Schönberg na erardzie

Twórca dodekafonii na instrumencie z z 1858 r.? Właściwie czemu nie – opus 19 powstał w 1911 r., a więc teoretycznie można było jeszcze na takich instrumentach grać.

Niezwykły był koncert popołudniowy na Zamku Królewskim, na którym obok Andreasa Staiera wystąpił znakomity klarnecista Lorenzo Coppola. Niezwykłość polegała nie tylko na wielkim artyzmie obu wykonawców, ale także na szczególnej formie, można by powiedzieć – niemal łukowej. Zaczęło się i skończyło na sonacie Brahmsa z op. 120 – na początek pierwsza, f-moll, na zakończenie druga, Es-dur. Po Brahmsie był właśnie Schönberg na fortepian solo, przed Brahmsem – Berg na klarnet i fortepian. Pośrodku, przed przerwą, 3 Fantasiestücke op. 73.

Jak pięknie brzmiał dziewiętnastowieczny klarnet! Miękko, choć nad podziw różnorodnie. Łagodnie, ale też, kiedy trzeba było, mocno, ale nigdy ostro. Instrument, na którym grał tym razem Staier, jest już późniejszy niż czasy chopinowskie; sonaty klarnetowe są z jego późnego okresu, z 1894 r., ale o ile co do Schönberga można by mieć pewne wątpliwości, to Brahms na pewno do tego instrumentu bardziej pasował, choć oczywiście przyzwyczailiśmy się, by w jego utworach było więcej dźwięku. Również łagodne, baśniowe Fantasiestücke Schumanna pochodzą z 1849 r., więc są nawet starsze od tego fortepianu, ale tym bardziej nie szkodzi.

Jednak to właśnie klasycy nowej szkoły wiedeńskiej zabrzmieli w tym kontekście najbardziej fascynująco. Oba te utwory powstały jeszcze przed wymyśleniem dodekafonii, są poszukiwaniem innej, nowej wrażliwości. 6 Klavierstücke Schönberga są króciutkie, wręcz aforystyczne; ukazują niezwykłe obrazy dźwiękowe. Tutaj możemy ich posłuchać (i obejrzeć autograf), ale to było zupełnie inne brzmienie. Po raz pierwszy usłyszałam, że np. z ostatniego utworku czerpał Tomasz Sikorski – ten sam akord rozlega się obsesyjnie w Zerstreutes Hinausschauen (1’02”) i wątpię, żeby to mógł być przypadek. Nadspodziewanie też adekwatnie zabrzmiały 4 Stücke op. 5 Albana Berga, również wczesny utwór (1913), również aforystyczny, zadedykowany starszemu przyjacielowi jako hołd dla niego. Dzisiejsze wykonania brzmią jakoś zbyt ostro i konkretnie w porównaniu z tym, co usłyszeliśmy, a co mogło podobnie zabrzmieć na koncercie Stowarzyszenia Prywatnych Wykonań Muzycznych. Artyści zagrali na bis drugi z tych utworów, o którym klarnecista opowiedział, w jaki sposób symbolizuje przejście z dawnej epoki do nowej.

Wieczorem w Bazylice św. Krzyża znów wystąpiło Collegium 1704 z Václavem Luksem. Tym razem w programie był Bach (kantata Ich habe genug) i Zelenka (Requiem). Nie będę się już dłużej rozwodzić nad tym koncertem, bo pora późna, ale było naprawdę świetnie, a soliści – znakomici.