Sokołow we wspaniałej formie
Udało się coroczne święto – Grigorij Sokołow znów zaczarował publiczność. I znów było „kontraktowych” sześć bisów.
Tym razem byłam całkowicie pod wrażeniem – rok temu z lekka się czepiałam ostatniej sonaty Beethovena, ale teraz nie miałam żadnych zastrzeżeń, a parę „sąsiadów” tylko czyniło ten występ jeszcze bardziej ludzkim.
Wspaniały Beethoven. Sonata C-dur op. 2 nr 3 – to jeszcze ten młody dzikus, który zaskakiwał publiczność wiedeńską dość nonszalanckim traktowaniem schematów, zabawą motywami i kontrastami – to ostatnie mu zresztą zostało na stałe. I Sokołow oddał to pięknie: kształtując brzmienie w większości subtelnie, jakby trochę imitując brzmienie dawnego fortepianu, ale podkreślając kontrasty mocnym, choć w żadnym momencie nie przestrzelonym (a kiedyś mu się zdarzało…) forte. Trochę zaskoczył wolnym tempem scherza – zagrał je prawie jak menuet, a zwykle pianiści grywają je szybciej. Za to tym większy był kontrast z finałem. Pianista wracał do tej sonaty na recitalach wiele razy, ale tym razem chyba jeszcze bardziej wyostrzył kontrasty, zwłaszcza wysubtelnił fragmenty w piano.
Do Bagatel z op. 119 przeszedł niemal bezpośrednio, ale to był jednak inny Beethoven, ten późny, i nie było już w nim miejsca na brutalne forte. Urocze miniatury, niektóre mikroskopijne (najkrótsza ma 21 taktów, i to zagranych bardzo szybko), niektóre bardziej rozbudowane, niektóre sprawiają wręcz wrażenie szkicownika kompozytorskiego, są uchwyceniem krótkiej impresji. Sokołow zagrał je z ogromną subtelnością – tak żałuję, że nie znalazłam na tubie nagrania tych utworów. Bo te z drugiej części – Impromptus Schuberta (D 935) i bisy – są tutaj. Z tą różnicą, że wśród bisów nie było Chopina, Skriabin był piąty, a ostatnim były Des pas sur la neige Debussy’ego. Schubert ujmował – w pierwszym Impromptu nostalgiczną wędrówką, w pozostałych – łagodnością. Co zaś do bisów…
Zamieniliśmy po koncercie parę słów ze ścichapękiem (Frędzelków było na koncercie mnóstwo) i jego zdaniem nie było przypadkiem, że wśród tych bisów znalazł się ten przesmutny Skriabin, a na koniec wręcz żałobny (choć jak na mój gust trochę za szybko zagrany) Debussy – to przecież chodzi o ślady na śniegu pozostawione przez osobę, która odeszła. Uważa, że jakaś pesymistyczna wizja się za tym kryła. Nie jestem pewna, czy rzeczywiście, ale kto wie…
PS. Mały bonus: w tym Monachium, skąd pochodzi zlinkowane powyżej nagranie, w pierwszej części Sokołow grał te przepiękne sonaty Haydna, które u nas wykonał w zeszłym roku. Tutaj można ich posłuchać.
Komentarze
To pianofil w naszym tradycyjnym ogadywaniu po 😉 zauważył, że za takim układem bisów mogło się kryć głębsze przesłanie. Wielce prawdopodobne…
Recital wstrząsający, miejscami dotykający Absolutu. Chyba w ogóle najlepszy fortepianowy, jaki w życiu słyszałem. Aż tak. Brak słów po prostu. Sokołow im starszy, tym subtelniejszy. Pamiętam, że w początkach lat 80. wczesnego Beecia traktował tak bardziej z buta. Zawsze było to oczywiście fascynujące, ale – z dwojga dobrego – wolę go dzisiejszego, delikatnego, wręcz intymnego. Wciąż mnie zaskakuje, porywa i wzrusza – jeśli nawet z upływem lat człek coraz mniej jest skory do porywów i wzruszeń 😉 Tym większa zasługa Artysty.
Po niedzielnym występie Bajewej napisałem tu, że jest wielka. Bo są to – nie tylko moim zdaniem – szczyty wiolinistyki. Napisanie tego samego o Sokołowie jest jednak tyleż słuszne, co mało odkrywcze. Miano największego pianisty świata może ciążyć; zresztą takie klasyfikacje nie są moim zdaniem wiele warte. Ale po tym recitalu…
W Krakowie w sierpniu bisy ułożone były bardzo podobnie…
A dla mnie Sokolov to przede wszystkim Schubert. Osobistą miarą wielkości muzyki jest pamięć emocji, jakie towarzyszyły mi podczas słuchania. W przypadku tego pianisty to są właśnie emocje związane z Schubertem, tak wczoraj, jak i przed paru laty.
Zdaję sobie sprawę, że grane w pierwszej części utwory Beethovena mogłyby być muzycznymi wzorcami z Sèvres, ale nic nie poradzę, że Sokolovowi w nich nie wierzę. Mam poczucie, że podchodził, zwłaszcza do sonaty, jak do zadania, które trzeba w najbardziej doskonały i efektywny sposób rozwiązać. Nie czułam jego więzi z tym utworzem, albo może zbyt dużą kontrolę. Bagatele w mniejszym stopniu, ale również. Pełne oddanie, a zatem i najszczerszy przekaz uczuć nastąpiły, moim zdaniem, dopiero w Schubercie. To było wielkie.
Nie jestem przekonana do teatralności bisów, ale już o tym tu dyskutowaliśmy. Wolę, gdy bisy są prawdziwym darem od artysty dla publiczności, jeżeli takie sytuacje jeszcze się zdarzają:-) Zatem, jeśli chodzi o recital pianistyczny z ostatnich lat, to sumując i podchwytując nieco rankingowy nastrój Ścichapęka, wciąż Pletnev z Rachmaninovem.
A na mnie Sokołow nie działa. Nic a nic.
Pobutka!
https://www.youtube.com/watch?v=StKDHI3UEAg
Dzień dobry 🙂
Tak, to bardzo ciekawe nagranie, zupełnie inny świat. Sprzed dekady, Staier już nie jest tak bezbłędny niestety… 🙁
Hmm, Staier jest w końcu o całe pięć lat młodszy od Sokołowa – ale przyznam, że zdecydowanie nie chciałbym go słyszeć na przykład w tym kawałku (na czymkolwiek by zagrał): https://www.youtube.com/watch?v=8r5kecJfS2I
A ja lubię to na klawesynie. Tu stara poczciwa Zuzanka:
https://www.youtube.com/watch?v=9XXLtrLeCY4
Hihi, a ci panowie robią miny jak Jożin z bażin… ale fajnie grają:
https://www.youtube.com/watch?v=o0NyWNd8PLM
Można by sobie życzyć więcej takiej poczciwości 🙂 Zuzanka wymiata.
A panowie mają nieco łatwiej, bo jest ich dwóch. Ale robią wrażenie.
Od dawna marzę, coby ten Couperinowski kawałek nastawić sobie zamiast budzika 😛
Sokołow radzi sobie lepiej niż niejeden młodszy, ale do sprinterów to mu jednak trochę brakuje 😉
https://www.youtube.com/watch?v=7xT_D0dCAyE
No, Cziffra to faktycznie nadawał 🙂
Ładnie pięknie! Tylko że ten sprinter gra jednak na koksie 😛
A środek dopingujący podał mu niejaki Eugen D’Albert (wystarczy zerknąć na komentarz Marquisa De Sade’a poniżej).
Hu, hu… A to:
https://www.youtube.com/watch?v=rpZi66pOrF0
Takoż, tyle że koksik tym razem Diemerowski 🙂 Choć ogólnie sympatyczne. Taki Cortot (zwłaszcza po wojnie) nie ośmieliłby się raczej grać tego opracowania; w każdym razie nie w tym tempie…
Po drugiej wojnie, znaczy się 😉
Cudny ten Cziffra, IMO. Uzyskał niemal klawesynową transparentność, doprawdy mistrz artykulacji i palcowej biegłości 🙂 Fajnie, że GS dość często rozpieszcza polską publiczność – ale niestety, zawsze jedynie w Warszawie!
Czasem, latem, również w Krakowie.
Sokołow zaimponował mi najbardziej swoim wykonaniem Diabelli Variations, a najmniej Kunst der Fuge. Wielki pianista!