Bach na swoim miejscu

Pięknie zabrzmiały kantaty Bacha (przedzielane motetami Jacobusa Handla) z empory, czyli mówiąc popularnie z chóru Kościoła Pokoju. Podobno sam Andrew Parrott, który dyrygował dzisiejszym koncertem, nie miał dotąd okazji wykonywania tej muzyki w takim miejscu.

Poprowadził zespół wokalno-instrumentalny powstały na potrzeby tego festiwalu i nazwany Akademią Bachowską. Międzynarodowy, składał się z muzyków bardziej i mniej doświadczonych, którzy zgłaszali się wiosną na apel festiwalu, zostali wybrani po przesłuchaniach i pracowali w ostatnich dniach z Parrottem.

Wybitny ów dyrygent zdradza dziś na stronie, że trochę już ma dość, że zaprasza się go praktycznie niemal wyłącznie do dyrygowania Bacha, i poniekąd sam sobie jest winien, ponieważ napisał książkę. To już jednak było jakiś czas temu i wolałby zająć się jakąś inną muzyką; nie stroni nawet od muzyki współczesnej (dyrygował m.in. utworami Judith Weir i zmarłego niedawno Johna Tavenera). Ale jednak, co tu dużo gadać, umie Bachem dyrygować.

Miał jeszcze inne powody do narzekania – nierówną jakość muzyków zespołu (wynikającą zresztą z różnych doświadczeń), gorąco i duchotę na emporze oraz wszechobecny tam kurz – na co dzień to miejsce nie jest używane. Ale my na dole nie odczuwaliśmy tych niedogodności – doskonale może nie było, ale i tak było pięknie. Stamtąd muzyka brzmi w tym wnętrzu najlepiej, wręcz odczuwa się, że cały kościół sam w sobie jest instrumentem, a właściwie wspaniałym rezonatorem – i przecież empora właśnie do tego służy. Z całą pewnością wykonywano tam również kantaty Bacha. Można więc powiedzieć, że wrócił do domu.

Kościół Pokoju otrzymał grant norweski na dalsze renowacje, z których ma zostać ufundowany właśnie remont empory, a w tym – wspaniałych, nieczynnych dziś organów romantycznych. Niestety, już od pół roku jest walka z biurokracją i czym ona się zakończy – jeszcze nie wiadomo. Pastorowi marzy się, by już za dwa lata na festiwalu organy te mogły zabrzmieć. Oby te marzenia się spełniły.

Tego wieczoru jeszcze był kameralny koncert mozartowski w dawnym Kościele Zimowym – dziwny to obiekt, po wojnie było tam m.in. kino. Teraz stoi nieczynny. Bardzo szkoda, bo sala jest ciekawa. Tyle że dziś była potworna sauna, więc nawet nie opiszę, co się działo – mam litość nad muzykami, którym nawet strojenie się co chwila nie było w stanie pomóc…