Znów się zdziwiłam

Wczoraj i dziś byłam na finałach XI Międzynarodowego Konkursu Wiolonczelowego im. Witolda Lutosławskiego. Solista, który wydał mi się najsłabszy, wygrał właśnie ten konkurs.

Przyznam, że wypowiadam się wyłącznie na podstawie występów finałowych. Może w poprzednich etapach Haruma Sato był genialny? Nie wiem. Pytałam znajomych, którzy śledzili poprzednie etapy, o ogólny poziom konkursu. Zdania były podzielone, były i takie, że niewysoki. W każdym razie odpadły przed finałami w komplecie największe ekipy: koreańska i polska. Odpadła też cała Europa. Pozostało dwóch Japończyków, Chińczyk i Amerykanin. Zwycięzca otrzymuje również nagrodę za najlepsze wykonanie Grave Lutosławskiego. Z kolei Amerykanin Oliver Herbert, laureat IV nagrody, najlepiej według jury wykonał Wariację Sacherowską. Za najlepsze wykonanie Sonaty g-moll Chopina wyróżniony został Francuz Antonin Musset, o co było mu prawdę mówiąc nietrudno, ponieważ wykonał ją jako jedyny. Wszyscy natomiast w II etapie musieli zagrać zamówiony na tę okazję utwór Dariusza Przybylskiego Out i najlepsza tu była jedyna pozostała Polka, Krystyna Wiśniewska.

Ale wróćmy do finałów. Zacznę od pochwały w stronę Marka Mosia, który potrafił sprawić, że orkiestra Filharmonii Narodowej (w zmniejszonym składzie) naprawdę ładnie grała Haydna – a musiała, tak się złożyło, cztery razy wykonać Koncert C-dur. Jak wiem z relacji, po prostu prosił ich, żeby grali cicho i delikatnie – i to było w sam raz.

Właśnie od Haydna w wykonaniu Sato rozpoczęły się finały i już po I części pomyślałam sobie: jeśli taki jest poziom finałów, to rzeczywiście musiało być niewesoło. Na moje ucho wiolonczelista wyraźnie się z tym utworem mocował, co skutkowało wręcz fałszami. W Koncercie Lutosławskiego starał się, ale wypadł dość blado. Trochę ciekawszy był jego rodak Michiaki Ueno, student Pietera Wispelweya, który ostatecznie otrzymał II nagrodę; był bardziej sprawny technicznie i wręcz teatralny (do tej teatralności należą też fryzura z grzywą a la początkujący Beatlesi i gnieciony kabacik trochę chyba nawiązujący do ubranek Mischy Maisky’ego), ale też nie jakiś rewelacyjny.

Dziś rozpoczął najmłodszy ze wszystkich uczestników, zaledwie 17-letni Chińczyk Yibai Chen (jego obecnym pedagogiem jest zwycięzca II Konkursu im. Lutosławskiego, Danjulo Ishizaki) i ujmował świeżością i wdziękiem, choć też miał niedociągnięcia; w Haydnie zagrał długaśną, udziwnioną kadencję, a w Lutosławskim robił jakieś dziwne rubato. Otrzymał III nagrodę. Jako ostatni grał dziś wspomniany już Amerykanin, którego wcześniej po próbach chwalili mi znajomi z orkiestry, zachwyceni byli również jego wspaniałym instrumentem Guadagniniego. Niestety solista rozczarował; był jakiś wycofany, introwertyczny, nawet ta piękna wiolonczela nie brzmiała tak efektownie jak by się można było spodziewać. Może trema?

Właśnie. Wiolonczela to instrument, który śpiewa. A tego śpiewu było jakoś mało.