Krauze i Sikora ku pamięci

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Drugi i ostatni w sezonie wiosennym koncert Chain Ensemble w Nowym Teatrze miał tytuł: Lutosławski, unizm, minimalizm. Lutosławski w drobnych utworach, unizm – już nie, minimalizm – raczej muzyka repetycyjna.

Trzonem koncertu były dwa utwory kameralne napisane „en hommage”, oba z tego samego roku 1993. Zygmunt Krauze napisał swój Kwintet fortepianowy na zamówienie Muzeum Sztuki w Łodzi z okazji stulecia Władysława Strzemińskiego, a Elżbieta Sikora Sekstet smyczkowy napisała na 80-lecie Witolda Lutosławskiego, jak wyznała – swojego mistrza, za którym jeździła pokazywać mu swoje partytury.

Powiązanie stulecia Strzemińskiego z osobą Krauzego było naturalne, ponieważ ten kompozytor od dawna już wyznawał, że tym artystą się inspiruje, wykorzystując teorię unizmu do celów muzycznych. To znaczy: obraz jednolity, bez kontrastów, składający się z drobnych kształtów korespondujących ze sobą, w wydaniu muzycznym stał się dźwiękową płaszczyzną, w której wszystkie dźwięki są wyrównane. Rzecz w tym jednak, że w 1993 r. Krauze już właściwie wyszedł z unizmu, jego utwory stawały się coraz bardziej wyraziste, przestawały być jednolitą masą, zaczęły się w nich pojawiać poszarpane, urywane motywy, które właściwie pozostały w twórczości Krauzego do dziś. I taki jest właśnie kwintet (na fortepianie grał, jak podczas prawykonania, sam kompozytor) – wydaje się, że wciąż mamy ten sam materiał dźwiękowy (pod tym względem jeszcze jest jakieś podobieństwo do unizmu), ale jednak wyraźnie zmieniają się nastroje, w pewnym momencie przychodzi nawet patos.

Utwór Elżbiety Sikory, po raz pierwszy wykonany w Warszawie (grała go niegdyś w Gdańsku orkiestra Amadeus w wersji na orkiestrę smyczkową) nawiązuje z kolei częściowo do twórczości Lutosławskiego, ale też bardzo pośrednio. Niektóre gesty kojarzą nam się np. z Kwartetem smyczkowym, którym częściowo kompozytorka się inspirowała, ale są i takie, których Lutosławski raczej by nie wykonał. A są też kojarzące się z wcześniejszymi utworami, np. Muzyką żałobną.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Mocne canadiano

Nowy premier Kanady Mark Carney jest chodzącym wzorcem wszystkiego, czego Donald Trump nienawidzi najbardziej. Czy będzie też prorokiem antypopulistycznej reakcji?

Łukasz Wójcik

Muzyka samego Lutosławskiego, patrona cyklu (Towarzystwo im. Lutosławskiego jest jego organizatorem, a Andrzej Bauer – pomysłodawcą i kierującym), ograniczona została tym razem do paru miniatur, będących zarazem okazją do zaprezentowania się młodzieży. Wariację Sacherowską zagrała młoda wiolonczelistka Krystyna Wiśniewska, a w Bukolikach (opracowanie autorskie na altówkę i wiolonczelę) dołączyła się Agnieszka Podłucka. Obie są jeszcze studentkami i zapowiadają się świetnie.

A na koniec – rzeczony minimalizm, a raczej repetytywizm, czyli młody John Adams, Shaker Loops w pierwotnej wersji na septet smyczkowy. To utwór z końca lat 70., na Warszawskiej Jesieni wykonała go w 1986 r. (podobnie jak później kompozycję Sikory) orkiestra Amadeus. Jego stylistyka bliższa jest Reichowi niż Glassowi, inny jest jednak sposób operowania czasem i tempami: nakładają się na siebie różne płaszczyzny motywów przyspieszanych i zwalnianych, granych jednocześnie w różnych tempach. Słucha się tego miło, co prawda ta stylistyka już bardzo się zbanalizowała, ale to ma jeszcze pewien posmak świeżości, przynajmniej, jak się wydaje, w uszach młodej publiczności, która reagowała entuzjastycznie.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj