Oświadczanie się Brahmsem

W linkowanej tu niedawno przeze mnie rozmowie z dziennikarką Radia Katowice Krystian Zimerman mówił, że samotne nagrywanie w studiu nie jest dla niego atrakcyjne, bo – jak się wyraził – „nie ma komu się oświadczać”. Wcześniej wielokrotnie powtarzał, że występ sceniczny jest dla niego jak wyznanie miłości.

Tym razem więc w Filharmonii Narodowej, podobnie jak prawie tydzień temu w Katowicach, oświadczał się nam I Koncertem fortepianowym Brahmsa. – Ja zawsze grałem tego Brahmsa z brodą – uśmiecha się dziś pianista – ale przecież on był bardzo młodym człowiekiem, kiedy stworzył ten koncert. Rzeczywiście Brahms miał wówczas zaledwie 25 lat, ale zdumiewająca jest głębia tego utworu jak na tak młody wiek. Głębia wydobyta przez Zimermana, ale właśnie nie „z brodą”, tylko ze szlachetną prostotą, bezpośredniością.

Napisałam wyżej „podobnie jak w Katowicach”, ale tak podobnie znów nie było. To są zupełnie różne sale. Pianista wyznaje, że kiedy gra, nawet specjalnie już tej różnicy nie słyszy, bo zajmuje się samą muzyką, tylko zauważa co najwyżej takie czynniki jak klimatyzacja wiejąca mu prosto w plecy… Jednak twierdzi, że lubi sale typu shoe box, a taką jest FN. W NOSPR jest z kolei sala typu vineyard.

Również dla nas bardziej niż dla niego ważne jest światło – ja lepiej się czułam w mroku II balkonu NOSPR, można było bardziej skoncentrować się na muzyce, a ponadto z góry mimo selektywnej akustyki odbierało się ten utwór jako całość. W XIII rzędzie FN miałam wszystko podane jak na tacy, co miało zresztą i dobre strony – dystans był dużo mniejszy. Interpretacja była ta sama, ale wszystko odczuwałam jako bardziej „na wierzchu”, mniej było w tym tajemnicy, zwłaszcza w owej niesamowitej chorałowej II części, kiedy to przy drugim temacie otwiera się jakaś otchłań (Brahms był specjalistą od takich klimatów, jest też taki moment np. na początku drugiej części Tria H-dur). Za to fragmenty forte, prawdziwie piorunujące, wydawały się jeszcze bardziej intensywne. Orkiestra FN pod batutą Jacka Kaspszyka też bardzo się starała, smyczki brzmiały pięknie (i bardzo ucieszyła mnie nienagannie wykonana partia waltorni w I części), dęte drewniane były jednak dla mnie jakieś zbyt konkretne. Ale ogólnie muzycy najwyraźniej zdawali sobie sprawę , w czym biorą udział…

I znów powtarza się to, co odczuwam zwykle w związku z występami Zimermana: najpierw, podczas słuchania, poczucie, że spełniają się moje marzenia, potem obsesyjne powtarzanie tego w głowie – ten Brahms, wyznam szczerze, chodził za mną przez cały ten tydzień, kiedy rano w pociągu z Wrocławia leżałam sobie między snem a jawą, ciągle ten utwór mi się snuł. I tak pewnie będzie w ciągu najbliższych dni.

Potem było spotkanie z publicznością, w foyer, podobnie jak w zeszłym roku po koncercie Lutosławskiego. Prowadziła je Violetta Rotter-Kozera z TVP Katowice, która rejestrowała reportaż dla TVP Kultura o otwarciu NOSPR (rozmowę z Zimermanem można zobaczyć we czwartek o 11:35). Poruszone zostały różne tematy, nie będę się rozwodzić o wiadomych sprawach, powiem tylko, że może wreszcie ruszy jego strona (zapowiadał ją jeszcze w zeszłym roku, ale jakoś nie zrealizował zapowiedzi; teraz ponoć w końcu rzeczywiście ruszy za parę tygodni). Będzie tam prostował różne nieścisłości i zamieszczał różne różności. Ale niestety – o czym powiedział mi już na boku – listy koncertów tam nie będzie. Ja się żachnęłam, a on na to: po co? Przecież koncerty i tak są wyprzedane.

Guzik prawda, nie ma racji, ale mimo iż tak uważa, powtórzę, co jeszcze mi powiedział: w lutym rusza z późnym Schubertem, będzie też po drodze Szymanowski recitalowy (z Wariacjami na końcu, które uwielbia), a nawet Gershwin, ale on jest na tyle ściśle tajny, że nawet mi się nie przyznał, gdzie. Na jesieni z kolei będzie w końcu grał Knapika. W Katowicach na otwarcie sezonu, w Warszawie jakoś we wrześniu, bo w październiku jest już przecież Konkurs Chopinowski.