Siła kwartetów (połączonych lub nie)
Miałam do wyboru dwa koncerty: albo w FN Sydney Symphony w ramach cyklu Orkiestry Świata, albo w sali kameralnej Teatru Polskiego koncert Siła połączonych kwartetów w ramach festiwalu Eufonie. Miałam nastrój do muzyki kameralnej, wybrałam więc ten drugi i nie żałuję.
Australijska orkiestra wystąpiła pod batutą Daniela Robertsona, a solistą był Renaud Capuçon, który grał Koncert skrzypcowy Albana Berga. Tego rzeczywiście żałuję; jeśli zaś ta orkiestra jest rzeczywiście dobra, to na pewno warto też było posłuchać V Symfonii Mahlera. Jeśli ktoś z PT Frędzelków był i chciałby się podzielić, oczywiście zapraszam. A na razie podzielę się ja.
W tej niewielkiej salce akustyka jest dość sucha i wszystko słychać aż za dobrze, więc wykonawcy muszą naprawdę znakomicie grać, by słuchanie przynosiło satysfakcję. Na szczęście mieliśmy okoliczność z naprawdę znakomitymi muzykami. Kwartet im. Zemlinsky’ego to czeska (dokładniej praska) formacja założona 24 lata temu, gdy członkowie byli jeszcze studentami, zespół ceniony i nagradzany. Wypełnił pierwszą część koncertu trzema utworami całkowicie różnymi od siebie. Cztery Piosenki z Zaolzia Romana Bergera z 2004 r. zaskoczyły mnie trochę, bo znam tego kompozytora jako autora skomplikowanych dzieł i niezwykle uczonych wypowiedzi teoretycznych (to Polak z Czeskiego Cieszyna mieszkający na Słowacji, jest honorowym członkiem Związku Kompozytorów Polskich, bardzo zaprzyjaźniony z naszym środowiskiem), tymczasem usłyszeliśmy prawie neoklasyczne nawiązania do prawdziwych melodii ludowych (w tym… W murowanej piwnicy).
I Kwartet smyczkowy A-dur op. 4 autorstwa patrona zespołu, Alexandra von Zemlinsky’ego, jest dziełem 25-latka z 1896 r. i nic dziwnego, że spodobało się Brahmsowi – podąża jego drogą, melodyjny i elegancki w formie. Słuchanie go było prawdziwą przyjemnością. Podobnie było w przypadku I Kwartetu smyczkowego d-moll Moniuszki (mimo małej przygody prymariusza z poluzowanym kołkiem – dostrajając się powiedział „Sorry, Moniuszko”), tego bardziej popularnego, który naprawdę dobrze świadczy o wykształceniu 20-letniego wówczas studenta w Berlinie. Jednak wydaje się, że muzycy grali z PWM-owskiego opracowania, które odbiega od oryginału, a szkoda. Była kiedyś moda, żeby przerabiać Moniuszkę, a on biedny już nie mógł się bronić.
Piszemy o tym, co ważne i ciekawe
Podział już tak nie dzieli
Wojna Tuska z Kaczyńskim przestaje już angażować Polaków. Zmęczenie personalnym konfliktem nie rozkłada się jednak po równo. I tu spora sensacja naszych badań: ponad 80 proc. wyborców akceptuje odejście Kaczyńskiego na emeryturę.
W drugiej części dołączył zasłużony Pražák Quartet (o ponad 20 lat starszy) i oba zespoły wykonały razem Oktet George’a Enescu. Znów dzieło młodzieńcze – kompozytor tworząc je w 1900 r. miał 19 lat. Przedziwny utwór, z nakładanymi jakby różnymi rodzajami akompaniamentu, z bogatą polifonią, a jego język muzyczny jest tak inny od starszego zaledwie o 4 lata utworu Zemlinsky’ego, że to aż zaskakujące. To już muzyka w duchu XX w., odchodząca od neoromantyzmu, meandrująca w stronę bardziej cierpkich harmonii. Za mało znamy tego kompozytora, jak jeszcze wielu znakomitości z naszego środkowoeuropejskiego kręgu. Dlatego tym bardziej warto robić ten festiwal.
PS. Nie wiem jeszcze, czy będzie mi się chciało iść do FN na Góreckiego z Kurzak… mam dużo roboty, zobaczymy. Ale w sobotę znów mam twardy orzech do zgryzienia. W FN Eufonie kończą się występem Budapest Festival Orchestra Ivana Fischera – dobrze wiem, jaki to znakomity zespół i dyrygent, ale program (Beethoven, Dvořák) niespecjalnie mnie pociąga. W Studiu im. Lutosławskiego gra Sinfonia Varsovia pod batutą Szymona Bywalca; w programie parę prawykonań (Grzegorza Duchnowskiego i Macieja Zielińskiego; ponadto jeszcze utwór Jana Duszyńskiego). Ale jest jeszcze trzecia możliwość: w Instytucie Historii PAN na Rynku St, Miasta odbędzie się koncert jubileuszowy Władysława Kłosiewicza z okazji 40-lecia jego działalności artystycznej. I tu mnie chyba najbardziej ciągnie… Bo co do niedzieli nie mam wątpliwości: idę na Sokołowa, a na Króla Rogera – we wtorek.
Komentarze
Do Dworzaka mam sentyment. Pierwszy koncert symfoniczny na żywo, na jakim byłem, zawierał w programie Symfonię z Nowego Świata. Dyrygował na żywo. Niedługo potem słyszałem na koncercie Koncert wiolonczelowy h-moll, który wówczas mnie zachwycił, a i teraz chętnie go sobie przypominam. Nie wiem, czy nadal tak do mnie trafia samymi swoimi walorami, czy skojarzenie z czasami młodości odgrywa jakąś rolę.
Dyrygował Jerzy Katlewicz. Przepraszam, ale robię teraz coś absorbującego i dlatego piszę banialuki.
Ja też – może kolejność odwrotna: piszę jakieś banialuki i to bardzo dla mnie absorbujące
A na serio, mam parę tekstów do pilnego napisania.
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=T5NdKndTgPY
Fajne
Aż musiałam sprawdzić, kto to Pavel Fischer:
https://www.rncm.ac.uk/people/pavel-fischer/
No, ja też niedawno na niego wpadłem, za sprawą tej płytki:
https://www.allmusic.com/album/morava-mw0002356100
Świetne granie, szkoda tylko, że to chyba wszystko, co wydano, albo nawet co skomponował.
Dzis w Trybunale suity na wiolonczele Bacha
Pavel Fischer bardzo fajny, z poczuciem humoru. Chyba bawia go rozne folklory, bo pobudka balkanska, a urywek Jedú chlapci, jedú na allmusic brzmi jak irlandzki taniec ludowy.
A, więc to przez Ivę Bittovą
Nic dziwnego, pięknie śpiewa, choć akurat na tej płycie mało.
Hm…
ja tam słyszę przede wszystkim czeski folklor, na siłę można się tego i owego doszukiwać, ale to tak ze wszystkim. Tu cała piosnka, śpiewa Bittova, ale muzykanci inni, wersja z płyty fajniejsza.
https://www.youtube.com/watch?v=YPdmbBMNW2o
Tybunał odpuściłem sobie dawno temu, co najwyżej zaglądam na stronę zobaczyć, czy znowu wybrali coś śmisznego
O, łajznęliśmy się

Tak jest – Bittova mnie na to naprowadziła
Hoko, nie doszukuje sie, na sile czy bez… Ten urywek wrecz nadal sie do podskokow Riverdance
W calosci juz sie tego nie slyszy.
Trybunalu juz bardzo dawno nie sluchalam, ale dzis moze byc ciekawie. (Wlasne) sluchanie w ciemno to dobra zabawa, bez wzgledu na omowienia.
Bo folklory bywają do siebie podobne
Zwłaszcza te z górzystych regionów, choć należy z tego wyłączyć muzyczkę tyrolską…
Jak mowa o kwartetach. W programie „In concert revival hour” Paolo Pietropaolo gral kwartet #1 Fitelberga – jako nieslusznie zapomniany utwor!
Lisek namówił mnie do słuchania Trybunału. Ponad rok nie słuchałem i było dobrze, to nie, zachciało mi się. Takiej żenady w wykonaniu części jury to chyba jeszcze nie było, co? Przegięli, jaja sobie zrobili bardzo grube (oprócz Kacpra, on jest niewinny).
A co tam się takiego stało?
No tak, Pani Kierowniczka nie słuchała. To rozsądne.

Więc było tak. Suity wiolonczelowe Bacha, osiem wykonów, po dwa, jeden z pary odpada w pierwszej rundzie. Słuchamy sobie. 1 – ideał, oderwać się nie można. Potem szły wykony porządne. Jeden od razu zaliczyliśmy do starej szkoły hiszpańsko-rosyjskiej i słusznie, bo to był Rostropowicz, drugi do epoki i szkoły Jacqueline Du Pre lub wcześniejszej i też słusznie, bo to był Fournier. Jeden był bez cech szczególnych, miałki jakiś – Isserlis, o zgrozo! Wyróżniał się na tym tle Watkin, ale też można żyć nie znając. Na okrągło, poprawnie, bezkonfliktowo i jasno – okazało się, że Yo-Yo Ma, co nas nie zaskoczyło.
Wyprzedziłem wypadki, bo część przeszła dalej. Ale gdy doszło w pierwszej rundzie do ostatniej pary i zagrał nr 7, wymieniliśmy uwagi w rodzaju „na egzaminie dostałby piątkę”, „wszystko zagrał, nie ma do czego się przyczepić, żadnej pomyłki w tekście”, a także szereg uwag bardziej stosownych na budowie czy statku morskim. Jako ostatni, nr 8, grał przedstawiciel starej szkoły niderlandzkiej, było to bardzo przemyślane, stylowe i piękne. Zgadywałem, że to Bylsma albo któryś ze zdolnych epigonów, okazało się, że mistrz we własnej osobie.
To tyle tła, a teraz o tej siódemce. Piłował jak piłował, z jakiegoś powodu znalazł się w tym znakomitym gronie i należałoby go, jak proponował i do końca utrzymywał Kacper M., uwalić i zapomnieć. Niby oczywiste, zwłaszcza, że w parze był z nie byle kim. Tu jednak juror Marcin Zdunik jął rzeźbić przedziwne uzasadnienie, dlaczego ową siódemkę zostawić. Jak koń pod górę kombinował, że to interpretacja w stylu Goulda, taka neutralna, prezentacja dźwięków poszczególnych, całą podbudowę intelektualną wymyślił i przedstawił, wsparła go nasza pani Dorota (ta druga) i tak namącili biednej publiczności, że kiedy miała wskazać jednego zostającego, wskazali siódemkę.
A potem już poszło. Co zagrali następną rundę, odpadali wyżej wymienieni, Kacper głosował za uwaleniem tego beznadziejnego, szkolnego rzępolenia, ale był w mniejszości. Cały czas kombinowaliśmy o co tym ludziom chodzi, bo normalne to nie było, ale jakoś właściwy trop nie rzucił nam się w oczy. Tym sposobem siódemka doszła do finału z numerami 1 i 8, po czym, znów mimo sprzeciwu Kacpra, zajęła drugie miejsce.
Pierwsze – Wispelwey. Trzecie – Bylsma. Drugie… Student? Amator? Nie, moi drodzy. Proszę sprawdzić jak nazywa się profesor, u którego Marcin Zdunik uczył się grać na wiolonczeli, bo ja jego nazwiska nie umieszczę obok tych dwóch. Nie i już. Nie muszę, w przeciwieństwie do, jak się okazało. Oto nasze środowisko muzyczno-akademickie w wersji esencjonalnej. Mimo, że żal, bardzo życzę panu Marcinowi pomyślnej kariery akademickiej i jestem pewien, że zajdzie tam wysoko. Zna zasady.
Aha, gdyby tu zaglądał redaktor prowadzący, to Bylsma nie czyta się tak, jak się pisze. Z kolei Wispelwey właściwie tak, nie trzeba go angliczyć. Też żal, choć jak już kiedyś wspominałem, niderlandzka języka trudna.
Hahaha, hehehe, huhuhu, w stylu Goulda… chyba Jaya…
Ale w sumie, jak pamiętam, o ile jurorom zdarzały się często gęsto wpadki, to największy kabaret odstawiali najczęściej zaproszeni do oceniania muzycy – taki ma jakiegoś guru, jakiś dogmat, i tego się trzyma, koniec świata.
Inna sprawa, że red. Hawryluk znowu wybrał nagrania, jakby mu ktoś dwadzieścia lat temu prąd wyłączył.
Dobrze chociaż, że się ten Wispelwey trafił.
Pobutka!
https://www.youtube.com/watch?v=PqkBP2OeMT0
Szkoła Jaapcia
Bardzo ładnie. I wszechstronna dziewczyna:
https://favolainmusica.com/portfolio/gyoengy-eroedi-cello-2/?lang=en
Co zaś do wczorajszego numeru 7, postać to naprawdę zasłużona, ale dla muzyki współczesnej.
Jak widac najlepiej jak sie ma dębowe ucho.

Pare dni temu napisalem, ze slyszelismy suity pare razy. Pytanie zachodzi czy slucha sie usterek / brakow , czy tego co jest najlepsze? Na szczescie Bozia nie pokarala mnie jakims strasznie wyostrzonym sluchem – na koncercie po prostu lubie w dosyc szeroko pojetych granicach to co graja.
– Czyta sie nie jak sie pisze, a pisac powinno sie Bijlsma, choc tak pisza tylko w Holandii.
– Nagranie Isserlisa jest z 2005-6, Watkina z 2013, Yo-Yo Ma z 2017.
– W wyborze miedzy nagraniami 7 a 8 tak Kacper M jak i Dorota K odrzucili siodemke, tyle ze Dorota K sugerowala publicznosci jej przywrocenie.
Osobiscie mam co do JSB stare, zapewne niesluszne HIPowo, przyzwyczajenie – przeszkadzaja mi wykonania mocno rozchwiane pod wzgledem tempa, lub mocno narzucajace interpretacje, przewaznie wole styl „understated”, gdzie moge cos dopowiedziec sobie sama.
Z opisu jurorow nie zrozumialam, bo padaly rozne mozliwosci – czy te suity byly przeznaczone do grania „dla siebie”, do tanca czy do sluchania przez innych?
(zawsze myslalam ze do tanca nie, ale Kacper M sugerowal w pewnym momencie ze moze tez)
Lisku, w Holandii są dwie pisownie tego nazwiska, więc niektórym może się mylić. Pisownia z „y” jest archaiczna, „ij” współczesna, to tak jak u nas np. Zamoyski i Zamojski. Jak ktoś w Holandii miał dawno temu piśmiennych przodków, to jest Bylsma. Jak pierwszy raz ich zapisali przy poborze do wojska w 1914, to Bijlsma. Tu mamy przypadek bardziej skomplikowany, bo mistrz sobie zmienił pisownię i teraz urzędowo jest „y”, prawdopodobnie chodziło o narządy mowy Angoli, bo taki Angol widząc „y” powie bez trudu i prawie dobrze, a od „ij” całkiem by zglupiał. Rynek rządzi. Dawno temu były holenderskie samochody, bardzo piękne i luksusowe, produkowali je bracia Spijker (czyli po naszemu bracia Gwóźdź), ale sprzedaż szła słabo, więc zmienili nazwę na Spyker i od razu Angole stali w kolejce.
Dzieki, Wodzu
Jego corka pisze sie przez „ij”, myslalam ze on tez.