Excentrycy
„…murzyn w śmiech a jazz band ryczy/excentrycy excentrycy” – cytat z Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, pojawiający się zresztą w filmie Janusza Majewskiego, jest źródłem jego tytułu. Przeszedł mi jakoś po premierze i z przyjemnością obejrzałam go teraz na Ogrodach Muzycznych.
Przed filmem było spotkanie z reżyserem, który był przez Barbarę Pietkiewicz indagowany o swoją nietypową drogę życiową. Otóż od początku chciał iść do szkoły filmowej, ale odradzili mu rodzice, był to bowiem czas socrealizmu i niewielkie były szanse na robienie swoich filmów. Poszedł więc na architekturę, zrobił całe studia i jako pracę dyplomową zaprojektował… wytwórnię filmową. Po konsultacje jeździł do rektora filmówki Stanisława Wohla i w ten sposób wydeptał sobie do niej drogę. Ale twierdzi, że studia architektoniczne bardzo mu się przydały, bo w filmie i w architekturze ważne są te same zasady: żeby był solidny fundament i stabilna konstrukcja. Ja bym dodała jeszcze co do filmu: i żeby ich się nie zauważało. I tak właśnie jest w Excentrykach.
Co do jazzu Janusz Majewski powiedział dziś tylko, że nie gra na żadnym instrumencie, ale jazz jest mu bliski. W filmie czuje się więcej: że jazz kocha i go rozumie. Oczywiście chodzi tu o jazz lat 50. grany w odwilżowym PRL, ale swing zawsze pozostaje swingiem, ta zasada przyświeca również bohaterom. O wiele więcej opowiedział reżyser Jackowi Szczerbie w niezwykle sympatycznym wywiadzie w „Gazecie Wyborczej”. O kontaktach z Wojciechem Karolakiem (pojawia się w filmie osobiście), Andrzejem Trzaskowskim, Jerzym „Dudusiem” Matuszkiewiczem, a nawet słynnym Willisem Conoverem. No i o tym, jak zbierał ten istny gwiazdozbiór, który występuje w filmie. A kogoż tu nie ma, i każdy daje istny koncert gry aktorskiej – Anna Dymna, Sonia Bohosiewicz (synowa reżysera), Magda Zawadzka, Wiktor Zborowski, Wojciech Pszoniak, Władysław Kowalski… Maciej Stuhr od początku był planowany do głównej roli, także z powodu swojego wykształcenia muzycznego. W scenie, kiedy ze Zborowskim (w przekomicznej roli milicjanta-przedwojennego jazzmana) grają na cztery ręce, to oni naprawdę grają.
Film ma podtytuł Po słonecznej stronie ulicy – oczywiście od tytułu znanego standardu On the Sunny Side of the Street. Niezależnie zresztą od tej zbieżności film, mimo ogólnej paskudnej atmosfery zapyziałego socu, niesie słoneczność i optymizm (nie taki jak w montypythonowskim przeboju Always Look on the Bright Side of Life). Reżyser znakomicie uchwycił to, czym jest jazz dla uprawiających go. Że – jak mówi bohater filmu – muzyka jest jego ojczyzną. A gdy wszystko się wali, muzycy – w większości robiący na co dzień w życiu coś innego – chcą i tak grać dalej, choćby dla siebie. Bo trzeba grać. Nawiasem mówiąc, ta podnosząca nastrój muzyka użyta w filmie została wydana na CD i otrzymała status Złotej Płyty. Janusz Majewski ma szczególną satysfakcję, bo otrzymał Złotą Płytę nie grając. Ale obejrzeć film jeszcze bardziej warto – jak tylko ktoś ma okazję.
Komentarze
Pobutka 4 sierpnia – podwojnie amerykanska
L. Armstrong 115 https://www.youtube.com/watch?v=Wv3nBpvOAXs – oczywisty budzik 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=Y6VvhFDpo3A
W. Schuman 106 https://www.youtube.com/watch?v=Ag15Eu0ZJjI
Dzień dobry 🙂
Pewne odległe analogie do filmu omawianego we wpisie można zobaczyć w filmie sprzed 35 lat Był jazz Feliksa Falka, ale tamtejsza historia była bardziej ponura, bo dotyczyła lat stalinowskich, i oparta była na przeżyciach prawdziwego muzyka jazzowego, Jerzego „Dudusia” Matuszkiewicza. Jest w całości na YT.
W czasie opisywanym przez Janusza Majewskiego była już odwilż, więc patrzyło się na ten ówczesny niewinny jazz z pewnym pobłażaniem. Historia szpiegowska, jaka została wpuszczona w ten film, jest raczej komediowa, w ogóle można go nazwać komedią muzyczną. A powstał, o czym jeszcze nie wspomniałam, według książki Włodzimierza Kowalewskiego, który sam dał ją Majewskiemu, a nawet osobiście pojawia się w filmie jako jeden z widzów koncertu pierwszomajowego.
Właśnie zobaczyłam na filmwebie, że 11 sierpnia o 18:15 Excentryków pokaże warszawski Iluzjon.
Jako jeszcze dziecko oglądałem „Niewinnych Czarodziejów”. Jest trochę z atmosfery tego filmu?
Niewiele wtedy zrozumiałem, ale klimat tego filmu siedzi jakoś we mnie do dziś.
Niewinnych czarodziejów też można obejrzeć w sieci.
To zupełnie inna bajka. Można powiedzieć, że film młodego Wajdy opowiada o ówczesnej obyczajowości od środka w klimacie lekko abstrakcyjnym. Reżyser robił osobisty portret na bieżąco. No i wspaniała, powstała właśnie dla tego filmu, muzyka Komedy.
Excentrycy to miła zabawa starszego pana (Janusz Majewski ma 85 lat i jest w świetnej formie), rozrywkowa komedia. A muzyka jest powszechnie znana od wielu lat.
Każdy z tych filmów ma swój własny wdzięk.
Jazzowy wątek w „Idzie” też nadal temu filmowi pewnej szlachetności na tle tych ponurych czasów, jeśli można tak powiedzieć.
Wspanialy. Wzruszajacy. Jeden z lepszych polskich filmow. …i ta muzyka w naprawde dobrych wykonaniach.
Cala plyta (17 sciezek) do posluchania rowniez na Spotify!!!
Witold – to prawda, tylko jakoś sobie nie wyobrażam, żeby w tamtych czasach jakiś polski muzyk grał Coltrane’a…
Coś jest na rzeczy. Sam się zdziwiłem. Przecież dziewczyna po usłyszeniu Coltrane’a nie wróciłaby do klasztoru 🙂
@ chuckb43 (witam) – w istocie wykonania świetne. Tu więcej o wykonawcach:
http://muzyka.onet.pl/jazz/plyta-ze-sciezka-dzwiekowa-do-filmu-excentrycy-czyli-po-slonecznej-stronie-ulicy-11/twp357
Wojtek Mazolewski też w filmie świetnie wystylizowany 🙂
Pobutka 5 sierpnia. A. Thomas 205 cos innego niz Mignon czy nawet Hamlet, choc zawistni powiedzieli “Istnieje muzyka dobra i zla, ale oprócz tego istnieje jeszcze muzyka Ambrozego Thomasa” 😉 https://www.youtube.com/watch?v=BJrWko5euSI
Airto Moreira 75 https://www.youtube.com/watch?v=m_TlJ6IiKFk z zona to zawszec lepiej i bezpieczniej 🙂
A tu PS do wpisu http://www.telegraph.co.uk/music/jazz/the-best-jazz-movies-and-biopics/ no i jeszcze nie wymieniony tu “New Orleans”.
Dzień dobry 🙂
Airto Moreira i Flora Purim – ech, młodość się przypomina… a tu: 75 urodziny 😯
Ambroise Thomas – z tych mniej lub bardziej niesłusznie zapomnianych…
Drogie Blogownictwo, znikam na weekend. Sąsiedni, osierocony niestety, Blog Łasuchów ma jubileuszowy dziesiąty zjazd, więc jadę wesprzeć Sąsiadów. Stamtąd pewnie relacja będzie, ale na tamtym blogu. Jakby jednakowóż ktoś miał jakiś problem, to co jakiś czas będę zaglądać i w razie czego odpowiadać. 🙂
Dopiero teraz zauwazylem literowke. Mialo byc „ZA zona to zawszec lepiej i bezpieczniej” 😉 😀
Siedemnastowiecznej muzyce francuskiej, a zwłaszcza znakomitemu kompozytorowi, o mało znanym w Polsce, poza gronem specjalistów, nazwisku Bouzignac poświęcony był w ostatnią środę (03 08) koncert Capelli Cracoviensis zasilonej instrumentalistami francuskimi pod dyrekcją Vincenta Dumestra. Koncert tak skonstruowano by pokazać wpływy włoskiej muzyki (np Monteverdiego) na twórczość Bouzignaca. Znakomity koncert! Rozglądałem się czy może zaszczyciła nas obecnością PK – na próżno… 🙁
https://www.youtube.com/watch?v=_8_OMpO5mhg
Pobutka 6 sierpnia Norman Granz 98 Verve, JATP +….. https://www.youtube.com/watch?v=_OZgSVObvDA
E. Lecuona 120 https://www.youtube.com/watch?v=zhRg97zy4K8
🙂
a niedawno ukonczyl 80. BUDDY GUY—- mazel tov!
chyba (?) ostatni zyjacy gigant chicagowskiego bluesa,
ktorego moglem niegdys ogladac i sluchac w klubie Buddy Guy´s Legend
(Chicago, 700 S.Wabash)
https://www.youtube.com/watch?v=vXj0B1XkUX4
z jubileuszego nagrania m.in. z urocza gitarzystka Carmen Vanderberg (koncertuje z Jeffem Beckiem)
Pobutka 7 VIII R. R. Kirk (mialby) 81 https://www.youtube.com/watch?v=ZIqLJmlQQNM w tym czasie chyba tez byl w Warszawie – pamietam go w Sali Kongresowej
https://www.youtube.com/watch?v=7m4xkY0WgVw with the endorsement 🙂 (jednoczesnie pobutka 5 wrzesnia 😯 nie bede mial wtedy dostepu do sieci 😀 )
inny multi-instrumentalista https://www.youtube.com/watch?v=786txTJf8ns
z niewiadomych wzgledow wiekszosc wykonan 297b na YT jest w Kanadzie zablokowana 👿
Dobry wieczór 🙂
Wróciłam z Poznania. Wrażeń muzycznych niewiele (z wyjątkiem grania koleżeństwa na gitarze i organkach), ale kulinarnych wręcz nadmiar… ech. A towarzyskie – bardzo miłe 🙂
Dziękuję krakusikowi za parę słów o koncercie CC – niestety, rozdwoić się nie daje rady, nic się pod tym względem nie zmieniło… Z CC spotkam się w przyszłym tygodniu w Bieczu. Będzie się działo…
A jutro i pojutrze – końcówka Ogrodów Muzycznych.
Pobutka 8 VIII -> 14 VIII jade na daleka polnoc 😉 , bez komputera i internetu.
Glazunow 151, H. Praetorius 456, B. Carter 109, W. Houston 53, P. Austin 68, G. Neveu 97, P. Metheny 62, A. Bloch 87, G. Shearing 97, K. Battle 68, S. Brightman 56, P. Scheaffer 106 i pewnie jeszcze kilka innych, zasluzonych osob 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=-ZdmEBHKBjA
https://www.youtube.com/watch?v=BpxBoF5-2sk
https://www.youtube.com/watch?v=8NEzl7-lafY
ciag dalszy (chyba przejdzie jeden ekstra za tyle dni 😯 ) https://www.youtube.com/watch?v=iG3F9O9ZAEw
Dzień dobry. Ale porcja! 🙂
Tydzień bez komputera i sieci. Podziwiać. Mnie parę dni wystarczyło.
Wyjałowiony zaglądam, ale nie piszę, bo nie mam nic do napisania. Ale z okazji „Excentryków” nie mogę się powstrzymać. Na pewno komedia, ale z tych smutnych. Świetnie oddaje atmosferę czasów, gdy entuzjazm wywołany odwilżową nadzieją spotkał się z ponurą rzeczywistością z roku na rok coraz bardziej przygnębiającą. Ogólnie wesoło, ale końcu zawsze smutno.
Czy ktoś mógł wówczas grać Coltrana? Wpływy Davisa i Coltrana na polskich jazzmanów tamtego okresu, w tym na Komedę i Kuryleiwcza były widoczne gołym uchem. Dla mnie dopiero od czasu, gdy poznałem free jazz w amerykańskich oryginałach. Słuchałem czasami audycji Conovera, ale na krótkich falach tylko wydawało się, że coś się słyszy. Ale jazzmani znali tę amerykańską muzykę doskonale, więc nie wykluczyłbym, że ktoś coś zagrał. Kind of Blue nagrane z Davisem w 1959, płyta własnego zespołu chyba dopiero w 1964. Powiedziałbym, że granie w czasach Idy Coltrana przez polskiego muzyka było bardzo mało prawdopodobne ale nie całkiem wykluczone.
Wszyscy śpią, więc pozwolę sobie jeszcze trochę ponudzić. Przypominałem sobie, jaki polski utwór tak mi się skojarzył z muzykami amerykańskimi i padło na „W Weronie” w wykonaniu Wandy Warskiej do muzyki oczywiście Kurylewicza i wiersza Norwida. Warska zaśpiewała to w spektaklu TV „Pierścień wielkiej damy” z 1981 r. Żeby upewnić się, że nie błądzę, wszedłem do Encyklopedii Teatru Polskiego na stronę tego spektaklu. Są tam kostiumy, ale o muzyce ani słowa. A przecież to bardzo piękny utwór i pięknie zaśpiewany. A skojarzenie? Płyta Modern Jazz Quartet nabyta wiele lat później. Nie ma mowy o plagiacie, ale wpływ wyraźny.
Jak jeszcze mogę ponudzić, to trochę o Jego Europie. 15 koncertuje Tygrysica JA. Od wysłuchania sonaty w III etapie zostałem jej fanem, choć nie powiem, że blogowi faworyci byli mi niemili. Kilkanaście dni temu na spotkaniu towarzyskim usłyszałem od absolwentki Petersburskiego (dokładniej Leningradzkiego) Konserwatorium, że tak naprawdę Avdeeva była słaba i właściwie nie zrobiła żadnej kariery. Byłem zaskoczony takimi słowami z ust rodaczki Avdeevej. Pani, skądinąd przemiła, ma duże pojęcie o muzyce i kontakty z Warszawką. Faworyzowała Wundera. Zastanawiam się, jak opinie towarzystwa mogą przekonać osoby znające się na rzeczy. W gruncie rzeczy tak mnie nie bolą różne od moich opinie o muzyce, ale myślę usilnie, czy analogicznie może być z polityką.
Errata YA nie JA
O, Stanisławie, jak miło widzieć 🙂
Może rzeczywiście jestem zbyt sceptyczna z tym Coltrane’em, kto wie. Ale akcja Idy teoretycznie rozgrywa się w 1962 r., więc raczej nie bardzo. Natomiast Kurylewicz słuchał audycji Conovera z całą pewnością, kiedyś zresztą rozmawialiśmy o tym. Za stalinizmu wywalono go z uczelni za jazz. Studiów nie skończył, ale na szczęście przyszła odwilż i mógł to mieć w nosie.
Dziwne to, co mówi ta pani z Petersburga. Dziś widać właśnie, że Wunder zupełnie nie spełnił pokładanych w nim nadziei, a Avdeeva rozwija się wspaniale. Tego lata gra m.in. na festiwalach w La Roque d’Anthéron i Lucernie – nie zrobiła kariery? Owszem, DG wydało Wunderowi parę płyt, ale prawdopodobnie na tym poprzestanie. Teraz stawia na Trifonova, którego na konkursie z powodu Wundera przesunięto na III miejsce.
Stanisławie, jest Pan pewien, że to był „Pierścień wielkiej damy”? Bo ten wiersz Norwida do muzyki Kurylewicza Wanda Warska po raz pierwszy śpiewała w „Romeo i Julii” w reż Gruzy (1974), z Krzysztofem Kolbergerem i Bożeną Adamek. Tam to usłyszałam jako nieprzytomna ze wzruszenia dziewczynka i zostało na całe życie …
Czyżby lobby kociarskie na tym blogu się rozpadło? Dzisiaj jest zdaje się Międzynarodowy Dzień Kota. Żadnej nutki z kocią muzyką? 🙂
Urszulo, nie jestem pewien. Dlatego chciałem sprawdzić w jakimś źródle. Pamięć jest zawodna. Akcja Romea i Julii toczy się w Weronie, a w tekście wiersza Norwida jest o Montecchich i Caputletich, więc do Romeo i Julii jak znalazł. W mojej, być może błądzącej, pamięci, Witold Zatorski umieścił akcję dramatu w Weronie. Ale to może być tylko fałszywa projekcja skojarzeń. Pierścień był emitowany 7 lat po Romeo. Prawdopodobieństwo ponownego wykorzystania utworu w Teatrze TV jest znikome, więc chyba na pewno byłem w błędzie. Nadal jednak ten utwór, pięknie przez Wandę Warską zaśpiewany, kojarzy mi się z MJQ.
Nie dziwię się wzruszeniu, ja nie byłem małą dziewczynką, miałem 31 lat oglądając ten spektakl i chyba ten utwór śpiewany zrobił na mnie większe wrażenie niż cała reszta spektaklu.
Pani Kierowniczko, ja też się dziwiłem do wniosku, że przyczyna takiej wypowiedzi leży w sferach całkiem nie muzycznych. A kariery YA i Aloszy bardzo mnie cieszą, bo YA mnie bardzo satysfakcjonowała swoją grą może nie całkiem „szablonową”, a Alosza był pupilkiem Dywanu.
Errata: Wyskakuje mi co chwilę internet i dopisuję po kawałku. Miało być: „Ja też się dziwiłem i doszedłem do wniosku…”
Trifonov to nie Alosza, tylko Daniił 🙂 Pupilkiem był też Kola, czyli Nicolay Khozyainov (Nikołaj Chozjainow), ale on zdaje się osobowościowo nie bardzo wyrabia. Wygrał konkurs w Irlandii, ale poza tym jakoś średnio mu w rywalizacjach idzie. Jesienią ma wziąć udział w Klavier-Olymp w Bad Kissingen – ciekawe, jakie tam zrobi wrażenie. Dawno go nie słyszałam.
Skleroza coraz większa. Zresztą zawsze miałem skłonność do mylenia nazwisk i imion. Jakaś taka skaza. Mogę zapamiętać długi szereg cyfr, a nazwiska mylę albo przekręcam. Pamiętam, że obaj młodzi Rosjanie byli chwaleni za wielką wrażliwość. Kola był też uznany przez św.p. Lidię Kozubek za najlepszego uczestnika konkursu. Miał prostotę i naturalność, czyli był najbardziej szopenowski. Szopen był wirtuozem i pisał dla wirtuozów. Prostota i naturalność powinna być wrażeniem słuchacza. Jednak podkreślanie przez słuchaczy koncertów Szopena jego wspaniałego kunsztu wykonawczego pozwala mieć pewne wątpliwości co do tej „prostoty i naturalności”. Miałem okazję posłuchać na żywo przynajmniej kilku wielkich wirtuozów i nawet ci uchodzący za najskromniejszych ulegali ciągotom do popisania się. To chyba naturalne, czczególnie przy żywo reagującej publiczności. 6 lat temu pani Lidia Kozubek powiedziała, że Avdeeva w ogóle nie powinna wejść do finału, bo „eksponuje nuty mało ważne lekceważąc te najważniejsze”. Ciekawa opinia. Które nuty są ważniejsze, oto jest pytanie. Specjaliści bez wielkiego trudu na nie odpowiedzą, ale chyba nie każdy z nich identycznie. „Być albo nie być, oto jest pytanie. Prawie każdy wielki aktor stara się kłaść nacisk na inną część tej kwestii. Musi się starać, bo każdy krytyk zna setki wykonań na żywo i jeszcze więcej z zapisów dźwiękowych. Z drugiej strony trudno się z Panią LK nie zgodzić totalnie, sam napisałem, że YA grała „nieszablonowo”. Bardzo jestem ciekaw, czy Szopen by ją zdyskwalifikował. Myślę, że nie. W każdym razie dla mnie wyciągnęła z sonaty b-moll, tak dobrze znanej, doznania niespodziewane, które jednak we mnie nie budziły sprzeciwu. Wiem, że u niektórych budziły. Ciekaw jestem, czy da się to oceniać całkowicie obiektywnie. Myślę, że nie. Na koniec przyznam się, że w finale byłem mniej zachwycony Avdeevą niż w III etapie. Czy nie grała przypadkiem po ciemku? Coś tam chyba było ze światłem. Przepraszam za tak długi wtręt odnośnie spraw już przebrzmiałych. Podobno XVII Konkurs miał wyższy poziom od XVI, ale we mnie budził mniejsze emocje i mniej entuzjazmu dla najlepszych uczestników.