Drugi zawód Anny Radziejewskiej

II Festiwal Oper Barokowych w Teatrze Królewskim w Łazienkach rozpoczął się przedstawieniem szczególnym. Głównych bohaterów było dwoje – Anna Radziejewska i Jacek Tyski.

Znakomita mezzosopranistka sama wymyśliła taki rodzaj spektaklu: choreo-operę. A raczej choreo-monodram wokalny. Od dość dawna poszukiwała współpracownika, aż znalazła Jacka Tyskiego, tancerza-solisty Polskiego Baletu Narodowego, a zarazem choreografa. Okazał się on współpracownikiem znakomitym, bo nie dość, że stworzył dyskretną i emocjonalną choreografię, to jeszcze „roztańczył” solistkę. Na konferencji przed festiwalem mówiła, że nawet nie wyobrażała sobie, że tyle w niej otworzy możliwości ruchowych. I rzeczywiście można być zaskoczonym, jak bardzo profesjonalnie wygląda jej ruch sceniczny. Prawie jakby rzeczywiście była tancerką. Mogłaby uprawiać drugi zawód.

Drugą mocną stroną spektaklu był niewielki, siedmioosobowy zespół, który prowadziła od klawesynu Lilianna Stawarz. Jedną można mieć pretensję, że stroił się w środku utworu zaledwie raz (i to z musu – jednemu z muzyków struna poszła), co nie miało najlepszego wpływu na czystość intonacji.

Jednak z czystością intonacji nie najlepiej bywało również u solistki. Były momenty piękne, wszak Anna Radziejewska ma naprawdę urodziwy głos, ale były i takie, które raziły. Obawiam się, że mogło to wynikać z pewnego rozproszenia wywołanego koncentracją na ruchu. Trudno jest jednocześnie uprawiać dwa zawody…

Innym minusem jak dla mnie był trochę niekonsekwentny kolaż. Sognando la morte – tak nazywał się ten spektakl, którego tematem miała być śmierć. Ale nie wiem w takim razie, dlaczego znalazły się tu również np. lamenty za utraconym kochankiem. Ponadto eklektyzm stylistyczny też mógł razić: Tarquinio Merula sąsiadował z Vivaldim, Haendel z Monteverdim. Ale niektóre pomysły były rzeczywiście niesamowite, jak owa straszna kołysanka Meruli, w której Maria śpiewa małemu Jezuskowi wróżąc mu wszystkie cierpienia przyszłości i męczeńską śmierć.

W sumie: pomysł spektaklu ciekawy, wykonanie nierówne, ale na pewno warto posłuchać i popatrzeć. Spektakl grany jest jeszcze tylko jutro. Ja niestety będę musiała zrobić sobie przerwę (jadę na Wratislavię) i wrócę dopiero 12 września, by pójść na trzeci spektakl Semiramide riconosciuta Leonarda Vinciego (nie myliś z Leonardem da Vinci). Tutaj więcej informacji o festiwalu.