Zimerman obchodzi Bernsteina
Pianista mówi, że z początku wcale nie tak łatwo było przekonać różne miejsca koncertowe do tego utworu. Ale po paru wykonaniach posypały się kolejne propozycje, gdy organizatorzy usłyszeli, jaka to wdzięczna w słuchaniu muzyka.
Siłą rzeczy nasuwały mi się dziś porównania nie tylko z wykonaniem II Symfonii „The Age of Anxiety” półtora miesiąca temu, ale też, po koncercie sprzed paru dni, ze skrzypcową Serenadą – tamten utwór ma w sobie wiele pogody i łagodności mimo żywości muzycznej dysputy, także dzięki diatoniczności. II Symfonia zawiera więcej chromatyzmu i zamaszystych gestów, także fortepianowych, co współbrzmi z tytułowym niepokojem. Choć treścią również tego utworu jest rozmowa kilku osób. Co mają jeszcze te utwory wspólnego, to wypad w stronę swingu pod koniec – w II Symfonii jest to cała wariacja (zwana Masque) z bardzo szybką partią solową. I jeszcze jakieś współbrzmienia znane z muzyki Strawińskiego można znaleźć i tu, i tu. Jednak II Symfonia ma w sobie więcej głębi i dramatu, kulminacją jest tu początek drugiej części – i samo zakończenie.
Na YouTube znajduje się rejestracja wideo wykonania Krystiana Zimermana z London Symphony Orchestra pod batutą kompozytora. No i jest trochę podobna sprawa, jak wcześniej z Koncertem Lutosławskiego. Tamta interpretacja była bardzo elegancka i precyzyjna, nie brakło też temperamentu. Była po prostu znakomita. Jaka jest różnica z dzisiejszym wykonaniem? Dziś widać, że pianista zdobył po latach nową perspektywę, ogląd „z lotu ptaka”. Choć różnic z dawną interpretacją jest być może mniej niż w przypadku Lutosławskiego.
Bardzo pozytywne wrażenia dało też wykonanie partii orkiestrowej (FN pod batutą Jacka Kaspszyka). Zwłaszcza pięknie zabrzmiały dęte drewniane na początku i w wolniejszych częściach – a odgrywają one tu dużą rolę. Orkiestra wykonuje już ten utwór po raz kolejny, po koncercie z Maksymiukiem i Knauerem, ale słychać, że od tego czasu bardzo popracowała.
W pierwszej części Jacek Kaspszyk poprowadził Eroikę Beethovena – Festiwal Beethovenowski rozpoczął się więc prawidłowo, bo muzyką patrona. Było naprawdę przyzwoicie. Swoją drogą zupełnie inaczej słucha się z balkonu – dziś siedziałam właśnie na górze i chyba jednak w sumie wolę moje zwykłe miejsce.
Komentarze
Oczywiscie zabawne było to, ze patron festiwalu służył tym razem ewidentnie jako suport przed tym, na co ściągnęło do FN tłum taki, ze brakło numerków w szatniach. Z tej „Eroiki” zapamiętałem w zasadzie ładnie zagrane trio w scherzu, z waltorniami, które stanęły na wysokości zadania. Ale jak podczas przerwy rozmawiałem z kilkorgiem znajomych z rożnych parafii, to wszyscy mieli wrażenie, że było to jednak bardzo nudne (dwie osoby i ja też, miały kryzysy z łapiącym „śpikiem”, ale dla meteoropatów to nie był dobry dzień, z tym walącym śniegiem). No był ten Beethoven raczej piłowaty.
W „Wieku lęku” Knauer był bardziej „toporny” i absolutnie mniej „fancy”, orkiestra też wówczas zdecydowanie mniej się starała. W „Masque” przez to jednak chyba bardziej mi przypominał dla mnie kiedyś „referencyjne” nagranie Lucasa Fossa z Bernsteinem (potem „wyparło” je nagranie Hamelina). KZ na załączonym w formie filmiku nagraniem z Bernteinem też gra jednak te partie swingujące o niebo bardziej … spokojnie i metronomicznie. Ale ma się też wrażenie, że znacznie częściej zerkał na dyrygenta i kompozytora w jednej osobie. Wczoraj to KZ za plecami maestro Kaspszyka „poddyrygowywał od dołu”, zwłaszcza wówczas chyba, gdy miał wrażenie, że ze smyczków nie jest wszystko wyciśnięte. Ale był wyluzowany i – to jest absolutnie strzał w sedno Pani Kierowniczki: ogarniał utwór „z lotu ptaka”. Bo to jest po prostu orzeł, za którym leciały pozostałe, nota bene bardzo sympatyczne, kaczki 🙂
Dobry wieczór z Poznania! Udało mi się dostać na dzisiejszy koncert z Zimermanem w roli głównej 🙂 Widziałem, że Pani Redaktor tym razem zajęła miejsce na parterze (chciałem podejść po koncercie, ale z II balkonu schodzi się nieprędko!). W porównaniu z wczorajszą inauguracją, jak było dzisiaj? Powiem tylko, że irytujące z perspektywy mojego miejsca było częste zakrywanie pianisty krzyczącą blachą orkiestry.
E, to chyba mnie Pan z kimś pomylił 🙂 Siedziałam znów na I balkonie, ale tym razem w VI rzędzie, i o dziwo proporcje wydawały się lepsze. A zaraz po zakończeniu utworu musiałam pędzić do Teatru Wielkiego (a wiedziałam, że bisów nie będzie), więc i tak byśmy się nie spotkali… Innym razem 🙂
Do koncertu KZ nastrajałam się od momentu, gdy program Festiwalu trafił do Internetu. Zapisałam w komórce datę i godzinę rozpoczęcia sprzedaży biletów z ogólnodostępnej puli, co uchroniło mnie przed gorączkowymi poszukiwaniami na „rynku wtórnym”. Przed koncertem standardowo odrobiłam lekcje, studiując postać i muzykę. Z wypiekami czekałam i zacierałam ręce na myśl o tym, jak wspaniale będzie na żywo.
I zaczął Beethoven:) Jak to Beethoven, kompozytor raczej nie mój: dostojny, surowy, nuty cierpliwie wydobywane. Słuchało mi się przyjemnie, a senność i nuda nie zmogły. Ale trzeba tu dodać, że za mną siedziała kilkunastoosobowa wycieczka dzieci w wieku szkolnym;)
Nadszedł w końcu czas na gwiazdę piątkowego wieczoru. Słuchałam tak mocno skupiając się na pianiście, że prawie zapomniałam o całej orkiestrze razem z dyrygentem (co dotąd w odniesieniu do pana Kaspszyka mi się nie zdarzyło). Kilka razy dreszcz jak palce po klawiaturze przebiegł moimi plecami. Przeżyłam jednak coś… z rozczarowania. Absolutne piękno miażdży. Wczoraj piękno było, ale nie takie, które zostawiłoby po mnie rozkoszny proch:) Nieustannie też towarzyszyło mi odczucie, że pianista po prostu mnie, słuchacza, nie lubi. Nie mogłam tego nijak wyłączyć.
Piątkowy wieczór był porządnie zagrany. Wart ceny biletu dlatego, że dowiedziałam się tam nowej, cennej rzeczy: na żywo zdecydowanie wolę słuchać tego pana http://culture.pl/pl/tworca/piotr-anderszewski 🙂
A, wszystko jasne – widziałem jak wychodzi Pani drzwiami po prawej stronie, wydaje mi się ze na parterze. Tak czy inaczej, pozdrowienia!
Wzajemnie 🙂
Zaraz jadę do Katowic zrobić sobie małą przerwę w Festiwalu Beethovenowskim.
Jan Emil przed chwilą, w programie radiowym
Przywołał uliczną swą z ojcem rozmowę…
Spacer Krakowskim, albo Miodową
Wtem syn coś podrzuca – o te oto słowa:
„Wiesz przecież chyba – świata nie zmienisz”
(Podrzut coś jakby daleki zieleni)
Ojciec, i uczeń, i przecież mistrz…
(Nie swoją drogą nie umie iść)
Podpowie po cichu, minąwszy swój strach:
„Ufam, że zmienię, wierzę, że tak”…
Koncert Krystiana w Filharmoniji
Złapał, mym zdaniem, coś z tamtej chwili…
„Ufam, że zmienię, wierzę, że tak”…
Ta ero… Ero… Eroica…
– Zielone światełko, czekany list
Że niepotrzebny… tylko bis…
Ja byłem w sobotę 🙂 tak, by polityków (i ich wyborczych konwencji, albo na nich buczeń, albo i ich żarcików np. o Zenku Martyniuku) nie spotkać 🙂 W sobotę, na balkonie widziałem jeno jednego – neutralnego. 🙂 pa pa! m