Kilku śpiewaków, wiele emocji

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

La Compagnia del Madrigale jako zespół przyjechała do nas po raz pierwszy. Ale poszczególni artyści bywali tu przecież z innymi zespołami.

Ich życiorysy mówią same za siebie. To szóstka śpiewaków naprawdę doświadczonych, już nie bardzo młodych (gdzieś tak między 40-ką a 50-ką); ze sobą też występują od prawie dekady. Widać, że rozumieją się doskonale i nawet w momentach, kiedy zdarzały się zachwiania intonacyjne – komu się nie zdarzają – szybko wszystko dochodziło do równowagi.

Przyjechali z programem całkowicie poświęconym madrygałom Gesualda – to jedna z ich specjalności. Pochodziły z różnych ksiąg – pierwszej, trzeciej, czwartej, piątej, ale najwięcej z szóstej, tej, w której przeważają te najtrudniejsze, chromatyczne. Na czele z tą najbardziej szokującą, Moro lassotu nagranie, jak można stwierdzić po wyglądzie śpiewaków, sprzed dobrych kilku lat, ale dziś zabrzmiało to nie mniej dramatycznie. Zwykło się łączyć język muzyczny tych utworów z historią życia księcia-mordercy, który, jak się mawia, przez resztę życia w odosobnieniu pokutował za swój czyn. Nie do końca tak było: ożenił się po raz drugi, dużo komponował, urodził mu się drugi syn (pierwszy był z poprzedniego małżeństwa), ale zmarł w dziecięctwie; potem żona go opuściła i rozwiodła się z nim. Wtedy dopiero popadł w depresję i odbywał rytuały pokutne (kazał się np. biczować). Zmarł na swoim zamku w osamotnieniu. W tym właśnie czasie, w tym samym 1611 r. ukazała się VI Księga, a także Tenebrae.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Co do owych nietuzinkowych harmonii (autorka omówienia w programie napisała o „zwyrodniałej, acz satysfakcjonującej odtwórczo polifonii” – zwyrodniałej, naprawdę?), to Gesualdo był może w tym ekstremalny, ale nie jedyny. Jego inspiracją były madrygały tego kompozytora, ale przypomnijmy też sobie choćby tę elegię, która została (chyba dla uniknięcia dosłowności) wykorzystana przez Salvatore Sciarrino w Luci mie traditrici, które to dzieło krąży wokół dramatycznej historii księcia Venosy. Takich utworów jest trochę. Im więcej chromatyzmu, tym więcej mrocznych emocji, to fakt – i zaśpiewane na bis dwa madrygały Monteverdiego były jak dzień po nocy. A przy tym panie miały okazję ukazać swoją wirtuozerię wokalną.

Po południu zaś w Ratuszu Głównomiejskim wystąpili Corina Marti i Michał Gondko, prezentując program osnuty wokół renesansowych tańców polskich z tabulatur polskich i niemieckich. W pewnym sensie można więc powiedzieć, że był to program zbliżony do płyty Michała Gondko Polonica, ale rozpisany na lutnię z renesansowym klawesynem, co bardzo wzbogaciło brzmienie (każdy grał też po parę utworów solo). Do tańców zostały dołączone dwa renesansowe utwory chóralne: Kleszczmy rękomaPsałterza Mikołaja Gomółki (taneczny z natury) oraz Kryste, dniu naszej światłości Wacława z Szamotuł. Bardzo wdzięcznie zabrzmiały, oba też zostały wykonane na bis.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj