Zacznę od Bacha
Dobrze jest zacząć rok od Bacha, więc pierwszy wpis w związku z nim. Tych parę spokojnych i wolnych dni, bo do roboty dopiero w poniedziałek, spędzam na odsłuchiwaniu zaległości płytowych.
Przesłuchałam więc w końcu m.in. płytę Kwintetu Śląskich Kameralistów, przesłaną mi przez Krzysztofa Korzenia, i miło mi się jej słuchało – lubię III Kwartet Krzysztofa Pendereckiego (z podtytułem Kartki z nienapisanego dziennika), którego wersją jest nowy Kwintet, a Dvořák to już samograj. Z dużą przyjemnością wysłuchałam płyty firmy Dacapo z trzema koncertami marimbowymi współczesnego duńskiego kompozytora Andersa Koppela w brawurowym wykonaniu młodej Polki Marianny Bednarskiej z towarzyszeniem Aalborg Symphony Orchestra pod batutą Henrika Vagna-Christensena. Znów ujęła mnie kameralistyka Mieczysława Weinberga w wykonaniu muzyków ARC Ensemble z Toronto, zasłużonego w prezentowaniu – mówiąc w skrócie – „entartete Musik” (płytę nadesłała mi zaprzyjaźniona niemiecka agencja PR2 Classic). Z firmy SONY też przyszło trochę nowości, z których jak dotąd nie zachwycił mnie Lang Lang w Mozarcie, sam oraz z Wiener Philharmoniker pod Harnoncourtem – ze strony orkiestry jest to przyciężkie, ze strony pianisty wydelikacone i manieryczne. Z kolei koncerty skrzypcowe Bacha z dołączonymi transkrypcjami na skrzypce i orkiestrę Chaconny (przez Mendelssohna) i Gawotu (przez Schumanna) w wykonaniu Joshui Bella i Academy of St. Martin-in the-Fields (której od paru lat jest szefem artystycznym) to płyta z pewnością dobra dla początkujących melomanów, zaawansowani będą woleć inne.
Jednak nie o tym Bachu chcę, ale o tym najbardziej obecnie gorącym: drugim już nagraniu Capelli Cracoviensis dla firmy Alpha. Pierwszym była płyta z Te Deum Charpentiera i Lully’ego , ale tam chór CC towarzyszył zespołowi Le Poème Harmonique pod batutą Vincenta Dumestre. Tu występuje w głównej roli pod dyrekcją Fabia Bonizzoniego, śpiewając wszystkie sześć motetów. Śpiewacy CC wykonywali już te dzieła z Bonizzonim na koncertach w Krakowie (luty) i Świdnicy (sierpień), a w marcu nagrali całość w Lusławicach – to też chyba był publiczny koncert, bo na koniec rozlegają się oklaski. Premiera płyty już w styczniu (dostałam ją na koncercie w Krakowie).
Śpiewa osiem osób – w Świdnicy był trochę inny skład, ale to dowodzi, że to już prawdziwy, znakomity zespół: ktokolwiek uczestniczy w wykonaniu, jest ono na poziomie. Część motetów jest dwuchórowa, więc często jest to śpiewanie solowe. Muzyka nabiera intymności, rozróżniamy poszczególne głosy (najbardziej oczywiście daje się rozpoznać sopran Jolanty Kowalskiej-Pawlikowskiej), ale to jakoś nie przeszkadza. Do tego bardzo dyskretne towarzyszenie instrumentalne, tak dyskretne, że początkowo się zdziwiłam, jak to bas tak długo trzyma nutę bez oddechu – a to były organy, na których gra Marcin Świątkiewicz; na kontrabasie gra Grzegorz Frankowski, a na wiolonczeli Agnieszka Oszańca. To też muzycy związani z CC.
Jestem bardzo wymagająca, jeśli chodzi o wykonania Bachowskich Motetów (które znam, że tak powiem, od środka, bo i sama je w chórze śpiewałam), mało które jest mnie w stanie zadowolić. Nie powiem, że wykonanie CC jest ideałem (bo ideałów nie ma), ale powiem, że jest ujmujące, a wszelkie niedoskonałości są po prostu ludzkie i nieistotne. Więcej tu zresztą precyzji niż niedoskonałości. I, jak już wspomniałam w relacji ze Świdnicy, a i przy okazji grudniowego Mesjasza, śpiewanie CC jest radosne, energetyczne.
Dla wzmożenia apetytu firma Outhere Music, której częścią jest Alpha, dała na swoim Fejsie fragment Jesu, meine Freude – najdłuższego i może najpiękniejszego z motetów. I jeśli coś mnie dziwi na minus, to że chór CC występuje na tej płycie, jakby jego szefem był Bonizzoni – a przecież tego zespołu nie byłoby, gdyby nie Jan Tomasz Adamus.
Komentarze
Ja też zaczęłam rok z Janem Sebastianem, a także ze Sztuką dźwięku Ludwika Erhardta, którą znalazłam pod choinką. Mam nadzieję, że to będą miłe dobrego początki. 🙂
A tymczasem czekamy na przyszłą niedzielę 😉
Na razie dalsze słuchania płyt.
Nie wiedzieć czemu SONY strasznie lansuje Teodora Currentzisa. Słuchałam płyty z „hitami” z Wesela Figara, coraz bardziej się wkurzając na wyjątkowo nietrafioną obsadę wokalną, ale jak doszłam do arii Hrabiny w wykonaniu Simone Kermes, przerwałam po paru taktach i z furią wyszarpnęłam płytę z odtwarzacza. To profanacja po prostu.
Dla spokojnej rozrywki posłuchałam sobie za to dwóch z moich ulubionych symfonii Becia – Drugiej i Czwartej, w solidnym wykonaniu orkiestry z Montrealu pod batutą Kenta Nagano. No i tradycyjny coroczny komplet z Lugano: Martha Argerich & Friends, z roku 2013. Najbardziej mnie ujęły Sonata wiolonczelowa Szostakowicza (Gautier Capuçon/Gabriela Montero), młodzieńcza, wydana pośmiertnie Sonata skrzypcowa Ravela (Andrey Baranov/Jura Margulis), Mała suita Debussy’ego (Martha z Cristiną Marton), Gaité parisienne Offenbacha (Giorgia Tomassi, Carlo Maria Griguoli, Alessandro Stella) i wreszcie cały Karnawał Saint-Saënsa z udziałem m.in. Marthy i i Lilyi Zilberstein, które cudnie się wygłupiają zwłaszcza w części Pianiści, naśladując potykających się adeptów fortepianu. I w tym miłym nastroju dzisiejszą odsłuchiwawczą działalność zakończę 🙂
Pani Kierowniczko Kochana, wielką przyjemność osobistą mi Pani zrobiła. To nagranie Figara zostało we Francji obrzucone kwiatami, parę osób użyło słowa „geniusz”. Także na antenie Polskiego Radia słyszałem zachwyty. Mnie się tego nie udało dosłuchać do końca, fizjologia nie pozwala. Jak w starej historyjce z grzybkiem: cafa mi się.
Ale mam dla Pani lepszą wiadomość: nowe Cosi jest chyba jeszcze gorsze. Nawet pewien uprzedni entuzjasta rakiem się wycofał.
Żebyśmy tylko zdrowi byli.
Jako że Currentzisa dotąd nie próbowałem, na razie cafa mi się tylko przy Langu Langu (odmieńmy go dubeltowo, niech tam) w Mozarcie. Zresztą również ta produkcja została – np. w radiowej Dwójce – zadziwiająco dobrze przyjęta; z pewnymi zastrzeżeniami, ale jednak ciepło… Trudno to zrozumieć, bo o ile bez specjalnego trudu wytrzymuję, powiedzmy, koncert Liszta z tym diabolicznie odzianym i niewątpliwie sprawnym pianistą, o tyle jego Mozart wydaje się wydziwaczony i zmanierowany ponad wszelką miarę. Ciekawe, że wielu nabiera się na te błazeństwa – może dzieje się tak po trosze za sprawą dyrygenta, który dodatkowo uszlachca owe popisy swym rozpoznawalnym, arystokratycznym nazwiskiem. Wstyd!
Notabene znajoma od dawna twierdzi, że N.H. wypada ciekawiej w Haydnie niż w Mozarcie – jest chyba coś na rzeczy…
to płyta z pewnością dobra dla początkujących melomanów, zaawansowani będą woleć inne
Znaczy co? Początkującym to można kit wciskać? 🙂
Dzień dobry 🙂
Nie, Hoko, chodziło mi tylko o to, że zaawansowani nasłuchali się już HIP, a to jest takie dość tradycyjne wykonanie, nie „na flakach”, ale w sumie dość przyjemne, więc zachęcić początkującego do dalszego słuchania może.
Dzień Dobry, choć nie przepadam za Lang Langiem, to jednak tego rodzaju pianista może zachęcić młodych ludzi do słuchania poważki (np. jego osobliwy crossover z Metaliką).
Aha. No, ja myślę, że HIP początkującego bardziej by jednak zachęcił, bo ten Bell jakiś taki anemiczny – wysiadłem po dwudziestu minutach. Ale żeby nie było – wydane niedawno HIP-owe koncerty Bacha z Carmignolą też piłowate 🙂
No fakt, w każdej z dziedzin zdarzają się różne kwiatki.
Crossovera Lang Langa z Metallicą nie słyszałam, ale wiem, że ludzie – młodsi i starsi – dochodzą do słuchania poważki z bardzo różnych, czasem zupełnie niespodziewanych stron. Od metalu na przykład 😉
No całkiem zabawne – może on to powinien robić, a nie grać Mozarta? 😉
https://www.youtube.com/watch?v=CCLOv8MbzgY
No pewnie – jak byłem młody, słuchałem metalu, i to takiego ciężkiego, łubudubudu. I kiedyś tak skonstatowałem, że poważka to jest nawet podobna, też tylko riffy i riffy, jeno że trochę inne. A o czym, ewentualnie, śpiewają, to już zupełnie nie istotne 🙂
E, no bez przesady, czasem bardzo istotne 🙂
Tak? A kiedy? 😆
Dobra, czasem istotne, ale i tak można bez tego żyć – w muzyce pop przeciętna czy nawet słaba muzyka z dobrym tekstem obroni się i może być przebojem, w muzyce poważnej (i do pewnego stopnia w metalu,ale też chyba i w jazzie) ni dudu 🙂
I żeby nie było, że jadę tylko na Mozarta spod palców podwójnego Langa: ostatnią Mozartowsko-Haydnowską płytę Alexandre’a Tharauda również uważam za wyjątkowo nieudaną (choć warto ją posiąść przynajmniej dla Joyce DiDonato) – co smuci tym bardziej, że po Francuzie zawsze wiele się spodziewałem i dotychczas mnie płytowo nie zawodził.
Dziękuję Hoko za opinię o koncertach Bacha z G.C., bo słyszałem o nich różnie. Nawet się przymierzałem, ale widzę, że trzeba ostrożnie…
ścichapęk,
najlepiej przed zakupem posłuchać, bo gusta są rozmaite – wspomniany Tharaud mnie się akurat podoba, i to bardziej niż jego wcześniejsze dokonania. Ale Carmignoli w większych porcjach nie widzę w sieci, a po takich sklepowych próbkach, nie zawsze da się ocenić 🙂
https://www.jpc.de/jpcng/classic/detail/-/art/bach-violinkonzerte/hnum/6046453
Płytowo nie zawodził, ale w realu mnie kiedyś Tharaud strasznie zawiódł, czemu zresztą swego czasu dałam tu wyraz:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2013/11/20/lutoslawski-mimochodem/
Carmignola bywa sztywniakiem niestety.
Skoro tak na płyty zeszło – w Płytomanii ma być podsumowanie roku, to może i tu sobie podsumujemy najlepsze (ulubione) płyty 2014 🙂
Mój typ jest taki (ale może coś sobie jeszcze przypomnę, bo na daty na płytach jakoś nie specjalnie zwracam uwagę)
https://www.jpc.de/jpcng/classic/detail/-/art/24-caprices-pour-violon/hnum/5291656
Ha! Ten Hoko zawsze coś takiego wygrzebie… 😯 Nie znam 😳
O, zaraz wygrzebie… 🙄 😆
To mało kto pewnie zna, więc polecam, bo super muzyka, lepsze solowe skrzypce chyba tylko u Bacha.
I tak jeszcze myślę, co Bacha było ciekawego, ale nic rzucającego na kolana nie przychodzi mi do głowy 🙂
Pani Kierowniczko, Hoko – z Locatellim prawda jest taka, że te 24 Kaprysy (co od razu kojarzy się z Niccolem P. – i pewnie o to chodzi) to jednak tylko części większej całości, czyli 12 Koncertów na skrzypce, smyczki i b.c. L’arte del violino op. 3. Cykl ten był nagrywany wielokrotnie, wybór zeń zarejestrował (wspaniale!) w 2001 r. również rzeczony Giuliano Carmignola. Kaprysy są po prostu umieszczone po dwa jako części każdego z koncertów. Gdyby zaś ktoś koniecznie chciał oddzielnie, to poza zalinkowanym dostępne jest jeszcze co najmniej jedno ich nagranie – dokonał go Emmanuelle Baldini już w latach 90.; mam je. Czyli nic nowego pod słońcem.
A skoro Hokowi aż tak się spodobał KV 271 itd. z Tharaudem, to jednak lepiej chyba zrobię, jak uważnie przesłucham wspomnianego nowego Carmignolę…
Nagranie Baldiniego znam, podoba mi się średnio. Zresztą Carmignola w tych solowych fragmentach również, to już wolę Wallfisch. Ale jako całość ten cykl koncertów to mnie się średnio widzi, to się muszę zmobilizować, no… 🙂
Nie napisałem, że Tharaud aż tak mi się podobał – jakoś szczególnie to on mi się nigdy nie podobał, a ta płyta wydaje mi się całkiem przyjemniutka 🙂
Ja tego Gabriela Tchalika nie znałam, a rzeczywiście skrzypek wart zainteresowania… Ten Locatelli to oczywiście kadencje z koncertów, słychać, ale ciekawe, że same też się bronią.
Co do Wallfisch – pełna zgoda, też oczywiście mam; odnoszę zresztą wrażenie, że chyba trochę się u nas tej Australijki nie docenia.
Nie mam nic przeciwko, by ów zalinkowany młodzian wykosił cokolwiek skromną „kapryśną” konkurencję – choć dostępne próbki coś podejrzanie mi na to nie wskazują…
A z Alexandre’em najwyraźniej mamy odwrotnie.
Hoko już tu swego czas propagował Wallfisch 🙂
Wallfisch to oczywiście jedno z moich najlubniejszych nagrań Bacha. I właśnie w nagraniu Tchalika podoba mi się, że on nie gra tego z włoska, ale coś jakby z taką niemiecką retoryką – więc zaraz mam skojarzenia z Bachem, a to już wartość sama w sobie 🙂
Dobra, to może ktoś jeszcze by swoje typy przedstawił – tak sam bede? 🙂
Popieram propagowanie Elisabeth W. Choć może przy okazji Giulianowi dostaje się czasem ponad miarę. Przyznaję, że G.C. w Mozarcie (przez wielu uwielbianym) i Haydnie jakoś mnie nie bierze, lecz jednak barokowych Włochów wyjątkowo sobie cenię; nb. chętnie posłuchałbym kiedyś z Carmignolą takiego Veraciniego (i porównał ze – świetną skądinąd – Wallfisch).
W Bachu miałbym zapewne swoje typy, ale muszę jeszcze ponadrabiać różne zaległości, coby mieć większy wybór i kogoś nie przeoczyć; a i starsze wykonania (np. Moniki Huggett) też lepiej sobie po latach odświeżyć…
Pani Redaktor ! Bardzo dziękuję za dobre słowo ! 🙂 A tutaj może nie metal, ale już blisko : https://www.youtube.com/watch?v=dOkrqhtha4U Pozdrawiam serdecznie ! 🙂
W Vivaldim Carmignola może być, najbardziej lubię jego stare nagrania wydawane jeszcze przez Divox 🙂
Ja sobie właśnie posłuchałam Płytomanii. Koledzy wymienili niektóre z płyt, o których tu wspominaliśmy, a które i ja lubię, jak np. ostatnie nagranie Claudia Abbado z Marthą i Mozart Orchestra z koncertami Mozarta, pierwsza płyta FN dla Warnera z Kaspszykiem i Ilyą Gringoltsem czy wymieniona przed chwilą płyta Lutosławski Quartet. Szkoda, że nikt nie wymienił – mówiąc o polskich płytach – tych z NIFC, z których ogromnie lubię ostatnie nagranie Brüggena z cudną Bitwą pod Możajskiem Kurpińskiego oraz recital Tobiasa Kocha. Ze współczesnych oczywiście dołączę się do pochwał Bôłt Records (z tego Nordheima zwłaszcza ogromnie się ucieszyłam, bo zawsze chciałam mieć w dobrej jakości moje ukochane Solitaire), ale dodałabym też płytę Agaty Zubel z Klangforum Wien – Not I. Jeszcze pewnie różne rzeczy bym wymieniła, ale musiałabym się zastanowić.
Widzę, że PMK nie wytrzymał, żeby nie dołożyć Currentzisowi 😉 Ja dałam mu jeszcze jedną szansę i posłuchałam dziś płyty The Sound of Light ze składanką z Rameau. Nie wiem, po co robić po raz kolejny coś, co tak wspaniale zrobił Minkowski w Symphonie imaginaire – Currentzis nawet te same kawałki wybrał, choć w innej kolejności, różnica jest taka, że jest też parę fragmentów wokalnych, w tym bardzo zabawny „żabi” z Platée. Ale nie ma to w połowie tyle ikry co u MM, choć owszem, dyrygent się stara. Currentzis, póki zajmuje się XX wiekiem, jest OK, ale on koniecznie chce zaistnieć i teraz gra to, co wszyscy – a to jednak nie jest jego specjalność. Ale światek okołopłytowy ma idola, bo przystojniaczek, Grek, Nowosybirsk, no ciekawostka.
No i posłuchałam dziś sobie jeszcze jednej składanki – Il Pianto d’Orfeo, w wykonaniu zespołu Scherzi Musicali kierowanego przez młodego Belga Nicolasa Achtena. Taki pomysł, żeby zestawić fragmenty z pierwszych oper o Orfeuszu – Monteverdiego, Periego, Luigiego Rossiego itp. Może nic nadzwyczajnego, ale przyjemnie się słuchało. Dalej słuchać nie mogę, bo sąsiad włączył wiertarkę. Dobrze, że zaniedługo wychodzę z domu 👿
Aha, ktoś – chyba Paweł Bagnowski – wspomniał o albumie Ogdona:
http://merlin.pl/John-Ogdon-The-Complete-RCA-Album_John-Ogdon/browse/product/4,1333281.html#fullinfo
Nie zetknęłam się z tym albumem niestety. Kiedyś tu wspominaliśmy tego pianistę – oboje z Kubą Puchalskim w Berlinie kupiliśmy w kultowym sklepie zweitausendeins płytkę Ogdona firmowaną przez BBC; jest na niej jeszcze coś innego: II Koncert Brahmsa (taki sobie, pianista już chyba nie bardzo był w formie) oraz ostatnia sonata Beethovena – druga część przepiękna.
Sonaty „Concord” Ivesa nie ma nigdzie. Zapewne nagranie z Warszawskiej Jesieni jest gdzieś w archiwach ZKP.
Ten Mozart z Argerich zupełnie mi nie podszedł. A Currentzisa podobało mi się Requiem. Więcej nie pamiętam 🙂
Aha, właśnie ma wyjść, także pod marką SONY, komplet nagrań archiwalnych Charlesa Rosena. Szkoda, że nie zbiegło się to z promocją książki 🙂
Ten 21-płytowy klocek Rosena miał europejską premierę już w październiku, a w Stanach – co ciągle mnie zadziwia – prawie półtora miesiąca później, na początku grudnia; czyli spokojnie można to było połączyć z promocją przekładu książki, gdyby tylko się komuś chciało…
Polskiemu przedstawicielowi firmy to jakoś umknęło i teraz żałuje 🙂 Box ma 21 płyt.
Dobrego 2015!
W sprawie Joshuy Bella i jego nagran z Akademia:
Kiedy Akademia zostala „wykolegowana” w latach 1980. z jej tradycyjnego repertuaru przez orkiestry grajace na starych instrumentach (badz czesciej imitacjach), pozostalo jej albo pojscie w 19. wiek, co sie udalo tylko czesciowo (nagrania symfonii Becia czy Szuberta z Marrinerem chyba specjalnego uznania nie znalazly), albo pozostanie przy tym, co tak swietnie robili dotad. Stad nagrania koncertow klawiszowych Bacha z Gawrilowem i Marrinerem, albo koncert na zywo, ktory pamietam z Warszawy ok. 2002 roku, z Perriaha grajacym na Steinwayu partie klawesynowa w 5. Koncercie Brandenburskim.
Moim zdaniem i na taka estetyke powinno byc miejsce i nie trzeba koniecznie uwazac, ze to jest muzyka dla poczatkujacych. Podobnie jak orkiestracje utworow organowych Bacha przez Stokowskiego (albo Schoenberga). Ja od czasu do czasu do tych nagran wracam, choc wiem jak sa ahistoryczne.
jrk
No bo to też część historii muzyki. A orkiestra od Świętego Marcina Na Polach to dobry zespół.
Podobna przykrość stała się temu polskiemu zespołowi:
https://www.youtube.com/watch?v=zy4GQ0M53D8
Dzień dobry 🙂
Wykonywanie partii klawesynu w Koncercie Brandenburskim na fortepianie to moim zdaniem przesada… Natomiast trudno wymagać od orkiestry kameralnej gdy ma ochotę na barok aby zmieniła struny, najlepiej instrumenty i zagłębiła się w studiowaniu starych traktatów o muzyce, bo gdy w następnym projekcie ma do wykonania Suka lub Brittena nie jest to po prostu możliwe… Każdą muzykę można grać dobrze ! Jeżeli tylko mamy do czynienia z dobrymi muzykami oni doskonale wiedzą, że nie należy przesadzać z wibracją, a charakterystyczne „brzuszki” są wpisane niejako w barokową estetykę ze względu na inny sposób wydobywania dźwięku na starych „ojelitowanych”instrumentach smyczkowych…
Już parę razy tu wrzucałam Richtera grającego Piąty Brandenburski, więc nie będę wrzucać po raz kolejny, jest na tubie 😆
W tym przypadku zresztą rzecz jest w proporcjach. Po pierwsze, fortepian siłą rzeczy wybija się na pierwszy plan, a klawesyn jest schowany i praktycznie wyłazi na wierzch dopiero na słynną kadencję. Po drugie, ta kadencja powinna być istnym paroksyzmem klawesynowego brzęczenia 😉 które zresztą nie wszyscy lubią, ale ja uwielbiam.
Dziękujemy i ślemy ukłony! Rzecz jasna nie osiadamy na laurach, choć radości i dumy się nie wypieramy. 😉 Kolejne nagrania już z końcem stycznia, w zanadrzu mamy jeszcze płytę z Krystianem Krzeszowiakiem, który rozszalał się z ROH.
Wszystkiego dobrego!
Witam przedstawiciela CC i gratuluję 🙂 A Krystian Krzeszowiak, nawiasem mówiąc – pod nazwiskiem Krystian Adam – występuje również w Weselu Figara z Currentzisem. Niestety płyta zdążyła mnie wkurzyć, zanim dosłuchałam do jego partii 😈
Dziękujemy pięknie! 🙂 U nas Krystian Adam (także!) jako Bajazet i Grimoaldo. Bez Currentzisa, za to z JTA wreszcie, bo raz Bonizzoni, raz Dumestre… Czas na tego, bez którego CC by nie było. 😉
Ja bym raczej powiedziała „bez którego obecnej postaci CC by nie było”, bo instytucję jednak założył ktoś inny wiele lat temu.
Po długiej przerwie świąteczno-wyjazdowej pozdrawiam serdecznie PK! Życzę ciekawego (muzycznie) i stabilnego (pod każdym dobrym względem) Nowego Roku! Bardzo cieszę się, że mamy podobne odczucia w sprawie akustyki w krakowskim ICE… Siedziałem w trakcie Masjasza w 7 rzędzie (przywitałbym się, gdybym wiedział, że jest tam też PK!) i słyszałem jak zza wyciszającej kotary, miękki ale wytłumiony dźwięk, bez jakiegokolwiek rezonansu, czy odrobiny korzystnego pogłosu, krótki i suchy… Szkoda…że nie mamy alternatywnej nowoczesnej sali, a budowa nowej Filharmonii odsuwa się i przegrywa z nowa kładką przez Wisłę… Mam tez duży niedosyt po sławetnym oratorium Handla! I nie chodzi o solistów, ale koncepcje całości. Lubię unikanie patosu w prowadzeniu Mesjasza, ale retoryka muzyczna jest po to by opowiadać o czymś… Tamtym razem nie bardzo wiedziałem o czym mówi do mnie dyrygent, co znaczą i po co są użyte barokowe figuracje i tonacje bo całość została poprowadzona mdło, nudno i „o niczym”… Nie będę się już pastwił, bo to stary temat – zapamiętałem natomiast żywo znakomita grę na organach Marcina Świątkiewicza! Korzystając z nowej serii remasteringów oper z Marią Callas przypomniałem sobie słuchając w oczyszczonej wersji kilku ulubionych. Mam nadzieję, że oczyszczą także nagrania live, bo te są najcenniejsze, zwłaszcza te nigdy w studio nie nagrane. Ciekaw jestem co Pan Piotr Kamiński sądzi o oczyszczonych nagraniach… Czy PK słuchała któregoś ze zremasterowanych nagrań? I czy spotkamy się 8-go w Teatrze Słowackiego? (na Tamerlano/Il Pomo D`Oro/Minasi)
O, krakusie, witam po przerwie 🙂
Na Tamerlano niestety nie przyjadę z powodów całkowicie prywatnych – po prostu po południu muszę być w Warszawie, a potem by mnie już żadne pendolino nawet nie dowiozło na czas 🙁 Ale może uda mi się posłuchać transmisji.
Mnie tam się interpretacja Mesjasza podobała, ale z wyjątkiem solistów, którzy w większości ciągnęli poziom w dół. No, ale już o tym pisałam. Jeżeli i w VII rzędzie parteru (ja na parter zeszłam dopiero po przerwie, i to o 10 rzędów dalej) też było głucho, to doprawdy nie wiem, czy gdzieś w tej sali w ogóle coś brzmi… Przykre, zwłaszcza że słyszę, że oficjele ponoć uważają, że Kraków ma już właśnie salę koncertową. Niestety, ona nie bardzo jest koncertowa 🙁
A u mnie w odtwarzaczu DVD z Marthą i Brüggenem (I Koncert Becia) i znów się wzruszam. Choć Martha może momentami zbyt energiczna, ale gra zupełnie bez kompleksów (choć w filmie Sekret orkiestry, też dołączonym na płycie, ujawnia te kompleksy, a Pires się tylko z nich podśmiewa i słusznie). Jednak przede wszystkim wzrusza mnie Brüggen, jego rozumiejące spojrzenie, precyzyjne machnięcia dłonią, kontakt z orkiestrą. Ech… to też wielka strata zeszłego roku.
A oto życie po życiu, czyli Orkiestra Osiemnastego Wieku gra dalej:
https://www.youtube.com/watch?v=sz1fePNPMMw
Do nas są zakontraktowani dopiero na 2016 r. Jeszcze nie wiadomo, z kim i z czym.
Dzień dobry 🙂
Z dzisiejszego dnia w Koszyczku u Bobika – szczególnie dla Piotra Kamińskiego 😉
http://www.blog-bobika.eu/?p=2052&cpage=2#comment-524202
Słuchajcie…
Widział to ktoś?
https://www.youtube.com/watch?v=8p6_0_klXbU
Hihi, ostatnio dostałam to od łabądka. Pewnie też otrzymane z tego samego źródła 😉
Cudne 😆
Zapewne z tego samego 🙂
Ale numer!Muszę sprawdzić u źrodełka…
Po prostu, łabądku i Gostku, macie (a właściwie mamy wszyscy troje) pewnego wspólnego znajomego… pianistę 😉
„Arturcik – dierży” Boże jak się uśmiałem! Dziękuję!
Nasz krakowski kolega napisał o ICE:
http://wyborcza.pl/1,75475,17211086,Centrum_Kongresowe_w_roli_sali_koncertowej__Sprawdza.html
Dzień dobry 🙂 Myślę, że kraj już w końcu zacznie się wygrzebywać z niekończących się wakacji i „mostków” 😉
Jutro co prawda w Krakowie mnie nie będzie, ale mogę się podzielić wrażeniami sprzed odbiornika, a jeśli ktoś tam będzie, zapraszam do opisu.
W piątek idę do FN posłuchać po długiej przerwie Ingolfa Wundera. Zobaczymy.
W sobotę w końcu będę miała okazję zapoznać się z odnowioną Sceną Marionetek WOK.
W niedzielę – wiadomo, Anderszewski.
Tak więc i tutaj na blogu w końcu coś się ruszy 😉
http://wyborcza.pl/1,75477,17218995,Strzaly_w_redakcji_francuskiego_magazynu_satyrycznego.html
To jest dwa kroki od naszego dawnego adresu, dziesięć minut od obecnego. Charlie-Hebdo ma nie od dzisiaj na pieńku z islamistami. To przypuszczalnie zemsta za „bluźniercze” karykatury.
Z całą pewnością tak 🙁
Czasy trudne, smutne, nerwowe. I czy żarty sprzed 63 lat mogą nas jeszcze bawić ?
I jeszcze jak !
Wróćmy do Sorrento z Lauritzem Melchiorem – akompaniament (?) Victor Borge.
https://www.youtube.com/watch?v=V_9c_xDTDvk
PS: Polecam powtórkę The Muppet Show z Victorem Borge – dobrze robi przy podłej pogodzie – YT daje taką możliwość.
Dzięki, maciasie1515. Smutno rzeczywiście i strasznie, ale jakoś trzeba się krzepić na duchu…
Ciąg dalszy czarnej serii:
http://wyborcza.pl/1,75475,11754907,Tadeusz_Konwicki_Czlowiekiem_Roku__Gazety_Wyborczej_.html#CukGW
Smutno. Kończy się pewna epoka.
Chyba wyżej się pomyliłam. To tutaj:
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Zmarl-Tadeusz-Konwicki,wid,17159415,wiadomosc.html?ticaid=1141f8
🙁
Muzyka w jego filmach była zawsze ważna i mocna. Np.:
https://www.youtube.com/watch?v=NtRooV1UK74
„Ja po prostu nie wierzę w śmierć” – mówił Pan Gustaw do Pana Tadeusza podczas pewnego filmowego spacerku w lesie. Brzmiało tak naturalnie i wzruszająco, jak w „Ofiarowaniu”…
Przeczytać ze zrozumieniem Tołstoja, w ciszy wsłuchać się w Bacha, poryczeć się przy tym, co równie radykalnie ofiarował nam Andriej. I zacząć żyć… To na pewno jeden ze sposobów na różnego rodzaju ekstremy, albo pustostany…
na pokonanie różnego rodzaju ekstremów, albo pustostanów – miało brzmieć…
zanim przeczytam wszystkie komentarze odniosę się do Currentzisa.
Nie wiem skąd to chłopię się wzięło i kto go popycha, ale Wesela nie zdzierżyłem jak również filmu o nagrywaniu Cosi
Bardzo znany i bardzo smutny walczyk, nie bez związku:
https://www.youtube.com/watch?v=hseRywtwJ-E&index=25&list=PLFgnhf0JNOja37sfeaauwCaCcDbWaY1lQ
Atrakcyjna dziś była Opera Rara, i Cencic też był w lepszej formie niż w grudniu. Tylko też muszę potwierdzić, że dźwięk z transmisji nie zachwyca. Radiowcy twierdzą, że wszystko jest OK, mnie się jednak wydaje, że niekoniecznie. Słuchał ktoś?
I ciekawam wrażeń od tych, co słuchali na żywo.
Siedziałem dość blisko (2 rzad, który jest piątym na Rarze) więc uważam, że słychać było nieźle… Pechowe są te krakowskie sale… Nigdy nie byłem zachwycony akustyką w Słowackim. Uważam, że jest stłumiona, matowa a dźwięk ucieka gdzieś w tył, w „czarna dziurę” sceny…. Dotyczy to zwłaszcza orkiestry. Minko nigdy tam nie gra – zawsze jego opera jest w Filharmonii!
Tym razem byłem szczęśliwy i zachwycony (może za wyjątkiem finału – ale to wina niedyspozycji Ainsley`a, który nadrabiał aktorstwem niedomogi wokalne spowodowane przeziębieniem – zupełnie inna sprawa, że w widoczny sposób postarzał się i nie jest to już ten śpiewak, którego pamięta się z pięknych interpretacji sprzed 10-15 lat… Wielka szkoda bo dramaturgia całości pod koniec drugiej części ewidentnie siadła). Moim zdanie troje śpiewaków było bohaterami wieczoru – Cencic który zaczarował mnie zupełnie skupieniem, subtelnością, uczuciowością wydobytą z partii – od pierwszej, przejmującej arii, która wykonał w jakimś bolesnym skupieniu i prostocie, a obawiałem się popisu i gwiazdorzenia… Umiejętność współpracy Minasi`ego ze śpiewakami jest fantastyczna! Wplecenie głosów w tkankę muzyczna realizowaną przez orkiestrę było wyjątkowo precyzyjne i czułe. Może w pewnych partiach brakowało temperamentu i dramatyzmu, który wydobyliby Biondi czy Dantone, ale takiej maestrii dźwiękowej, płynności, wydobycia detali i czegoś tak miękkiego, wypieszczonego chyba na Rarze nigdy wcześniej nie słyszałem. Pozostali „artyści wieczoru” to – przy wysokim poziomie wszystkich solistów – Sabata i Gauvin. Sabata dał z siebie wszystko by udramatyzować wcale nie dużą, choć tytułową partię (głos nie należy do dużych, ani o szerokiej skali, ale Sabata operował nim inteligentnie i z nerwem aktorskim) Gauvin… sama PK słyszała: aktorstwo, skala, inteligencja, zrozumienia o czym się śpiewa i po co, dokładne rozplanowanie efektów dramatycznych – by dozować napięcie… Mnie „buty spadały” i oddychałem razem z wokalista – nie śpiewając, bo nie umiem, ale przeżywając – tylko z Gauvin i Cencicem!
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Ciekawa Pobutka, choć można mieć wątpliwości, czy obudzi… ale jakoś się obudziłam, więc widać spełniła zadanie 😉 Choć pogoda nie bardzo zachęcająca…
Dzięki, krakusie, za relację – żałuję, że mnie tam nie było, ale formę Cencicia doceniałam, Gauvin też świetna, pierwszy raz ją słyszałam.
A dziś wieczorem może wreszcie popełnię wpis – wybieram się do FN.
Przypomnę tylko, że Gauvin była już w Krakowie w 2013 i śpiewała z Franco Fagioli`m Rodelindę Handla pod Adamusem (całkiem dobry spektakl to był!) ale PK też „nie dotarła” wtedy do Krakowa, zajęta koncertami za granicą (Londyn – o ile pamiętam 😉 )
Najlepszego życzę – zwłaszcza ciekawego muzycznie roku!
Wzajemnie 🙂