Smutek Sinobrodego
To było prawdziwie wielkie, niezapomniane przeżycie – Zamek Sinobrodego z Budapest Festival Orchestra pod batutą Ivána Fischera. Mam nadzieję, że przynajmniej część tej atmosfery można było odebrać w Dwójkowej transmisji.
Czym jest Zamek Sinobrodego? Jedyną w swoim rodzaju operą-dialogiem. I to dialogiem dwojga ludzi, którzy kompletnie się nie rozumieją. Judyta uważa, że prawem miłości jest wymagać od ukochanego zdradzenia wszystkich swoich sekretów. Sinobrody, choć w bajce Perrault okazuje się mordercą, u Bartóka nim nie jest – jest po prostu mężczyzną, który swą intymność woli ukrywać, nie odsłaniać się do końca. Ma jednak nadzieję, jak początkowo przy spotkaniu z każdą kolejną kobietą, że wreszcie szczęśliwie trafił. W pewnym momencie zaczyna czuć, że sprawy zachodzą już za daleko i że stanie się tak, jak z poprzednimi. Jest w tej świadomości bezbrzeżny smutek i rezygnacja – choć jeszcze trochę próbuje powstrzymać Judytę lecącą jak ćma w ogień, jednak bez większego przekonania: wie, że nic nie pomoże. Dlatego jego partia jest o wiele mniej ruchliwa niż Judyty, wciąż pytającej i uprawiającej uczuciowy szantaż.
Genialna muzyka Bartóka oddaje każdy niuans tej historii, ilustruje adekwatnie otwarcie kolejnych wrót. Izba tortur i zbrojownia niemal pachną krwią (symbolizowaną przez małą sekundę), niemal błyszczące są dźwięki skarbca, ogród jest niezwykle barwny (ale i tu krwawa sekunda się po chwili pojawia), potężny jest obraz królestwa, przedziwne są fale jeziora łez.
Orkiestra była niesamowita już od samego początku dzieła, w którym dyrygent sam recytował wstęp zwrócony do publiczności, jednocześnie dyskretnie dyrygując wejściem wstępu cichszym niż myśl. Diapazon emocji ogromny, perfekcja absolutna. Znakomity był wykonawca roli Sinobrodego Krisztián Cser; słabsze ogniwo stanowiła niestety Ildikó Komlósi, zbyt matronowata (także pod względem wokalnym) jak na młodą, niewinną Judytę. Jednak całość robiła wielkie wrażenie.
Fischer wymyślił też świetną rzecz: w pierwszej części koncertu pokazał zestawienie Węgierskich pieśni chłopskich z autentycznymi wersjami tych pieśni w wykonaniu samej Márty Sebestyén, której towarzyszyła trójka muzyków z orkiestry (znów wyszła ich wszechstronność): skrzypek z drugiego pulpitu jako prym, waltornista jako sekund i kontrabasista jako bas. Zaczęli i skończyli oni, pośrodku grała orkiestra. Dzięki temu można było odkryć, jak wiele z muzyki węgierskiej jest w Zamku Sinobrodego – wypływa to oczywiście w dużym stopniu po prostu z melodii i akcentacji języka węgierskiego.
Nie było to moje jedyne wtorkowe przeżycie muzyczne. Po południu, po gruntownym (wreszcie) zwiedzeniu Muzeum Śląskiego, obejrzałam i posłuchałam instalacji stworzonej tam przez Agatę Zubel, a raczej trzech krótkich utworów wykonanych w różnych miejscach: maszynowni (duet tuby ze skrzypcami), warsztacie (trzech perkusistów) oraz w głównym budynku, na czasowej wystawie Daniego Karavana (kwintet dęty) – spaceruje się od jednego do drugiego miejsca. Bardzo polecam, jest wspaniała! Można ją jeszcze zobaczyć 17, 18 i 19 maja o 17:30.
Komentarze
Zazdroszczę. Nawet się wybierałem na ten festiwal, ale infekcja zastopowała plany.
Właśnie tak powinny funkcjonować te nowe sale koncertowe w Polsce- nie tylko codzienność, ale świetne festiwale o ciekawej formule. Katowice rządzą!
Dzień dobry 🙂 A ja dziś nadrabiałam kolejne zaległości. Zwiedziłam bardzo ciekawe Muzeum Organów Śląskich mieszczące się w podziemiach tutejszej Akademii Muzycznej (które kiedyś tu zachwalał lesio):
http://www.am.katowice.pl/?a=315_muzeum-organow-slaskich
A potem, o uliczkę dalej, zaszłam do Muzeum Historii Katowic:
http://www.mhk.katowice.pl/
gdzie, po obejrzeniu wnętrza mieszkania górników parę dni temu na Nikiszowcu, mogłam uzupełnić wiedzę o tym, jak mieszkali mieszczanie katowiccy, mniej i bardziej zamożni. Ale obejrzałam także czasową wystawę „Katowice – muzyczna metropolia”, na której jedna rzecz jest naprawdę wzruszająca: pracownikowi muzeum udało się nagrać wypowiedź Stanisława Skrowaczewskiego, kiedy maestro był tu w zeszłym roku. Co się okazuje, mieszkał dokładnie w tej kamienicy. Wystawa jest czynna do końca tygodnia, do Nocy Muzeów.
Trafiłam przypadkiem na taką zapowiedź na sobotę/ niedzielę, może kogoś zainteresuje: http://www.powszechny.com/park-opera-1.html
Temat Bartóka został jeszcze pociągnięty na dzisiejszym koncercie – Kwartet Artemis grał jego III Kwartet smyczkowy, i to był zdecydowanie najlepszy punkt programu. Otoczony został dwoma kwartetami Schumanna z op. 41 (nr 2 i 3). Nie są to najambitniejsze dzieła tego kompozytora, ale sympatyczne; pierwszy z nich został wykonany z pewnymi zachwianiami intonacyjnymi, do drugiego nie mam zastrzeżeń. Zaszalała za to publiczność klaszcząca dokładnie po każdej części. Nie rozdawano dziś niestety karteczek z informacją, że nie należy tego robić – jak widać, rzeczywiście są potrzebne. Piękny był bis: Cavatina z op. 130 Beethovena.
@Robert 2, podzielam zachwyt nad odrodzeniem Katowic, NOSPRem i jego salą, chciałbym jednak zwrócić uwagę na pewien istotny element, a mianowicie finansowanie. NOSPR ma przewidziane w 2017 r. 18 mln. dotacji ministerialnej, plus wkład Polskiego Radia i miasta Katowice (Filharmonia Narodowa – 31 mln). Ten sukces ma więc swoją wymierną cenę. Dla porównania, budżet Filharmonii Krakowskiej opiewał w 2013 na 12 mln. (nie mogę zacytować tegorocznej kwoty, bo z jakiegoś powodu jest teraz podawana zbiorczo dla wszystkich inst. kult.). To jest bardzo duża różnica. Niestety utrzymanie tak drogich instytucji jak filharmonie i opery zostało w większości złożone na barki relatywnie słabszych ekonomicznie jednostek, jakimi są samorządy wojewódzkie. Czego, jak myślę, pokłosiem (między innymi) jest obecna sytuacja w WOKu.
Nota bene, krakowska „Radiówka” (podobno bardzo dobra) już dawno została „zaorana”, a tutejszy Chór Polskiego Radia (akt. prowadzony przez fundację) nie widnieje w wykazie dotacji MKiDN…Niektóre bardziej ustosunkowane samorządy „wychodziły” sobie współfinansowanie, jak Wrocław za ministra Zdrojewskiego (zarówno filharmonia jak i opera), ale reszta, no właśnie, nie zachwyca. Pewną nadzieję daje to, że do współfinansowania są aktualnie typowane Filharmonia Szczecińska i Podkarpacka…Może będzie zatem ciąg dalszy.
Tak wygląda proza życia i bynajmniej nie „chęć szczera” odgrywa tu największą rolę. Nie ujmując niczego wspaniałym muzykom i inwencji organizatorów.
Pozdrawiam!
http://www.mkidn.gov.pl/media/docs/2017/Dotacje/2017_zal_1-Dotacje_podmiotowe-panstwowe_instytucje_kultury.xls
@Gatsby
O ile dobrze zrozumiałem intencje – zgadzam się. Jestem fanem spójności rozwoju całej Polski także w dziedzinie kultury. I tu dotykamy sedna. O ile są regiony (jak m.in Katowice, Wrocław i sama stolica) gdzie jest duże otoczenie biznesowe więc oczywiste jest, że szansa na pozyskanie środków poza publicznymi spora) o tyle dotacje państwowe publiczne itp. mają wciąż zbyt duże dysproporcje. I faktycznie 12 mln dla filharmonii miejskiej/regionalnej (Kraków, Poznań i in.) a ponad 30 mln dla Narodowej – dysproporcja jest przesadna choć nikt nie neguje, że instytucje narodowe w stolicy powinny mieć odpowiedni budżet). Po prostu dysproporcja powinna być mniejsza a publiczność nie powinna być karana za to, że nie mieszka w Warszawie.
Z tym braniem na współprowadzenie ministerialne to też chyba nie taka jednoznaczna sprawa. Bo współprowadzona jest np. Filharmonia Wrocławska – NFM, ale i np. Filharmonia Zielonogórska czy Bydgoska. Obie mają od ministra chyba ok miliona z kawałkiem, podobnie jak Filharmonia Podkarpacka (w planach) w Rzeszowie. Niby współprowadzenie powinno oznaczać nobilitacje i wzmocnienie instytucji a w efekcie to czasem po prostu łatanie budżetu z centralnej kasy.
Szczecin obserwuję ostatnio nieco bliżej. Tam dotacja miejska jest ok. 14 mln a Gliński ma dawać 3 mln z tytułu współprowadzenia. To rzeczywiście może być pewne wzmocnienie. W podteksty polityczne się nie wdaję. Pozostaje mieć nadzieję, że trudniej politycznie molestować instytucję muzyczną niż teatr. W Rzeszowie, jak czytam, też mają umowę na współprowadzenie – ok. 1,5 mln od Glińskiego pani dyrektor zamierza przeznaczać na…operę, operetkę i musical. Hm…Moim skromnym zdaniem w mniejszych ośrodkach pieniądze powinno się przeznaczać przede wszystkim na nowoczesną edukację muzyczną a nie na samą wieczorną rozrywkę ale ok.
NOSPR ma jeszcze sponsora strategicznego, jakim jest Tauron.
Te wszystkie elementy układanki wciąż się zmieniają. Zdrojewski starał się wszystkich współprowadzeń pozbywać, Gliński odwrotnie. Co jest lepsze, i czy w ogóle taka ministerialna kroplówka ma sens? W wydaniu takim, jak w przypadku Rzeszowa – też mi się wydaje, że nie. Szkoda tych pieniędzy.
A tymczasem właśnie mnie powiadomiono o powstaniu nowego pomysłu na wakacje muzyczne (trochę wcześniejsze, bo czerwcowe):
http://www.nasztelemann.pl/
@Dorota Szwarcman
Współprowadzenie Filharmonii Podkarpackiej jest wątpliwe również dlatego, że nie tak znowu daleko (via A4) znajduje się współprowadzone ECM w Lusławicach (MKiDN jest również organizatorem), z salą na 650 miejsc, które, jak się wydaje, przy okazji „skonsumowało” przydział dla województwa małopolskiego. Przynajmniej na czas jakiś. Jest to skądinąd prężnie działająca instytucja, aktywizująca kulturalnie otoczenie i ciesząca się dobrą frekwencją (darmowe rezerwacje), więc bynajmniej się nie wyzłośliwiam. Ale mówiąc szczerze, jako osoba niezmotoryzowana, nie miałem jeszcze okazji…Nie wiem jak Pani Redaktor.
Ogólne wrażenie jest takie, że zajmować się muzyką na wysokim poziomie można w Polsce jedynie przy wydatnym wsparciu budżetu Państwa (ew. środków UE). Wliczając w to budowę infrastruktury, która zapewnia „prestiż” i wywiera odpowiednie wrażenie na decydentach zawiadujących pieniędzmi (oraz na sponsorach). Oczywiście każde zakwestionowanie równości ośrodków (poza kręgiem uprzywilejowanych instytucji narodowych) prowadzi do reakcji pod hasłami o „zrównoważonym rozwoju” (w wypaczonym zresztą rozumieniu). Większego sensu to chyba rzeczywiście nie ma…
Proszę jeszcze mieć na względzie taką rzecz. Wszystkie te piękne i nowe obiekty zostały wybudowane za pieniądze z programów unijnych. W tych programach i w odpowiednich umowach jest napisane, że rozliczenie nie kończy się na otwarciu i koncercie inauguracyjnym. Przez jakiś czas, parę lat, dokładnie nie będę teraz sprawdzał, wymaga się jakiejś tam frekwencji, iluś tam koncertów w miesiącu itd., inaczej zaświszcze bat i dotację trzeba będzie zwrócić, a to by było bardzo bolesne. Stąd te imponujące programy w Katowicach, w Szczecinie – bo na razie nie ma innego wyjścia. Za tym idą odpowiednie dotacje na działalność, bo i samorządy, i ministerstwo wiedzą to, co ja wiem. Jak już się tej Unii da ładne tabelki i się ona odczepi, to się zobaczy. Może będzie tak samo, może lepiej, a może gorzej, nie wiem, nie znam się. Gdyby np. WOK miała nową siedzibę, to inaczej by teraz zeznawał Struzik, a Doktór zarządzałaby spokojnie swoim stadkiem tenorów w operetce.
Do Lusławic też jeszcze nie dojechałam, mam tam dotrzeć na początku lipca, jeśli nikomu plany się nie zmienią.
A tymczasem wspaniała wiadomość: płyta z baletami Tansmana otrzymała Diapason d’Or!
http://www.qobuz.com/es-en/album/alexandre-tansman-ballet-music-lukasz-borowicz-wojciech-michniew-/0761203798728
Brawo.