Romantyczny koncert
Tak można w skrócie określić środowy wieczór Sinfonii Varsovii z solistami i pod Grzegorzem Nowakiem, choć to trochę nadużycie, bo w przypadku Feliksa Nowowiejskiego jest to bardziej skomplikowane.
Znalazły się w programie dwie uwertury Nowowiejskiego: do opery Legenda Bałtyku (premiera w 1924 r.) i do baletu Król wichrów, wystawionego początkowo pod tytułem Tatry (1929). Różnią się one od siebie bardzo. O ile ta pierwsza (wykonana na początku drugiej części) wykazuje fascynację muzyką Wagnera i Richarda Straussa, to ta późniejsza jest zdumiewająco eklektyczna: obok dość nieśmiałych wypadów w stronę nawet impresjonizmu nagle pojawia się neoromantyczny fragment, jakby sprzed pół wieku. Nowak, jak wiadomo, ma słabość do takiego repertuaru; obie uwertury dyrygował z pamięci, dyrygował bardzo ekspresyjnie.
Mniej efektownym, ale większym wyzwaniem dla dyrygenta jest prowadzenie akompaniamentów do koncertów solowych. I tu również muszę Nowaka pochwalić – zwłaszcza w Koncercie f-moll Chopina zaskakująca była lekkość i miękkość brzmienia piano; zwykle początek utworu dyrygowany jest dość topornie i w ogóle partia orkiestrowa jest traktowana po macoszemu. Tu była duża dbałość o dźwięk i choć nieszczęsna waltornia w finale oczywiście zakiksowała, to bardziej w pamięci utkwił mi cichutki, delikatny duet klarnetów kilkadziesiąt taktów wcześniej, bo coś takiego rzadko się zdarza.
Teraz o solistach. Byłam miło zaskoczona Andrzejem Bauerem; od dawna już nie słyszałam go w innym repertuarze niż współczesny. Może to nie będzie moja ulubiona interpretacja popularnego Koncertu a-moll Schumanna, ale budziła szacunek. Podobnie bis: Sarabanda z Suity G-dur Bacha.
Charles Richard-Hamelin grał koncert jak zwykle poetycko i subtelnie (piękne, skowronkowe niemal tryle w II części), ale tym razem trochę za bardzo się spieszył jak na mój gust w finale. Za to pokazał swoją wspaniałą technikę palcową. Bisował tylko dwa razy: Mazurkiem h-moll (też momentami szybciej niż na konkursie) i Polonezem As-dur, który nie znalazł się w jego konkursowym repertuarze. No cóż, wymowne jest jego porównanie z wtorkowym wykonaniem… Nie było oczywiście idealnie, zdarzyły się drobne wpadki (z których jednak pianista świetnie wybrnął) w spokojniejszej części, było też może zbyt donośnie w finale. Ale ogólnie wrażenia bardzo pozytywne. Jeszcze usłyszymy go w piątek w kameralistyce (konkretnie w Kwintecie Szostakowicza, z Apollon Musagete Quartett), czego jestem szczególnie ciekawa.
PS. Byłam dziś na konferencji prasowej II Festiwalu Oper Barokowych. Bardzo ciekawie się zapowiada, nie dam rady niestety być na wszystkim, ale parę wydarzeń na pewno zaliczę.
Komentarze
Pobutka 25 sierpnia W. Trampler 101 https://www.youtube.com/watch?v=D-o-AVa0_Wc niestety nie moglem znalezc Der Schwanendreher 🙁
R. Stolz 136 https://www.youtube.com/watch?v=CEURdyWa264
W. Shorter 83 https://www.youtube.com/watch?v=3XvJFW0DHbU
Stefan Wolpe 114; J. van Dam 76; E. Costello 62
Na bis L. Bernstein 98 https://www.youtube.com/watch?v=422-yb8TXj8
Dziekuje p. Urszuli za linke (Gostek tez przeslal mi podobna prywatnie) i p. Kaminskiemu za informacje. Wlasciwie tez przyszlo mi to do glowy, ze balet jest zwiazany z wystawieniem opery. W Tannhauserze w Paryzu tez byl balet. Tylko dlaczego w ogole znalazl sie w studyjnym nagraniu i do tego jeszcze w czwartym akcie – zupelnie na przekor dramatu sceny.
Koncert f-moll, drugi według numeracji, a tak napawdę chronologicznie pierwszy zagrał pianista według werdyktu jury konkursowego drugi, a według moich subiektywnych odczuć z ubiegłorocznego konkursu – pierwszy. Koncert cieszący się złą sławą wśród uczestników Konkursu Chopinowskiego, bo podobno nim nie można go wygrać, a dla mnie ten ulubiony, do którego mam ogromny sentyment. I autentycznie Charles Richard-Hamelin wzruszył mnie ogromnie wczorajszą interpretacją. Ogromnie podobała mi się też gra orkiestry (na kiksy waltorni przymknąłem ucho).
W czasie przerwy Pani Kierowniczka zarządziła spotkanie blogowiczów, więc miałem ogromną przyjemność poznać Agę i Frajde, które serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję, że gra Hamelina była dla nich równie satysfakcjonująca, jak dla mnie.
Dzień dobry 🙂
E, no, Pani Kierowniczka niczego nie zarządziła, spotkanie wyszło jak zwykle spontanicznie.
Pani Kierowniczka tylko „wzywa na Dywanik” 😉
Z Nowowiejskim to dla mnie (również wczoraj) muzyka bardzo wizualna, ale „nadto… melodramatyczna” 🙂 Ciekawe, że u Chopina tego nie znajduję, bo znajduję naturalność. I pewno coś jest na rzeczy, o czym niedawno przypominała PK, w sensie podejścia do dzieła Chopina z jazzową otwartością i odwagą, ale jednocześnie może również świadomością własnych ograniczeń… Ale żeby tak właśnie „podejść”… trzeba być artystą, nie tylko pianistą, no i nie tylko „klacistą” 🙂 Spotkania z Panem Ch-R-H zawsze będę wiec czekał (wczoraj w FN się nie zawiodłem), podobnie jak i innych spotykań, tych spod znaku „dzień dobry” 🙂 pa pa m
Miło, że niektórzy byli na dobrym koncercie i wrócili zadowoleni. Nas natomiast wczoraj diabli zanieśli do kościoła, gdzie miał grać Uduchowiony Pianista (dalej Udu.P.), ten eksponujący klatę i wodzący wzrokiem po sklepieniu. Istotnie, grał, i to Chopina. Od razu przyznam się do porażki. Dałem Udu.P.-owi szansę, bo jakoś jego sposób gry pasował mi do delikatniejszej klawiatury i mniej intensywnego dźwięku fortepianu z XIX wieku. Teoretycznie. W praktyce zawiodło, co następuje.
Udu.P. otóż ostatni raz widział kwity prawdopodobnie przed konkursem, czyli prawie rok temu. Obojętnie co grał, bardzo wyraźnie wyrąbywał te oczywiste, znane każdemu akordy lewą ręką, a całą resztę dogrywał rzeźbiąc swobodnie, na tej zasadzie, że z grubsza w każdym takcie jeden dźwięk ma się zgadzać, a pozostałe według skali. Na ogół chromatycznej zresztą. Wszystko razem było dodatkowo miksowane dość osobliwą akustyką, gdzie działało jednocześnie kilka konkurencyjnych pogłosów o różnej długości, ale to już nie wina Udu.P.-a. To jeśli chodzi o podstawowy tekst, bo o agogice Pani Kierowniczka napisała wczoraj i nic do dodania nie mam. Z kościelnej ławki (nawiasem, kościelne ławki projektuje Szatan osobiście) nie można było swobodnie obserwować ruchu scenicznego, tylko od czasu do czasu migał mi Udu.P. wpatrzony w zawieszony wysoko transparent z pobożną treścią. Tak, ta jedna rzecz nie zawiodła, czyli ałtfit, i reszta była nieważna, zdaniem publiczności wypełniającej miejsca siedzące bardzo szczelnie, a stojące z rzadka. Taka owacja może się jeszcze kiedyś powtórzyć, teoretycznie, jeśli nasi strzelą Niemcom w trzeciej minucie doliczonego czasu. Tu przyznam, że przyczyniłem się niechcący. Chwilkę po tym, jak artysta dobrnął do końca sonaty i zapalono światło, wstaliśmy, aby się bezpiecznie i szybko ewakuować w dowolne inne miejsce. Kiedy już się wyplączę z ławki, widać mnie trochę, no i niestety, pewna część publiczności wzięła to za komendę „powstań”. A potem już poszło. 😳
PS
To gaszenie i zapalanie światła to jest bardzo dobry pomysł. Nie było ani jednego zduszonego klaśnięcia w przerwach, ani między mazurkami, ani po, w ogóle nic, tylko trochę rzężenia. Proponuję wdrożyć wszędzie. 😎
Zbyt Wielki Wódz 😆
Jeszcze a propos wczorajszego koncertu: powiadomiono mnie, że bis Andrzeja Bauera to była i owszem, Sarabanda z suity Bacha, ale tej w D-dur, tyle że przetransponowanej do G-dur. Czyli tonacja się zgadza (słuch absolutny mi podpowiedział), a suita nie. 🙂
Swoją drogą ChRH dostał mniej więcej 1/3 braw, mierząc intensywnością, co UDUP. Stojak był, ale ten UDUPa był z okrzykami i machaniem marynarami.
Mnie Hamelin Polonezem zaczarował i ukontentował tak, że się wytaczałem z rzędu z niechęcią. Cieszę się, że miałem okazję kolejny raz usłyszeć ChRH na żywo.
W Schumannie Pan Bauer podobał mi się tylko we fragmencie, gdy grał razem z koncertmistrzem wiolonczel SV. Sam koncert Sch. wspaniały, ale moim zdaniem Solista nie dał rady – wirtuozerii nie było, a to jednak jest popisówka głównie, a tylko w niewielkim stopniu subtelne plumkanie. Ognia i szaleństwa brakowało. Plumkanie OK, ale najlepiej wyszło w duecie właśnie.
Orkiestra podobała mi się bardzo i coraz bardziej z każdym koncertem ją cenię. Jednak w Nowowiejskim w drugiej części koncertu, dzwonki i czelesta nie trafiały w piony, co jest boleśnie słyszalne, podobnie jak róg w Chopinie…. To oczywiście już czepialstwo jednak.
Na koniec drobiazg estetyczny: miałem przyjemność oglądać,mW trakcie koncertu, z odległości niewielkiej, niezbyt przysłonięte pośladki jednego i całkowicie goły brzuch drugiego, techników od kamerowania. Panowie się wyginali i prężyli, bo jeden się musiał schylać, a drugi wyciągać, żeby dosięgnąć swoich wizjerów i stąd efekty obsunięć garderoby – dresowych spodni i podkoszulka.
O ile Panowie obsługujący scenę są już ubrani przyzwoicie i stosownie do miejsca, to niestety Personel Przyjezdny całkowicie nie kuma konwencji. Mnie to bawi, a nie przeszkadza…
Wielki Wodzu, niech się Wódz nie tłumaczy 🙂 Zainaugurował Wódz „stojak” i tyle, nie ma co się wstydzić artystycznych wzruszeń 😉 😀
A jeśli chodzi o ławki kościelne – przyznaję Wodzowi rację, ogoniasty ani chybi macza kopytka w tej sprawie i to od stuleci. W tym roku duch i materia (w sensie kręgosłup) toczyły we mnie ostrą walkę w kościele klasztornym w Paradyżu.Dodam dla ułatwienia, że siedziska pod filarami są tam oryginalne. Rozumiem,że mnisi powinni byli się umartwiać,ale wszystko ma swoje granice 🙂
Zmarła Sonia Rykiel. W tym momencie warto przypomnieć jej udział w pewnym chopinowskim przedsięwzięciu:
http://www.arkivmusic.com/classical/album.jsp?album_id=27002&album_group=14
Pozdrawiam również. Bardzo miło było spotkać znane do tej pory tylko z blogu Frędzelki. Dywanowe spotkania w Filharmonii są przemiłe.
A koncert spełnił moje oczekiwania, zarówno Schumann, jak i Chopin. Dla mnie Hamelin również jest przed Seong-Jin Cho. Ciekawa jestem piątkowego koncertu i jego występu jako kameralisty.
Diabli zanieśli DO kościoła??? Co najwyżej pod kościół mogli podrzucić. Coś mi tu nie gra.
Sądząc po opisie Wodza, to był koncert pokutny, choć znaczna część audytorium się nie zorientowała. Diabli widać nie tylko nosili, ale i mącili.
ChRH podobał mi się szalenie, orkiestra w f-mollu też. Przepracowałam dziś dwanaście godzin, żeby mnie jutro korpo puściła na koncert – mam nadzieję, że się uda.
@Wielki Wódz
„jego sposób gry pasował mi do delikatniejszej klawiatury i mniej intensywnego dźwięku fortepianu z XIX wieku”
Wygląda na to, że W. Sz. P. Wielki Wódz mniema, że tzw. historyczne wykonawstwo do tego się sprowadza, by grać w sposób bardziej wyciszony i mało intensywny. Skoro tak, to doprawdy pojąć nie sposób, na cóż było tytaniczne wysiłki tych wszystkich Harnoncourtów i Leonhardtów. Wystarczyło na metalowych strunach zagrać ciszej i niezbyt intensywnie, i nieco utemperować divy operowe, i byłoby git.
Tak na marginesie: to nie XIX wieczny fortepian wydaje „mało intensywne” dźwięki, tylko wielu wykonawców nie potrafi na nim jak należy zagrać, a naiwni słuchacze biorą to za „autentyczny dźwięk” (powtarza się tu historia powrotu klawesynu).