Akustyka pana Toyoty
Jeśli chodzi o jakość akustyki, to Elbphilharmonie ma niemało wspólnego z NOSPR, choć na wygląd wydawałoby się, że niewiele.
Na oko przypomina bardziej Filharmonię Berlińską, choć różnica jest taka, że tu można chodzić naokoło (podobnie ma być w nowej siedzibie Sinfonii Varsovii). Typowa „winnica”, dużo tarasów, wszystko w złamanej bieli. Materiał – gips z dodatkiem recyklingowanego papieru, oczywiście drewno (na podłodze – tu wszędzie dąb francuski – i z tyłu krzeseł). A brzmi niestety aż za dobrze (i jasno też jak w Katowicach), tzn. nic się nie ukryje. Z NOSPR już wiemy, czym to grozi.
W pierwszej części siedziałam, gdzie mnie posadzili – po prawej stronie nad samą sceną, i jest tam jakby się siedziało w orkiestrze, ale nie przesadnie głośno, czyli można wytrzymać. Zesłanych na wysokie balkony muzyków (Philippe Jaroussky z harfistką Margret Köll, Ensemble Praetorius) też było nieźle słychać, największy kłopot był może z Jarousskym, ale to jego kłopot osobisty, bo czy to normalne, żeby było go słychać gorzej od harfistki? W drugiej części jednak postanowiłam spenetrować, jak się słucha naprzeciwko sceny – usiadłam na wypatrzonym wcześniej miejscu. No i, tak jak w NOSPR, wszystko jest na patelni. Tzn. niebezpiecznie dobrze słychać i uszy mi chwilami więdły, gdy usłyszałam niedostrojony akord dętych we wstępie do Parsifala, a jeszcze bardziej, gdy w finale Dziewiątej Beethovena wyszedł na scenę sam Bryn Terfel i wydał z siebie coś takiego, że nie poznałam O, Freunde. To rzeczywiście były nicht diese Töne, aż przykro. Za to świetna była mezzosopranistka Wiebke Lehmkuhl i tenor Pavol Breslik (który zasłużył się jeszcze w nowym, specjalnie skomponowanym na tę okazję utworze Wolfganga Rihma Reminiszenz), mniej podobała mi się sopranistka, ale tu nie ma co wybrzydzać – najpierw odwołała występ Anja Harteros, potem Camilla Tilling i padło na Hannę-Elisabeth Müller.
No, ale jaki jest jeszcze problem z salą Elphi podobny do NOSPR? Oczywiście ten, że słychać świetnie wszystko, co się dzieje na widowni. Publiczność niemiecka, jak wiadomo, jest o wiele bardziej zdyscyplinowana od polskiej, nawet się zdumiałam, jak oni zrozumieli, że między utworami nie trzeba klaskać, ale i oni nie wytrzymywali tak długiego czasu i troszeczkę sobie pokasływali. I to oczywiście było słychać. Takie więc są minusy, ale plusów chyba jednak więcej. Trzeba grać dobrze i tyle…
Co do programu: trzeba powiedzieć, że szef NDR Elbphilharmonie Orchester (taka już jest oficjalna nazwa hamburskiej Radiówki) Thomas Hengelbrock ułożył program bardzo ciekawie – przynajmniej dla mnie. Ominęły nas trzy wczorajsze utwory z oficjalnej części (przeplatane przemówieniami), których wybór też był bardzo przemyślany: uwertura Twory Prometeusza Beethovena ze względu na prometejskie idee, uwertura Ruy Blas Mendelssohna i finał II Symfonii Brahmsa – bo hamburczycy. We właściwym programie (który też był ilustrowany świetlnymi projekcjami na fasadzie – po raz drugi i ostatni) przeplatała się muzyka dawna ze współcześniejszą i to w taki sposób, że się nie gryzło. Praetorius zresztą był związany z Hamburgiem, jak również – choć na krótko – Rolf Liebermann, który przez parę lat tu działał, m.in. właśnie w NDR.
Najbardziej ujął mnie utwór Henriego Dutilleux Mystère de l’instant, zaciekawiły wcześniej nieznane utwory Bernda Aloisa Zimmermanna (Photoptosis, 1968) i wspomnianego Liebermanna (Furioso, 1947), ucieszyła radosna potęga finału Turangalili. Wagner – gdyby nie ten nieszczęsny akord, byłoby o wiele lepiej. Co do Rihma, słuchając go wciąż mam wrażenie, że ta muzyka mogłaby zostać napisana z 70 lat temu (najbardziej podobała mi się ostatnia, ascetyczna pieśń). Dziewiątka – pominąwszy basa (i strasznie fałszywy kontrafagot) całkiem nieźle, świetne połączone chóry NDR i Bayerischen Rundfunk.
Oklaskom i entuzjazmowi nie było końca, był i stojak. Nie z mojej strony – aż tak genialnie nie było – ale rozumiem hamburczyków, którzy zwyczajnie się cieszą. I dobrze.
Komentarze
Dzięki za relację i pierwsze wrażenia.
Pobutka 13 I piatek! Wszyscy pozostaja w lozkach? Pogoda sprzyja 🙂
V. Kalinnikow 151 https://www.youtube.com/watch?v=eXsEJ6ZRTqI
K. Czerwinski 36 https://www.youtube.com/watch?v=Wnz1FYHB1FA nic nie znalazlem przy organach 🙁
Śnił mi się dzisiaj „Drań z Zębu”
(Na imię ma, jak mój Tata)
Milczał i się uśmiechał
Siedział w kabinie pilota
Za sterami latał
Sen, a czasem życie
Przynosi tę jedną z pociech
(Pamięć, świadectwo, wiarę)
Żeśmy tam byli…
Razem w samolocie…
Dzień dobry; Podróżniczkom ze słuchem absolutnym nieraz zazdroszczę 🙂 Więc i np. teraz 🙂
A z zaległości książkowych jeszcze przedchoinkowych czytam sobie właśnie Pana Wendlanda „Górecki IV Symfonia Tansman Epizody. Fenomen, Żywioł, Tajemnica”. Ponieważ z moim tatą spędziłem wczoraj całe dopołudnie w przychodni to prawie mam już przeczytane, ale się do końca jakoś nie śpieszę. W książce owej podoba mi się na pewno to, że ma ona bohatera. I ma autora, który to nie gubiąc bohatera, celnie „otacza go” a to poezją, a to filozofią. A i podobnie jak np. Danuta Szaflarska w „Innym świecie” Doroty Kędzierzawskiej i ten autor wierzy „niedokończoność”… którą to skompletować musi również twórczy umysł odbiorcy. W książce bowiem wiele wyczytamy, ale w wielu najważniejszych momentach dokończenie musimy sobie pisać sami…
I też czekam na 17 stycznia 2017! By się utwierdzać wciąż w przekonaniu… że muzyka łagodzi obyczaje 🙂 pa pa! m
„To rzeczywiście były nicht diese Töne, aż przykro.” Kapitalna konstatacja.
Uśmiałem się.
Pozdrawiam:)
Jak kontrafagot było w ogóle słychać, fałszywy czy nie, to akustyka musi być zdumiewająca. Złe czasy idą dla kontrafagocistów. 🙂
E, no, przecież szanowny Becio był uprzejmy tak napisać, że przez kilka taktów słychać (niestety) wyłącznie kontrafagot. Przed tenorowym Froh.
Odpisałam w Koszyczku
Ciekawe uwagi a propos:
https://www.ft.com/content/08332854-4ceb-11e6-8172-e39ecd3b86fc
Ech… zamknęli dostęp.
Pobutka 14 I Przezylismy piatek trzynastego. Triskaidekaphobia nam niestraszna. 😀
Ben Heppner 61 https://www.youtube.com/watch?v=O_BNFHbNm6Y
i cos z polityki 😯 https://www.youtube.com/watch?v=UsLL-BlxD3Y 🙄
Wczoraj o osiemnastej Dwójka wyemitowała wielce atrakcyjny 😉 wywiad Red. Hawryluka z Mariuszem Kwietniem.
Można odsłuchać (i odoglądać) tu:
http://www.polskieradio.pl/8/3664/Artykul/1715103,Mariusz-Kwiecien-Polawiacz-premier
Jutro w Arte koncert otwarcia:
http://www.cyfrowypolsat.pl/program-tv/arte/jutro/er%F6ffnungskonzert-der-elbphilharmonie-in-hamburg_1570079464109#.WHnjnlPhC1s
Jest już pierwsze nagranie tej akustyki 🙂
https://www.amazon.fr/Elbphilharmonie-First-Recording-Brahms-Symphonies/dp/B01MTO42MW/ref=tmm_acd_swatch_0?_encoding=UTF8&qid=&sr=
Świetne działania marketingowe. Już jest płyta, transmisja telewizyjne itd. Szkoda, że w Polsce tak nie ma gdzie dostaliśmy trzy znaczące sale koncertowe, ale żadna z nich nie potrafiła się tak wypromować tak to monstrum w Hamburgu. Szkoda, że ten artykuł w FT jest już zamknięty. Autor dokonał przeglądu najciekawszych nowych sal na świcie. W Polsce dostrzegł tylko Filharmonię Szczecińską podkreślając, że nie ma lepszej akustyki niż sala w kształcie prostokąta jak Musikverein w Wiedniu czy Concertgebouw w Amsterdamie – sale, zdaniem autora, o najlepszej akustyce na świecie. Dalej narzeka na aktualną modę sal amfiteatralnych i budowanie obiektów koncertowych na uboczu jako budynków wolno stojących zamiast wpisywanie ich w tkankę miejską w centrach. Narzeka na przeszarżowanie finansowe tych inwestycji (Paryż, Hamburg) będących bardziej popisem pychy inwestorów (mnie trochę w ten kontekst się wpisuje wrocławskie NFM zbyt duże, moim zdaniem, jak potrzeby Wrocławia) niż autentyczną rolę kulturotwórczą wobec problemów społecznych i politycznych jakie są obecnie na świecie.
a cappella: Dzięki za link do wywiadu. A jednak straszna szkoda, że w Chicago zrezygnowali z „Króla Rogera” na rzecz „Poławiaczy pereł”.
Pani Kierowniczko,
przede wszystkim z opóźnieniem jak kwadrans akademicki, przesyłam serdeczne życzenia noworoczne dla Pani i bywalców Pani blogu/bloga (niepotrzebne skreślić).
Pierwsze skojarzenie – Steven Spielberg i „Close Encounters of the Third Kind”. W bardzo eleganckim projekcie wnętrz. Zaintrygowana poszukałam dalej i natrafiłam na wideo z otwarcia Elbphilharmonie. Pięciogodzinny „klip”. Dla zainteresowanych i wytrwałych podaję link (można pobrać):
https://www.theguardian.com/music/2017/jan/12/hamburg-elbphilharmonie-orchestra-hengelbrock-review-opening-concert
ja idę spać, północ wybiła godzinę temu.
Pozdrawiam
„zamrówczona” echidna
Drodzy, wreszcie mi się udało przerzucić zdjęcia z Hamburga – uff.
https://goo.gl/photos/NMTuvnbgBf1NTaTk8
Zdjęcia są popodpisywane, więc klikajcie po kolei.
Dzięki, Kierowniczko, za relację i zdjęcia! Pierwszym gościem hotelu z widokiem była malarka, która jeździ po świecie i maluje panoramy miast z hotelowych pokojów. Telewizja NDR pokazała o niej krótki reportaż przed uroczystością otwarcia, kiedy opóźniało się przybycie gości z Berlina.
Hotel działa już prawie od trzech miesięcy – gmach zainaugurowano 31 października (na fasadzie pojawił się wtedy, ułożony z rozświetlonych okien, napis FERTIG). Spotkałam w recepcji panią Ewelinę z Gdańska, która w hotelarstwie działa od dawna, a od pięciu lat mieszka w Niemczech. Kiedy jeszcze w Polsce słyszała o tej budowie, zamarzyła, że będzie tu pracować – i się udało 🙂
Świetnie 🙂
Od jednego z muzyków orkiestry, która miała pierwszą próbę już we wrześniu, słyszałam, że po pierwszych dźwiękach się prawie wszyscy popłakali ze szczęścia 🙂 Później była wielotygodniowa orka, w międzyczasie koncerty na miejscu i wyjazdowe. No a teraz zespół będzie musiał „dorosnąć” do bezlitosnej akustyki. W transmisji też wszystko jak na talerzu, łącznie z drobnymi kaszlnięciami.
I jeszcze jedna z nietuzinkowych zapowiedzi przed otwarciem:
https://www.ndr.de/orchester_chor/elbphilharmonieorchester/audio_video/Countdown-Elbphilharmonie-Eroeffnung-Wir-sind-umgezogen,sup126.html
Podobnie mówili muzycy NOSPR, choć też uważają, że to trudne zadanie grać w takiej akustyce.
Jako dociekliwa laiczka doszukałam się zmontowanego już materiału z otwarcia (rozumiem, że przygotowany i własność NDR Elbphilharmonie Orchester; mój niemiecki jest szczątkowy niestety)
https://www.youtube.com/watch?v=BqJEuZuoqFM
I tu pytanie – jak długo trwał koncert z okazji otwarcia? Materiał zmontowany (2 części) obejmuje około 2 godzin, ten poprzedni, którego link podałam godzin pięć. Co prawda łącznie z przemówieniami i zapewnie przerwami (całości jeszcze nie obejrzałam).
Fotografie zamieszczone przez p. Dorotę potwierdzają moje pierwsze wrażenia: „Close Encounters of the Third Kind”.
Pobutka 15 I Finał WOŚP 25! https://www.youtube.com/watch?v=ZFRR-FSCW_I (z partytura dla poczatkujacych 🙂 )
G. Krupa 108 https://www.youtube.com/watch?v=j9J5Zt2Obko 0:35 ❗ 1:06 💡
Poza tym, moje najnowsze odkrycie https://www.youtube.com/watch?v=wrIhbbTziO0
Dzień dobry 🙂
Sympatyczne Pobutki. Tego Coplanda wolę co prawda bardziej energicznego, ale to wykonanie jest bardzo instruktywne 😉
@ echidna
Ja też nie obejrzałam tego pięciogodzinnego linku, ale domyślam się, że to jest całość od samego początku o 18 – Angela się spóźniła, mieli jakieś problemy z dojazdem, więc musieli czekać. Potem oczywiście cała część oficjalna, kilka przemówień, ale też między nimi, jak wspominałam wcześniej – muzyka: na sam początek Twory Prometeusza Beethovena, później Ruy Blas Mendelssohna i później jeszcze finał II Symfonii Brahmsa. To wszystko też przecież trwa. No i plus przerwy. Pięć godzin by się zgadzało, bo Dziewiątka Beethovena skończyła się niemal dokładnie o 23.
Tak sobie znowu myślę o brzmieniach nowych sal i po raz kolejny przychodzą mi na myśl słowa Zimermana – swoją przejrzystością, klarownością (niekoniecznie w dobrym tych słów znaczeniu) nagrania cyfrowe zmusiły muzyków do osiągania technicznej i intonacyjnej perfekcji za cenę muzykalności. Jak widać sale koncertowe są budowane na tę samą modłę. To świetnie, że słyszę kontrafagoty, ale gdzie jest muzyka? Czy architekci Musikverein i innych sal myśleli o kontrafagotach?
Czy presja na muzyka, ze wszyscy, włącznie z barmanem i szatniarzem usłyszą każdy kiks nie wpłynie ujemnie na interpretację?
Może wpłynąć. Dlatego chyba Piotr A. nie przepada za tą salą.
Zajrzałam na początek tego pięciogodzinnego linka od echidny. Tak, czekali na spóźnionych oficjeli – właściwa transmisja rozpoczyna się mniej więcej po pół godziny.
Ponadto – uwaga – jest to transmisja Google 360, więc warto mieć do niej specjalne gogle 😉
http://wyborcza.pl/7,75398,21244483,w-filharmonii-narodowej-dosadnie-o-dobrej-zmianie-nieoczekiwany.html
Jakoś przeoczyłam ten koncert i proszę, co mnie ominęło 😆
Jakiś głupi troll pod artykułem pisze, że „Bart niby przypadkowo był na koncercie”. Domyślam, że się rąbnął i nie chodziło mu o pisarza Andrzeja Barta, ale pana (byłego) ambasadora Andrzeja Byrta, że niby poinstruował pianistę. Tak się składa, że go znam, także jako zapalonego melomana 🙂
Podczas budowy wielkich doskonałych sal zapomina się o niedoskonałości widowni. Muzycy jakoś sobie poradzą ale trudno by dwa tysiące zgromadzonych słuchaczy siedziało absolutnie cicho. Każdy chrząkający albo lekko nawet przeziębiony staje się uczestnikiem spektaklu. Coraz lepsze nagrania, coraz lepsze sale przyzwyczajają nas do boskiej doskonałości. Tylko to co można uzyskać podczas nagrania w studio i podczas dalszego montarzu jest trudne do osiągnięcia w sali w której wszystko słychać z najodleglejszego miejsca na balkonie. Na początku gdy pojawiły sie nagrania w nowym stylu, nagrywane z dynamiką i głośnością na granicy przesterowania zachwycałem się , że tak dobrze słychać . Jeszcze jak ma sie doskonały sprzęt z głośnikami za kilkadziesiąt tysięcy i pokój do odsłuchu specjalnie zaprojektowany to wydaje się że już niczego nie portrzeba do muzycznego szczęścia. Tylko zapomina się o czymś takim jak możliwości percepcyjne człowieka. Miałem kolegę który wydał na wzmacniacz, odtwarzacz i głośniki równowartość samochodu. Tylko po wysłuchaniu jednej płyty z doskonałego sprzętu i w doskonałym wnętrzu nie miałem ochoty już niczego słuchać, bo byłem zwyczajnie zmęczony. Kolega doszukujący się nadzwyczajnych brzmień i efektów po wyjściu na taras nie był w stanie usłyszeć śpiewu słowika z dość odległego brzegu Narwi którego ja słyszałem doskonale.
Zapominając o muzykalności, tak jak napisał Gostek zapomina się o muzyce.
Koledze trzeba nagrać tego słowika i odtworzyć za równowartość samochodu, wtedy posłyszy. Z naciskiem na „równowartość samochodu”. Na takim samym sprzęcie używanym, nie widząc paragonu ze sklepu, nie posłyszy. Dopóki audofilii nie leczą przez NFZ, nie przeszkadza mi ona w życiu. 😛
Ja lubię mieć w domu dobrą jakość odsłuchu, ale żywy koncert to zupełnie inne walory. Do walorów nie należy ten, że słychać kaszle 😉 Ale dobrą stroną odpowiedniego zaprojektowania widowni jest np. znakomita słyszalność pod balkonami, której nie ma w salach typu Filharmonia Narodowa. Tak jest w NOSPR i w NFM.
Poza tym słowik był w analogu ze zniekształceniami. Długo sobie można tak dworować z audiofili 😛
Odczucie zmęczenia po słuchaniu sprzętów za równowartość różnych rzeczy jest mi doskonale znane. Wynika właśnie z nadmiernej klarowności i nienaturalnej „naturalności” brzmienia. Stąd trochę boję się tych nowych sal…
Skądinąd mój sprzęt też kosztował równowartość samochodu, ale nie powiem jakiego i z którego rocznika.
I nieodżałowany Charles Rodriguez (trzeba troszkę przewinąć na dół, do post #3)
http://www.goodsoundclub.com/Forums/ShowPost.aspx?PageIndex=1&postID=16254#16254
Muzyczny akcent dnia dzisiejszego: Mick Jagger przekazał gitarę na licytację WOŚP! 😯
Ja dziś po raz pierwszy wpłaciłam wirtualnie, jako że cały dzień siedzę w domu. Było to tak łatwe jak wrzucenie do puszki 🙂
Ja też wpłaciłem wirualnie, tyle, że tydzień temu bo mi się pozajączkowało.
Głośniki całkiem ładne i całkiem duże kupiłem od człowieka, który przywozi różne śmieci z Niemiec. Któregoś dnia wiele lat temu pojechałem do niego na wieś i zobaczyłem audiofilskie głośniki. Jeden z basów był przebity ale reszta prawie nówka. . Pytam sie za ile? Mówi , że pięćdziesiąt. Za sztukę … Mówię że biorę i poproszę o dowóz 🙂 Musiałem wymienić ,głośniki basowe i wysokotonowe. Dołożyłem grube kable i dodałem trochę waty w środek. Po podłączeniu do dobrego wzmacniacza zabrzmiały jak te kolegi za 30 tysięcy 🙂
Nie za sztukę , za komplet…
Przed retransmisją koncertu w Arte był program o budowie sali. Trochę ich kosztowało. I nerwów i pieniędzy, ale muzyka symfoniczna brzmi bardzo dobrze, zagłusza kaszle 🙂
Każdy sprzęt kosztuje równowartość samochodu. Zapłaciłem tyle, co za woldzwagena rocznik 1978, po dachowaniu i kontakcie z pociągiem, a przed klepaniem. Ludzie najdziwniejsze rzeczy przywożą z niemieckich śmietników, to prawda. Ktoś na przykład wyrzucał słuchawki Sansui z tego właśnie rocznika, przejąłem, porównywałem potem z takimi czterocyfrowymi i się nie zamienię. 😎
No, różne wintydż Sansujki są bardzo wysoko notowane wśród naftalinowych audiofili.
Re Gostek “Tak sobie znowu mysle o brzmieniach nowych sal […] nagrania cyfrowe […]”
W tych czasach projektowanie sal odbywa sie przy komputerze, w komorach bezechowych i echowych (badanie wlasciwosci akustycznych materialow), probach z ludzmi no i w bankach – czy fundusze wystarcza na sfinansowanie pomyslow. Poznalismy architekta ktory planowal Koerner Hall – jedna z najlepszych sal w Ameryce. Facet nosi aparacik sluchowy. 😯 http://engineeringharmonics.com/documents/innovation/BM1003%20The%20New%20Koerner%20Hall_0.pdf Sala jest taka, ze sa artysci ktorzy tak lubia te sale, ze przyjezdzaja tu co roku (Sir Andras Schiff ea) . To, czego nie widac na obrazkach, jest, ze sala jest w fenomenalny sposob przyczepiona do starego, dziewietnastowiecznego budynku konserwatorium – stara i nowa architektura zlana w jedno. Wszystko finansowal Ian Ihnatowycz, jeden z absolwentow RCM, a obecnie President and CEO of First Generation Capital Inc. 😀
Podobnie jest z opera w Toronto – ten sam architekt. Nie bede opisywal szczegolow, ale budynek i sala sa imponujace.
“Czy presja na muzyka, ze wszyscy, wlacznie z barmanem i szatniarzem uslysza kazdy kiks nie wplynie ujemnie na interpretacje?” Niekoniecznie. Koronnym (i znanym) przykladem jest A Cortot (52:40). Tu jest PA (53:53) i G. Sandor (55:0) opowiadajacy o kiksach i muzyce 😉 https://www.youtube.com/watch?v=vpiMAaPTze8&t=3157s Podobno, jedynym pianista, ktory NIGDY na koncercie nie zrobil kiksa byl A. Benedetti Michelangeli. Czy muzyka polega na bezblednym odegraniu wszystkich nutek, czy cos wiecej i czy pianisci / muzycy beda stronic od “idealnych sal”? Watpie. Czy beda robili mniej bledow? Watpie.
PS O sprzecie grajacym nie bede sie wypowiadal. Mam co mam i gra niezle. 🙂 Z reszta sama aparatura to nie wszystko i nie jest najwiekszym problemem – przede wszystkim trzeba miec odpowiednie miejsce, zeby ja ustawic, tak zeby grala jak powinna – a z tym jest trudniej niz z finansami na glosniki. 🙄
PS1 Wykonanie Coplanda wybralem rzeczywiscie z uwagi na strone instruktazowa, choc w tym wielce uczonym gronie, pewnie malo kogo to interesuje. 🙁
Pobutka 16 stycznia. Wlasnie wrocilem z zebrania torontonskiego oddzialu WOSP. Rejoice! Zebralismy prawie $15 000 ! https://www.youtube.com/watch?v=EDlx8wMj80E
O szczegolach napisze pod wpisem p. Joanny G-O, ktora napisala o orkiestrze.
Urodziny M. Horne 83. https://www.youtube.com/watch?v=NCBW3eIQhxQ
Z reszta sama aparatura to nie wszystko i nie jest najwiekszym problemem – przede wszystkim trzeba miec odpowiednie miejsce, zeby ja ustawic, tak zeby grala jak powinna – a z tym jest trudniej niz z finansami na glosniki. — Otóż!!! 😀
A reszta jest… przyzwyczajeniem. Zarówno dzieciak wystawiony od maleńkości na działanie przyzwoitego domowego sprzętu, jak i student katowicki, mający cotygodniowy kontakt z „bezlitosnymi” salami NOSPR wyrosną z innymi nawykami i potrzebami, niż – nawet najwrażliwsze i najbardziej fachowe – ich odpowiedniki bez dostępu do tego wszystkiego.
To powiedziawszy dodam, iż znam muzyków-praktyków tudzież doskonale wykształconych melomanów (powiedzmy górny poziom średniej muzycznej, gdy możliwe były studia, ale wybrano pozamuzyczną drogę kariery), którzy harmonie, barwy, wyważenia, całą tę matematykę muzyki słyszą i czują tak dobrze – wewnętrznie, organicznie i mózgowo – że dla uszu wystarczy im (tak twierdzą) nawet charczący grundig… lub wystarczał, do niedawna… 😉
Co do polskiej publiczności i dotkliwości hałasów z widowni podczas koncertów w nowych obiektach – nie zapomnę gdy w Lusławicach N. Goerner występował z preludiami op. 28. (Sierpień 2015).
Oni tam na ogół nagrywają jak leci, ale tym razem dodatkowo długo stroili sprzęt i zapowiedzieli, że płytka z tego będzie, żeby oklaski wstrzymać, itp. No i publiczność (choć w dużej części tzw. niewyrobiona) spisała się znakomicie!
Inna rzecz że koncert z najgórniejszej półki – mnie zahipnotyzował… pora letnia, gdy przeziębień mniej a (wypełniona) sala oferuje „tylko” czterysta miejsc, nie dwa tysiące…
http://www.muzykaitechnologia.pl/KME-w-Europejskim-Centrum-Muzyki-Krzysztofa-Pendereckiego_105752 – Nb, co za kilometraż? Od Krakowa nie dalej, niż 75-80 km – nie sto! A sądząc po rejestracjach aut na parkingach letniego cyklu Emanacje – śląskie, dlonośląskie czy gdańskie odległości też nie są problemem… Czego dowiódł i niedaleki Biecz, ale to inna bajka 🙂
Na początku gdy pojawiły sie nagrania w nowym stylu, nagrywane z dynamiką i głośnością na granicy przesterowania zachwycałem się , że tak dobrze słychać
Gwoli ścisłości – „dynamika” i „głośność na granicy przesterowania” to są dwie odmienne właściwości, umiejscowione, można by rzec, po przeciwnych stronach barykady. „Nowy styl nagrywania” (rozpanoszony głównie w muzyce popularnej, ale macki wypuszczający także w stronę klasyki) kojarzy się przede wszystkim z tzw. loudness wars, czyli właśnie podbiciem średniej głośności do granicy przesterowania, w połączeniu z maksymalną kompresją dynamiki. Chodzi o to, żeby było głośno, dobitnie i wyróżniająco się w tłumie – nawet gdy odtwarzane na byleczym (radyjko samochodowe, empetrójka plus „pchełki” w tramwaju itd.). Na sprzęcie audiofilskim (z którego dyskutanci raczą tak sobie dworować) takie nagranie zabrzmi natomiast wyjątkowo nienaturalnie, a w skrajnych przypadkach wręcz niesłuchalnie.
ps. Istnieje też taka kategoria słuchaczy, jak audiofile-melomani, dla których wzorcem jest sala koncertowa. Sprzęt dobierają kierując się nie portfelem, ale słuchem i odniesieniem do tego wzorca – i zapewniam, że takich konfiguracji można słuchać godzinami, bez cienia zmęczenia i przesytu samym dźwiękiem.
Kiedyś znajomy realizator dźwięku opowiadał mi , że nagrane płyty z muzyką testują na sprzęcie budżetowym. Jak słychać dobrze to i na sprzęcie z górnej półki będzie dobrze grało.
Wspomniany przeze mnie były już kolega słucha muzyki tak głośno, że mnie uszy bolały. Ze sprzętu audiofilskiego trochę dworowałęm ze względu na kontekst. Od lat marzy mi się solidny lampowy wzmacniacz ale dobry kosztuje tyle że mogę zapomnieć na jakiś czas…
Wynajmowałem kiedyś lokal w którym dudniło jak w studni, Po wstawieniu tapicerowanych mebli i zawieszeniu na ścianach od góry do dołu setki obrazów moje wnętrze zamieniło się prawie w salę koncertową. Każdy kto przychodził zachwycał się brzmieniem muzyki. Dom w którym wynajmowałem lokal na galerię stał w miejscu zburzonej synagogi. Co piątek wieczorem można było posłuchać u mnie muzyki żydowskiej 🙂
Nie tyle przyzwyczajenie, co doświadczony mózg dopowiada brakujące szczegóły i wydaje mu się, że jamniczek w kuchni gra jak równowartość samchodu 🙂
Niestety nie znam sprzętu, który dobrze gra każdy rodzaj muzyki. Trzeba dobierać do tego, czego się słucha najczęściej. Albo Monteverdi, albo Led Zeppelin.
Ja zawsze lubiłem sprzęt, który jednak dodaje coś od siebie, ma swój charakter. Różne brudki dodają kolorytu odtwarzanej muzyce. Dlatego właśnie boję się tych nowych sal, że brzmią sterylnie.
Skądinąd kolega opowiadał mi o znajomym, który (podobno) rozpoznaje sale koncertowe po pogłosie na płycie.
Cortota opowiadającego o kiksach nie brałbym zbyt poważnie, bo u tego pana to była integralna część jego interpretacji…
Zresztą kiksy dzielimy na artystyczne (nie przeszkadzają w odbiorze) i nieartystyczne (wywołujące chęć rzucenia w muzyka miękkim przedmiotem).
@Miś
Tak, to stary trick sprzedawców – głośniej znaczy lepiej.
Znaleźć sprzęt, który ładnie gra cicho, a nie męczy grając głośno też nie jest łatwo.
Z tym testowaniem na sprzęcie budżetowym różnie bywa… Mam kilka płyt, które na starym sprzęcie uważałem za wzorcowe, a po „modernizacji” okazało się, że najlepiej słychać wszystkie brudy, które dotąd miłosiernie pozostawały w tle.
Przed wczorajszym koncertem byŁ film dokumentalny o budowie sali. Jednym z bohaterów był pan Toyota. Pokazywano w jaki sposób pracuje i jak dochodzi do swoich nadzwyczajych efektów akustycznych. Testy akustyczne były przeprowadzane w makiecie sali koncerowej wypełnionej azotem. . Nie zabrakło również miniaturowej publiczności siedzącej w fotelach. Dwa tysiące lalek siedzących w fotelikach 🙂 Wypełnienie sali ma podobno wielki wpływ na akustykę sali. Potem były próby okładzin gipsowych frych na specjalnych obrabiarkach. Płyty okładzinowe są z gipsu z 10 % dodatkiem makulatury . Na budowę wykorzystano 10 tysięcy takich płyt, które stanowiły niezłą układankę. Każda miała swój numer i unikalny kształt. Ciekawi mnie tylko jak będzie w przyszłości wyglądało odkurzanie frezowanych rowków 🙂 Pan Toyota osobiście nadzorował i uczestniczył w projektowaniu foteli, które też przechodziły badania akustyczne i były poprawiane kilka razy.
Misiu, to są rzeczy elementarne. Każdy muzyk inaczej się słyszy na próbie w pustej sali, inaczej w wypełnionej. Każdy chórzysta powie, że z publicznością pracuje się paszczą ciężej i z innym efektem. Nie wiem, jak pan Toyota symulował tymi lalkami zmiany wilgotności i temperatury, pewnie jakoś dał radę, ale nawet gdyby publiczność była zimna i nie oddychała, dramatyczna róznica zawsze jest. Pół biedy, że w Hamburgu zawsze będzie parę tysięcy ludzi na koncercie, więc założenia się sprawdzą. A co w takich Kielcach na przykład? Tam pan Toyota by osiwiał, próbując zrównoważyć akustykę między koncertem noworocznym i koncertem z prawykonaniem polskiego kompozytora współczesnego (do 20 osób w porywach). 😛
Kate Liu wciąż chora 🙁
Moje kolejne nieudane podejście a na dodatek takie zastępstwo. Chyba się nie pofatyguję.
Ps. zapomniałem o stosownym linku:
http://www.nfm.wroclaw.pl/article?id=874
Tam pan Toyota by osiwiał, próbując zrównoważyć akustykę między koncertem noworocznym i koncertem z prawykonaniem polskiego kompozytora współczesnego (do 20 osób w porywach).
Podobno te nowoczesne sale można w pewnej mierze dostrajać akustycznie pod dany koncert – tak w każdym razie opowiadano przy okazji inauguracji wrocławskiego NFM.
Owo dostrajanie prawdopodobnie obejmuje w jakiejś mierze zarówno kwestie składu wykonawczego (wielkość zespołu = wolumen brzmienia), jak i publiczności (liczba udostępnionych miejsc może się różnić, przy koncertach cieszących się mniejszym zainteresowaniem zamykane są np. balkony, a przy największych atrakcjach otwierane wszystko, co się da, włącznie z tzw. chórem wokół orkiestry).
Na marginesie, we wrocławskim przybytku wciąż jeszcze mocno działa efekt nowości – np. koncert wrocławskiej orkiestry (bez gościnnych gwiazd wykonawczych) w ramach ubiegłorocznej Musica Electronica Nova, z repertuarem jak najbardziej współczesnym, miał bardzo przyzwoitą frekwencję (> 50%, licząc na oko) – choć po części odpowiadali za nią ciekawscy, którzy zapewne nie byli w stanie zdobyć biletów na koncerty „przystępne dla ucha” :-), a chcieli „zaliczyć” nową salę.
Pan Toyota jest praktycznie łysy 😉
Dzień dobry 🙂
Ciekawie prawicie.
Jeśli chodzi o NFM, to są różne sposoby na dostrajanie akustyczne, w każdym razie w dużej sali. Tam są na balkonach takie drzwi-nie-drzwi, które mogą być mniej lub bardziej półotwarte. W NOSPR z kolei coś tam zdaje się można robić z tym panelem u góry (w Elphi nie można, bo jest nieruchomy).
Te laleczki w fotelach na makiecie sali widziałam jeszcze za mojej bytności w Hamburgu w 2009 r. 🙂 Wisiało tu zdjęcie, niestety diabli wzięli całe moje pierwsze konto picasowe…
Osiwiał czy wyłysiał – nieważne, musowo pracował w jakimś odpowiedniku Kielc. 🙂
A jeszcze chciałem uściślić, bo akond ze skwak to podniósł, że jak ktoś dobiera sprzęt kierując się nie portfelem, ale słuchem i odniesieniem do tego wzorca (czyli sali koncertowej), to nie jest żadnym audiofilem. To jest normalny, choć wymagający człowiek. Audiofil to taki, który wierzy we wszystko, co mu się poda odpowiednim, quasi-religijnym żargonem, na przykład, że prąd elektryczny zachowuje się jak ciecz i „płynie” kabelkiem dobrze w jedną stronę, a w drugą źle, i jak odwrócić kabelek, to słychać inaczej z tego powodu. Takie różne rzeczy, nawet trudno te bzdury zapamiętać, jak się uważało na fizyce.
A ja to nawet chciałbym być, tym jak mu tam, audiofilem z domem za dwie bańki, kontem z conajmniej czterema i sprzętem za pińćset. Tylko nie tym za pińset+, bo szanse na bycie utrzymankiem przez czas dłuższy zmarnowałem bezpowrotnie jakiś czas temu 🙂 Na caŁe szczęście są urządzenia za sto pięćdziesiąt, które po podłączeniu do internetu pozwalają słuchać tyle, że nie sposób spamiętać tego co słuchało się wcześniej. Tylko te głupie elektrony nie wiedzą gdzie płynąć żeby było ładniej. A tłumaczyłem im tyle razy, że w lewo a nie w prawo, i zgodnie ze strałkami na kablu.
Poza tym nie mam kontaktu z miejscowym audiofilem i nie wiem co dobre. Na całe szczęście jest nasza Kierowniczka i mogę dzięki niej mogę nie uchodzić za prostaka,co nie wie co w trawie lub filharmonii piszczy 🙂
@Wielki Wódz:
Tak do końca to się nie znam, bo moje całe doświadczenia to jedna pomoc z opanowaniu excela do wyliczenia akustyki sali koncertowej, projektowanej jako zadanie semestralne przez studentkę architektury 🙂 W każdym razie, wyciągało się z katalogu, jak bardzo tłumi dźwięk publiczność i jak tłumią różne materiały. Czy się nie da dobrać tak materiałów na fotele by odpowiadały one publiczności? Ja bym przynajmniej próbował.
@akond ze skwak:
Pamiętam, że na NOSPRze raz mnie przesadzano, bo postanowiono inaczej przeorganizować widownię. Ale powodem była nie tyle zmiana akustyki, co wykorzystanie nagłośnienia.
Na pewno jednak na NOSPRze widać, że na niektóre koncerty (przy mniejszych składach) nie są sprzedawane miejsca za orkiestrą.
Swoją drogą raz na NOSPRze narzekałem na akustykę, za co obwiniałem panie, które usiadły na schodach w czasie koncertu… Tak obstawiałem, bo po przerwie, gdy się przesiadły, wszystko było OK.
PS.
Czytałem, że któraś z brytyjskich sal miała długo (tj. od lat 60-tych) system elektroniczny (ulegli naciskom populistycznym i zmienili jej proporcje w czasie budowy, co sprawiło, że akustyka była fatalna), gdzie generowano odpowiednie tłumienia i pogłosy. Ale mieli to zmienić na przełomie stuleci, „ze względu na postęp w dziedzinie akustyki”.
Jeśli już o reflektorach akustycznych (stałych lub ruchomych) to opowieść najlepiej zacząć od słynnych problemów londyńskiego Royal Albert Hallu:
http://www.royalalberthall.com/about-the-hall/our-history/explore-our-history/building/acoustic-diffusers-mushrooms/
(Bywałam tam z największą częstotliwością w latach 96-99 – najczęściej na galerii, więc, wsłuchując się z tych dalekości i wysokości w – powiedzmy – doskonałe piana G. Gremera, tym żarliwiej podziwiałam te ‚mushrooms and saucers’, wciąż w dole, z mojej perspektywy…)
A o zagadnieniach akustycznych (w tym fotelowo-akustycznych) wysłuchałam całego mini-wykładziku* nieco ponad dwa lata temu. Przy okazji inauguracji poddomowego ICE, i jego S. Audytoryjnej, która, jako nowoczesna sala wielofunkcyjna, ma bo musi, skomplikowany system dostrajania do zadanych potrzeb. Oczywiście wymagania symfoniczne i operowe to raczej wdzięczne pole do przechwałek, więc wysłuchaliśmy ich nieco. Czy na wyrost? — Spece mówią, żeby nie wyrokować przed trzecim miesiącem użytkowania sali, a najlepiej dopiero po trzech latach – gdy „uleżą się” materiały konstrukcyjne i wykończeniowe.
Inną sprawą jest opanowanie niuansów obsługi tego niesamowitego reflektora przez techników. Wymaga to nie tylko szkoleń całej ekipy, ale i czasu – sprawdzenia na wielu koncertach danego typu (np muzyka dawna), o danej porze roku (np. wilgotność, temperatura na zewnątrz sali (dość wyizolowanej, ale jednak…)), etc.
______
*foto-notatki z tej prezentacji – teraz żałuję, że nie dokumentowałam jej jeszcze pilniej…
No, a w owym „Ajsie” z akustyką jest różniście… Coś tam robią, raz pomaga, raz nie.
Wodzu, gdybyś chciał, mogę Ci pożyczyć specjalną płytę (CD) do przeczyszczania kabli do kolumn. Należy puścić płytę na jakimś tam poziomie głośności i kable jak nowe. Taki Kret. Wyprodukowała skądinąd renomowana firma Densen.
Wilgotność, ciśnienie, temperatura oczywiście że mają wpływ na dźwięk (też fizyka, jakby nie było).
Pamiętam koncert Kwartetu Śląskiego w Sali Kameralnej FN – był listopad, albo początek grudnia, około zera, dzika mgła, wilgotność kosmiczna, ciśnienie tak niskie, że oczy na wierzch wychodziły. Instrumenty nie stroiły, skrzypiało to wszystko jak tramwaj na zakręcie – fatalnie.
PAK-u, fotele też są bardzo starannie dobierane. Tak było na pewno w NOSPR. W Elphi musieli włoskim krzesłom, wybranym ze względu na kształt (wygodne, ale nic nadzwyczajnego, w każdym razie nie można się oprzeć i przysnąć 😉 ), dodać drewniane plecki z powodów akustycznych.
Gostku, nie wiedziałem, że takie coś jest. Na razie podziękuję, kabelki mam dość nowe. I czy to przystoi tak czyścić kabelki kupione ze szpulki w przejściu podziemnym koło GUS-u? 😉
Pobutka 17 I E. Kitt 90 (przy okazji pamieci Rewii Piosenek i L. Kydrynskiego, pare dni temu 87 😆 )
https://www.youtube.com/watch?v=xQp2B2dnYC8
https://www.youtube.com/watch?v=sLtua-bpekY&list=PL57F78AB1EB12F84A
@PRed, powybrzydzać zawsze można 😉 — Na przykład we wrześniu (2016) 60Jerzy był pod dość umiarkowanym wrażeniem NFM 🙂 Ja o foyer czy estetyce wnętrza sali mogę powiedzieć, iż spodziewałam się więcej (czy słusznie? – NOSPR wszak bardzo wyśrubował skalę porównawczą…) a o akustyce — za dwa latka… albo i później 🙂
PS, proszę koniecznie zalogować się jeszcze raz do konta ze zdjęciami uważanymi za utracone i sprawdzić, czy jednak – po kliknięciu w „Aplikacje Google” (prawy górny róg; dziewięciokropek) i potem w „Zdjęcia” (wiatraczek, na ogół na dole menu) – nie wyświetli się co trzeba. Wierzyć się nie chce, by zbiory zniknęły z serwera Google…
Kabelki z przejścia podziemnego tym bardziej wymagają szorowania, bo pewnikiem z zanieczyszczonej miedzi wykonane.
Dzień dobry,
nie mogę się zalogować do tego starego konta – już od dawna, jeszcze jak Picasa istniała, system ignorował mój inny adres mailowy i hasło. Nie wiem, jak to się stało.
Wiadomość szczególnie dla @ echidny:
20 stycznia w Sydney Opera House odbędzie się australijska premiera Króla Rogera Karola Szymanowskiego. W inscenizacji z londyńskiego ROH Covent Garden w reż. jej szefa artystycznego Kaspara Holtena, bardzo ogólnie w prasie światowej chwalonej, także przeze mnie tutaj 🙂
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2015/05/02/w-glowie-rogera/
W Sydney opera będzie pokazywana od 20 stycznia do 17 lutego, a potem jeszcze od 19 do 27 maja w Arts Centre Melbourne. Partnerem jest Instytut Adama Mickiewicza w ramach programu Polska Music.
Pasterzem będzie w Sydney Saimir Pirgu, ten sam, który śpiewał w Londynie. Ostatnio dużo i z zachwytem opowiada o Szymanowskim w wywiadach.
Szanowna Kierowniczko,
mam bardzo miłą prywatę, proszę popchnąć do mnie e-mail, żebym miała gdzie prywatnie wyłuszczyć sprawę. Dziękuję 🙂