Luks i Biondi
To dwóch bohaterów niedzielnych koncertów festiwalowych. Każdy z nich zresztą jeszcze wystąpi.
Václav Luks ze swoim Collegium 1704 wzięli dziś na warsztat dwa dzieła nieznane i jedno aż za dobrze znane. Dwa pierwsze dalej nieznane pozostaną (trudno z nich wiele zapamiętać), ale cóż, czasem trzeba uzupełniać naszą wiedzę o historii muzyki.
Józef Elsner jest dla nas sam w sobie postacią ważną – nauczycielem Chopina – i już z samego tego powodu warto czasem jego dzieła wykonywać. Poza tym smaczna jest przytoczona w programie festiwalowym opowieść o tym, jak kompozytor napisał dzieło na cześć Napoleona i zamiast na nim zarobić, tylko stracił. Jednoaktówka Andromeda była jedną wielką przenośnią: tytułowa bohaterka symbolizowała Polskę, a ratujący ją Perseusz – właśnie Napoleona. Okolicznościowe dzieła zwykle mają charakter… okolicznościowy i zostają szybko zapomniane. Usłyszeliśmy tylko uwerturę, ale się temu nie dziwię. Choć rzemiosło jest bardzo porządne i temu również się nie dziwię.
Koncert na dwa fortepiany Jana Ladislava Dusíka (jego nazwisko zwykło się pisać Dussek) jest typowy dla stylu brillant. Postać jego autora, obieżyświata i awanturnika, jest o wiele ciekawsza od tej muzyki, choć z drugiej strony dzieci uczące się muzyki raczej miło wspominają jego sonatiny. W Koncercie są nawet próby lekkiego skomplikowania harmonicznego (w finale), ale nie jest on tak wyrazisty jak zalinkowana sonatinka. Jednak walorem wykonania byli soliści: Alexei Lubimov i jego studentka Olga Pashchenko. Jego zawsze miło posłuchać (i obserwować zaangażowanie w grę), ona również jest obiecująca. Grali na kopiach fortepianów z epoki, wypożyczonych na ten koncert za poradą Lubimova.
Jednak najlepsze na tym koncercie przyszło na koniec – po prostu Jowiszowa. Luks włożył w jej wykonanie tyle pozytywnej energii, że naładował nas chyba na cały tydzień. To się zresztą przydało za parę godzin, kiedy trzeba było przeżyć całą pierwotną wersję Makbeta Verdiego w Operze Narodowej (dyrygent również tam przybył – szacun).
Biondi w roli prowadzącego, ale również grającego na skrzypcach, spisał się znakomicie. Europa Galante brzmiała doskonale, grała precyzyjnie, no żal, że w operach nie słyszymy takiej jakości orkiestr, w każdym razie na pewno nie w Polsce. Chór Opery i Filharmonii Podlaskiej, choć z odległości brzmiał cicho, ale też mu nie można nic zarzucić – to wina akustyki scenicznego zaplecza, na którym odbywał się koncert. Z solistami było… hm, różnie. Baryton Giovanni Meoni w roli tytułowej brzmiał nieźle, choć nie pasował do roli – przypominał włoskiego dżentelmena w typie urzędnika bankowego, a nie zbrodniczego króla Szkocji. Fantastyczny był młody bas Fabrizio Beggi jako Banko (niestety jego bohatera szybko mordują), znakomity też okazał się tenor Giuseppe Valentino Buzza w niewielkiej roli Makdufa. Jednak totalnym dramatem była Lady Makbet – Nadja Michael, znana nam z roli Judyty w Zamku Sinobrodego, w której łagodnie mówiąc nie zrobiła najlepszego wrażenia; pamiętając o tym obawiałam się tego, co będzie tym razem. No i obawy były słuszne, ale zbyt małe: czegoś takiego nawet ja się nie spodziewałam. Chwilami miałam wrażenie, że Florence Foster Jenkins przybyła do nas na gościnne występy. Ani jednej nuty czystej, wrzask zamiast śpiewu, a jeszcze do tego jakieś wężowe ruchy i obejmowanie się, mające ukazywać jakieś tam aktorstwo. Kto wpadł na pomysł, żeby tę panią zaprosić do tego spektaklu… może niech lepiej się nie przyznaje.
Komentarze
Po Collegium 1704 spodziewałem się znakomitego Mozarta, mam nadzieję, że Dwójka będzie ten koncert retransmitować. Ja zaś rozeznałem się dziś w poziomie tegorocznego Leszno BAROK (a jednak) Plus. Olga Pasiecznik, dla mnie przede wszystkim wybitna mozarcistka, bez zaskoczenia – świetnie zaprezentowała się w kantatach świeckich Haendla. A Marco Beasley, którego znałem jedynie z opowieści i pojedynczych nagrań – no cóż, bardziej dziś chyba aktor niż śpiewak, choć nastrój potrafi wykreować niesamowity. Co niektórych troszkę rozbawiła publiczność z jej ciągłą „standing ovation”, energetyczna jak na koncertach Trzech Tenorów 🙂
Powiedziałabym, że Beasley to trochę taki storyteller 🙂
Coś w tym jest – opowieść zaczęła się od „La Passacaglia della Vita”, którą znamy przecież z L’Arpeggiata. Zresztą, Beasley i Pluhar spotykali się jakiś czas na gruncie artystycznym.
Szkoda, że pani Makbetowa nie umiera wcześniej, bo sporo krwi napsuła nie tylko swoim ziomkom, ale i publiczności… I ten jej przedśmiertny „popis” – ciężko było uwierzyć, że to się dzieje naprawdę 😀
Bardzo miły pan w Studiu wytłumaczył nam, jak czytać nazwisko Dusíka – na pewno nie „Duszek”, gdyż nie ma daszka. Podobno pan ten czynił przez kilka lat starania, by koncert czeskiego kompozytora został wykonany na festiwalu. Jeżeli tak, to dobrze, że się udało. Koncert atrakcyjny, choć orkiestra grała tutaj ciut zbyt głośno. Soliści znakomici i chciałoby się więcej posłuchać tych fortepianów. A „Jowiszowa” była naprawdę wyśmienita.
Ze wstępu do książki programowej Chopiejów: „za jedną z magnetycznych gwiazd tego koncertu wypada z góry uznać wcielającą się w rolę demonicznej żony tana Kawdoru Nadię Michael”. Nie ma chyba nic bardziej zwodniczego, ba, niebezpiecznego, niż „z góry” wyrażane przekonania dotyczące wykonawstwa muzycznego.
1. Ogłoszenia parafialne:
– rusza przetarg na organy w NOSPR. Jak pójdzie dobrze, to za niecałe 4 lata będą gotowe;
– w marcu w NOSPR będą z recitalami Trifonow i Mutter (dla jasności: osobno).
2. Ogłoszenia diecezjalne:
w ostatnim numerze miesięcznika „Architektura & Biznes” jest obszerne omówienie wyników konkursu na nową siedzibę Akademii Muzycznej w Krakowie. Ponadto prezentacja paru innych nowych obiektów muzycznych – m.in. filharmonii paryskiej.
Ciekawi mnie, jak to się odbywa. Jest próba, wszyscy to słyszą i… 😀
Może chociaż poprosić chórzystkę… „ej Wiola, nie chciałabyś zaśpiewać Lady Makbet? Nie, nie w ogóle! Dzisiaj wieczorem…”
I co teraz zrobi dwójka – puści to? I czy dźwiękowcy będą się wspinać na wyżyny inżynierii odejmując sygnał z mikrofonu umieszczonego przed pulpitem śpiewaczki (powiększonym odpowiednio o pogłos) od czałości, żeby to jakoś chociaż trochę znormalizować?
P.S. Czy ktoś wie jak poszło Marcie w Salzburgu? Dało się słyszeć „niedyspozycję”? 😛
Marta jest wielka i gra tam, gdzie ją natchnienie pośle. Salzburg odwołała w zeszłym roku: https://slippedisc.com/2016/08/just-in-martha-argerich-cancels-salzburg, zatem w tym jej chyba nie wypadało. Choć zdaje się, że Chopieje też odwołała, tylko nie pamiętam, czy w zeszłym roku, czy jeszcze poprzednim. Ta nieprzewidywalność, to też jej urok. Dzięki temu zawsze, gdy wychodzi na scenę, mam poczucie, że nie ma w tym cienia muzycznej rutyny.
Dussek vel Dusík to jest bardzo ciekawy kompozytor. Od lat zbieram wszelkie nagrania jego muzyki (jak wszystkich innych kompozytorów z jego czasu). Koncert podwójny jest jak na swój 1806 rok naprawdę ciekawym i pięknym dziełem, trzeba tylko posłuchać odpowiedniego wykonania, na przykład tego:
https://www.youtube.com/watch?v=yxkJ2iiz4tE
I nie przykładać miary Beethovena z tego czasu, bo Dussek był po prostu przedstawicielem innej formacji. Całe życie na dworach, najpierw piękny chłopak, który miał w łóżku połowę arystokratek europejskich i pierwszy zaczął w czasie koncertów ustawiać fortepian bokiem do audytorium, by pokazywać bardzo piękny profil (tak mówi legenda). Potem się makabrycznie roztył.
Ten kompozytor może też poruszać, albo jak w tym koncercie, gdzie temat molowy 1 części (w zalinklowanym wyżej przykładzie 3’50”) stanowi kwintesencję muzycznego sentymentalizmu, ale też ewokuje Chopina.
Ale też miał wzloty na wyżyny. Po śmieci swojego patrona i przyjaciela Ludwika Ferdynanda Pruskiego, zabitego w bitwie pod Saalfeld napisał słynną (znacie?) Sonatę fis-moll „Elégie Harmonique” op.61:
https://www.youtube.com/watch?v=o6BAapBkyEg
Tu już mamy przedsmak Schumanna. Pamiętam jak miałem jakieś 25 lat i słuchałem tego po raz pierwszy, i ciarki mi chodziły po plecach, prawie się nie popłakałem ze wzruszenia (gdzie ta dawna wrażliwość? siedzi gdzieś pod sadłem). Jak nie znacie to posłuchajcie, a potem zapraszam do dalszego nabijania się z ubóstwa harmonicznego muzyki Dusseka. Jego inne sonaty też są znakomite, gra je wielu wybitnych pianistów.
A potem, zapraszam do wysłuchania „Le tableau Marie Antoinette”, przejmującej fantazji poświęconej ostatnim chwilom królowej Francji (Staier – jak widać – też to grywał i nawet nagrał). Choć glissando imitujące świst opadającego noża gilotyny jest nieco trywialne :-).
https://www.youtube.com/watch?v=aH72a8wzn5c
Podlinkowałem nie to wykonanie Koncertu, co zamierzałem, miało być to: https://www.youtube.com/watch?v=h7WtvgtT3rw
Pojawił się program Szalonych Dni Muzyki:
http://www.szalonednimuzyki.pl/koncerty/
@ Jakób 10:13
Jest gorzej, bo nagrywali to na płytę… 😯
@PK
Seria nagrań histerycznych 😉
😆
Makbet / Pełna zgoda! Jest już diva do wynajęcia w WOK to i była diva – wyprzedaż posezonowa z Makbeta. Autentycznie zęby bolały. Wrzeszczała do nas w obcisłej sukni, bez stanika, chyba licząc na to, że to video zrekompensuje brak audio w standardzie hifi. Sorewicz – nie te lata i nie te oczy. Dyrektor Waldemar był za to wniebowzięty bo się wyściskał…
Dobrze że był fantastyczny Beggi i Biondi i Europa Galante! Chór owszem ale musi się nauczyć śpiewać po włosku. Wieczór na 4 gwiadki – przez divę.
Wprawdzie nie udało mi się w końcu zobaczyć tego nieszczęsnego Makbeta, ale po przeczytaniu (wnikliwiej dopiero teraz) o świetności tenora Giuseppego Valentina Buzzy w „niewielkiej roli Makdufa” zacząłem się zastanawiać, kto w istocie zaśpiewał wtedy tę partię, bo w podanej obsadzie Buzza miał być Malkolmem, Makdufem zaś inny włoski tenor – Marco Ciaponi 🙂
Żeby Kierownictwo nie myślało, że się ścichapękowi pomerdało, linkuję obsadę ze strony NIFC, która od dawna tam wisi: http://pl.chopin.nifc.pl/festival/edition2017/concerts/day/9