Tromby!

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Tak mi się przypomniało nasze dawne blogowe zawołanie (wzięte z Gałczyńskiego z żartobliwą modyfikacją ortograficzną), bo wróciłam z koncertu pod hasłem „Trąby i przestrzeń. U bram Jerycha”.

Ten koncert można nazwać swoistym „desantem krakowskim” młodych kompozytorów, w większości tych samych, którzy przypuścili półtora roku temu na Warszawską Jesień. Do wymienionych pod linkiem czterech nazwisk należy dodać jeszcze Michała Paparę oraz gościa z Mińska Alaksandra Porakha, a jako przedstawiciela miasta-gospodarza – Dominika Lewickiego, który skomponował elektroniczne „promenady” wypełniające czas pomiędzy utworami.

Po co były te „promenady”? Ponieważ, jak wskazuje tytuł koncertu, zawierał on muzykę przestrzenną, stworzoną na określone wnętrze (sala NOT – zresztą był to jedyny koncert festiwalu Musica Polonica Nova poza siedzibą NFM) i dla określonych muzyków (zespół instrumentów dętych blaszanych o niełatwej do wymówienia i zapamiętania nazwie Precipitevolissimevolmente). Wnętrze przypomina krużganki wrocławskiego Muzeum Narodowego, gdzie swego czasu, także na Polonice, koncerty „totalne” robił Rafał Augustyn. Z tym, że na tamtych koncertach publiczność się przemieszczała wraz z wykonawcami, a tu siedzieliśmy wciąż na tym samych miejscach (częściowo na krzesłach, częściowo półleżąc na pufach), a przemieszczali się wyłącznie wykonawcy – „chór” puzonów, trąbek, waltorni i tub. Przemieszczali się po dwóch piętrach krużganków, po sali, grali też na zewnątrz sali za publicznością, a w końcu otoczyli nas wokół. Utwory były zróżnicowane stylistycznie, co zresztą było dobre dla kompozycji całego koncertu, i znakomicie dopasowane do wnętrza.

A najpierw jeszcze w Sali Czarnej NFM odbył się kameralny koncert zespołu LUX:NM z Berlina (saksofon, akordeon, puzon, wiolonczela i fortepian; pianistą jest Polka Małgorzata Walentynowicz). I tu muzyka była zróżnicowana. Od intelektualnego sonoryzmu w kompozycjach Sławomira Wojciechowskiego i Joanny Woźny poprzez kontemplacyjne fortepianowe Wyrazy Tadeusza Wieleckiego (kilka miniatur, w zamiarze kompozytora będącym zalążkiem cyklu przypominającego, powiedzmy, preludia Chopina; ja pomyślałam słuchając raczej o etiudach Ligetiego, ale tych spokojniejszych) po nieco lżejszy w charakterze, kolażowy Fading urban landscape Jarosława Płonki, ponoć zainspirowany postindustrialny krajobraz upadającego Detroit.

PS. Odwiedziłam dziś nowe, ciekawe (acz kameralne) miejsce na mapie Wrocławia. Fajnie zaczyna się dziać na Nadodrzu.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj