Walka dysonansu z konsonansem

Przed każdym z koncertów cyklu 7 nurtów, 7 premier jest spotkanie z kuratorem(-ką) wieczornego programu i niektórymi z wykonywanych kompozytorów. Na dzisiejsze, z Katarzyną Naliwajek-Mazurek, spóźniłam się trochę, ale usłyszałam taką mniej więcej puentę.

Stanisław Krupowicz wspomniał o tym, że w latach 70., kiedy to powstał nurt zwany przez niego z Pawłem Szymańskim surkonwencjonalizmem, nobilitowano konsonanse, wcześniej wyklęte. Ale też, powiedział, co jest konsonansem, a co dysonansem, to jest dyskusyjne, w różnych epokach bywało różnie. Obecna młodzież kompozytorska wraca do dysonansów, sonoryzmu, konstruktywizmu, jednym słowem do estetyki lat 60.

Ale dziś tematem była Metastylistyka. Trochę na wyrost, bo nie w każdym utworze były różne style, lecz cały program sprawiał wrażenie bardzo zróżnicowanego. Grała Orkiestra Muzyki Nowej pod batutą Szymona Bywalca. Na początek Paweł Szymański, bo on się z tą ideą najbardziej kojarzy. Utwór pod skomplikowanym, najdłuższym chyba w historii muzyki tytułem Chlorophaenhylohydroxipiperidinofluorobutyrophaenon, wyrósł z muzyki do przejmującego filmu dokumentalnego Vity Żelakeviciute Schizofrenia (2001), opowiadającego o sowieckich „psychuszkach” i zamykanych tam nieprawomyślnych, którym przypisywano „schizofrenię bezobjawową”. Muzyka też przejmująca, mało tu pseudocytatów, choć tę aurę wciąż się wyczuwa, a wszystko wypływa i zanurza się w odgłosach ulicy.

Potem post-rock Jacka Grudnia w utworze na wiolonczelę (Andrzej Bauer) i komputerowe przetwarzanie dźwięku Ad Naan, nowa wersja Tempus 72 Stanisława Krupowicza sprzed 35 lat (surkonwencjonalizm, ale też nie do końca oczywisty, a na koniec pierwszej części przypomniany Adam Falkiewicz (1980-2007), bardzo uzdolniony, przedwcześnie, tragicznie zmarły. Jego skłonności do depresji widoczne są w tym utworze – The Night Home na głos i zespół, którego tekst angielski, napisany przez samego kompozytora, powstał z inspiracji książką Olgi Tokarczuk Dom dzienny, dom nocny. („…There is no past and no future./I don’t respect anything new./I cannot gain or lose anything…”) Skrajne części, te z tekstem (świetnie śpiewanym przez Joannę Freszel), oparte były na cichych, szmerowych brzmieniach, środkowa, motoryczna, utrzymana w stylu repetitive music (dom dzienny?).

Freszel dała jeszcze prawdziwy popis swoich możliwości w Credentials or ‚Think, think, Lucky’ Romana Haubenstocka-Ramatiego (na motywach Czekając na Godota Samuela Becketta), wykonywanym niegdyś przez Cathy Berberian. Trudno powiedzieć, czemu ten utwór znalazł się w tym programie – to najczystszy wykwit awangardy lat 60. – ale warto go było posłuchać. Niełatwo też było dopatrzyć się metastylistyki w nowym utworze Marcina Bortnowskiego Oczekiwanie; owszem, on sam opowiada, że pracuje nad utworem podobnie jak T.S. Eliot nad swoją poezją – zestawiając ze sobą różne nawiązania. Nam jednak trudno rozpoznać, jakie mianowicie nawiązania się tu znajdują; utwór robi wrażenie raczej jednorodnego. Koncert zamknęło 3 for 13, wczesny utwór Pawła Mykietyna, w którym 23-letni kompozytor wykazuje jeszcze absolutne zapatrzenie w twórczość i techniki kompozytorskie Pawła Szymańskiego. Surkonwencjonalizm w rozkwicie.

Bardzo mnie cieszy, że frekwencja na koncertach rośnie.