MW2 żyje!

Opis dwóch kolejnych dni Warszawskiej Jesieni rozpocznę od wydarzenia towarzyszącego, ale jest ono tego warte.

Wczoraj późnym wieczorem w TR Warszawa pojawiła się legenda krakowskiej awangardy, pamiętny zespół MW2. Tak, można to rzeczywiście powiedzieć, bo na ośmioro wykonawców pamiętnego TiS MW2 Bogusława Schaeffera z początku lat 60., pierwszego w Polsce utworu z gatunku teatru instrumentalnego (kompozytor dał taki podtytuł: metamuzyczny audiowizualny spektakl), aż piątka przewinęła się przez dawny MW2. Niektórzy byli tam obecni przez całe pół wieku jego istnienia (pianista Marek Mietelski, aktor Jan Peszek – tu występujący w roli mima), niektórzy tylko w początkowym okresie, jak flecistka Barbara Świątek-Żelazna, późniejsza pani rektor krakowskiej Akademii Muzycznej, czy aktor Bogusław Kierc, inni później, jak pianista Piotr Grodecki. A ponadto tancerka Marta Mietelska-Topór znalazła się w dawnej roli swojej ciotecznej babki Krystyny Ungeheuer-Mietelskiej (dokładniej, jest ona wnuczką brata Marka Mietelskiego), ktora udzielila jej wskazowek. Z młodszego pokolenia dołączyła sopranistka Maria Klich i wiolonczelistka Beata Urbanek-Kalinowska. Był to wzruszający pokaz, bo choć dawni bohaterowie tej historii wyglądają inaczej niż kiedyś, to wciąż są w świetnej formie. A rzecz wciąż przedstawia się świeżo, choć zarazem budzi wspomnienia. Stojak był bardzo zasłużony. Druga część tego koncertu była zresztą równie interesująca: Kwadrofonik zinterpretował Schaeffera Open Music. Jest tam duża dowolność, a muzycy, obdarzeni ogromną wyobraźnią i fantazją, nadali jej atrakcyjny wymiar estetyczny.

Teraz o koncertach głównego nurtu Jesieni – bardzo zresztą ciekawych. We wtorek w ATM Studio inna, francuska legenda wykonawstwa muzyki współczesnej, Les Percussions de Strasbourg, uczestniczyła w utworze Pierre’a Jodlowskiego Ghostland. Wirtuozeria wykonawców, ale także kompozytora łączącego zręcznie dźwięki instrumentalne i elektroniczne z warstwą wizualną (która mogłaby być ciekawsza, ale można „kupić” i tę). Świetnie, że to on właśnie przejmuje festiwal Musica Electronica Nova. Les Percussions de Strasbourg wystąpi po raz drugi dziś z utworem Griseya – wszyscy na to czekamy.

Potem w Teatrze Imka Decoder Ensemble z Hamburga, grający częściowo własne utwory (Leopolda Hurta, Andreja Koroliova, Alexandra Schuberta), a także Brigitty Muntendorf i Neo (Neele) Hülcker. I znów duża rola strony wizualnej (Muntendorf, Koroliov, Schubert), i znów muzyka gestu (u Schuberta zwłaszcza wyrafinowana), i przy tym znakomite wykonawstwo.

Wczorajszy koncert Orkiestry Muzyki Nowej Szymona Bywalca w Studiu im. Lutosławskiego też przyniósł pozytywne wrażenia. Trochę tylko rozczarował Andrzej Kwieciński, który w kolejnym utworze stosuje wciąż te same zwroty, dodając parę nowych – jakby „zupgradował” grę komputerową. Zaskoczyła Etiuda na orkiestrę wokalną, perkusję i fortepian Tadeusza Bairda (z udziałem Chóru VRC). To dzieło z 1961 r. jest typowe dla sonoryzmu, a zarazem nietypowe dla Bairda; niektóre środki są wspólne z powstałymi dwa lata później Trois poèmes d’Henri Michaux Lutosławskiego. Nietypowość wynika stąd, że rodowód utworu jest teatralny: powstał jako ilustracja do spektaklu Król Edyp Sofoklesa w reżyserii Ludwika René. Bardzo dobrze, logicznie skonstruowana jest kompozycja Pawła Hendricha HordiaverHysteresis Michela van der Aa (z klarnetem solo) i Skin Rebeki Saunders (z sopranem solo – świetna Joanna Freszel) określiłabym: dobre, choć przydługie. Ale wrażenie „przydługości” zwykle też zależy od nastroju słuchającego. W utworze Saunders zwracały uwagę piękne, wyrafinowane brzmienia i zestawienia instrumentów.

Wygląda na to, że mamy dobrą Jesień w tym roku. Gdyby tylko pogoda nie była tak paskudna…