, a kotły ustawiły się akurat z tej samej strony estrady). Na dole brzmiało już lepiej, choć też była potężna masa dźwięku – ale takie są te utwory. Podziwiałam, że zmieściła się duża orkiestra z chórem, jednak z trudem: estrada była i jest niewielka. Ciężko byłoby tam wykonywać utwory oratoryjne, jeszcze na dodatek z organami.

Przed koncertem były długie mowy tronowe (ma się rozumieć ministerstwo kultury było nieobecne). Największe brawa otrzymała dyr. Grażyna Szymborska, która już w filharmonii nie pracuje (z tego, co słyszę z różnych stron, odbyło się po drodze jakieś polskie piekiełko), ale bez niej nie byłoby ani tego remontu, ani dzisiejszego otwarcia.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj