Co wynika z wyników?

Że jeszcze nie da się przeprowadzić tego konkursu tak, by kryteria były jasne i oczywiste. I że wciąż widmo dużego konkursu i wielkich czarnych fortepianów straszy.

W sztuce, jak w życiu, są rewolucje i ewolucje. Mam takie wrażenie, że sam zamysł był naprawdę rewolucyjny, ale coś tę rewolucyjność powstrzymało i efekt jest… ewolucyjny. Tzn. jest tak, jakbyśmy jeszcze nie do końca wiedzieli, po co się robi ten konkurs i o co w nim chodzi. Jury, jak już wcześniej wspominałam, składało się z artystów specjalizujących się w grze na instrumentach historycznych – Staier, Lubimov, Koch, Chevalier, z pianistów, dla których są one pasją uboczną – Demidenko, Świtała, Olejniczak, no i z solistów „współcześniaków”, ale na tyle otwartych, by byli w stanie „liznąć” grę na tych instrumentach – po namówieniu przez Stanisława Leszczyńskiego, jak Pobłocka, Dang, Goerner. Pogodzenie więc ich spojrzeń musiało być niełatwe.

Teraz mamy już kolejną generację pianistów, dla których gra na instrumentach historycznych nie jest prostym przeniesieniem gry na steinwayu. Dla mnie właśnie spostponowany przez jury Dmitry Ablogin jest idealnym tego przykładem: stylistyka HIP jest dla niego czymś całkowicie naturalnym, gra, jakby improwizował (plus improwizacje preludiowane), gra też retorycznie, co całkowicie zgadza się z zasadami wyznawanymi przez Chopina: nuta jest słowem, fraza zdaniem itp. I każda fraza ma swój kształt.

Taki typ pianistyki reprezentuje też zwycięzca konkursu, Tomasz Ritter, niezwykle muzykalny chłopak. On również traktuje instrumenty historyczne poważnie – nie tylko uczy się u specjalistów-pianistów (Lubimov jest wśród nich), ale też współpracuje z czeskim budowniczym klawesynów Petrem Šeflem, więc i budowa instrumentów go interesuje. Aleksandra Świgut studiowała fortepian historyczny u naszej czołowej specjalistki w tej dziedzinie Katarzyny Drogosz. Dodajmy jeszcze, że laureat ex aequo drugiej nagrody, Naruhiko Kawaguchi, także się w tej dziedzinie specjalizuje.

Jednak znaleźli się na tym konkursie również pianiści „zwykli”, którzy po prostu spróbowali szczęścia, a nuż uda się i tutaj. Niektórzy zapewne „ogrywali się” przed dużym konkursem (zapewne np. Kamil Pacholec, notabene bardzo zdolny młody człowiek), ale nie wszyscy – Antoine de Grolée to najstarszy już przecież uczestnik, ma zresztą za sobą próbę uczestnictwa w roku 2010. Wydaje się, że do nich należy również Krzysztof Książek; gdyby miał prawdziwy szacunek do tych instrumentów, nie grałby tak, jak np. w finale koncertu… Owszem, miał doświadczenie z buchholtzem, ale grał na nim utwory drobne, w których jest dużo lepszy, np. mazurki – otrzymał za nie nagrodę i zgodzę się, że grał je nieźle. Na dużym konkursie też mi się one w jego wykonaniu podobały.

Mam wrażenie, że jury, siłą rzeczy podzielone, wystraszyło się skrajności. Najbardziej adekwatnego stylistycznie i muzycznie Ablogina, który zapewne robi rzeczy nie do końca zrozumiałe dla pianistów bliższych tradycji współczesnego grania, oraz najbardziej niestylowego wśród finalistów (tj. nawet nie próbującego stylistyki HIP) de Grolée, którego nagrodzenie to byłoby zapewne dla specjalistycznej części jury too much. Zrównanie jednak tych dwóch pianistów i przyznanie im tak samo tylko wyróżnienia jest totalnym nieporozumieniem i dowodzi, że do prawdziwej rewolucji jeszcze nam daleko.