Orkiestra na początek

#sieć – taki podtytuł ma rozpoczęta właśnie 31. Musica Polonica Nova pod nowym kierownictwem: wrocławskiego kompozytora Pawła Hendricha. Kolejne koncerty będą spełniać to hasło; dziś był dość zwyczajny koncert orkiestrowy.

W roli głównej Orkiestra NFM pod batutą Szymona Bywalca, poprzedniego szefa festiwalu. Tak więc kierownictwo przeszło płynnie z rąk do rąk; dyrygent poprowadzi też swoją katowicką Orkiestrę Muzyki Nowej na zakończenie MPN. A będzie też jeszcze jeden ciekawy koncert orkiestrowy – NOSPR pod batutą Marzeny Diakun. Trzy laureatki Paszportu „Polityki” biorą udział w tym festiwalu: poza dyrygentką także Agata Zubel, której utwór dziś wykonano, oraz Joanna Freszel, która wystąpi jutro i pojutrze. I jeszcze jeden laureat – Paweł Mykietyn; jego muzyka pojawi się tu we czwartek. Ja będę tu niestety tylko do wtorku.

Utwór Agaty Zubel In the Shade of an Unshed Tear został napisany dwa lata temu dla Seattle Symphony i tam był wykonany po raz pierwszy; dziś zabrzmiał po raz pierwszy w Polsce. Charakterystyczne dla niego jest skontrastowanie środków: rozpoczyna się kilkoma szybkimi uderzeniami wielkiego bębna zestawionymi z prawie niesłyszalnymi brzmieniami smyczków. Ten bęben będzie się w miarę regularnie odzywał, jak refren, a w orkiestrze będą się działy różne rzeczy, coraz więcej. Dość prosta, logiczna forma, zwięzłe 15 minut. Świetny utwór.

Absolutnym kontrastem było Tam/Tu Rafała Augustyna – przedziwna hybryda, formalnie koncert skrzypcowy, w którym solistce towarzyszy szczególna orkiestra: dęte w pełnym składzie plus fortepian, harfa i perkusja, a smyczki zastąpione chórem (siedzącym na ich miejscach), śpiewającym w pierwszej części wiersz Leśmiana, w drugiej – kilka wierszy Tymoteusza Karpowicza. Skrzypaczka Christine Pryn miała do spełnienia niezwykłą rolę: musiała grać bez przerwy, towarzyszyć temu wszystkiemu. A trwało to co najmniej trzy kwadranse… Hm. Trudno wyrobić sobie zdanie po jednym wysłuchaniu, łatwe to nie było, ale ciekawe. Całość okazała się chyba zbyt trudna, ponieważ sala, pełna na początku, w drugiej części w połowie opustoszała.

Połowa więc pierwotnego składu publiczności wysłuchała najpierw utworu Grzegorza Pieńka Behind the Curtain: znów klasyczna orkiestra, ciężka masa oddychająca pauzami, w harmonii dominują trytony. I wreszcie na koniec Koncert na improwizującą trąbkę i orkiestrę wrocławskiego Amerykanina Paula Preussera z solistą Nate’em Wooleyem, który siłą rzeczy zmienił się w całkiem przyjemny jazz.

PS. Bardzo żałuję, że nie mogłam być dziś na koncercie w Filharmonii Narodowej – może ktoś był?