W św. Trójcy jak za dawnych czasów
Podczas dzisiejszego koncertu w gdańskim kościele św. Trójcy z udziałem Goldberg Baroque Ensemble pod batutą Andrzeja Szadejki muzycy grali na chórze, z udziałem odbudowanych (choć jeszcze nie do końca) organów. Tak, jak to tu drzewiej bywało.
Jednak w tym kościele jest inaczej niż w świdnickim Kościele Pokoju – tam empora jest rozległa, może się zmieścić całkiem niemały zespół. Tutejsza jest na podeście i oddziela nawę od prezbiterium, a miejsca w sumie jest niewiele. W zespole instrumentalnym grało 17 osób (nie wszystkie jednocześnie, bo dęte częściowo się wymieniały), a chór był zbliżonej liczebności. Ledwo się więc mieścili, a chór po swoich numerach schodził na schodki, by odsłonić orkiestrę i dać miejsce solistom. Trudno też było o koordynację – dyrygent stał pod organami, z boku, soliści z przodu, więc nie zawsze się nawzajem widziano. Akustyka też jest w tym wnętrzu niełatwa; wszystko docierało, było jednak też parę takich momentów, w których tempa były za szybkie i wszystko się zlewało.
Ale ogólnie było naprawdę satysfakcjonująco. Świetny komplet solistów (stale współpracują z zespołem sopranistka Ingrida Gapova i bas Marek Rzepko, dołączyli tym razem alt Sophie Harmsen i tenor Jan Kobow), chór i orkiestra na poziomie. Koncert był nagrywany przez Dwójkę radiową, więc pewnie kiedyś będzie odtworzony. Płyt dalszych z gdańskim dziedzictwem kantatowym nie będzie (przynajmniej na razie), bo nie ma na nie kasy. Szkoda.
Tym razem głównym bohaterem był co prawda kompozytor, który nie był gdańszczaninem i zapewne nigdy tego miasta nie odwiedził, ale był tu bardzo popularny – wiele partytur jego utworów zachowało się w tutejszych zbiorach (dziś w Bibliotece Gdańskiej PAN). Dzieła Johanna Theodora Roemhildta pokazały się już wcześniej na płytach Goldberg Baroque Ensemble. O rok starszy od największego z Bachów (1684-1767, a więc w tym roku, i to akurat za parę tygodni przypada 330. rocznica jego urodzin), był jego krajanem z Turyngii, a zmarł w Saksonii-Anhalt; i on przewinął się przez szkołę św. Tomasza w Lipsku, ale tylko w dzieciństwie, jako uczeń. To była, jak widać, bardzo porządna szkoła nawet na wiele lat przed nastaniem Bacha, bo muzyka Roemhildta jest naprawdę na wysokim poziomie. Zresztą w ogóle wielu mieszkańców tych krain miało jakiś gen muzyczny. Dziś zagrano trzy kantaty Roemhildta: Concerto. Bey dem Herrn ist viel Genade, Der Schlüssel zum Himmel und Hertzen oraz Concerto. Ach Gott, wie manches Hertzeleyd.
W drugiej części koncertu jednak przyćmił wszystko Bach – po prostu inaczej być nie mogło. Kantata stosunkowo wczesna, bo jeszcze weimarska – Weinen, Klagen, Sorgen, Zagen BWV 12 (jedna z moich ukochanych). Passacaglia z pierwszego chóru miała w przyszłości zostać przerobiona na Crucifixus z Mszy h-moll; w przepięknej i bardzo trudnej arii tenorowej (tu Jan Kobow, choć śpiewał znakomicie, był stosunkowo mało słyszalny – ma ładny, ale niewielki głos) odzywa się w trąbce temat chorału Johanna Francka z melodią Johanna Crügera Jesu, meine Freude, którą Bach miał potem unieśmiertelnić w najpiękniejszym chyba ze swoich motetów. To w ogóle taka kantata, przy słuchaniu której skrzydła same rosną…
Ciekawostka: Andrzej Szadejko dyrygował dziś batutą z bursztynem jako końcówką do trzymania w dłoni – dostał ją od wielbicieli z Braniewa. I wyglądało na to, że dobrze mu posłużyła.
Komentarze
PK, ten Marek to zapewne Rzepka.
Donosy po (w końcu już dwóch) spektaklach Agrypiny słabowite jakieś – domyślam się, że w oczekiwaniu na recenzję Kierownictwa nikt nie chce się wychylać, ale nie kryję niecierpliwości…
Odważę się – według mnie premiera muzycznie było bardzo satysfakcjonująca, inscenizacyjnie tak sobie. Młodzież bardzo obiecująca, rozczarował trochę Stefanowicz ale Radziejewska i Gerlach znakomici.
Płyta z gdańskimi kantatami jest jeszcze jedna oprócz tych na stronie zespołu (kantaty wielkanocne), razem pięć. To i tak dobrze, trzeba widzieć jasne strony. 🙂
Skoro nikogo nie interesuje muzyka z Gdańska, to powiem, odpowiadając na tu wyartykułowane zapotrzebowanie, że wczoraj byliśmy na Agrippinie i było bardzo ładnie. Przyjemne rozczarowanie, bo okazało się, że Olga nie wystąpi, co wraz z częściowo studencką obsadą rokowało tak sobie, a tu proszę, niespodzianka. Nierówno było, owszem, nie będę jednak wchodził w plusy ujemne, powiem o dodatnich.
Jeden z większych plusów to miejsce przedstawienia. Teatr Stanisławowski był projektowany w epoce i nie ma ani w Warszawie, ani w okolicy drugiej sali, która by się tak dobrze nadawała do grania z epoki. Nie ma tego denerwującego, filharmonicznego dystansu, zwykle upstrzonego dziurami akustycznymi, nie ma też, z drugiej strony, wrażenia prowizorki, jak w rozmaitych stylowych wnętrzach z dostawionymi krzesłami. Po prostu teatr, taki jak trzeba, nie za duży i nie za mały, wszystko słychać i wszystko widać. Powiedzieć, że akustyka jest doskonała, to nic nie powiedzieć (tak, wiem, to z Pilcha, gdyby ktoś z nieżyczliwych erudytów przygotowywał właśnie ciętą ripostę, niewykluczone, że po łacinie). 😛
Przypuszczam, że minimalistyczna scenografia ma genezę w ograniczeniach budżetowych i w takim razie proponuję, żeby we wszystkich operach obcinać budżety. Kilka ekranów pokazujących nienachalnie różne fajne rzeczy, parę bardzo funkcjonalnych rekwizytów i już, wystarczy. Zero sadzawek i łóżek szpitalnych. Dobrego reżysera można poznać po tym, że sobie w takich warunkach poradzi. Po czym poznać złego, to już mówiliśmy wiele razy, więc się nie będę powtarzał. Wielkie uznanie i za wygląd sceny, i za kostiumy (ani z Rzymu, ani od Haendla, ale w sam raz), i za ruch sceniczny, wsparty całkiem, całkiem grą aktorską. Aż dziwne, no nie?
Co do głosów, to można było się spodziewać , że znani zawodowcy wypadną dobrze, i tak było. Anna Radziejewska (Agrippina) jako manipulująca chłopami, wredna baba; Wojciech Gierlach (Claudio) jako macho i twardziel, z rzadka używający do myślenia mózgu (wszyscy znamy tę postać w wersji z powieści i serialu, ale 300 lat temu wyobrażano go sobie inaczej 🙂 ); Artur Stefanowicz (Ottone), skrzywdzony i lamentujący, co współgrało z obecnymi warunkami głosowymi, a to rzecz ważna, o czym nie zawsze pamięta wspominany ostatnio tutaj Andreas Scholl, że nie przytoczę bardziej drastycznych przykładów.
Bardzo przyjemne wrażenie sprawiła Barbara Zamek (Poppea), uważamy, że godnie zastąpiła Olgę Pasiecznik i całość na tym zastępstwie nie ucierpiała. Trudno powiedzieć, jak wyglądały role Pallante i Narciso na premierze, tutaj Sławomir Kowalewski i Bartosz Rajpold jakoś nie zrobili na nas wrażenia, zaśpiewali swoje przyzwoicie. Najmniej do śpiewania miał Lesbo (Hubert Zapiór), ale za to na scenie było go pełno i był tak bezczelnym służącym, jak to tylko możliwe.
Na koniec zostawiłem Kacpra Szelążka (Nerone), bo jesteśmy zdania, że był rewelacyjny i, jak to mówią w polgliszu, ukradł szoł. Różnych początkujących falsecistów mieliśmy nieszczęście słuchać, a tu proszę, wreszcie coś pozytywnego. Śpiewał czysto (no dobra, na samym początku troszeczkę zapiał ze dwa razy), donośnie, z dobrą dykcją, bez tych różnych frustrujących publiczność oznak wysiłku, nie przeszkadzało mu, że siedzi, leży czy chodzi, po prostu zwierzę operowe. 🙂 Bardzo szkoda, że jutro nie śpiewa i nie utrwali się w archiwum. Trzeba śledzić i zobaczyć, czy to nie było jednorazowe. 😉
Teraz słowo kończące. Miło było zobaczyć operę wystawioną jak ją autorzy napisali, bez dekonstruowania i przerabiania rozrywkowej „drammy” na dramat, i jeszcze do tego w odpowiednim wnętrzu. Chcemy więcej. 😈
O orkiestrze nic nie napisałem, bo musiałbym złamać zasadę unikania plusów ujemnych. No trudno, niech będzie. Ogólnie było bardzo dobrze, akompaniamenty teorby i wiolonczeli zwłaszcza. Naprawdę, byłoby idealnie, gdyby łapankę na oboistów zrobić w jakimś innym miejscu… Może tam, gdzie znaleziono flecistów? Nie wiemy, nie znamy się, ale coś z tym by warto było zrobić. I tak dobrze, że Haendel nie wstawił żadnych trąb. 😛
Mój komentarz czeka na moderację, czyli na Panią Kierowniczkę. Zdarzają się gorsze rzeczy. 🙂
Dzięki, guciu!
Moderacja to i tak lepiej niż spam 🙂
Ale nie wiem, czy mi na jutro coś jeszcze zostało do opisania… 🙄
A to przepraszam. 🙂
Ale chciałem w ten sposób pokazać, że nie czekam na opinię Pani Kierowniczki*, żeby wiedzieć, czy mi się podobało. Między innymi. Wiem, że wielu ludzi czeka. 😛
* którą to opinię bardzo sobie cenię i często się zgadzam, ale bez przesady 😉
Na moje nie fachowe ucho Michał Sławecki jako Nerone też był niezły. Takoż Jakub Józef Orliński jako Narciso oraz Artur Janda – Pallante.
Znalazlam Nerona 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=fDbanNaj564
Oj, wszechstronny artysta z tego Nerona…
A co do tak interesującego wydarzenia jak premiera Handlowskiej opery – wielu nie tylko z wdzięcznością przeczyta więcej niż jedną recenzję, ale może nawet wyciągnie stosowne wnioski. Wprawdzie importowana z Holandii Agrypina (Agrippina) przyjechała już bodaj dekadę temu do TWON – pokazywano to w sali Młynarskiego – ale zdążyła się już trochę zatrzeć w (mojej przynajmniej) pamięci.
Swoją drogą nie sądziłem, że owa skrzydlata fraza: Powiedzieć, że [coś tam, coś tam], to nic nie powiedzieć – ma aż tak sprecyzowane, jednoosobowe autorstwo (!?).
Ja też tak nie sądzę, ale inaczej niż jeden nasz wykształcony przyjaciel, nie zarywam nocy w poszukiwaniu po internetach efektownych cytatów, nierzadko po łacinie, tylko piszę z głowy. 🙂
Dobra, już nie będę dokuczał, tylko niech mi się więcej nie pokazuje na oczy. 😛
Przepraszam, że zmieniamy temat. Jednakże trzeba nam się poskarżyć 🙂 Chcieliśmy skreślc kilka słów o rychłym otwarciu nowej, katowickiej siedziby nospru. Tropimy tu na miejscu wszystko co dzieje się w związku z tym i jesteśmy oburzeni. Chodzi o koncert Piotra Beczały – o to, że wszystkie bilety na ten koncert zabrał Prezydent Katowic i rozdysponował je wśród swoich znajomych. Sekretariat Nospru z zażenowaniem i wstydem mówi, że mimo ich usilnych starań, nie udało się odwieść Prezydenta od tego pomysłu – „idą wybory” dodaj, żeby zracjonalizować w jakiś sposób tę szokującą decyzje władz miasta. Kiedy dzwoniliśmy do sekretariatu Prezydenta powiedziano nam, że Urząd Miasta nie dysponuje biletami i że rozpowszechnianie takich informacji przez Nospr to „gierki” z ich strony. Odesłano nas do Nospru, który według urzędu jest jedynym podmiotem odpowiedzialny za dystrybucję biletów. Pracownicy Nospru stanowczo i z oburzeniem temu zaprzeczyli. Po naszych kolejnych naciskach na sekretariat Prezydenta Miasta udało nam się porozmawic z Asystentem Prezydent, który najpierw stwierdził, że to jest specjalna gala Pan Prezydent dla „zasłużonych dla miasta Katowic”, i że była specjalna pula w sprzedaży (nawiasem mówiąc – 200 biletów z 1800 miejsc na sali, które rozeszły się w kilka sekund) i że biletów w sprzedaży już nie będzie. Pozdrawiamy
Spróbuję się dowiedzieć, jak się sprawy mają…
Pobutka!
https://www.youtube.com/watch?v=CuLcJw5CdAA
Widziałam na razie tylko probę geneneralną i spektakl z tzw drugą obsadą do Agrippiny- święte słowa WWodza, Kacper Szelążek jest na poziomie absolutnie światowym, moc głosu , emisja i intonacja, gra sceniczna:wszystko jest. No i znowu zgoda co do obojów, choć ja bym się czepiała pierwszego i jego ( a raczej jej ) rozjazdów z solistką, mimo malej odległości dzielącej obie panie w tym kameralnym wnętrzu ii precyzji prowadzącej L.Stawarz.
To może dlatego tak raziło, że reszta orkiestry brzmiała znakomicie: soczyście i precyzyjnie.
Polecam wszystkim ten spektakl, nie ma w nim nic wymuszonego czy sztucznego, nie wiszą np jak w Zurichu żadne rozpłatane tusze wieprzowe, nie ma basenów itp wodotrysków. Jest muzyka i sprawnie poprowadzony dobry spektakl! Tak trzymać. Uklony dla PK.
Dzień dobry 🙂
Też się kłaniam mapapie 🙂
I już czekam na wieczór…
Wczoraj zmarła Magda Olivero. Miała 104 lata.
http://ximo.wordpress.com/2014/09/09/magda-olivero-25-de-marc-de-1910-8-de-setembre-de-2014-la-traviata-de-1956-al-liceu/
🙁 To była postać…
Tu śpiewa w wieku 99 lat (ok. czwartej minuty):
http://www.youtube.com/watch?v=0qQqsyPPRhM
A kiedyś było tak:
http://www.youtube.com/watch?v=VaIPjW1u1TE
A po sześćdziesiątce (nie wypominając) tak:
http://www.youtube.com/watch?v=AwvQDIHz6zk
Miło, że chociaż tu na blogu wspomniano o odejściu Magdy Olivero.
Szybko poinformowały o tym portale i gazety brytyjskie, włoskie, francuskie, austriackie, kanadyjskie…
Do tej chwili żadna polska strona…Przykre…
Kiedyś choć krótkie informacje na temat śmierci legendarnych artystów – z kronikarskiego i dziennikarskiego obowiązku – podawał Ruch Muzyczny. Teraz, jako miesięcznik, bardzo w to, niestety, wątpię…
Ostatnio odeszli Lisa della Casa, a później Abbado, Maazel, Bergonzi…Zagraniczne portale o muzyce poważnej zawsze dają wspomnienia, piszą o nagraniach, występach itp. U nas prawie wcale…Jakoś tak przykro…
Dobrze, że chociaż tutaj Pani Redaktor i Dywan dopełniają kronikarskiej powinności.
No więc potwierdziło się to, o czym pisali akina i krzysztof.
Poproszono mnie z NOSPR o podanie, na których koncertach w najbliższym czasie chcę być. Podałam, że od 1 do 3 października, a potem na LSO z Anderszewskim i na gali Piotra Beczały. Właśnie dostałam odpowiedź od organizacji widowni, że na tamte koncerty owszem, czeka na mnie wejście, natomiast, cytuję, „Gala Piotra Beczały to wydarzenie w pełni zajęte przez Prezydenta Miasta Katowic, niestety nie jesteśmy w stanie zagwarantować wejścia”.
Wrrr…
Oczywiście będzie pusta sala. Zwykle tak jest.
Tak się zastanawiam, dlaczego władze miasta na czele z Prezydentem robią taką przykrość panu Beczale? Bo to dla niego przykrość, gdy zamyka się drzwi przed tymi, którzy autentycznie chcą go posłuchać, dokonując spędu na siłę jak w dawnych pochodach pierwszomajowych. To jest brak szacunku wobec Artysty.
Podzielam odczucia Marcina D. Znajoma, słuchająca ostatnio najczęściej radiowej Jedynki (głównie z racji znacznie lepszego od Dwójki odbioru tej stacji, a mieszka w ścisłym centrum Warszawy), o śmierci Fransa Bruggena dowiedziała się dopiero przed paroma dniami z – niekoniecznie rodzimego – periodyku poświęconego muzyce klasycznej. I choć, co ciekawe, ta sama Jedynka wcześniej poinformowała jednak o śmierci Bergonziego – na wiele bym w tej kwestii nie liczył, niestety…
Warto by zdobyć fotkę takiej w połowie pustej sali i pokazać, jak władza wykorzystuje forsę podatników, podczas kiedy naprawdę chętni odchodzą od kasy z kwitkiem. 🙄
I władza na pewno zrobi się wtedy taaaaaaka czerwona ze wstydu!!!
Byla mowa o uczczeniu badz nie 300 rocznicy smierci Rameau. Miasto Dijon, gdzie kompozytor sie urodzil, tak uczcilo te rocznice (via blog Normana Lebrechta):
„In the tercentenary year of the death of Jean-Philippe Rameau, the composer’s native town of Dijon has decided to get rid of its orchestra.
The mayor, refusing to cough up 330,000 Euros that would have saved l’Orchestre Dijon Bourgogne, said: ‘this town is not a cash machine’.
He’s right. It’s nothing without Rameau (and mustard).”
Nastepny krok: zmiana patrona tamtejszego konserwatorium?
(jrk)