Polska i Norwegia w Radziejowicach

Wczoraj spędziłam cały dzień na ogromnie ciekawej konferencji zorganizowanej przez NIFC. Można było się dowiedzieć, skąd wzięły się w Norwegii tańce polskie, ale też jak wyglądają tamtejsze studia muzyki tradycyjnej i jaka jest jej pozycja w społeczeństwie – a jest zupełnie inna niż u nas. I o tym, a także o różnicach międzykulturowych polsko-norweskich, można się dowiedzieć właśnie śledząc drogi polskich tańców.

Bo inne one były w różnych krajach skandynawskich. Jak opowiedziała prof. Ewa Dahlig-Turek, tańce te zawędrowały tam w czasach panowania w Polsce dynastii Wazów (nasz Zygmunt III był też przez 7 lat królem Szwecji). Zaczęło się to więc kontaktami międzydworskimi, potem poszło szerzej. Szwecja i Dania były krajami silniejszymi, nadrzędnymi, monarchistycznymi; w Szwecji więc polska ma charakter bardziej ceremonialny, a w Danii polsk po początkowej modzie zanikł. Finlandia i Norwegia były z kolei krajami podrzędnymi. W związku z tym kultura obu tych krajów była mieszczańsko-chłopska, nie arystokratyczna. W Finlandii polska pojawiła się w regionie większych wpływów szwedzkich (południe), a pols w Norwegii – również blisko szwedzkiej granicy.

W Norwegii świadomość narodowa od początku była związana z kulturą chłopską, ale poziom oświecenia muzycznego był ogólnie wysoki. Zachowały się tam np. rękopiśmienne zeszyty z XVIII w., zanotowane przez przedstawicieli przeróżnych warstw społecznych (od rolnika poprzez mieszczanina po bogatego kolekcjonera) z zanotowanymi melodiami różnych tańców, nie tylko miejscowych; w tym także polonezów („polonesse”, „sarras”) – pasjonująco opowiadał o nich flecista norweski prof. Hans Olav Gorset, który w ogóle jest zdania, że odległość – przynajmniej w Norwegii właśnie – tańców ludowych od salonowych nie była tak duża, jak się uważa (pewnie właśnie w związku ze szczególnym ukształtowaniem społecznym). W Polsce jednak wyglądało to trochę inaczej, o czym z kolei opowiadał Tomasz Nowak: opisy tańców polskich znamy głównie z literatury obcej, a na ich podstawie można prześledzić, jak mazur z tańca chłopskiego stał się salonowym (kosztem poloneza, który stał się ceremoniałem), a następnie co sprawiło, że i na salonach zanikł.

Długo można by jeszcze opowiadać np. o rytmach (czym się różnią polskie od innych, co w nich było tak charakterystycznego), ale był też jeszcze jeden niezwykle ciekawy temat: jak wyglądają studia muzyki tradycyjnej w Norwegii. W dużym skrócie, odbywają się na trzech uczelniach: Akademii Olego Bulla w Voss (od 1996 r.), Norweskiej Akademii Muzycznej w Oslo (od 1990 r.) i w Szkole Wyższej w Telemarku, a raczej wchodzącym w jej skład Instytucie Kultury Ludowej w Rauland (od 1987 r.). Mowa o regularnych, osobnych studiach licencjackich i magisterskich, ponieważ poboczne zajęcia z muzyki tradycyjnej pojawiły się tam wcześniej (w Oslo w 1973, w Rauland w 1974 r.). W sumie więc można zauważyć, że po przerwie, którą Norwegowie także mieli, muzyka tradycyjna zaczęła się odradzać wcześniej niż u nas, bo w latach 70. Była to, jak się twierdzi, reakcja na konsumpcjonizm i globalizm, które doścignęły Norwegów wcześniej niż nas, a zatem poszukiwanie czegoś własnego i naturalnego. Dziś jest to tam bardzo mocny nurt, podstawa kultury. Ale stąd wynika trochę inne podejście do muzyki: można w tych szkołach grać ją nie tylko na ludowych instrumentach, ale i np. na saksofonie czy współczesnej gitarze – obecność tej ostatniej trochę nas raziła podczas wieczornego występu zespołu Feleboga (jest to zresztą zespół międzynarodowy: amerykańska skrzypaczka Elizabeth Gaver, którą niektórzy może pamiętają z Sequentii, jej niemiecki mąż Hans Hinrich Thedens, ich urodzony już w Norwegii, gdzie dziś mieszkają, nastoletni syn Mattias oraz wspomniany Hans Olav Gorset). Ale obok gitary były też na szczęście moje ukochane hardingfele. Muzyka na ten instrument (było jej jednak niewiele, a szkoda) równoważyła polskie skrzypce Janusza Prusinowskiego, które pojawiały się z nią na przemian.

A po wszystkim kupiłam sobie płytę prawdziwego norweskiego starego mistrza hardingfele, Salve Austenå (ur. 1927) i teraz się narkotyzuję. Tutaj można posłuchać kawałków; z pewnością to rzecz nie dla wszystkich, tylko dla amatorów, ale ja do nich należę.