Troje pianistów
Znów trochę o nowych (lub w miarę nowych) płytach – staram się jakoś je łączyć tematycznie. Teraz więc młodzi pianiści.
Jan Lisiecki, Orchestra dell’Accademia Nazionale di Santa Cecilia, Antonio Pappano, Schumann, Deutsche Grammophon 2016. Czyli postaci dobrze nam znane, repertuar częściowo także – Koncert a-moll Schumanna słyszeliśmy na festiwalu Chopin i Jego Europa w wykonaniu dwudziestoletniego już dziś, a wówczas 17-letniego Jana. No i w gruncie rzeczy było podobnie. Do naprania płyty miał możność ograć ten koncert solidnie. Tak więc i tutaj jest to wykonanie porządne, choć ciarki po grzbiecie nie chodzą, ale słucha się na pewno bez przykrości, może się to podobać. Co jest rzeczywiście interesujące, to sam repertuar, bo poza koncertem znajdują się na tej płycie Introdukcja i Allegro appassionato op. 62 oraz Introdukcja i Allegro koncertowe op. 134 – rzeczy bardzo rzadko wykonywane, też zagrane bardzo – by tak rzec – rozsądnie i precyzyjnie. Prawdę mówiąc najbardziej podoba mi się z tego bonusik-bisik, czyli Traumerei, wreszcie naprawdę liryczne, bez cienia pretensjonalności i kiczu.
Khatia Buniatishvili, Kaleidoscope, Sony Classical 2016. Kolejna znajoma z ChiJE, i też podobne wrażenia jak na festiwalu. Sama byłam zaskoczona, jak można na jednej płycie zmieścić Obrazki z wystawy Musorgskiego, La Valse Ravela i Trzy fragmenty z Pietruszki Strawińskiego, ale przypomniało mi się, że solistka ma tendencję do szybkiego grania. No i rzeczywiście zdarzają się momenty zbyt szybkie, choć jest i parę spokojniejszych i od razu zaczyna być przyjemniej. Ale przeważa jednak histeria i bałagan, najbardziej się uwidaczniające w utworze Strawińskiego, zwłaszcza właśnie w dziedzinie tempa. Technikę dziewczyna ma, ale niewiele z niej wynika – chwilami wydaje mi się, że jest po prostu niemuzykalna. W każdym razie niespecjalnie polecam.
Beatrice Rana, Orchestra dell’Accademia Nazionale di Santa Cecilia, Antonio Pappano, Prokofiev Piano Concerto No. 2, Tchaikovsky Piano Concerto No. 1, Warner Classics 2015. Tej młodej włoskiej pianistki (o dwa lata starszej od Lisieckiego) jeszcze w Polsce nie poznaliśmy. Zrobiło się o niej głośno, gdy jako dwudziestolatka zdobyła II nagrodę na Konkursie im. Vana Cliburna. Podpisała kontrakt z Warnerem i to właśnie jest jej debiut (dodam, że orkiestra od św. Cecylii i Pappano, jak widać, bardzo pracowici są ostatnio w dziedzinie fonografii). Dziewczyna jest naprawdę dobra, ogromnie sprawna technicznie – bez tego nie dałoby się zagrać karkołomnego II Koncertu Prokofiewa (potwornie trudne zwłaszcza obie kadencje), potrafi być wyrazista i zadziorna, Czajkowskiego zaś gra bez cienia sentymentalizmu, z orkiestrą są dobrze zgrani. Tutaj jeszcze zapowiedź płyty. Pewnie warto obserwować, co się z nią będzie działo dalej. Bez Czajkowskiego mogę żyć, ale wysłuchawszy go wróciłam z przyjemnością do Prokofiewa. Potem jednak przyszło mi do głowy porównać jej wykonanie z Kate Liu (z wstawianego tu swego czasu linku z konkursu w Montrealu), która choć tu i ówdzie daje po sąsiadach, ale gra całą duszą, niesamowicie po prostu, jak to ona. Beatrice nie jest może w porównaniu z nią wyrachowana, ale nagle czegoś mi w jej grze zaczęło brakować. Choć to dobrze, że artyści są tak różni.
Komentarze
Pobutka!
https://www.youtube.com/watch?v=-BFz4UpAsn0
Wczesny podwieczorek:
Te dwie rzeczy od tygodnia nie mogą się ode mnie odkleić 🙂
https://m.youtube.com/watch?v=tdLCcQixNvg
https://m.youtube.com/watch?v=SpiMlUlkU6s
O tak, zapoznałem się z tym Schumannem w wykonaniu Lisieckiego w zeszłym tygodniu. Bardzo dobra orkiestra, bardzo dobry pianista, ogólnie ładnie i przyjemnie. A zapoznałem się z okazji trybunału w dwójce, bo było o tym właśnie koncercie. Było śmieszno i straszno, ponieważ juror-pianista na początku zachwycił się i wmówił sobie, że to Martha Argerich i tytułował Jasia pianistką. Dopiero jak z lekkim obrzydzeniem odrzucił nagranie prawdziwej Marty, troszkę się zreflektował, ale tylko troszkę. No i Jaś wygrał. 🙂
Tenże juror wsławił się już parę tygodni wcześniej, kiedy było o finalistach konkursu, mówiąc na wstępie bardzo kwieciście o pokrzywdzonym przedstawicielu polskiej szkoły pianistycznej, który, jego zdaniem, powinien dostać co najmniej trzecią nagrodę. Potem, po pierwszym kawałku granym przez nieszczęsnego Szymona (ja rozpoznałem, a luminarz nie) zjechał to od góry do dołu, że nie do przyjęcia. Dzięki panu pianiście program jest ostatnio bardzo rozrywkowy, polecam. 😛
Żeby oddać sprawiedliwość, juror-dyrygent nie był betonowy i posługiwał się uszami, nie doktryną, ale nikt go nie słuchał, był przytłaczany wiszącą w powietrzu erudycją pianistyczną. 😎
Podwieczorek bardzo miły, choć Agnus Dei strasznie wolne…
Który juror-pianista, bo tam było dwóch? Tj. jeden były, czyli Andrzej Sułek. To rzeczywiście musiało być rozrywkowo. Jak można pomylić Jasia z Marthą, zrozumieć nie jestem w stanie – granie Jasia jest, hm, bezpieczne, który to przymiotnik do gry Marthy nie pasuje. Swoją drogą Marcie też się różnie zdarza, znam wykonanie Koncertu e-moll Chopina (jedno z polskich, bodaj pod Nowakiem), którego się po prostu słuchać nie da. Za to to najnowsze jest chyba najlepsze z dotychczasowych.
Juror-dyrygent jest jednym z najmniej betonowych w Polsce 😉
Beatrice Rana, zanim brala udzial w konkursie V. Cliburna, w 2011 roku brala udzial w the Montreal International competition – nie tylko dostala pierwsza nagrode, ale zgarnela tez wszystkie nagrody specjalne. A jakze, sluchalismy transmisji 🙂
Lisieckiego slyszelismy w grudniu, a Katie B pare miesiecy wczesnie.
Nastepne trzy tygodnie w Toronto: Shaham, Tetzlaff, Schiff, Vilde Frang 😀 – i to wszystko przy -23 oC 😯
A propos cen biletow. Pare dni temu kuplismy bilety na nastepny sezon – srednia cena biletu $45 CAD – w trzeciej (z czterech) kategorii cenowej. Wczoraj Gostkowna zaliczyla Koerner Hall (Czajkowski i Rimski-Korsakow) i stwierdzila, ze nasze miejsca sa bardzo dobre – sala ma naprawde fenomenalna akustyke.
Marthę odwalono w pierwszym etapie w dobrym towarzystwie – Zimermana – przy czym wszyscy żurorzy nie mieli najmniejszej wątpliwości co do wysłania na półkę właśnie KZ. W drugim etapie powiedziano bye bye MJ Pires. Argumentacja odwalania bezcenna, podobnie jak reakcja na wieść komu właśnie podziękowano. I tu zgadzam się (juror pianista użyłby w tym miejscu swojej ulubionej, nadużywanej do bólu ucha i trzewii frazy: „powiem tak”) z Wielkim Wodzem. Zgadzam się jak zazwyczaj, by nie rzec, że jak zawsze.
Ten drugi to Radziwonowicz.
No wiem przecież 😉
Jak to dobrze, że już nie słucham Trybunału. 😈
@ schwarzerpeter – pozdrowienia dla Gostkówny 🙂
Który juror pianista? Ten drugi. Ten pierwszy też rozbawiał, ale inaczej. 😛
Omawianą we wpisie przez PK pianistkę włoską Beatrice Ranę będzie można usłyszeć na koncercie zamykającym tegoroczne Chopieje – w Prokofiewie właśnie.
Co mnie bardzo cieszy 🙂
Jasia chyba Państwo trochę nie doceniacie. Takie trochę protekcjonalne traktowanie można wyczuć u niektórych Dywanowiczów no i PK. Nie jestem znawcą/koneserem pianistyki (choć sam grywam wyłącznie na użytek domowo-rodzinny) tyle tylko, że zauważam, iż Lisiecki zbiera coraz poważniejsze i lepsze recenzje poza ojczystym krajem a u nas jak to u nas 😉 Sama DG wiąże z nim chyba już większe nadzieje niż z kolegą z Nakła nad Notecią no ale może to akurat średni argument, bo DG ma różne dziwne decyzje w ostatnich latach 😉
Jeśli idzie o ów Trybunał to nie słucham na bieżąco, ale parę odcinków z archiwum wysłuchałem. No, bywa tam rozrywkowo. Zwłaszcza jak ktoś z autorytetów nie rozpoznał głosu i maniery Callas lub Kaufmanna. Nie wiem wprawdzie jak wprawne ucho może pomylić tych dwoje. Ale ok.
Z młodych pianistów polecam uwadze Igora Levita, o którym na Dywanie jeszcze chyba nie było. Pianista urodzony w Rosji, wychowany w Niemczech, o pochodzeniu żydowskim. Nominowany w zeszłym roku do Gramophone Instrunmental za trójpłytowy album Bach/Beethoven/Rzewski. Bardzo mi się te nagrania podobają. Jest on co prawda typem nieco (czytaj: dość:-) narcystycznym. Regularnie dokumentuje na twitterze swoje życie koncertowe, choć robi to z dużym wdziękiem. I tak jak generalnie Facebooka jeszcze nie udało mi się polubić, tak na tego Twittera zaglądam. Ale to niewątpliwie artysta inteligentny i co ciekawsze zaangażowany politycznie. Wykorzystuje swoją rosnącą popularność, by prezentować poglądy antynacjonalistyczne (czy to dotyczące polityki niemieckiej, czy globalnej, głównie amerykańskiej). Wspiera również działania, linię Angeli, dotyczącą kwestii uchodźców.
A co do pieszczotliwie tu nazywanego Jasia to nie jest tak, że my go tak bardzo nie doceniamy, a inni to się zachwycają. Recenzja z zeszłorocznego koncertu w Wigmore, którą niedawno przeczytałam, była daleka od pochlebnej. Ale by oddać sprawiedliwość, słuchałam tego trybunału i Schumann z płyty podobał mi się.
Nagrania Jasia (na takiego promiennego cherubinka trudno mówić inaczej 😉 na YT, jak na kogoś kto robi tak oszałamiającą karierę, są dla mnie w większości mdłe i rozczarowujące, także pod względem czysto pianistycznym. Porównywanie go z Blechaczem jest nie na miejscu, chyba, że mówimy wyłącznie o potencjale marketingowym.
Oczywiście, YT nie jest miarodajny, na żywo może być zupełnie inaczej. Ostatnio mocno odczułam to na koncercie SJ Cho, którego rejestracje z występów na konkursie wprawiły mnie w absolutny zachwyt, by nie powiedzieć euforię, a na koncercie jeśli poczułam cokolwiek, to jedynie zimny podziw… Ale muszę to jeszcze sprawdzić, najbliższa okazja 1 marca 😉
No właśnie – ja siedząc na konkursie i słuchając SJ Cho też czułam coś w rodzaju chłodnego podziwu. Nie dałam się porwać, choć doceniałam.
Bardzo mi przykro, ale Trybunał jest akademicki, przesycony ponad miarę treściami muzykologicznymi i przeważnie po prostu nudny i niemiarodajny (w kolejnych etapach nie można już wrócić do płyt, które odpadły, a porównywane są dalsze części utworu.
Dla osób bez odpowiedniego przygotowania muzycznego ta audycja może być po prostu niezrozumiała.
O wiele strawniejsze (i pouczające) byłoby porównanie kilku nagrań danego utworu jawnie, gdzie każdy z obecnych przedstawiałby argumenty dlaczego lubi lub nie lubi dane wykonanie. W ten sposób słuchacz lepiej może ogarnąć nagranie i podjąć jakąś decyzję.
Audycje w Dwójce bywają hermetyczne i nie spełniają roli popularyzatorskiej, a powinny, przy biadoleniu środowisk na temat braku umuzykalnienia suwerena…
Gostku, problemem (chociaż może to niewłaściwe słowo) jest chyba raczej to, że po pierwsze zbyt często skład oceniający jest dokładnie (lub prawie dokładnie) tego samego zdania; po drugie dobór nagrań: czasami (a moim zdaniem nawet zbyt często) nie ma w nich interpretacyjnej prowokacji do ostrej dyskusji. Wobec czego serwuje się nam szukanie dziury w całym w postaci np. nie akcentowanej ósemki w takcie którymśtam (co oczywiście zawsze jest prawdą absolutną i objawioną – z nosem wbitym w partyturę czy nuty).
Ale jednak absolutnie wolę tę formę trybunału – chociażby dlatego, że bezcenne jest usłyszenie reakcji Doroty Kozińskiej na jej decyzje (w relacji do jej wcześniejszch deklaracji). Czy – jak ostatnio – szeptu zgrozy A. Sułka po usłyszeniu, że odwalił swojego idola pianistycznego.
Inna rzecz (chociaż niewątpliwie trudna do uniknięcia): czasami jakieś nagranie w umyśle jurora jest jego faworytem (lub antyfaworytem) i zaczyna się barwna opowieść na temat walorów (lub wręcz przeciwnie) owej „zidentyfikowanej” interpretacji. A że czasami żuror – nabajerowawszy się – wyląduje w krzakach, to jest to nieunikniony koszt żurorskiego obiektywizmu 🙂
Ale obiektywizm w sztuce (i w jej ocenianiu) – to już zupełnie osobna opowieść. Zgoła kryminał.
Jawne porównywanie – może i tak, ale to zupełnie inna formuła audycji i w naszych warunkach sprowadzałaby się do niezrozumiałego „pitolenia o Szopenie” w wykonaniu ekspertów tak mądrych, że strach (mądrych do czasu, aż im schowasz okładkę od płyty, się okazuje). Tam by dopiero było o akcentowaniu ósemki i, jak ostatnio, o tym akordzie ze zmniejszoną septymą i później zaraz z noną, no wiecie (tu zgodny pomruk ekspertów, tak, wiemy, wiemy). Gdybym chciał słuchać takiego tępego akademizmu, to bym się zapisał do szkoły muzycznej. 🙂
Trybunał jest na miarę naszych możliwości i to nie jest nasze ostatnie słowo, niech sobie taki będzie. Nie mam przygotowania muzycznego, a bawię się dobrze w loży szyderców. Chociaż dowcipne nazywanie tej miejscowości w Niemczech „Fryburgiem Bryzgowijskim” jest po paru latach już trochę czerstwe. Jak będzie coś Mozarcie, to niech redaktor powie, że pochodził z Solnogrodu, też będzie fajnie. I proszę pamiętać, redaktorze, chociaż to trudne w tej masie erudycji, że w hiszpańskim „h” jest z reguły nieme i nie kaleczyć mi dyrygentów. 😎
Dwójka chyba dostaje te same płyty, co Pani Kierowniczka. Przed chwilą, mieszając w garnkach, posłyszałem jak ktoś bez miłosierdzia, z buta traktuje fortepian. To było na trzy, ale dawało się maszerować. Katia Buniatiszwili grała walca, okazuje się. Potem jeszcze zagrała muzykę z baletu i jak ktoś by to zatańczył i nie trafił prosto do ortopedy, to gratuluję. No żal, ale co poradzić, jak się sprzedaje?