Kilku śpiewaków, wiele emocji

La Compagnia del Madrigale jako zespół przyjechała do nas po raz pierwszy. Ale poszczególni artyści bywali tu przecież z innymi zespołami.

Ich życiorysy mówią same za siebie. To szóstka śpiewaków naprawdę doświadczonych, już nie bardzo młodych (gdzieś tak między 40-ką a 50-ką); ze sobą też występują od prawie dekady. Widać, że rozumieją się doskonale i nawet w momentach, kiedy zdarzały się zachwiania intonacyjne – komu się nie zdarzają – szybko wszystko dochodziło do równowagi.

Przyjechali z programem całkowicie poświęconym madrygałom Gesualda – to jedna z ich specjalności. Pochodziły z różnych ksiąg – pierwszej, trzeciej, czwartej, piątej, ale najwięcej z szóstej, tej, w której przeważają te najtrudniejsze, chromatyczne. Na czele z tą najbardziej szokującą, Moro lassotu nagranie, jak można stwierdzić po wyglądzie śpiewaków, sprzed dobrych kilku lat, ale dziś zabrzmiało to nie mniej dramatycznie. Zwykło się łączyć język muzyczny tych utworów z historią życia księcia-mordercy, który, jak się mawia, przez resztę życia w odosobnieniu pokutował za swój czyn. Nie do końca tak było: ożenił się po raz drugi, dużo komponował, urodził mu się drugi syn (pierwszy był z poprzedniego małżeństwa), ale zmarł w dziecięctwie; potem żona go opuściła i rozwiodła się z nim. Wtedy dopiero popadł w depresję i odbywał rytuały pokutne (kazał się np. biczować). Zmarł na swoim zamku w osamotnieniu. W tym właśnie czasie, w tym samym 1611 r. ukazała się VI Księga, a także Tenebrae.

Co do owych nietuzinkowych harmonii (autorka omówienia w programie napisała o „zwyrodniałej, acz satysfakcjonującej odtwórczo polifonii” – zwyrodniałej, naprawdę?), to Gesualdo był może w tym ekstremalny, ale nie jedyny. Jego inspiracją były madrygały tego kompozytora, ale przypomnijmy też sobie choćby tę elegię, która została (chyba dla uniknięcia dosłowności) wykorzystana przez Salvatore Sciarrino w Luci mie traditrici, które to dzieło krąży wokół dramatycznej historii księcia Venosy. Takich utworów jest trochę. Im więcej chromatyzmu, tym więcej mrocznych emocji, to fakt – i zaśpiewane na bis dwa madrygały Monteverdiego były jak dzień po nocy. A przy tym panie miały okazję ukazać swoją wirtuozerię wokalną.

Po południu zaś w Ratuszu Głównomiejskim wystąpili Corina Marti i Michał Gondko, prezentując program osnuty wokół renesansowych tańców polskich z tabulatur polskich i niemieckich. W pewnym sensie można więc powiedzieć, że był to program zbliżony do płyty Michała Gondko Polonica, ale rozpisany na lutnię z renesansowym klawesynem, co bardzo wzbogaciło brzmienie (każdy grał też po parę utworów solo). Do tańców zostały dołączone dwa renesansowe utwory chóralne: Kleszczmy rękoma z Psałterza Mikołaja Gomółki (taneczny z natury) oraz Kryste, dniu naszej światłości Wacława z Szamotuł. Bardzo wdzięcznie zabrzmiały, oba też zostały wykonane na bis.