Dzień Dziecka w Żelazowej Woli

Dziś w miejscu urodzenia Chopina po prostu wrzało. Tłumy rodziców z dziećmi przewalały się przez park, ucząc się śpiewu i tańca, rysując i malując, grając w grę terenową. A w dworku otwarto zmienioną po pięciu latach ekspozycję.

Wygląda na to, że należałam do bardzo ekskluzywnej mniejszości, której się poprzednia ekspozycja podobała. Dziś słyszę od dyrekcji, że otrzymywali nader liczne protesty, wymowne i listowne, z kraju i z zagranicy. Trochę mi się to dziwne wydaje – czy ktoś protestuje przeciwko wiedeńskiemu Mozart Haus, gdzie nie ma literalnie nic, bo nic z czasów Mozarta się nie zachowało? Z czasów Chopina też nic nie ma. Co więcej, nie był to wcale dworek, tylko oficyna, a właściwy dwór spłonął; owe dworkowe kolumienki przy wejściu zostały dobudowane w 1933 r. O tym, co było w środku naprawdę, pisałam tutaj; tak się jednak szczęśliwie składa, że Chopin rzeczywiście urodził się w tej oficynie.

Dziś przed otwarciem nowej ekspozycji zarówno pani minister Małgorzata Omilanowska, jak dyrektor Artur Szklener wspomnieli, że postulat zmiany był pierwszym, jaki pani minister (wówczas wiceminister) wysunęła wobec niego zaraz po wręczeniu nominacji. „Tak więc, pani minister, melduję wykonanie zadania” – powiedział. Długo, ponoć nawet przez rok, trwały dyskusje, jak to zrobić. Zrobiono jedyną rzecz, jaką było można: poproszono ludzi z gustem (tj. Borisa Kudličkę, którego wsparli Natalia Paszkowska i Marcin Mostafa, znani przede wszystkim z pamiętnego polskiego pawilonu na EXPO w Szanghaju), aby tę przestrzeń zaprojektowali, uwzględniając postulaty zwiedzających, że jak jest dworek, to muszą być stylowe meble itp. Zrobiono, co się dało, i zrobiono to z sensem: na podstawie spisu inwentarza dworu Skarbków ustawiono tam trochę wypożyczonych z muzeów narodowych mebli.

Nadal należę do ekskluzywnej mniejszości,  żałując poprzedniej wersji ekspozycji – była naprawdę nowoczesna i była po prostu uczciwa. Ale muszę przyznać, że obecną zrobiono bardzo przyzwoicie, więc jakoś to przeżyję… Za to ogromnie cieszę się parkiem: pięć lat temu widać było, że to dopiero przygotowania pod wielki rozwój, dziś już ten rozwój widać. Jest fantastycznie! Rododendrony kwitną jak oszalałe, bzy jak wyżej, nasadzenia idą do góry łącząc się harmonijnie z istniejącym zadrzewieniem, są romantyczne zakątki, ale dziś skryć się nie można było za bardzo – wszędzie coś się działo. To wszystko można zobaczyć tutaj.