Ich sześć, on jeden
Piękny dziś widok zastaliśmy w Studiu im. Lutosławskiego po południu. Na estradzie stało obok siebie sześć fortepianów: pięć historycznych i jeden współczesny. Tobias Koch zrobił za ich pomocą prawdziwy show.
To znaczy, przez cały koncert poważnie się przesiadał od jednego fortepianu do drugiego, czasem popatrując w kartkę z rozpiską. Widać jednak było, że świetnie się bawi. Ale żarty były dopiero na koniec.
Ten pianista ujął nas już w zeszłym roku, a efektem tamtej wizyty było nagranie w tym roku płyty, która właśnie się ukazała. Dla miłośników wykonawstwa historycznego i muzyki romantyzmu, a także muzyki polskiej, pozycja absolutnie obowiązkowa. Płyta nazywa się Pożegnanie Ojczyzny – oczywiście od słynnego poloneza Michała Kleofasa Ogińskiego; pianista sam żartował, że do czego to doszło, żeby Niemiec uczył Polaków Pożegnania Ojczyzny. Ale tak już zostało, bo właśnie od tego utworu Koch i w tym roku rozpoczął swój występ, grając go na erardzie z 1849 r.
Graf został użyty tym razem tylko do Poloneza f-moll Marii Szymanowskiej oraz do dziecięcego Poloneza B-dur Chopina, do którego, nawiasem mówiąc, pianista to i owo dodał, co dało mi do myślenia, że prawdopodobnie dodawał i w innych utworach. Taka konwencja epoki. Pytanie tylko, czy improwizował, czy sobie wcześniej opracowywał…
Program był tym razem polsko-skandynawski, więc posłuchaliśmy trzech polonezów różnego kalibru autorstwa Szweda Franza Berwalda (1796-1868), dwóch polsko-norweskich mazurków i okazałego poloneza Tellefsena oraz zupełnie schumannowskiej z wyrazu Arabeski F-dur Duńczyka Nielsa Wilhelma Gade (pamiętamy, że Schumann, zaprzyjaźniony z nim, napisał utworek mu poświęcony zaczynający się od nut g-a-d-e). Norwegię, poza Tellefsenem, reprezentował Grieg, ale mniej znany: cykl Stimmungen z op. 73. Bardzo interesujący, daleki od sielankowych utworów, które znamy. (Ale szkoda, że nikt na tym festiwalu nie zagra opusu 72 – to dopiero byłby hardkor…) No i Chopin: Polonez cis-moll i Polonez fis-moll, a także mały śliczny mazurek Krogulskiego.
Obszedłszy pięć fortepianów, na bis Koch podszedł do szóstego, steinwaya, i zagrał… kawałek z Oscara Petersona. Po czym opowiedział historyjkę: kiedy był małym chłopcem w krótkich spodenkach, uczył się już grać, ale nie lubił Chopina, miał okazję być na koncercie Petersona i zachwycił się. Poszedł potem do niego za kulisy i zapytał, co może zrobić, żeby grać tak jak on. A Peterson powiedział mu: grać Bacha. Dlatego na bis zagra trzy utworki Bacha z albumu Anny Magdaleny Bach. Polonezy oczywiście. No i zagrał, każdy na innym instrumencie.
Ale to jeszcze nie był koniec anegdoty – Peterson mu ponoć powiedział, że nie tylko Bacha ma grać, ale i Chopina. Więc kolejnym bisem było Preludium A-dur. Wreszcie zaprosił na scenę pianistkę Katarzynę Drogosz i zagrali na trzy ręce nokturn Marii Szymanowskiej. I to też nie był koniec: pianista stwierdził, że powinny zagrać w jednym utworze wszystkie fortepiany, więc zaprosił na scenę pięć osób z widowni i podzielił między nie temat Ah, vous dirai-je, maman (u nas znany jako Wyszły w pole kurki trzy). Śmiechu było co niemiara, a ochotnicy dostali od pianisty jego płytę w prezencie.
A potem już trzeba było szybciutko jechać do filharmonii, gdzie grał Tomasz Stańko, w znakomitej formie, ze świetnymi muzykami: pianistą Marcinem Wasilewskim oraz skandynawską sekcją rytmiczną, czyli basistą norweskim Arildem Andersenem i fińskim perkusistą Olavi Louhivuori. Grali utwory lidera, znane z różnych płyt; pomiędzy nimi, a czasem na tle muzyki, czytał listy Chopina Andrzej Chyra. Może jedno z drugim nie miało wiele wspólnego, ale obie rzeczy były w najlepszym gatunku.
Komentarze
PK, partnerką Tobiasa Kocha w ślicznym nokturnie Le Murmure Szymanowskiej (i na płycie, i w bisie) była rzeczywiście Katarzyna, ale Drogosz.
Cieszę się, że nie poprzestałem jedynie na transmisji tego tak udanego recitalu, bo na żywo, w stosownie – rzec można romantycznie – przyciemnionej i akustycznie idealnej przestrzeni sali Lutosławskiego, wrażenia były niezapomniane (jeśli nawet nie wszystkie ozdobniki w rozpoczynającym występ Pożegnaniu Ojczyzny były w moim guście, a w spuściźnie zarówno Gadego, jak i Griega można jednak znaleźć dzieła znacznie ciekawsze od słuchanych wczoraj).
Dodam, że nie obyło się bez płytowego zakupu, a nawet autografów.
Po tej – inaugurującej me tegoroczne Chopieje – sobocie jakże się wiele spodziewam po następnej (Koch w duecie ze Staierem!) oraz po Koncercie Krogulskiego dzień wcześniej.
Pobutka!
https://www.youtube.com/watch?v=MHwuGVQlQ98
Chyra z lekka bełkotał początkowo i powinien poważnie pomyśleć o swoim problemie bo stan wskazujący nawet po pewnym czasie upośledza kontrolę mowy. Całość rzeczywiście znakomita, Stańce temat „Chopin” w najmniejszym stopniu nie przeszkadzał grać swojej muzyki. Warto było.
Dzień dobry 🙂
Bardzo zabawna ta transkrypcja Regera.
Alek – witam, bełkotania nie zauważyłam. Stańko i w Roku Chopinowskim też od razu zapowiedział: nie „Stańko gra Chopina”, tylko „Stańko gra na cześć Chopina”. I chwała mu za to.
Coś zabawne moje Pobutki ostatnio 🙄
To jeszcze zabawne fajne koty 🙂
http://4hdwall.com/wp-content/uploads/2012/05/three-funny-cat-animal.jpg
Słodziaki! 😀
Ja już te koty chyba kiedyś widziałem, tylko wtedy nazywały się drożdżówka z serem. 😎
A propos najnowszej płyty Kocha:
http://multimedia.nifc.pl/download/Tobias_Koch_Oginski_Polonez_a-moll.mp3
Na zachętę podsyłam link do fragmenty CD 🙂
pozdrawiam
E, no Bobiczku, to chyba były trzy drożdżówki. 😐
Dzień dobry!
Wieczór z Tobiasem Kochem i sześcioma fortepianami był dla mnie właściwą inauguracją tegorocznego CHiJE.
A propos Koncertu f-moll Chopina zagranego pierwszego dnia w FN – samego Fryderyka tam było mało, mało…Słuchając transmisji w radiowej Dwójce wydało mi się to przyciężkie, zabrakło mi ‚idiomu szopenowskiego’, melodii i wyrazistości.
A koncert w S1 – salonowy, elegancki i pięknie zagrany. Radość z wykonywania muzyki dała się słyszeć i udzieliła publiczności. A to ważne i cenne!
No i wystawa instrumentów historycznych! Rzadko jest okazja, aby zobaczyć w jednym miejscu tyle wspaniałości. Publika w przerwie nie odmówiła sobie podziwiania.
Szymanowska i Chopin – ich utwory to moje faworytki tego wieczoru.
ps. Po koncercie siedząca obok mnie pani powiedziała ze smutkiem i lekkim wyrzutem:
‚ Przykre, że w prawie 2-milionowym mieście nie może znaleźć się 400 osób, które by wypełniły salę. Co z tą edukacją muzyczną?! To powinien być psi obowiązek uczniów i studentów szkół muzycznych, aby na takie koncerty i festiwale chodzić, słuchać…no i okazja, aby zobaczyć tyle historycznych instrumentów. Jakie będzie społeczeństwo za 20-30 lat? Kto przyjdzie na takie koncerty?!…’
Może nieco radyklanie to zabrzmiało, ale coś w tym jest…
Drugi odcinek CHiJE dla mnie, to recital Jana Lisieckiego w S1, którego to pianistę staram się obserwować uważnie od początku kariery.
Pozdrawiam Państwa niedzielnie!
Tłumy na scenie w przerwie wokół fortepianów były rzeczywiście 🙂 Ludzie robili też zdjęcia.
Foty z wczorajszego koncertu (koncertów) i wspomniane tłumy robiące zdjęcia fortepianów: http://pl.chopin.nifc.pl/festival/edition2014/concerts/day/2 😀
Trzy drożdżówki, Pani Kierowniczko, nie robią zgrabnego kółka z drugim kółkiem w środku, tylko jakiś taki nieokreślony kształt jak tu:
http://www.ptys.pl/files/simple-gallery/img_664.jpg.
Skondensowanie się trzech Kotów do jednej drożdżówki uważam za duże osiągnięcie i nie chciałbym, żeby zostało ono zmiecione pod Dywan. 😈
@ Marcin D.
Byłoby jakoś niesprawiedliwe traktować uczestnictwo w TAKICH recitalach jako psi obowiązek muzycznej młodzieży (czy w ogóle czyjkolwiek), skoro dają one przecież tyle PRZYJEMNOŚCI. Kiedyś można było się jej oddawać tylko bywając na salonach (swoją drogą, w którymż z nich była taka akustyka i stało aż tyle instrumentów…); teraz to o wiele łatwiejsze, więc zamiast narzekać czy spędzać na siłę oporne dzieciaki (albo i starszaki!) – doceńmy i korzystajmy.
W końcu – zwłaszcza jak na festiwalowy początek – frekwencja była całkiem niezła, a przypuszczam, że na wieczornym koncercie Stańki et cons. wyglądało to jeszcze lepiej (przy okazji – liczę, zapewne nie ja jeden, na radiową retransmisję tego wydarzenia).
@ścichapęk: ma Pan rację, dlatego, jak wspomniałem, słowa przywołanej słuchaczki zabrzmiały cokolwiek radykalnie.
Nie odmówiłem sobie dlatego obowiązkowej wizyty na tym, jakże przyjemnym, wieczorze 🙂
Myślę, że słuchaczce chodziło o to, aby – poprzez uczestnictwo w takich świętach muzyki – rozbudzać zainteresowania młodych i najmłodszych, budować przyszłą publiczność koncertów filharmonicznych, bywalców oper itp. Z edukacją muzyczną w szkolnictwie ogólnym jest w Polsce od parunastu przynajmniej lat bardzo słabiutko…
Ale z drugiej strony na przykład, zmienia się pod Jackiem Kaspszykiem – chyba na lepsze – formuła koncertów niedzielnych (i nie tylko niedzielnych) dla dzieci i młodzieży w FN, coraz więcej rodziców przyprowadza swoje pociechy na te koncerty. Miłe i ważne!
A jeśli, dzięki takim festiwalom, jak CHiJE, do muzyki poważnej przekonują się rokrocznie kolejne dziesiątki, może setki słuchaczy, to można się tylko cieszyć :)…i trzymać kciuki, oby trwał ów festiwal jak najdłużej! 🙂
Miłego wieczoru dziś w filharmonii!
Rzeczywiście przemiły był ten recital Kocha.Pianista budzący wyjątkową sympatię i emanujący radością grania.
Zgadzam się z Panem, wierną i oddaną publiczność należy sobie wychować; a jako że trwa to długo – lepiej zaczynać jak najwcześniej.
Wzajemnie, miłego wieczoru w filharmonii, choć u mnie wyjątkowo będzie to dziś Filharmonia Dwójki. Za to jutrzejszy Isserlis (m.in. z ulubionym Onslowem) – obowiązkowo!
Wybaczcie, że jak zwykle nie na temat i w sprawach operowych, ale wiadomość jest dobra i ważna, a przekazał mi ją mój miły korespondent blogowy (jest już potwierdzenie na stronie festiwalu). Placido Domingo zrezygnował z 3 ostatnich salzburskich spektakli „Trubadura” a zastąpi go Artur Ruciński! Z korzyścią dla słuchaczy, jak podejrzewam.
Właśnie też odebrałam mail na ten temat 😀
Więcej tutaj: http://www.salzburgerfestspiele.at/language/en-us/das-programm/oper/oper-detail/programid/4908/id/9547/sid/119
Wielkie gratulacje dla Pana Artura! Trzymamy kciuki.
Zbliża się też jego debiut w La Scali – w listopadzie zaśpiewa tam w Simone Boccanegra u boku Dominga.
Nie będę dziś robić osobnego wpisu, tylko dwa słowa o wieczornym koncercie. Rozczarował mnie jego początek: nastawiona byłam, że kto jak kto, ale Norwegowie pięknie zagrają Griega, jednak Poranek był zapędzony i bez cienia poezji. Pozostałe trzy części z Peer Gynta były już lepsze, choć Taniec Anitry taki więcej kwadratowy… Koncertem a-moll też nie byłam zachwycona; u Jana (no, już nie Jasia przecież, ma ze dwa metry) Lisieckiego głośne akordy miały jakąś przestrzeloną barwę, trochę też przy nich pojawiało się „sąsiadów”. Ale liryczne fragmenty były dość ładne, podobnie jak zagrana na bis Arietta z Utworów lirycznych op. 12 – powtórzy ją za parę dni na recitalu.
Koncert na orkiestrę Lutosławskiego – Urbański oczywiście dyrygował z pamięci, muzycy walczyli dzielnie, choć tempa i tu były zbyt szybkie. Rozumiem, że fajnie byłoby w takim tempie zagrać dobrze drugą część, jednak w przypadku orkiestry, która nie jest wirtuozowska, to raczej niemożliwe. Jak Monachijczycy pod Janssonsem nie wyrobili w zeszłym roku w Berlinie… no, rzadkością jest, by wszystkie nuty znalazły się tu na swoim miejscu.
No, faktycznie w transmitowanym (premierowym?) przedstawieniu salzburskiego Trubadura Placyd wyglądał na zmęczonego i pocił się nieludzko – kostium oraz obraz HD też zapewne swoje zrobiły…
Premiera Trubadura w Salzburgu odbyła się 9 sierpnia br., TV ARTE wyemitowała spektakl nagrany 15 sierpnia o godz. 15. O tym, że Maestro Placido czuje się niezbyt dobrze i że do tzw. ostatniej chwili nie było wiadomo, czy wystąpi poinformowała telewidzów prowadząca retransmisję dziennikarka. W rozmowie na żywo nagranej podczas przerwy Maestro powiedział, że jest trochę przeziębiony i ma kłopoty z oddechem.
oczywiście w Salzburgu
Dzień dobry 🙂
Pan Artur ma to „obcykane” – w zeszłym roku w Weronie:
https://www.youtube.com/watch?v=CrGITLPy4Uw
Jednym z elementów najszerzej rozumianej edukacji kulturalnej (w tym muzycznej) jest opisywanie (powtarzam opisywanie, nie tylko anonsowanie) zdarzeń z bieżącego życia kulturalnego. Natomiast w przypadku wydarzeń – co najmniej symboliczne ich opisanie, podsumowanie. Utrwalenie w świadomości.
Spojrzałem na strony GW, czy w wydaniu krakowskim został ślad po recitalu Sokołowa. Owszem znajdziemy informację o festiwalu pierogów, o festiwalu Fashion in Cracow, a nawet o targach sztuki ludowej. I tyle.
(wspominam o tym na okoliczność wypowiedzi Marcina D. z 17:53)
Ale tak na marginesie muszę odnotować pewien postęp: sala była prawie pełna (dwa lata temu było trochę powyżej połowy). I jeszcze – tradycyjnie w ramach bisów GS zagrał kolejny półrecital – trzy Impromtu Schuberta oraz tegoż Klavierstück Es-dur op. 946 (mój Boże, zrobił z tego Klavierstücke skończone Meisterstücke – sam Schubert wpadłby w zachwyt). A ja cały czas i wciąż pod wrażeniem piątku. Zasypiam, budzę się – w uszach Sokołow, czytam, piszę cośtam – Sokołow, kotlety na patelni wywracam – Sokołow.
PS. Na sobotnie pytanie Agi i MT7 odpowiedziałem w sobotę, ale wordpress wywalał mnie w kosmos.
Jednym z elementów najszerzej rozumianej edukacji kulturalnej (w tym muzycznej) jest opisywanie (powtarzam opisywanie, nie tylko anonsowanie) zdarzeń z bieżącego życia kulturalnego. Natomiast w przypadku wydarzeń – co najmniej symboliczne ich opisanie, podsumowanie. Utrwalenie w świadomości.
Spojrzałem na strony GW, czy w wydaniu krakowskim został ślad po recitalu Sokołowa. Owszem znajdziemy informację o festiwalu pierogów, o festiwalu Fashion in Cracow, a nawet o targach sztuki ludowej. I tyle.
(wspominam o tym na okoliczność wypowiedzi Marcina D. z 17:53)
Ale tak na marginesie muszę odnotować pewien postęp: sala była prawie pełna (dwa lata temu było trochę powyżej połowy). I jeszcze – tradycyjnie w ramach bisów GS zagrał kolejny półrecital – trzy Impromtu Schuberta oraz tegoż Klavierstück Es-dur op. 946 (mój Boże, zrobił z tego Klavierstücke skończone Meisterstücke – sam Schubert wpadłby w zachwyt). A ja cały czas i wciąż pod wrażeniem piątku. Zasypiam, budzę się – w uszach Sokołow, czytam, piszę cośtam – Sokołow, kotlety na patelni wywracam – Sokołow.
PS. Na sobotnie pytanie Agi i MT7 odpowiedziałem w sobotę, ale wordpress wywalał mnie w kosmos.
@MarcinD 17.08.12:57, PS.
Czy nie pomyśleli Państwo, że recital dawany w Warszawie 16.08. słabą ma szansę na pełne audytorium? To jest szczyt sezonu urlopowego, do tego długi weekend, no i naprawdę chyba trudno wymagać od młodzieży szkolnej i braci studenckiej, żeby przerywała swoje wakacje! Myślę, że organizatorzy Festiwalu doskonale sobie z tego zdają sprawę. Ten Festiwal ma to do siebie, że rozkręca się bliżej końca, kiedy W-wa powoli wraca z wywczasów.
Niestety, 60jerzego Łotr zaczął wywalać nie w kosmos co prawda, ale do spamów 😯 Powyższą wypowiedź złapałam wyłącznie dzięki temu, że napisał mi o tym w mailu, ale sobotni zapewne nieświadomie sama skasowałam ze spamami, nie zaglądając 🙁
Muszę sprawdzić, co się dzieje.
@MarcinD 17.08., 17:27
Chciałbym wiedzieć, w jaki sposób dyr. Kaspszyk zmienia NA KORZYŚĆ formułę koncertów dla młodzieży – czy np. likwidując uświęcony odwieczną tradycją cykl koncertów czwartkowych, na którym wychowały się pokolenia słuchaczy? Czy także podnosząc ceny biletów do FN jednocześnie redukując zniżki? To są działania zabójcze, które „zaowocują” w długiej perspektywie:(
Kraków, 15 sierpnia 2014 r.
GRIGORIJ SOKOŁOW
Fryderyk Chopin: Sonata h-moll op. 58, Mazurki z op. 30, 50 i 68
Ceny biletów 35-70 zł
Warszawa, 16 listopada 2014 r.
GRIGORY SOKOLOV
Fryderyk Chopin: Sonata h-moll op. 58, Mazurki z op. 30, 50 i 68
Ceny biletów 90-180 zł
Dziękuję 60jerzemu za wrażenia z Krakowa, Joli za uściślenie (ten co najmniej kilkugodzinny – jak w wypadku salzburskiego Trubadura – poślizg zapewne jest regułą w spektaklach nadawanych w ARTE), a zos za poruszenie tak ważnego, choć bolesnego tematu.
Dzień dobry!
@60 jerzy: Zgadzam się z Panem, że informowanie i recenzowanie koncertów, zwłaszcza muzyki poważnej, jest bardzo istotne i potrzebne. Podobnie jak odpowiednie ich zapowiedzi przed, a nie – jak to się często zdarza – malutka informacja pośród setki innych, albo i jej brak.
Rubryki kulturalne/muzyczne w polskich dziennikach pojawiają się rzadko, są coraz mniejsze i to z pewnością nie sprzyja popularyzacji. O telewizji publicznej nie wspomnę…
Jednym z narzędzi może być (i niektóre filharmonie, instytucje kultury etc. to wykorzystują z niezłym skutkiem) może być popularny portal społecznościowy, a już świetnym przykładem jest nasz Dywan:)
@zos: odnośnie do frekwencji na recitalu Kocha i obecności na nim młodzieży, ja cytowałem jedną ze słuchaczek, nie była to moja osobista opinia; w dużej mierze ma Pan rację – mnie bardziej chodzi o rozbudzanie zainteresowania, chęci przychodzenia na koncerty, słuchania płyt, dyskutowania o muzyce. A letnie festiwale muzyczne mogą być tego znakomitym zaczątkiem. Dobrzy pedagodzy, wykładowcy – także. Ja na przykład traktuję miesiące wakacyjne jako świetną możliwość uczestnictwa takich właśnie wydarzeniach muzycznych i znaczną część urlopu i oszczędności przeznaczam na bycie na koncertach, wystawach…To wpoili mi Rodzice, a także nauczyciele w szkole i na uniwersytecie. I za to będę im zawsze wdzięczny.
Natomiast odnośnie do dyr. Kaspszyka i zmian w FN – czy będą to zmiany na lepsze? Zobaczymy, jeszcze trochę czasu musi upłynąć, aby móc to ocenić. Wiem tylko od zaprzyjaźnionych rodzin, że dostęp do niedzielnych koncertów jest teraz łatwiejszy (nie mówię tu o cenach biletów, bo każda podwyżka jest bolesna). Natomiast koncerty czwartkowe będą nadal, tylko pod inną nazwą i może nieco zmienioną formułą.
Tak więc na razie obserwuję i trzymam kciuki, aby wszystko szło w dobrym kierunku 🙂
Drodzy Dywanowicze!
Mam do odstąpienia JEDEN BILET na dzisiejszy koncert CHiJE o 17.00 w S1. Bardzo proszę o sygnał tu (jeśli to zgodne z regułami bloga), wówczas dogramy szczegóły.
Dziękuję!
Kenneth Montgomery poprowadzi Orkiestrę Osiemnastego Wieku na Festiwalu „Chopin i jego Europa”. Chodzi oczywiście o dwa koncerty, którymi miał dyrygować Frans Brüggen.
O, dzięki za info.
http://www.kennethmontgomery.net/
Zapowiadany jest też na kolejne lata…
http://www.orchestra18c.com/future.html
Odeszła Licia Albanese (Traviata Toscaniniego AD 1946) 105 wiosenek sobie licząc. Bądź co bądź jena z wielkich śpiewaczek minionego stulecia.
Niedzielnego koncertu Lisieckiego z orkiestrą z Trondheim słuchałem w transmisji Programie II PR. Przebój Griega był rzeczywiście nieco bez głębi i nieco zbyt szybko zagrany. Mam kilka wykonań tego utworu na płytach – tam brzmi to jak gdyby bardziej przestrzennie i łagodnie, tu miałem wrażenie miejscami, że odbywa się takie swoiste ‚uderzanie młotem’. Wydaje się, że do brzmienia orkiestry (i prowadzenia dyrygenta) próbował dostosować się Jan Lisiecki. W całym tym zestawie on wypadł chyba najlepiej.
W wywiadzie, który wyemitowała Dwójka w przerwie Lisiecki mówił sporo o radości grania i poszukiwaniach jak najbardziej swojego sposobu interpretacji. Mnie cieszy jego duża dojrzałość emocjonalna; bo bez tego, jak sądzę, nie można wchodzić wyżej, iść dalej, uczyć się więcej. Wydaje się być skromnym i pracowitym chłopakiem, więc jestem dobrej myśli co do dalszych jego kroków w muzycznym świecie.
Krzysztof Urbański wychwalał natomiast swą pracę z orkiestrami amerykańskimi – ‚tam wszyscy w orkiestrze siedzą cicho, nie dyskutują i podporządkowują się temu, co powie dyrygent.’ Dlatego to pozwala mu przeforsowywać często własne koncepcje odnośnie do interpretacji utworów. Dlatego orkiestra, z którą gra nie nadąża i chyba czasem wydaje się zaskoczona tym, co narzuca ten dyrygent. Wychodzi to różnie, jak słychać…
Urbański, jak twierdzi, woli pracować z orkiestrami w Ameryce niż z europejskimi, bo tu ‚ koncertmistrzowie czasem dyskutują, zwracają uwagę itp.’ a to nie zawsze jest po jego myśli.
Wygląda na to, że Urbański ma wizję utworu, silnie jej broni, choć czasem odrobina pokory by się przydała…