Pędząca Dziewiątka

Wykonać w godzinę IX Symfonię Beethovena to doprawdy sztuka. Ale czy przez duże S? To zależy.

Giovanni Antonini nagrał z Kammerorchester Basel cykl wszystkich symfonii autora Eroiki. Nie znam wykonań tych wcześniejszych, ale dziś we wrocławskim Narodowym Forum Muzyki, na drugim koncercie Wratislavii, można było zapoznać się z interpretacją ostatniej. Jak dla mnie miała ona więcej minusów niż plusów, choć tych ostatnich również nie brakło.

Do plusów należy zaliczyć samą orkiestrę. Miło jest posłuchać tego utworu nie w jakiejś monstrualnej masie współczesnych instrumentów, lecz w odpowiednich proporcjach i brzmieniu bliższym epoce. Z poszczególnych grup najbardziej podobają mi się w tym zespole smyczki o miękkim, spójnym brzmieniu. Ładnie brzmią też klarnety, z innymi instrumentami jest różnie. Rogi inwencyjne miały lepsze i gorsze momenty. Ale ogólnie brzmienie było odświeżające.

Całkiem przyzwoici byli soliści: sopranistka Regula Mühlemann, alt Marie-Claude Chappuis, tenor Maximilian Schmitt i baryton Thomas Bauer, głosy o selektywnym brzmieniu w sam raz do tego paskudnego dla wokalistów utworu. Sprawnie też radził sobie chór NFM, przygotowany przez Agnieszkę Franków-Żelazny.

Tylko że Antonini wszystko niemożliwie zapędził. Żeby nie było: nie mam nic przeciwko szybszym tempom symfonii Beethovena, taka jest od pewnego czasu moda (już Norrington pod koniec lat 80. też pędził w Dziewiątce), czasami efekt bywa naprawdę świetny, ale tu można było dostać zadyszki, nawet w wolnej części. A już finał… współczułam śpiewakom. Choć może im było łatwiej? Szybciej można było zejść z trudnych dźwięków. Ale ani baryton w końcówce zwłaszcza swojej partii solowej, ani tenor w swojej zdecydowanie nie mieli komfortowej sytuacji.

Efekt? Entuzjazm i stojak. No i klaskanie między wszystkimi częściami. Chyba dziś przyszli oficjele i sponsorzy…