Wizje i improwizje

Utwory skomponowane, improwizacje skomponowane – słuchaliśmy ich w NFM w czwartkowy wieczór. Dla mnie niestety już ostatni na festiwalu Musica Polonica Nova.

„Smyczkowy octopus” – tak nazwano pierwszy z koncertów. „Octopus” oznacza ośmiornicę – dlaczego nie użyto tego słowa? Może obawiano się skojarzeń z mafią… W każdym razie w pierwszym z wykonanych utworów, Opływ/Przepływ/Upływ Wojciecha Ziemowita Zycha, ośmioro wiolonczelistów wraz z amplifikacją, dzięki której słyszeliśmy wiolonczele również z głośników, faktycznie „oplotło” publiczność, siadając wokół widowni. Reszta utworów jednak została wykonana już całkiem tradycyjnie na scenie, z założycielem zespołu Andrzejem Bauerem jako dyrygentem.

Double Reflection Ryszarda Osady – to w pierwszej części niemal neoklasyczna toccata, w drugiej zaś pojawiły się śpiewne motywy. Zaintrygował utwór Aleksandra Szczetyńskiego, ukraińskiego kompozytora mieszkającego w Kijowie, ponieważ tytuł Martha and Mary sugerowałby jakieś przeciwstawienie charakterów muzyki w analogii do nowotestamentowych postaci, jednak utwór niczego takiego nie wykazywał, był bardzo jednorodny stylistycznie. Skrajnie odmienny był utwór Fingertrips Sławomira Wojciechowskiego, do którego wykonawcy musieli preparować wiolonczele, wkładając patyczki między struny, by wydobyć tym bardziej szmerowe dźwięki (niektóre z pomocą grzebienia zamiast smyczka). I kolejny kontrast na koniec, słodkość na deser: Kołysanka z Dziecka Rosemary w opracowaniu Krzysztofa Lenczowskiego, który też grał kiedyś w Cellonet, a obecnie jest członkiem Atom String Quartet.

O ile pierwszy z koncertów był umiejscowiony w bardziej kameralnej Sali Czarnej, to drugi – w większej Sali Czerwonej, i została ona wypełniona – zapewne wielu słuchaczy przyszło przyciągniętych nazwiskiem Kuby Badacha w programie. Ale w rzeczywistości on nie był największą gwiazdą. Pierwszą część koncertu wypełnił utwór Agaty Zubel Recital for Four – ciekawy eksperyment dokładnego skomponowania improwizacji dla czterech wykonawców, czterech całkowicie odmiennych osobowości: Cezary Duchnowski przy fortepianie jak zwykle sprzężony z elektroniką, Adam Bałdych na skrzypcach, wspomniany Badach śpiewający do samplera (i w momencie solówki – każdy miał swoją solówkę – tworzący za pomocą tego samplera chór gospelowy z własnego głosu) i Wojciech Błażejczyk na gitarze elektrycznej. Podobno wszystkie nuty były zapisane, choć muzycy sprawiali wrażenie improwizujących – starali się, jak mogli. Kompozycja powstała jako efekt zwycięstwa kompozytorki w rywalizacji, która miała miejsce w 2014 r., w związku z poprzednią edycją festiwalu, a nagroda Polonica Nova polegała też właśnie na zamówieniu kolejnego utworu. Niestety ta akcja nie miała w tym roku dalszego ciągu – szkoda.

W drugiej części, po bardzo intensywnym i energetycznej pierwszej, przenieśliśmy się w zupełnie inny świat. Tym razem nie było tu jednego autora: improwizowali (z pewnym przygotowaniem oczywiście) Tadeusz Wielecki na kontrabasie, Hubert Zemler na perkusji, Ryszard Latecki na trąbce i różnych przedmiotach oraz Szabolcs Esztenyi na fortepianie. Haiku from Romania oparte były na fotografiach Andreia Baciu – nostalgicznych, czarnobiałych, przedstawiających krajobrazy w śniegu i mgle – i taka też była muzyka, delikatna, szmerowa, zamglona, prawie nierzeczywista. Autor fotografii co pewien czas je wymieniał na sztalugach, z których  mogła je obserwować publiczność. Muzycy mieli je na pulpitach. Było ich kilkanaście, więc trochę to trwało, ale nie odczuwało się znużenia.

To tyle z festiwalu. Dodam jeszcze, że przed południem zajrzałam na próbę piątkowego koncertu symfonicznego – właśnie orkiestra NFM pod batutą Benjamina Shwartza ćwiczyła całkiem świeży Koncert na akordeon i orkiestrę Zygmunta Krauzego ze znakomitym Maciejem Frąckiewiczem jako solistą (on był też inicjatorem powstania utworu). Ale nie będę opisywać (wspomnę tylko, że fragment jest zupełnie… bułgarski), bo nie słyszałam dzieła zagranego w całości od początku do końca. W programie znajdą się też utwory Dariusza Przybylskiego i Pawła Mykietyna; tego ostatniego Hommage a Oskar Dawicki orkiestra zamierza nagrać, prawdopodobnie na płytę. Dobre i to, bo w tym roku w ogóle nikt festiwalu nie rejestruje. I to jubileuszowej edycji. Dlaczego – słyszałam już kilka wersji. Nieważne, która prawdziwa, ważne, że głupio się stało.