Kwartet perfekcyjny
Kolejne spotkanie z Belcea Quartet i jak zawsze podziw. Słyszałam od strony niektórych kolegów pomruki niezadowolenia, ale ich nie podzielam.
Kolegom nie podobał się zwłaszcza zagrany na początek Kwartet D-dur KV 499 Mozarta, że niby manieryczny. Jeżeli nawet, to mnie taka maniera bardzo odpowiada. Ja bym powiedziała, że Belcea Quartet gra retorycznie (tj. z retoryką), każda fraza ma kształt, każda coś znaczy, jeden dźwięk odpowiada drugiemu, instrumenty rozmawiają. I to jest właśnie uosobienie kameralistyki. No i do tego ten przepiękny, aksamitny dźwięk – słychać, że muzycy mają bardzo dobre instrumenty. (Jedno tylko złości niepomiernie: w czasie pięknej, subtelnej II części zadzwoniły aż trzy komóry! Ludzie, czy naprawdę nie można wyrobić sobie takiego odruchu: siadasz, wyłączasz?)
Po pogodnym Mozarcie – Brahms. Kwartet c-moll op. 51 nr 1 jest przesmutny, nawet z nutą tragizmu, depresyjny. Wyznam, że nastrój mi bardzo siadł, gdy słuchałam tego utworu, tym bardziej, że był tak adekwatnie wykonany; przykre i smutne wieści przychodzą ostatnio dość często z różnych stron. Ale potem Kwintet fortepianowy Es-dur Schumanna poprawił humor, choć i w nim część II wnosi jakiś cień, dołujący niepokój. Jednak to mija i pod koniec, w wartkim finale można już świetnie się bawić. Na fortepianie grał Francesco Piemontesi, dobrze znany bywalcom festiwalu w Dusznikach, ale tu po raz pierwszy. Niby ładny dźwięk i muzykalność, ale czegoś brakowało – zbyt często pianista wycofywał się do roli akompaniatora. Być może starał się utrzymać takie proporcje, jakie byłyby, gdyby utwór wykonywano na fortepianie z epoki. W sumie jego obecność wypadła trochę blado. W sumie jednak zespół zachwycił publiczność; na bis był Furiant z Kwintetu op. 81 Dvořáka.
Koncert o 17. był dziś dużo mniej satysfakcjonujący. Gdyby Clare Hammond była sprytna i ułożyła program z samych rzeczy mało znanych, głównie XX-wiecznych, nikt by nie zauważył jej szkolnego niestety poziomu, który ujawnił się już na początku w Koncercie włoskim Bacha. Koncesją na rzecz festiwalowego tematu skandynawskiego stanowiło Pięć utworów op. 75 (Drzewa) Sibeliusa, a dalej była jedna z jej specjalności – utwory na lewą rękę: Preludium i Nokturn Skriabina oraz zupełnie nieznana Sonatina Dinu Lipattiego. Hammond napisała pracę doktorską o utworach na lewą rękę. I o ile słyszałam dużo lepszych wykonań Skriabina, o tyle utworu Lipattiego, w stylu neoklasycznym, słuchało się dość sympatycznie.
Zezłościłam się jednak na dobre w drugiej części, bo po co wykonywać cały op. 25 Chopina, jeśli się go nie umie, i zagrać potem tylko połowę z Kręgu kwintowego Panufnika, który jest niestety zbyt rzadko wykonywany, a jest bardzo ciekawy, i który solistka umie z pewnością lepiej, tym bardziej, że w Roku Panufnika gra go w różnych miejscach? Nie rozumiem takiego pomysłu i żałuję straconej okazji.
Komentarze
A mnie się Kwartet D-dur (się pogubiłam, ale chyba 499?) zwłaszcza podobał. 😀 A w Schumannie jakoś wyjątkowo łapała mnie za uszy wiolonczela i altówka. Altówka miała jeden tak piękny moment, no tak piękny, że Ziemia przez chwilę zapomniała się obracać. 😉 Brawo BQ! Już się nie mogę doczekać, kiedy znowu przyjadą.
499, oczywiście.
Altówka cudowna. Nasz człowiek w Londynie 🙂
Sam kwartet grał fantastycznie, ale pianista w Schumannie niestety wyraźnie mu nie dorównywał – wydawał się w tym gronie muzykiem jednak zbyt mało wyrafinowanym.
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Moja koleżanka ze studiów, dziś pedagog fortepianu z powołania, która jeździ do Dusznik i słuchiwała tam Piemontesiego, opowiedziała mi wczoraj nawet dokładnie, co on robi źle i dlaczego brzmi tak blado 🙂
Ale wiem, że niektórym innym kolegom, którzy też go słyszeli w Dusznikach, podobał się.
Z PA na pewno byłoby lepiej 😉
A można uchylić rąbka tajemnicy, w czym grzeszył pianista wg Pani Koleżanki? 🙂
Oj, to już trzeba ją pytać, bo nawet wszystkiego nie zapamiętałam. Chodzi o sposób trzymania ręki, łokcia itp. Czysto techniczne sprawy.
Ja też jestem ciekawa. 🙂
Ona mi to pokazała gestem, co on robi z łokciem, a co z przegubem. Mnie to trudno potwierdzić, bo go nie widziałam – na koncercie kwartet mi go całkowicie zasłaniał 🙂
W którymś momencie otworzyłam oczy żeby sprawdzić, dlaczego fortepian tak blado brzmi (oczywiście, nie wpadłam na to, że jakieś znaczenie mają tu łokcie pianisty – myślałam, że może palce mu się przykleiły do klawiszy 😳 …), ale też nie mogłam dostrzec pianisty zza kwartetu.
Co do brzmienia samego instrumentu, zapytałem pianistę, dlaczego wybrał Yamahę. Odpowiedział, że wybrał konkretnie pod ten utwór, by fortepian nie brzmiał wyraziście i punktowo jak Steinway, ale by uzyskać miękko otaczające, symfoniczne, bardziej rozlane brzmienie.
Odniosłam wrażenie, że taki był zamysł, pianisty ani nie widać, ani nie słychać, był tłem dla BQ.
Gdyby wszystko było tylko kwestią łokci, przegubów i ustawienia ręki, oraz ogólnie innych rąbków spódnicy (w wersji rosyjskiej: płochomu dansioru i ….. mieszajut), to wszystko byłoby dosyć proste. Mnie Piemontesi nie zachwycał na płytach (skąd go do tej pory znałem) – jak w początkach kariery nagrał z Marią Kliegel, Sonaty wiolonczelowe Schumanna (tak, tak, Schumanna, ale Camillo Schumanna 1872-1946), to nawet nie zwróciłem na niego uwagi. Potem były te nagrania na EMI w ramach Martha Argerich & Friends, co też mnie nie powaliło (np. Sonata Respighiego), kiedyś na płycie BBC Music była Sonata A-dur Schuberta, po której mam dość blade wspomnienia, na Naivie ani Koncerty Dvořáka i Schumanna, ani solowy Mozart (tego ostatniego tylko podsłuchiwałem, bo nie chciałem w to inwestować) też nie wywarły jakiegoś szczególnego wrażenia. No ale może w istocie tu tak miało być, by stanowił on jedynie uzupełnienie dla pierwszoplanowego (i dosłownie i w przenośni) kwartetu. Który to kwartet – zgadzam się całkowicie z wychwalającymi tu go opiniami, zachwycający, mimo, iż prymariuszka chyba troszeczkę nie w formie. Za to świetna „polska” altówka – te waltorniowe akordy na początku drugiej części Brahmsa – niezapomniane!
A co do Sonatiny na lewą rękę Lipattiego, to nie jest wcale taka nieznana, jest kilka nagrań, w tym samego kompozytora z 1943 r., ostatnio dwupłytowy album dla Avie nagrała rumuńska pianistala Luiza Borac – całkiem przyzwoicie.
Tak całkiem nieznana nie jest, ale szerzej nieznana to jest. 🙂
A właśnie, nie wiem czy ktoś zauważył, że Klara w koncercie o 17 oszczędziła nam etiudy cis-moll … 😀
Co do Piemontesiego:
słyszałem go WIELOKROTNIE w róznych latach jego rozwoju: nie jest moim idolem, nie zamierzam go bronić, a l e: trzeba dodać,że każdy pianista ma indywidualne predyspozycje repertuarowe. Może ten repertuar nie odpowiadał jego osobowości. Zupełnie inną sprawą jest kwestia interpretacji: Piemontesi poprostu jako człowiek jest osobą stonowaną, bardzo poukładaną i niestety nie porywa, techniki można nauczyć, charakter jest człowiekowi dany, można oczywiście nad sobą pracować i próbować się zmienić. Ale to zdecydowanie zadanie wymagające olbrzymiej determinacji…
Jak to, Jakóbie 😯 Etiuda cis-moll była moim zdaniem. Chyba że mi się przyśniła 😉
I´m following with interest the festival and I really enjoyed yesterday´s performance. I was looking for some reactions and found this blog. I unfortunately don´t speek Polish but Google translator helped 🙂 I personally don´t understand the criticism against the pianist. I´m a professional musician with a major degree from Royal Academy of Music in London and I think I can judge a pianist quite well. His sound production, the articulation, the Eusebius characters in the piece, the clarity of the pedalling, they were all absolutely wonderful. His interpretation reminded me of the one with Zacharias / Cherubini Quartet on EMI! I´m quite convinced that the Quartet tried to put him aside both visually and aurally. After Hammond´s concert I managed to get into the rehearsal and the BQ was playing much softer then; actually not a nice thing to do! This was also the opinion of a good friend of mine (also musician) who sat next to me. I´ll now enjoy Warsaw and I´m looking forward to some Prokofiev tonight and Panufnik tomorrow
Rob
To wyjaśnienie jest takie, że niezależnie czy etiuda była czy nie, albo ja zapadłem w sen bez snów, albo Pani Kierowniczka miała sny muzyczne 😉
No właśnie, ja też nie podzielam tego krytycyzmu i nie rozumiem go, pianista ujął mnie bowiem od pierwszej frazy. Cała koncepcja tego kameralnego grania jest bardzo wyważona i przemyślana, bez uwzględnienia jednak akustyki sali, która utopiła nam nie tylko kwartet Mozarta, ale także Brahmsa i Schumanna. Ale rozumiem, że trzeba jakoś pogodzić względy artystyczne z praktycznymi – jakie inne audytorium w Warszawie pomieściłoby wszystkich miłośników BQ?? 🙂
W Dwójce w informacji o koncercie w dniu dzisiejszym wśród wykonawców nie ma Marthy Argerich.
http://www.polskieradio.pl/8/383/Artykul/1214349,Chopin-i-jego-Europa-XXwieczna-wirtuozeria-fortepianowa-najwyzszych-lotow
zoś
Trudno wypowiadać się o pianiście, jeżeli się mało co słyszy.
Możliwe, że w VI. rzędzie było słabo słychać, a w dalszych lepiej.
Ze stwierdzenia tego faktu nie wynika , że ocena pianisty jest krytyczna.
No tak, jest potwierdzenie w gazecie:
http://wyborcza.pl/1,75475,16526170,Martha_Argerich_odwolala_koncert_na_Festiwalu_Chopin.html
Już w niedzielę o tym mówiliśmy…
Zgadzam się z mt7, że nie uważamy, że to jest jakiś marny pianista. Był w porządku. Tylko po prostu czegoś było nam brak. Trudno nawet określić, czego. A że zapewne chciał się siłą brzmienia dostosować do takich proporcji, jakie zachodziły kiedyś, gdy wykonywano utwór z pianoforte, o tym już wspominałam we wpisie.
Rob – welcome, nice to read you 🙂 I have transformed your nick because we have another Robert here.
Piotr Beczała został Śpiewakiem Roku w Niemczech 😀
http://www.echoklassik.de/en/klassik-preistraeger-2014/
Gratulacje ❗
Że opinia o Piemontesim jest krytyczna, zrozumiał najpierw Rob, a ja sie tylko przychylam do jego opinii – jako jedyny, zdaje się, na razie – że „his sound production, the articulation, the Eusebius characters in the piece, the clarity of the pedalling, they were all absolutely wonderful”… etc.
Czyżbyśmy obaj mieli problemy ze zrozumieniem Państwa wywodów?? 🙁
Wszystkie nieporozumienia wynikają z różnego stopnia „gorącości” osądów.
Jeżeli piszemy, że czegoś nam w interpretacji danego artysty brak, to przecież nie piszemy, że potępiamy go w czambuł, że jest beznadziejny i nie powinien występować na tym festiwalu – prawda?
Ten „charakter Euzebiusza” to może fajne określenie, ale przecież w Kwintecie i Florestan jest potrzebny. A on się jakoś nie pojawił, może na chwileczkę. Nie ma Euzebiusza bez Florestana, przynajmniej u Schumanna 😉
Dodam jeszcze, że ostatnie utwory Schumanna, jak te fughetty, które grali Staier i Koch, są już poza dualizmem Euzebiusz-Florestan. To już inna kategoria – nie z tego świata.
Dear Robert (Rob), don’t forget, that criticizing and complaining is our national sport in Poland :-). Piemontesi is actually really fine pianist and quite good musician (I would not buy many of his CD’s, if his interpretations would not be worth attention), but for some of us his playing lacks something which is probably difficult to put into words, especially words translated by Google Translator. I could not express better what I mean than citing a quote from a review of his 2012 London concert: “technically it was immaculate, but it never engaged the ear in the way the best Schubert [in this case Schumann] playing unfailingly does”. Anyway, I hope you will enjoy tonight’s concert!
Porywający kwartet, emocjonalny koncert. I tylko te gruźliczne kaszle pośród publiczności (jak zwykle) rozpraszały transcendentne iskry.
Prosciutto – witam. Oj, tak, tak, te gruźlicze kaszle i te straszne komóry. Nawet jeśli wyłączy się dźwięk, ale nie wyłączy wibracji, to te wibracje słychać równie dobrze jak sygnał.
Najgorsze są pańcie z torbeczkami na suwaczek, potrafią podczas jednej części utworu ze trzy razy wykonywać operację taką: zrzrzrzśliiiiiit – szeleszczenie w związku z wyjmowaniem czegoś, np. cukiereczka, chusteczkę, komóreczkę (czy aby się wyłączyła) i – zrzrzrzśliiiiiit, i tak po kilka razy, da capo al fine. „Lubię” też perkusistów (to znowu najczęściej panowie), którzy wykonują swoją partię „ad libitum” wybijając rytm w co bardziej ekscytujących momentach – książki programowe CHiJE znakomicie się do tego nadają, inny wariant to takie stepowanie na siedząco. Wszystkim polecam definitywnie wyczerpujące problem opowiadanie Juliana Barnes’a o ile pamiętam p.t. „Czujność” z tomiku „Cytrynowy stolik”.
Pianofil: yes it seems really a national sport :-), also in other domains, it is funny how countries differ in perception of things. I perfectly understand that there are so many points of views in the arts but I find it is a pity in general to reduce the playing of an artist – no matter who it is – into a „this is right”, „this is wrong”, „this lacks”, „this should be”. Everybody seems to know better, I have noticed this as a concert visitor for many years 🙂
I found the review you are talking about in the internet and also found this one by the same writer / critic on the same newspaper. http://www.theguardian.com/music/2014/apr/30/mozart-sonatas-review-francesco-piemontesi
This seems to be a new disc I still have not heard but after what I read I immediately ordered it at amazon.
Now off for the concert, let´s see how many decibels we´ll get tonight 🙂
P.S.: what a nice city Warsaw!
Niestety, nie łudzę się, że w/s komórek coś się zmieni. Nawet jak się wyłączy telefon, to zawsze może się włączyć alarm (bywało), dodatkowo niektóre modele telefonów np. bardzo chętnie się restartują. Na przestrzeni lat nie zauważam żadnej poprawy obyczajów w tym względzie:( Może NIECO poprawiłoby sytuację dawanie bardziej charakterystycznych komunikatów przed koncertem i po PRZERWIE w rodzaju : „prosimy teraz się upewnić, czy wyłączyli państwo swój telefon”? Bo na ten nadawany z taśmy to już chyba nikt nie reaguje…
Co Clara Hammond zagrała wczoraj na bis??
Dwa bisy zagrała. Arię Haendla i Prząśniczkę Mendelssohna; ten drugi bis był wyraźnie wymuszony…
Co do komórek, najlepszy jest komunikat, jaki dają w niemieckich operach: po prostu dzwonek, kilka razy, coraz głośniej.
Każdy złapie się za aparat 🙂
Coś z tą stronicą echoclassics dziwnego, albo ja czegoś nie rozumiem: Beczała dostaje za Wagnera, Emmanuel Pahud gra na trąbce… Was ist los?
Pojawiły się bilety na spektakle Agrippiny w Warszawie, nie widzę jednak informacji, która obsada (mistrzowie / uczniowie) pojawi się w danym spektaklu. Może ktoś coś wie w temacie bo w tym momencie trochę na kota w worku to wygląda…
Bardzo interesujące, Panie Piotrze. Gdyby nie Pan, nie zajrzałabym i wiele wstrząsających wiadomości by mi umknęło. Jak na przykład ta, że Giovanni Antonini nagrał „Walkirię” z Cecilią Bartoli (Fricka?), Miriam Feuersinger/Capricornus Consort Basel podszywają się pod Villazona a Jonas Kaufmann, poza znanymi wydał jeszcze płytę, której nikt nie zauważył – „Romantique” (a może on z kolei udaje Garancę). W tym świetle trudno się cieszyć z nagrody dla Beczały, a nuż jego też toś udaje…
Też nie spojrzałam, przeniosłam po prostu link, który przysłał mi Universal 😯 Fakt, coś im się zdrowo pozajączkowało 😆
Na Agrippinę prawdopodobnie wybiorę się na drugie przedstawienie, we wtorek. Ponoć ta sama obsada, co na premierze. Ale jeszcze się dowiem. Przyszło zaproszenie i muszę je potwierdzić/zmienić termin, bo jest na niedzielę, a wtedy zapewne będę w Gdańsku.
Na Facebooku na stronie Piotra Beczały też jest odnośnik do tej strony.
przepraszam za zamieszenie, jest informacja na stronie: http://agrippina.drammapermusica.pl/?page_id=24