{oh!}, jaki koncert

Świetny. Śledziło się go z prawdziwą przyjemnością. Choć katowicki zespół grał na Zamku Królewskim w Warszawie po raz drugi, ja po raz pierwszy słuchałam go w tym miejscu.

Koncert {oh!} Orkiestry Historycznej odbył się w ramach serii „1050 lat w muzyce”. Oczywiście aż takiego okresu program nie obejmował, ale zapewne z tego względu została do niego włączona dawna muzyka polska: z XVI w. (Marcin Mielczewski, Adam Jarzębski) i z XVIII w. (Andrzej Rohaczewski, Marcin Józef Żebrowski). Czyli od wczesnego baroku do wczesnego klasycyzmu. Wśród nich kilka hitów, jak Canzona Terza a 3 Mielczewskiego czy też Sentinella i Chromatica Jarzębskiego. W tym repertuarze jako solista (Deus in nomine tuo Mielczewskiego, Benedictus i Salve Regina Żebrowskiego) wystąpił bas Artur Janda, wychowanek Anny Radziejewskiej, znany nam dobrze ze spektakli Warszawskiej Opery Kameralnej i Stowarzyszenia Dramma Per Musica. Głos ładny, choć może z trochę nazbyt operową emisją.

Część programu stanowiła prezentację fragmentów materiału z jednej z pierwszych oficjalnych płyt zespołu, zawierającej utwory pochodzące ze zbiorów Biblioteki w Dreźnie, a dokładniej z kolekcji Johanna Georga Pisendela, kapelmistrza Augusta II Mocnego. Płytę wydał pod koniec grudnia DUX i rozrzut stylistyczny jest na niej również znaczący: pomiędzy włoskimi w charakterze dziełami Johanna Friedricha Schreyfogla po Koncert klawesynowy E-dur Christopha Schaffratha, przypominający nieco CPE Bacha. Na koncercie usłyszeliśmy Koncert c-moll na skrzypce, smyczki i basso continuo, podpisany nazwiskami Gasparo Viscontiego oraz wspomnianego Schreyfogla oraz właśnie Koncert Schaffratha. W pierwszym z nich brylowała jako solistka Martyna Pastuszka, koncertmistrzyni zespołu; w drugim – klawesynista Marcin Świątkiewicz. Oboje są wielkimi atutami tego zespołu.

Po powrocie do domu przesłuchałam właśnie tę płytę, którą dostałam niedawno, ale wciąż nie miałam czasu się z nią zapoznać. A naprawdę warto. Utworów z udziałem solistki skrzypaczki jest więcej – dwa jeszcze koncerty Schreyfogla, a ponadto jest jeszcze jego Sonata e-moll, którą grają z klawesynistą w duecie. To naprawdę piękne muzykowanie. I z prawdziwą pasją.