Inna „entartete Musik”

Wielkie brawa dla Filharmonii Narodowej za dzisiejszy koncert, na którym można było poznać dzieła zupełnie nieznane i niegrywane z czasów rosyjskiej awangardy drugiej i trzeciej dekady XX w.

Muzyka ta została przez Sowietów wyklęta chyba nawet z podobnych powodów, jak entartete Musik w Niemczech hitlerowskich. Była zbyt trudna, by uwieść nią masy, a ponadto nie zdarzył się jeszcze dyktator, który miałby w dziedzinie sztuki niebanalny gust…

Z kompozytorów figurujących w programie najbardziej znany jest oczywiście Prokofiew, ale reprezentowany utworem bardzo rzadko wykonywanym, bo jednym z najdziwniejszych w jego twórczości – Kwintetem g-moll op. 39 z 1924 r., ale o tym za chwilę. Znawcy słyszeli też o Aleksandrze Mosołowie, autorze słynnej Odlewni stali (była wykonana na Warszawskiej Jesieni, podobnie jak V Sonata fortepianowa w wykonaniu niezapomnianego Herberta Hencka). Coś tam się jeszcze słyszało może o Nikołaju Rosławcu, ale już kompletnie nic – o Władimirze Szczerbaczowie czy Aleksieju Żywotowie. Wszystkich łączyło jedno: w latach 30., w czasach Wielkiego Terroru, musieli stłumić swą awangardowość.

Wczesny rosyjski futuryzm muzyczny był dość łagodny. Najstarszy z wymienionych kompozytorów, Rosławiec (1881-1944), przyjaźnił się z Malewiczem i Meyerholdem, ale choć zwał się futurystą, jego własna estetyka wyrastała z twórczości Skriabina; z tzw. akordu skriabinowskiego wysnuł cały system harmoniczny. Maciej Grzybowski zagrał jego dwa cykle krótkich utworów fortepianowych: Trzy utwory (1914) i Pięć preludiów (1918-1922). Z kolei Nonet Szczerbaczowa (1889-1952) z roku 1919 to przykład bardzo ciekawego, swoistego awangardowego eklektyzmu, pełnego stylistycznych zaskoczeń, ale również dość łagodnego. Interesujące jest tu potraktowanie głosu żeńskiego jako jednego z instrumentów (świetna Urszula Kryger). Obaj kompozytorzy pokazani w pierwszej części koncertu mieli skłonności mistyczne – Szczerbaczow był pod wpływem steineryzmu i antropozofii, co było nierzadkie w owych czasach.

Wielu zapewne nie wie, że mistycyzmem był uwiedziony przez pewien czas również Prokofiew – w późniejszych swych paryskich latach był zwolennikiem wyznania zwanego Stowarzyszenie Chrześcijańskiej Nauki. Zetknął się z nim właśnie w tym roku, w którym powstał Kwintet. Miał już za sobą parę zwrotów stylistycznych i jest to słyszalne w utworze; momentami wracają ostre harmonie z młodzieńczych Sarkazmów, w jednej z części odwrotnie – pojawia się diatonizm jak z również młodzieńczej Suity scytyjskiej z baletu Ała i Lollij (Kwintet też powstał z baletu – Trapez), a zakończenia poszczególnych części to zwroty czysto prokofiewowskie.

Największym zaskoczeniem był dla mnie cykl Fragmenty op. 2 (1928) Żywotowa (1904-1964), o którym, przyznam się bez bicia, usłyszałam po raz pierwszy. Znakomita, błyskotliwa muzyka, dziewięć iście aforystycznych utworków na zespół kameralny. Żywotow był uczniem Szczerbaczowa, ale poszedł w inną stronę. Niestety, i on musiał zwrócić się później w stronę socrealizmu, ale Fragmenty to jeszcze pokłosie czasów NEP. Podobnie jak dwa cykle pieśniowe Mosołowa (brawurowo zaśpiewane przez Urszulę Kryger), oba z 1826 r.: Trzy sceny dziecięce op. 18 (naturalna kontynuacja Z izby dziecięcej Musorgskiego, przełożona na język swojej epoki; tutaj w wersji z fortepianem) oraz surrealistyczne Cztery ogłoszenia gazetowe op. 22. W późniejszych latach i on musiał zapomnieć o sobie i przerzucić się na folklor.

Brawa należą się młodym wykonawcom, muzykom Filharmonii Narodowej – liderami byli koncertmistrz Krzysztof Bąkowski oraz Grzybowski. Utworami Szczerbaczowa, Żywotowa i Mosołowa dyrygował Paweł Kapuła, obecny dyrygent-asystent w naszej filharmonii.