Cztery razy cztery

Werdykt kwartetowej odsłony katowickiego Konkursu im. Karola Szymanowskiego zapowiadano początkowo na 22:30. Ostatecznie otrzymaliśmy go zaraz przed północą.

Jurorzy w ogóle byli łaskawi: do zmagań przystąpiło siedem kwartetów, więc pytali, czy można przepuścić wszystkich do II etapu. Potem do finałów dopuścili cztery zamiast trzech, a na ostatnich obradach mieli problem, czy też może nie dałoby się jakoś inaczej podzielić puli nagród, ale nie dało się, więc stało się tak, jak się stało.

Tak więc szkoda, że tylko tytuł finalistów otrzyma sympatyczny koreański zespół o niemieckiej nazwie Baum Quartett. Kiedy się tak nazwali, wybierali się właśnie do Niemiec, gdzie obecnie studiują. Bardzo mi się podobało ich granie, pastelowe, nastrojowe, malarskie wręcz. Tak właśnie rozpoczęli ów baśniowy początek II Kwartetu Szymanowskiego, tak było też w słodkiej, poetyckiej interpretacji Kwartetu Ravela. Ujęło mnie szczególnie szlachetne brzmienie skrzypiec prymariuszki Sun Shin. Ja bym ich sklasyfikowała wyżej, ale nie słyszałam poprzednich etapów, a jury ma nade mną tę przewagę…

Oni wystąpili dziś jako pierwsi, a po nich – Eliot Quartett, który okazał się zwycięzcą. To znak czasu: kwartet jest międzynarodowy, ale z Niemiec; Niemcem jest tylko wiolonczelista, prymariuszka i altowiolista to Rosjanie, a drugi skrzypek jest Kanadyjczykiem. Jury ujęła zapewne emocjonalność i siła, z jaką grał ten zespół. Mnie brakło pewnej poezji, tajemnicy, zarówno w tym samym utworze Szymanowskiego (usłyszeliśmy go cztery razy, za każdym razem był zupełnie inny), jak i w Kwartecie Debussy’ego o bardzo, by tak rzec, mięsistym brzmieniu i zdecydowanym charakterze. Poprzedni zespół był bardziej malarski, ten – bardziej epicki. I bardzo energetyczny.

Następne były Polki – New Music Quartet. One próbowały być trochę pośrodku: na poły śpiewne, na poły intensywne. Bardzo energetycznie zagrały III Kwartet Bartóka, choć też chciałoby się więcej tajemniczości, zwłaszcza w I części, ale w sumie wypadły naprawdę nieźle. Otrzymały III nagrodę.

I wreszcie kolejny, również międzynarodowy i również żeński zespół, tym razem z Wiednia: Selini Quartet, laureat II nagrody. Dwie skrzypaczki-bliźniaczki, Rosjanki, zmieniały się za pulpitami; towarzyszą im Rumunka i Greczynka. Też podobały mi się bardzo, może nawet bardziej niż zwycięzcy. II Kwartet Bartóka zagrały ze śpiewną melancholią poza drugą, motoryczną i energiczną częścią; finał zabrzmiał wręcz żałobnie, tak, jak powinien. Łagodna I część utworu Szymanowskiego była bardzo logicznie zbudowana, był to jedyny z zespołów, który potrafił pokazać, że ostatnia fraza pierwszej części, niby to oddzielona, jest konkluzją poprzedzającego wątku. Śpiew, intensywność, a w drugiej części pewna dzikość – wszystko było świetnie oddane.

Tak więc poziom był w tej kategorii wysoki. Zobaczymy, co będzie dalej. Ale cieszę się z repertuaru – już się za nim stęskniłam.