Gdzie jesteś, piękny świecie?

Tak właśnie – ale po niemiecku – zatytułował swój wieczór pieśni w Filharmonii Narodowej Karol Kozłowski. Tak, świat dziś nie jest piękny, a nawet bywa obrzydliwy. Ale póki są takie koncerty, trochę łatwiej to znieść.

Nasz znakomity tenor, któremu towarzyszył na fortepianie Marcin Kozieł (ten ostatni na co dzień mieszkający w Wiedniu), bardzo ciekawie dobrał program. Nie wiem, czy ludziom wydał się zbyt trudny, czy może odstraszyła ich chłodna i wietrzna pogoda, ale niestety mało było ludzi. Przyszli tylko najwierniejsi melomani (w tym parę Frędzelków). Szkoda, bo rzadko można te utwory usłyszeć, i to w takim wykonaniu.

O Kurcie Hessenbergu (1908-1994) nikt z nas chyba nie słyszał, także zapewne autor komentarza w programie, który określił go tylko jako „jednego z najwybitniejszych twórców ewangelickiej muzyki sakralnej w XX stuleciu”. Niestety, wystarczy zajrzeć do Wiki, żeby się dowiedzieć, że Herr Profesor, wykładowca kompozycji w rodzinnym Frankfurcie nad Menem, był członkiem NSDAP i znalazł się nawet na tzw. Gottbegnadeten-Liste. Po wojnie nadal robił to samo, co przed wojną, może tylko przypłacił ten epizod mniejszym właśnie rozgłosem, choć wiemy przecież, że obecność na tej liście nie zaszkodziła Richardowi Straussowi ani Carlowi Orffowi. Hessenberg był zapewne po prostu mniej utalentowany. Ale napisane w 1950 r. Pieśni lumpa op. 51 do słów XIX-wiecznego poety Wilhelma Buscha to seria zabawnych portrecików tytułowego lumpa, który najchętniej żyłby za cudze pieniądze, pił od rana do nocy i nawet miłość nie mogła sprawić, żeby się zmienił. Pieśni wymagają świetnego aktorstwa, więc są w sam raz dla Kozłowskiego.

Mieczysław Weinberg/Wajnberg jest już znany coraz powszechniej. Pieśni żydowskie op. 13, powstałe w 1942 r., to kwintesencja jego stylu: melancholia, chwilami wręcz tragizm, ale zarazem cień dziecięcości (są napisane do wierszy dla dzieci Icchoka Lejba Pereca, klasyka literatury jidysz); mieszanka to prawdziwie przejmująca. Artysta ogromnie się wczuł w te pieśni; musiał też z kimś konsultować wymowę jidysz (zapomniałam go o to spytać).

Po przerwie wielki kontrast: cykl Benjamina Brittena On This Island op. 12 (1937) do surrealistycznych, gorzkich, a czasem też satyrycznych wierszy Wystana Hugha Audena. Pieśni bardzo kontrastujące, od skupionego Nokturnu do hałaśliwego As it is, plenty. I na koniec znów zabawa – mało znany, a uroczy cykl piosenek kabaretowych Schoenberga Brettl-Lieder (parę z nich Kozłowski zaśpiewał w Studiu im. Szpilmana na jubileuszu Dwójki); w ostatniej włączyło się jeszcze paru instrumentalistów FN. Był też bis: Zawód Władysława Żeleńskiego z tekstem Kazimierza Przerwy-Tetmajera (bardziej znane jest jego opracowanie przez Mieczysława Karłowicza, ciekawie więc było posłuchać innego).

Zastanawiał się ścichapęk, czy ten program to może jest materiał na płytę. Spytałam i uzyskałam odpowiedź, że nie („ja nie jestem fanem utrwalania, na szczęście parę razy zostałem do tego zmuszony”). Ale będzie można artystę usłyszeć np. w Les Illuminations Brittena w lutym w NOSPR (śpiewał już ten utwór z AUKSO podczas Letniej Filharmonii tego zespołu) oraz w Paroles tissées Lutosławskiego na Łańcuchu XV (styczeń/luty). Zastanawialiśmy się kiedyś, kto by mógł ten utwór adekwatnie wykonać, i odnoszę wrażenie, że się ktoś taki znalazł…