Cztery koncerty plus piąty

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Cztery na jednym, piąty – po zmianie programu – na drugim, czyli na recitalu Piotra Anderszewskiego, który stał się koncertem kameralnym.

Orkiestra XVIII Wieku w sobotnie popołudnie w Studiu im. Lutosławskiego pokazywała się tym razem z innej jeszcze strony: trzech jej muzyków wystąpiło w rolach solowych. Pierwszy waltornista Teunis van der Zwart na rogu naturalnym zagrał Koncert Es-dur KV 495 Mozarta i była to rewelacja. Ten sam koncert, którzy młodzi waltorniści na współczesnych instrumentach tłuką w każdej szkole, można na rogu naturalnym zagrać nie tylko bez kiksu, ale i z wyrazem. Orkiestra zagrała bez dyrygenta; w takich momentach czuje się, że duch Fransa Brüggena wciąż jest pomiędzy nimi.

Kenneth Montgomery dołączył (tak to odczuwam) na dwa kolejne utwory. Niestety z programu wypadł Koncert na trąbkę Es-dur Haydna w wykonaniu pierwszego trębacza – a bardzo szkoda, bo usłyszelibyśmy go również na trąbce naturalnej. W zastępstwie z drugiego pulpitu wiolonczel (koncertmistrzem jest od lat Richte van der Meer) wyszedł Albert Brüggen, z tych Brüggenów, bodaj bratanek Fransa, by zagrać również Haydna – Koncert D-dur. Chyba ostatnio rzadko grywa solo, bo miał wyraźne kłopoty intonacyjne – Haydn napisał większość partii w wysokim rejestrze, którego na co dzień w orkiestrze się nie używa…

Trzecim solistą-członkiem orkiestry, znanym szeroko również z indywidualnych dokonań, był pierwszy klarnecista Eric Hoeprich, który na zamówienie festiwalu nauczył się Koncertu klarnetowego Karola Kurpińskiego. Jaka szkoda, że tylko pierwsza część tego utworu się zachowała – jest tak zgrabny i wdzięczny, że nie tylko sala wybuchnęła owacjami, ale też orkiestra. Ten koncert warto upowszechniać po świecie – u nas wśród adeptów klarnetu jest aż za dobrze znany i wydawał się zbanalizowany; trzeba go po prostu usłyszeć w takim wspaniałym wykonaniu.

Na koniec tego popołudnia do erarda z 1835 r. zasiadł Howard Shelley i od niego poprowadził orkiestrę w Koncercie fortepianowym E-dur Józefa Krogulskiego. Trzy lata temu ten utwór był wykonany przez Tobiasa Kocha i Concerto Köln; choć uwielbiam Kocha, mam wrażenie, że wykonanie Shelleya było jeszcze lepsze.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Wieczór w Filharmonii Narodowej był od dawna oczekiwany, ale wciąż po drodze zmieniał kształty. Ostatecznie po przepięknie zagranym przez Apollon Musagète Quartett II Kwartecie „Przesłania” Andrzeja Panufnika (muzycy będą w najbliższym czasie nagrywać wszystkie jego trzy kwartety na płytę dla NIFC; szykuje się jeszcze jedna ich płyta z muzyką polską, ale chyba na razie nie mogę o tym pisać) zamiast zagrać zaraz potem zeszyt II Na zarośniętej ścieżce Leoša Janáčka, który świetnie by pod względem muzycznym pasował w tym miejscu, Piotr Anderszewski zdecydował się rozpocząć swój występ Polonezem-Fantazją Chopina. Początek był bardzo obiecujący: podziwiałam zarazem moc i intymność brzmienia początkowych akordów i uznałam, że to najodpowiedniejszy ton dla tego fragmentu; niestety potem do głosu doszły stresy, jakich jeszcze u tego pianisty na scenie nie widziałam. Szkoda bardzo. Ale w drugiej części koncertu poczuł się już całkowicie bezpiecznie rozpoczynając właśnie od wspaniałego Janáčka. A później dołączył do niego kwartet plus kontrabasista Sławomir Rozlach, by wspólnie wykonać Koncert A-dur KV 414. Fortepian był ustawiony z tyłu za smyczkowcami i był dyskretny, ale nie przesadnie; widać, że artyści, którzy pierwszy raz współpracowali ze sobą, znaleźli wspólny język. I świetny, mocny bis na koniec (już bez kontrabasisty): ScherzoKwintetu Szostakowicza.

PS. Nie wiem, czy tu wspominałam, bo usłyszałam o tym od reżysera dźwięku pod koniec lipca, ale szykuje się kolejna znakomita płyta PA z Chamber Orchestra of Europe z dwoma ostatnimi koncertami Mozarta. Kiedy – trudno jeszcze powiedzieć, bo mają być drobne dogrywki.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj