Vive la France

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Zacznę od drugiego koncertu – od zeszłego roku tradycją festiwalu starosądeckiego są dwa koncerty w sobotę – ponieważ był w większości poświęcony muzyce francuskiej, w sam raz na Quatorze Juillet, czyli święto narodowe Francji.

Zespół Le Salon de la Paix jest polsko-francuski: jego szefową jest klawesynistka Katarzyna Tomczak-Feltrin, zamieszkała we Francji, a wystąpili z nią jej mąż flecista Julien Feltrin, skrzypaczka Ewa Chmielewska, gambista Piotr Młynarczyk oraz jako solistka Myriam Arbouz, która mimo młodego wieku występowała już z czołówką francuskich zespołów muzyki dawnej. To przykład formacji, których powstaje w ostatnim czasie wiele: koledzy po studiach na uczelniach europejskich skrzykują się do konkretnych projektów. Ten dotyczy repertuaru koncertów królewskich organizowanych przez 40 lat przez królową Francji Marię Leszczyńską, żonę Ludwika XV, a córkę Stanisława (to jeden związek z Polską), a później także przez jej synową, żonę delfina Marię Józefę, córkę Augusta III Sasa – i to drugi, choć narodowościowo pośredni, związek z Polską. Obie panie były bardzo muzykalne i same też grywały, podobnie jak niektóre z dzieci Marii (która urodziła ich aż 10).

Może nie są nam tak znane nazwiska dyrektorów artystycznych tego cyklu koncertowego, którymi byli najpierw François Colin de Blamont, a później François Francoeur, a także wybitny flecista Michel Blavet – ale ich muzyka jest równie urocza jak wiele innych francuskich dzieł tej epoki. Wszyscy za to znamy Rameau czy Mondonville’a, których utwory również się pojawiły. Na koniec usłyszeliśmy także dzieła z kręgu drezdeńskiego Marii Józefy: słynne gambowe Arpeggio Carla Friedricha Abla, bardzo dziwny Polonez d-moll Wilhelma Friedemanna Bacha (który działał w Dreźnie, a Maria Józefa była jego uczennicą, wreszcie kantata w stylu włoskim Johanna Adolpha Hassego. Jedno, co trochę psuło ten sympatyczny koncert, to akustyka sali dawnego kina Sokół, gdzie na scenie wisi mnóstwo tłumiącego aksamitu (szkodził zwłaszcza dźwiękowi skrzypiec).

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Przedtem w kościele św. Elżbiety mieliśmy instrumentalną stronę repertuaru z wczoraj w wykonaniu polsko-meksykańskiego Ensemble Hildebrandt 1719. Większość zresztą wykonywała jedna skrzypaczka, Teresa Piech, z gambą i pozytywem; druga, Justyna Skatulnik, dołączyła tylko w trzech utworach. Powtórzę tylko za wczorajszym komentarzem Amici, że Mielczewski czy Jarzębski w niczym nie odbiegał tu od Meruli czy Scacchiego. Bardzo to było bezpretensjonalne wykonanie.

Jutro wielki finał – oratorium Alessandra Scarlattiego o królu Kazimierzu. Można będzie posłuchać transmisji w Dwójce.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj