Trzy fortepiany, siedem kontrabasów
Orkiestra Symfoniczna z Trondheim, rodzinnego miasta Thomasa Tellefsena, przyjechała ze swoim szefem Krzysztofem Urbańskim na festiwal Chopin i Jego Europa trzy aż koncerty. W maksymalnie dużym składzie, który pasował do Krzesanego Kilara, ale dużo mniej do Chopina.
Specjalnością warszawskiego festiwalu są koncerty, na których gra dwoje lub troje pianistów. Jeśli słuchacz się na którymś z nich zawiedzie, inny solista może go usatysfakcjonować. Ja tym razem nie byłam specjalnie zachwycona żadnym z wykonań.
Na początek Chopin i Dejan Lazić, który miał już kiedyś tu wystąpić, ale zachorował, a teraz nadrabia – przyjechał na dwa koncerty. Jego wykonanie Koncertu f-moll było dość manieryczne. To z pewnością pianista z potencjałem, umie zagrać pięknym dźwiękiem, sprawny jest też palcowo. Jednak modny chyba ostatnio (bo zaobserwowany także u innych pianistów) zwyczaj grania głównych melodii płasko, bez wyrazu, i z wycofaną prawą ręką (choć w innych momentach ta ręka bynajmniej nie wydaje się słabsza od drugiej) jest dość nieznośny i sprawia wrażenie, że solista chciał po prostu zagrać jakoś inaczej. Nie był to też założony antyromantyzm, bo były też całkiem romantyczne gesty. Nie ułatwiała mu zadania orkiestra, choć dość się starała, ale sama masywność składu (całe szczęście, że wspomniane siedem kontrabasów grało z tyłu, pod organami, więc były nieco wytłumione) działała przytłaczająco. Jeden był śmieszny moment w finale: ów słynny sygnałowy motyw, który większość waltorni kiksuje, został zagrany błyskawicznie, w nałożeniu niemal na poprzedni fragment. Na taki sygnał żaden pasażer by się do dyliżansu nie zgłosił…
II Koncert fortepianowy f-moll Tellefsena jest inny od I Koncertu g-moll nagranego swego czasu na płytę przez Huberta Rutkowskiego, ale też ma gesty zarówno chopinowskie, jak i przypominające Hummla, a raczej ogólnie styl brillant, tyle że z Fieldem, jak poprzedni, już się nie kojarzy. Nie jest to jakieś wielkie dzieło, raczej należy do kategorii ciekawostek. Wkurzył mnie jednak dziś Alexander Melnikov – jak go lubię, tak dziś przesadnie rąbał w klawiaturę (choć miał i momenty subtelne), jakby chciał pokazać, jak bardzo inaczej się to gra na współczesnym fortepianie. Mam jednak nadzieję, że za tydzień na pleyelu, i to z Concerto Köln, jeszcze się zrehabilituje.
Trzecie z wykonanych dzieł, IV Symfonię „Koncertującą” Szymanowskiego grał Peter Jablonski. Też niezły pianista i też było coś nie tak: grał tego Szymanowskiego jak Prokofiewa, co raczej nie jest trafne. Z to dyrygent w końcu się ożywił: w pierwszych dwóch koncertach nie widziałam go w ogóle spoza fortepianu (od czasu do czasu tylko jakiś gest lewej ręki), a teraz rozmachał się, ruszył do boju. Tyle że orkiestra w tym utworze była dość toporna, a przecież tyle subtelności jest w tej partyturze.
W kończącym koncert Krzesanym Kilara orkiestra wreszcie poczuła się pewnie (z całą pewnością Urbański już to z nią przerabiał) i widać było, że lubi tę muzykę. Jednak dwa duże mankamenty. Jeden to dwa razy za szybkie tempo owego tematu zbójnickiego, który pokazuje się w ostatniej części utworu – można było dostać zadyszki od samego wyobrażania sobie, jak czuliby się górale w takim tańcu. Drugi – to udział jakiegoś parudziesięsioosobowego zespołu w strojach ludowych (bynajmniej nie góralskich), sprowadzonego wyłącznie po to, by pomachać sobie w finale grzechotkami, co według partytury Kilara robią zwykle perkusiści. Jednak kompletnie nie było ich słychać, tak orkiestra była głośna, więc byli na tej scenie chyba tylko dla obrazka…
Komentarze
16 listopada, Warszawa, FN. Kto będzie, ten dozna wstrząsu. Stany pośrednie wykluczone. Ewentualnie kwalifikować będą do wizyty u specjalisty chorób uszu. Czy wręcz do poważnych badań stanu wrażliwości na cokolwiek.
Bilety na zdarzenie co prawda po zbójecku drogie ( tu odpowiedzialnych wysłałbym na ww. badania wrażliwości). Lecz czy można „wycenić” zjawiskową grę Sokołowa?
Byłem (nie ja jeden z dywanu) na dzisiejszym recitalu Wielkiego Artysty i do tej chwili nie potrafię pozbierać myśli. I to pomimo tego, że do „obsługi” intelektualnej i emocjonalnej jego interpretacji mam w głowie odrębne „oprzyrządowanie”. Tak samo osobne, jak osobną jest jego pianistyka.
W pierwszej części zagrał sonatę h-moll F.Chopina. Przy czym słowo „zagrał” oznacza tylko tyle, że co było w nutach to GS wyegzekwował. Co pomiędzy – to było sonaty h-moll ponownym poznaniem, odkryciem, powołaniem do nowego życia. Mówimy tu o utworze o dyskografii nieprzebranej, ogranym do szczętu od adeptów do największych z największych. Słyszanym przeze mnie w wielu fantastycznych interpretacjach. No i co? Pojechałem do Krakowa. usłyszałem, zaliczyłem trzęsienie ziemi. I teraz trzeba zacząć żyć od nowa.
Wydawałoby się, że umieszczenie sonaty w pierwszej części recitalu, a wyboru 10 mazurków w drugiej jest ryzykowne – ale okazało się dramaturgicznie doskonałe. Ryzyko tym większe, że poświecenie całej części koncertu tylko temu jednemu gatunkowi jest wielkim wyzwaniem. Trudnym ze względu właśnie na ten gatunek. Ale gdy grał je Sokołow – było się poza czasem.
Cóż ja mogę więcej dodać – sztuka pianistyczna Grigorija Sokołowa stała się nierecenzowalna. Mam wrażenie, że każda próba opisu jest tejże sztuki banalizowaniem. Zlewanie lukrem egzaltów. A mimo tego, że emocji (chwilami ogromnych) w niej nie brak, to przez sekundę nawet nie pojawia się cień egzaltacji.
Jeżeli ktoś przegapi datę 16 listopada w Warszawie – będzie mógł spać spokojnie. Ale czy w życiu chodzi tylko o spokojne spanie…
Pobutka!
https://www.youtube.com/watch?v=GwGCBOha9vs
Ach, Jerzy…
Ach Ago
Dzień dobry 🙂
60jerzyczku – dzięki jeśli nie za reckę, to za parę słów. Ja to rozumiem, to tak jak z pisaniem o Zimermanie. A na 16 listopada także czekam intensywnie.
Hokowi dzięki za zabawną Pobutkę 🙂
Przebywającym w Warszawie natomiast ze wszech miar polecam recital Tobiasa Kocha o godz. 17 w Studiu im. Lutosławskiego. Nieprzebywającym – transmisję w Dwójce, choć wiadomo, transmisje nie wszystko oddają.
Dywanik i tutaj się już pomału zbiera 🙂
😉 Jako że koncerty to nie tylko lewitacja, ale też odrobina logistyki, co więcej – zlekceważywszy logistykę można stracić szansę na lewitację, donoszę, co następuje. Mam bilet na koncert chopiejowy 23 sierpnia. Na bilecie widnieje godzina 20, natomiast tak na stronie Chopiejów, jak na stronie Studia Lutosławskiego, podano godzinę 21 – zakładam, że to wtedy rozpocznie się koncert.
W książce programowej też jest 21.
A ja i na bilecie mam 21.
Nie wiem, skąd ta pomyłka…
Dziękuję, Pani Kierowniczko, teraz mam pełną jasność w temacie. 😉 Mój bilet jest internetowy, pewnie w bileterii coś pokręcili.
Na godziny i miejsca trzeba w tym roku uważać.
Recital X dMaistre 27 przeniesiony z Radia do Zamku.
Dzień dobry!
Miło będzie zobaczyć Dywan na CHiJE:) Miłych muzycznych wrażeń Wszystkim Państwu!
Xavier de Maistre już od dawna w programie na Zamku:)
O masz, to przegapiłam! Dziękuję, Bazyliko.
Oh, no to dokupiłam bilet na 23 wieczorem (Koch+Staier), na szczęście to sobota.
Zamieszanie biletowe mam kolosalne – początkowo strona internetowa była całkiem nieprzyjazna dla kupującego (obecnie jest OK), do pozytywnego końca dobiegają właśnie negocjacje z NIFC w sprawie trzech biletów kupionych podwójnie.
Nic to, najważniejsze, że jest (festiwal).
Doprawdy nie wiedziałem, ze nieszczęsny „redaktor” Hubert Urbański, po odsunięciu od lukratywnych chałtur konferansjerskich zmuszony był przerzucić się na pianistykę i od razu „poszedł” w repertuar typu Tellefsen, jak nic Krzysztof Ibisz niebawem nagra komplet koncertów fortepianowych Steibelta (ubiegając w tym Howarda Shelleya), a Grażyna Torbicka niewątpliwie pracuje już nad interpretacją opera omnia Alkana :-).
Oczywiście chodziło o Huberta Rutkowskiego, którego doprawdy trochę mi brakuje w programie festiwalu, bo ma on duże zasługi w odgrzebywaniu muzyki „wokoło” Chopina. Ale tak to już jest. Najpierw entuzjaści i pasjonaci przecierają szlaki, a jak te się już przetrą, to wkraczają duże instytucje i duże pieniądze, takie „tłuste misie” z odcinka p.t. kultura, i są to pieniądze, których oczywiście nie ma przedtem na dofinansowywanie inicjatyw tych, którzy odkrywają, przecierają etc. Klasyczny przykład to właśnie Tellefsen. Jan Jarnicki ze swoją firmą płytową Acte Prealable wydał CAŁEGO TELLEFSENA na fortepian solo i na duet fortepianowy. Oczywiście, można dyskutować o wykonaniach pianistki, która się tego zadania podjęła. Ale to w biednym, peryferyjnym kraju, który nie dorobił się nawet kompletu nagrań oper swego narodowego kompozytora tychże oper (niejaki Moniuszko) nagrano komplet muzyki fortepianowej kompozytora z kraju-Krezusa siedzącego na ropie, bez dofinansowania z budżetu. A teraz na płytach Acte Prealable nagrano sporo muzyki Kolberga – gdzie ci on, ach gdzie w programie CHiJE, choć to Rok Kolbergowski, przez samą Najwyższą Izbę Przenajjaśniejszej Rzplitej zadekretowany? Nagrano Symfonię Józefa Wieniawskiego, którą może za parę lat usłyszymy na CHiJE. I na to pieniędzy w kasie włodarzy kultury brakuje. Nie mam nic przeciwko takim festiwalom jak CHiJE – jestem ich beneficjentem (choć za bilety sam płacę) i cieszę się jak głupi z każdego dobrego koncertu. Ale nie cieszą mnie chałtury, z rzędu takich, jakie odstawił wczoraj, skądinąd znakomity, Mielnikow. Ja się nie dziwię, że nie opłaca mu się specjalnie przygotowywać do wykonania utworu, który zagra może jeszcze raz czy dwa, choć pewno już raczej nigdy. Bo dla mnie był to draft, a nie wykonanie. Może jednak – jak się już chce wykonywać takiego rodzaju repertuar, to winno się zaangażować do tego solistę bez „dużego” nazwiska, ale za to takiego, który podejdzie do takiego zadania poważnie na 100 %, a nie na 30%. Np. takiego Huberta Rutkowskiego, który grając Koncert Leszetyckiego w Rzeszowie robił to właśnie na 100%.
Co do Tellefsena i jego Koncertów, to drugi z nich, grany wczoraj Koncert f-moll, nie jest chyba szczególnie udany. 1 Koncert g-moll wyszarpałem od kogoś kilkanaście lat temu w starym norweskim nagraniu radiowym (Einar Henning Smebye, Musikselskabet „Harmonien” Orckester, Kjell Ingebretsen) i wydał się dosyć ciekawy. Pamiętam jak kilka lat temu z niecierpliwością czekałem na płytę Simaxu, na której nagrano oba (Einar Steen-Nøkleberg, Trondheim Symphony Orchestra, Terje Mikkelsen). Gra tam ta sama orkiestra (nagranie studyjne, więc bardziej to wszystko wydaje się dopracowane). Koncert f-moll, z tą finałową „cieniutką” tarantelką, trochę w stylu Gottschalka, ale ze strojeniem się w piórka bardziej poważnej muzyki i z tymi wyskakującymi jak Filip z konopi pochodami akordowymi w stylu niby-Liszt w kodzie od razu mnie rozczarował. No i może trochę sobie zbyt wiele po tym Mielnikowie obiecywałem, że cos więcej z tego wyciągnie. A on wyciągnął mniej :-(. Cóż, to jednak technicznie większy kaliber niż koncert Gyrowetza, który kilka lat temu grał też tak sobie jednoroazowo w Salach Redutowych TW, więc efekt był, jaki był.
Co do reszty całkowicie się zgadzam. Mam propozycję – w następnym innowacyjnym wykonaniu Krzesanego zamiast folkowych staruszków proponuję umieścić nad orkiestrą żyletę Legii. Wtedy Z PEWNOŚCIĄ będzie słychać :-).
O rany 😳 Dzięki za zwrócenie uwagi, skontaminowało mi się imię Huberta Rutkowskiego z nazwiskiem dyrygenta i wyszedł prezenter 😆 Znów zemściło się szybkie pisanie po północy (ten koncert był bardzo długi…)
Dzień dobry 🙂
Ja jeszcze przed Chiopijami – tu zamierzam śledzić do 23. Za to chciałam się rzucić na Sokołowa, ale biletów w żaden sposób kupić nie można – i nie wiem, czy jeszcze nie zaczęli, czy już skończyli, czy to problem sieci czy inna ebola. Ktoś może poradzi coś…
Koniecznie trzeba sprfawdzać godziny z biletów z aktualnym programem, on się zmieniał i dlatego są rozbieżności.
Trochę mam o to żal, bo przecież człowiek kupiwszy bilet nie musi kolejny raz ślęczeć i sprawdzać wszystkiego.
MOże były w tzw międzyczasie komunikaty, ale teraz ich nie ma.
Potwierdzam, co pisze Bazylika, że bardzo trudno kupowało się bilety pierwszego dnia (nie wiem, jak później). Mimo wydrukowanego programu i odhaczania pozycji udało mi się ze dwa razy kompletnie zgubić w trakcie zakupów.
Pytanie do Jerzyka i Agi, bilet na Sokołowa i dalszych można zamowić chyba tylko telefonicznie, bo inne formy nie działają.
Bilety na pojedyncze koncerty przyszłego sezonu miały być w sprzedaży od września. Nie pamiętam, którego – w zakładce „bilety” nie ma teraz tej informacji. Trzeba będzie zachować czujność.
Bilety na Sokołowa na 16 listopada:
sprzedaż i rezerwacja biletów na wszystkie koncerty sezonu 2014/15 w FN rozpocznie się 29 września 2014 o godz. 10.00.
Można także kupować przez internet na stronie: http://www.bilety24.pl (poprzez stronę filharmonii).
Zarezerwowane telefonicznie (22-55-17-127) lub drogą poczty elektronicznej (bilety@filharmonia.pl) trzeba odebrać w ciągu tygodnia od dnia zrobienia rezerwacji.
Teraz uruchomiona jest sprzedaż karnetów na cały cykl MISTRZOWIE FORTEPIANU, od 8 września natomiast będzie można kupić bilety abonamentowe.
Bilety na Sokołowa najtańsze nie będą (90-180 zł.), więc dla całego Dywanu z pewnością starczy 🙂
Pozdrawiam ciepło w chłodny wieczór! 🙂
Muzyka zapomniana dzieli się na zapomnianą słusznie i zapomnianą niesłusznie. To tak przy okazji karygodnego nienagrywania dzieł wszystkich Kolberga mi się przypomniało, bo jedno z tych dzieł, niestety, niedawno wykonywano w Krakowie (poważniej by brzmiało „interpretowano”, ale ja średnio poważny jestem). 😛
No więc Kolberg jest znany z tego, że nie był kompozytorem i niech tak zostanie, gdyby ktoś był ciekawy mojego zdania. 😎
Cóż, ja bym to powiedziała jeszcze nieco inaczej: nie za to go kochamy. 😈
A ja powiem o Kolbergu jako kompozytorze jeszcze inaczej – w ogóle go nie znamy, a jak nawet wykonujemy, to po macoszemu (np. w Krakowie podczas ostatniego wystawienia „Króla pasterzy” z partytury skreślono niektóre instrumenty, obsadę przemilczę, chór takoż).