AUKSO i niskie dźwięki

Koncert, na którym dziś byłam, okazał się inauguracją tego festiwalu. Niełatwo było znaleźć o nim informację, bo festiwal… ma mało pieniędzy.

Dobrze chociaż, że radiowa Dwójka mu patronuje – dzisiejszy koncert w Studiu im. Lutosławskiego był nagrywany, więc może kiedyś zostanie odtworzony. Program był w dużym stopniu lekki i przyjemny, ale miał i bardziej ambitne momenty, więc dla każdego coś miłego, i to w wykonaniu takich perfekcjonistów, jakimi są AUKSO z Markiem Mosiem. Niskie dźwięki dotyczyły na tym koncercie dwojga solistów – wiolonczelisty i fagocistki. Jak na niedostatek informacji, a na dodatek paskudną pogodę (choć przestało padać, to porządnie wieje i nie chce się wychodzić z domu), to i tak było dziś lepiej z frekwencją, niż się spodziewałam.

Zaczęło się właśnie utworami lżejszymi z okazji dwóch tegorocznych jubileuszy. Zygmunt Konieczny i Zbigniew Bargielski obchodzą w tym roku 80-lecie. Ten pierwszy był reprezentowany fragmentami z muzyki do filmów Jasminum i Prymas. Trzy lata z tysiąca. Ten drugi – trzema fragmentami z transkrypcji V Kwartetu smyczkowego, który jest dość nietypowym w twórczości tego kompozytora utworem: suitą żartobliwych nawiązań do tańców.

Pierwszy poważniejszy moment – to był Koncert na wiolonczelę i orkiestrę smyczkową Sławomira Kaczorowskiego, napisany dla Dominika Połońskiego. Jak wiadomo, artysta używa wyłącznie prawej ręki, kompozytor więc ma pewne ograniczenia – musi operować wokół czterech, zwykle przestrojonych, strun. Zróżnicowanie partii dotyczy więc przede wszystkim artykulacji. Na podstawie tych czterech dźwięków trzeba zbudować harmonię całości. Trzeba powiedzieć, że bardzo się udało, a wykonawcy wspólnie stworzyli wręcz baśniową atmosferę. Widać, że znakomicie się rozumieją, mają podobne podejście do muzyki.

Drugi moment bardzo serio, już po przerwie, to Koncert fagotowy, jedno z późniejszych dzieł Andrzeja Panufnika. Fagot zwykle kojarzy się z groteską, a przecież może brzmieć niezwykle dramatycznie, i tak jest właśnie w tym utworze, który kompozytor poświęcił pamięci Jerzego Popiełuszki – wiadomość o jego tragicznej śmierci dotarła do Panufnika podczas pisania tej muzyki. Pamiętam pierwsze w Polsce wykonanie z Robertem Thompsonem, dla którego koncert powstał, jeszcze w latach 80., oczywiście w kościele św. Stanisława Kostki. Tym razem partię solową wykonała Katarzyna Zdybek-Nam – usłyszałam ją po raz pierwszy, studiowała w Warszawie i Stuttgarcie, doktoryzowała się we Wrocławiu i tam działa na uczelni. Znakomicie oddała ten dramat, żarliwość, ale i śpiewność, np. we fragmencie blisko początku, który nawiązuje do chorału gregoriańskiego, a także w późniejszej Arii.

Żeby już nie było do końca tak poważnie, muzycy zakończyli Suitą „Z czasów Holberga” Griega – to miły samograj, który się zawsze podoba.

Następny koncert festiwalu Basso odbędzie się za tydzień w podziemiach kościoła pokamedulskiego z udziałem dwóch basowych instrumentów: wiolonczeli (Bolesław Błaszczyk) i tuby (Zdzisław Piernik); w programie muzyka Andrzeja Bieżana.