W Audytorium im. Ravela
Celem mojego tradycyjnego już świątecznego wyjazdu z rodziną jest w tym roku Lyon. Mawia się o tym mieście, że jest stolicą francuskiej gastronomii (choć ogólnie tutejsi lubią raczej inne rzeczy niż my), ale kulturalnie też wiele się dzieje.
Odwiedziliśmy właśnie Audytorium im. Maurice’a Ravela, najważniejszą tu salę koncertową, w której rezyduje Orchestre national de Lyon. Gmach z żelazobetonu, kolejny „piękny” przykład brutalizmu, powstał w 1975 r. Sala zaś, na 2100 miejsc, przeszła remont w latach 1993-2002 i jest dziś całkiem nowoczesna, w jasnym drewnie; akustyka nie jest może absolutnie rewelacyjna, ale niezła. Siedziałam na „żylecie”, czyli II balkonie, i choć nie brzmi tu tak, jak na „żylecie” w NOSPR, to da się słuchać.
Trafiliśmy na naprawdę przyzwoity koncert, i to z pewnym polonicum. Dyrygował mianowicie Krzysztof Urbański. Poradził sobie oczywiście bardzo dobrze, a drugą część, czyli Eroikę Beethovena, dyrygował z pamięci (co nie dziwi – pamiętam, jak kiedyś w FN dyrygował z pamięci Święto wiosny).
Solistą zaś był Renaud Capuçon, który jest z tą salą związany, ponieważ pochodzi z niedaleka – z Chambéry w Sabaudii. W tym sezonie wystąpi jeszcze trzykrotnie: w lutym będzie grał Bacha i zadyryguje od skrzypiec (także Metamorfozami Richarda Straussa), w kwietniu da recital z Davidem Frayem (Bach, Beethoven), a w maju zagra koncert Brahmsa pod Leonardem Slatkinem, który jest tu honorowym szefem muzycznym. Tym razem zagrał II Koncert skrzypcowy Bartóka i ogromnie mi się spodobała jego interpretacja, nie tylko technicznie bez zarzutu, ale ponadto emocjonalnie trafiona we właściwy ton, chwilami bliska muzykowaniu folkowemu. Skrzypek nagrał niedawno oba koncerty Bartóka z LSO pod batutą François-Xaviera Rotha. Po dużej owacji wyciągnął z orkiestry koncertmistrza i zagrał z nim cztery z duetów również Bartóka. Znakomite to było granie.
Drugą część wypełniła wspomniana już Eroica. Orkiestra pozostała w dużym składzie, jedyne, co zostało wymienione, to kotły – na te z epoki, które brzmią ostrzej. Świetne były zwłaszcza dęte – znakomite trio waltorni w Scherzu (można? można!), piękne solo pierwszej oboistki. Ale i całość dobrze się trzymała; troszkę zapędzona była część I, ale po chwili można było się przyzwyczaić. Marsz za to był wolniejszy, poważny. Mnie osobiście tempa odpowiadały.
Na zakończenie wyszła pani dyrektor audytorium (wg programu: Aline Sam-Giao), by publicznie podziękować dwóm muzykom, grającemu na flecie piccolo Benoît Le Touzé oraz wiolonczeliście Jean-Étienne Tempo, za 40-letnią pracę w zespole. Panowie odchodzą właśnie na emeryturę i otrzymali bukiety kwiatów. U nas w Filharmonii Narodowej też w ostatnich latach jest podobny zwyczaj – i bardzo dobrze.
Sala była pełniuteńka i entuzjastyczna. Jedno, co przeszkadzało, to oklaski po pierwszej części – i w koncercie, i w symfonii. A może tu taki jest zwyczaj, żeby klaskać po pierwszej części?
Komentarze
A u nas CBC caly czas propaguje nieslusznie zapomnianych kompozytorow. Amy Beach juz chyba zaczyna byc zauwazana, a pare dni temu przypomniano Hansa Gala.
Pobutka https://www.youtube.com/watch?v=g5QNh0YAQAE
A jak juz mowa o wyciaganiu muzykow do grania w duecie, nawet nie z orkiestry, ale z sali, 😮 , to sie zdarzylo w Roy Thomson Hall 😀
https://www.youtube.com/watch?v=o16Sa1Z-7Dg
A może by PK coś napisała w papierze o Krzysztofie Urbańskim… To przecież bardzo zdolny i inteligentny chłopak. A w Polsce, poza krótkim epizodem za czasów Wita, raczej niezauważony. Mówi zresztą o tym ze smutkiem w wywiadzie, który czytałam w gazecie niemieckiej. A teraz ma naprawdę życiową szansę w Hamburgu. Przyznaję, że za czasów Wita byłam tylko na jednym koncercie, którym dyrygował, bo za Witem nie przepadałam i to tak jakoś przeszło. Teraz żałuję, choć i pan Urbański na pewno od tego czasu rozwinął skrzydła. Bardzo mnie ujął krótkim, inteligentnym i pełnym wyczucia wstępem do „Symfonii Pieśni Żałosnych” w czasie festiwalu „My Polish Heart”. Dlatego chciałabym się dowiedzieć o nim czegoś więcej. I może taki tekst spowodowałby, że ktoś go znów zaprosi gdzieś bliżej niż Hamburg, czy Lyon.
Krzysztofa Urbańskiego miałem szczęście zobaczyć w akcji circa 10 lat temu, gdy Wit zaniemógł i młody asystent zastąpił go w trybie nagłym w koncercie w FN prezentującym Rite of Spring, a wcześniej chyba samego G.Ohlssona. Samego ale z orkiestrą. Charyzma młodego dyrygenta była tak widoczna, że orzekłem – choć nie znam się na tym, ani nie znam nut, a ktoś kto je zna twierdził że słabo to wypadło – orzekłem syntetycznie, a nie analitycznie, że widzieliśmy start wielkiej kariery dyrygenckiej, na miarę największych polskich dyrygentów. Nie trzeba było długo czekać, bo młody już za chwilkę zajął miejsce znanego starego R.Lepparda w Indianapolis, a ja szczęśliwy oglądałem na youtube przemówienie burmistrza miasta wprowadzającego „maestro” do przywództwa nad tamtejszą filharmonią. Doszło Tokio i inne zaproszenia, a więc wielki sukces. A ciekaw jestem co mówi o relacji z Polską! Frajde
Wspominałam tu, kiedy parę lat temu odwiedziłam Trondheim, że tam go uwielbiają – wszędzie w kuluarach Olavshallen, tamtejszej filharmonii, wisiały jego portretowe zdjęcia z jego charakterystyczną wystudiowaną fryzurą drapichrusta 😉 PAK wrzucił wówczas Pobutkę stamtąd – właśnie rzeczoną Eroikę:
https://www.youtube.com/watch?v=7w-Qplolyt0
Urbański, jak widać, radzi sobie znakomicie i nie da sobie w kaszę dmuchać, wygląda zresztą na to 😉
Tu myślałam, że uda mi się jeszcze wybrać do opery – grają akurat Rodelindę Haendla pod Stefano Montanarim i też jest pewne polonicum: jedną z ról śpiewa Krystian Adam, czyli Krystian Krzeszowiak. Ale jeśli bilet na V balkonie kosztuje prawie 40 euro, to chyba przesada. Ja niby mogłam sobie wcześniej załatwić bilet prasowy, ale rodzina nie… Tak więc odpuściliśmy. Zresztą reżyseruje Claus Guth, więc mój żal jest jakby mniejszy 🙂 W styczniu za to Warlikowski robi tu Zapiski z martwego domu Janacka, ale już od dawna nie mam jakoś ochoty oglądać jego produkcji w operze…
Tak więc pozostaje mi życzyć Szanownym i Drogim PT Frędzelkom Wesołych Świąt! Z życzeniami noworocznymi poczekam, bo odezwę się na pewno jeszcze przed sylwestrem; będę już wtedy z powrotem w Warszawie.
@ Satrustequi
Fragmenty o relacji z Polską są w załączonych linkach. Z niemieckiego filologiczne przetłumaczyć jeszcze nie potrafię, ale Google Translator spisuje się dobrze:-)
https://www.welt.de/regionales/hamburg/article183172028/Gastdirigent-Krzysztof-Urbanski-praegt-die-Elbphilharmonie-auf-Zeit.html
https://www.ndr.de/orchester_chor/Krzysztof-Urbanski-im-Gespraech,polen720.html
Dziękuję Frajde, Pani Dorocie; życzę Wesołych Świąt:)
Ten drugi wywiad przeczytałem i wynotuję dla siebie i pro publico bono:
– kocha Polskę, wakacje spędza w kraju
– najwięksi polscy kompozytorzy Chopin, Szymanowski, Górecki, Penderecki, Lutosławski
– Rysiu Wagner dedykował jakiś swój utwór zniewolonej a walczącej Polsce
– w 17. wieku byliśmy Polacy wielkim mecenasem sztuki operowej, drudzy po Italii, tak twierdzi Niemiec żurnalista.
Wydaje mi się, że aby móc docenić w pełni pracę i charyzmę dyrygenta trzeba go oglądać nieodwróconego do nas plecami w trakcie pracy…
PS. Właśnie… Na telebimach – był taki temat tutaj ostatnio – pokazywać nie co innego tylko dyrygenta tak jak pokazywany jest na dvds z koncertów… Plecy i tylko plecy oglądają na ogół zgromadzeni w filharmonii, od dziesięcioleci, chyba że jest to już bardzo nowoczesna sala jak ostatnio się robi.
W operze lyonskiej warto wybrac sie na ciekawa produkcje Rodelindy Haendla z naszym Krystianem (Adamem) Krzeszowiakiem. Polecam!
Ten drugi wywiad z Krzysztofem Urbańskim, który przewodzi także tej niemieckiej orkiestrze NDR pod nieplanowaną nieobecność T.Hengelbrocka, zawiera m.in. wyraz zaskoczenia dyrygenta, że skąd jak skąd, ale z rodzinnej Polski to nie otrzymuje żadnych zamówień:). Wygląda na to, że nie tak wiele się zmieniło od czasu 10 lat temu kiedy tylko ja się na nim poznałem:).
NOSPR – 2016 rok – NDR Synfonieorchester prowadzona przez Krzysztofa Urbańskiego, taki koncert miał miejsce i był rewelacyjny.
@ satrustequi
Rysiu Wagner, podobnie jak Edziu Elgar, napisał uwerturę Polonia. Młodzieńcze to dzieło i niezbyt wybitne, ale pisane w wyrazie poparcia ideowego. Tu wspomniałam o tym:
https://szwarcman.blog.polityka.pl/2013/04/16/polska-mlodosc-wagnera/
A co do sztuki operowej w Polsce, to też prawda jak najbardziej. Już Władysław IV był orędownikiem sztuki operowej.
Piękny blog Pani Doroto, a wraz z tak zainspirowanymi dyskusjami – nie lada forum…
Dzięki, no tak, ten blog ma już 11,5 roku i przechodził różne fazy. Kiedyś o wiele więcej się tu rozmawiało, i to niekoniecznie na temat, ale i tak ciekawie 🙂 Teraz – mam nadzieję, że też bywa ciekawie…
Blog jak człowiek, przechodzi różne fazy. Włączyłem dzisiaj Trybunał Dwójki, a tam wydanie świąteczne czyli zupełnie inne niż normalnie, w nim zaś jedna z pań podzieliła się rekomendacją takiej zimowej płyty Kate Bush z 2011r., już wysłuchałem sobie z youtube, nazywa się: 50 Words For Snow
Blog przechodzi różne fazy, ale blogowicze też:-) Teraz jest, prawda, bardziej sytuacyjny, profesjonalny, ciut mniej rozrywkowy niż kiedyś. Tak, czy siak jestem tu co dzień i bardzo mi z tym dobrze. I nawet, gdy nie widzę nowych wpisów mam pewność, że nie jestem w tym zaglądaniu osamotniona, podobnie, jak mam pewność, że nie słucham sama audycji radiowej.
@Frajde
Jest właśnie taki duch i potencjał enklawy, oazy w pięknym blogu Pani Doroty… I także ciszy, a gdy się milczy to apetyt rośnie… dlatego ja też będę sobie robić przerwy…Ale teraz to napiszę, że tylko dzięki temu, że koncert dyrygowany przez Krzysztofa Urbańskiego obserwowałem, jak zazwyczaj, z balkonu nad sceną (Garrick Ohlsson grał twarzą do mnie, bokiem do gremium, Urbański dyrygował bokiem do mnie, tyłem do gremium) dostrzegłem jakość roboty i charyzmy. Kiedyś Herreweghe tak dyryguje, dyryguje, i spojrzał w bok i tylko ja się patrzę na niego a nie na chórzystki i aż się musiał wyrwać z tego „co on się tak gapi” i zwrócić głowę z powrotem.
Na chórzystki od Herreweghe? Naprawdę? Ile razy pokażą je w telewizji, zamykam oczy. 😎
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=Jb-zQ4VnhnE
Rysunek z płyty pobutkowej bardzo pasuje do tej wdzięcznej muzyki:-)
Blog jest bardzo fajny, chętnie zaglądam w miarę możliwości czasowych. Jedyny drobniutki mankament: warszawocentryczność. Nie tyle PK, która często przemierza całą Polską w poszukiwaniu ciekawych koncertów i festiwali, ale dyskutantów. Mam wrażenie, że ludzie się tu trochę krępują opowiadać co się muzycznie dzieje w ich mniejszych od Warszawy, Wrocławia czy Gdańska miastach…Jakby uważali, ze tylko w tych trzech ośrodkach plus NOSPR dzieje się coś ciekawego. Ale pewnie to tylko moje wrażenie, bo jednak codziennie i wszystkiego nie mam czasu czytać.
Też bym chciała, żeby, oprócz relacji z oczywistych wydarzeń, ktoś tu czasem napisał; wyszedłem przed dom, drzewa szumiały w G-dur, zaćwierkała sikorka, a dzięcioł wystukiwał basso continuo. Piszę to z tęsknoty, bo mieszkam w, wymienionych przez Ciebie, dużych miastach i brakuje mi naturalnych dźwięków.. Nie jestem pewna jednak, czy czytają ten blog osoby, które w miastach nie mieszkają. Te z mniejszych miast pewnie nie piszą, bo o wielkości koncertu świadczy, chyba od zawsze, status wykonawcy. Richterów jeźdżàcych po prowincji już, niestety, raczej nie ma… Mogłyby takie osoby pisać o swoich przeżyciach mniej ważnych koncertów, ale, z jakiegoś powodu tego nie robią. Szkoda.
Nie wszyscy czytający ten blog mieszkają w mieście. Niektórzy nawet na głębokiej wsi…
Np. nasz blogowy przyjaciel Hoko – kiedyś u siebie pisał tak:
https://www.hokopoko.net/2007/03/ptasia-orkiestra.html
🙂
Płyta, radio, youtube – wiele jest możliwości. Także dvds – kupiłem niedawno box z kilkudziesięcioma dvd z corocznych koncertów Berliner Ph. w miastach Europy, w niezwykłych salach przesławnych, w Polsce wystąpili circa 1998r. w Kościele Mariackim.
Jak kiedyś teren nieopodal w dużym mieście został zostawiony samopas, bardzo zarósł krzaczorami, to pojawiły się słowiki. Słowiki mieszkają i śpiewają właśnie tylko w dzikich miejscach i trudno o takie w mieście. Przyszedł wieczór gdy pierwszy raz rozległy się trele. Po dwóch latach właściciel terenu uporządkował go trochę i trele znikły.
PS. Europakonzert. Przez 25 lat oczywiście wielu świetnych dyrygentów Berliner Ph. przejawiło się w tych koncertach.
https://www.amazon.fr/Europakonzert-DVD-Anniversary-1991-2015-italien/dp/B017WZ7W38/ref=sr_1_1?ie=UTF8&qid=1545991999&sr=8-1&keywords=europakonzert
W Kościele Mariackim w Krakowie 1999r. dyryguje B.Haitnik
Teraz miast ptasiej orkiestry grają wiatr i deszcz. No i kogut się czasem odezwie, a na polach kruk. Ale jak taka pogoda się utrzyma, to w styczniu odezwą się skowronki 🙂
„Płyta, radio, youtube” – u mnie to już głównie streaming, a jak płyta, to i tak taka zgrana na dysk.
Tia… koguty zawsze muszą krzyczeć, kto jest królem podwórka. A kruki – krakać, że będzie źle… 😉 Jak to w codziennym życiu.
Zapomniałam nadmienić, że już powróciłam się do dom. Trzeba będzie powrzucać jakieś zdjęcia… trochę ich było.
@Robert2
Coś w tym rzeczywiście jest :P…Ja tam bym się nie krępował bynajmniej, ale też nie widzę powodu, żeby pierwsza od wielu lat relacja (na łamach „centralnych”) z koncertu Filharmonii Krakowskiej wyszła akurat spod mojej skromnej klawiatury…i strzechy. Być może nie jestem w tej postawie skromności osamotniony.
Jakkolwiek wyczytałem gdzieś, że Orkiestra Filharmonii Krakowskiej wybiera się na najbliższy „Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena w Warszawie”. Może faktycznie podyrdają do tej stolycy. Mięczaki. 🙂
bo gdy się milczy to apetyt rośnie wilczy na poezję (tzw. pobutka poezji:)
I ja mieszkam na wsi, choć prawda, dość blisko Warszawy.
To bajkowe pogranicze Mazowsza i Podlasia. Ptaków mam dostatek, a najbardziej ukochałam jaskółki i czajki. I pomimo kilku lat znajomości z muzyką klasyczną od czasu do czasu ją zdradzam – z ptactwem właśnie. Nie ma dla mnie na świecie przyjemniejszych dźwięków niż odgłosy nurkujących czajek… są absolutnie doskonałe.
A choć odzywam się ostatnio mało lub wcale, czytuję Pani bloga regularnie.
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=4uYxn1M_O-4
🙂
Opis ptactwa Hoko bardzo działa na wyobraźnię. Tylko ta strzelba na końcu mnie speszyła, czyżby Hoko był myśliwym, czy to taka metafora?
Inspirujące, że są tu osoby, które mieszkają w tak odmiennym otoczeniu. Marzyło bi mi się, żeby Hoko czasem dołączał do pobutki słówko o tym, co usłyszał dziś za oknem:-) Kwartet odpowiedni dla tych, którzy wiedzą, jak brzmi śpiew skowronka:-)
Każdemu działa i inspiruje. Proszę bardzo, tu jest wszystko zgodnie z zapotrzebowaniem: słowo (nie Hoko, a geniusza), pobutka, skowronek i strzelba.
https://youtu.be/N-ymhLTyA0A?t=189
Hm, no nie całkiem geniusza…
Moja strzelba to tzw. pukawka – z nabojem na sznurku 😀
Napracowałam się i wreszcie wrzucam zdjęcia z wyprawy.
Lyon nazywany jest stolicą gastronomii – no to trochę z tej dziedziny:
https://photos.app.goo.gl/vAnAMEKxru89JN936
Zwiedzaliśmy nie całkiem chronologicznie, bo z udaniem się w najstarszą część miasta poczekaliśmy na słoneczko.
Najpierw więc: https://photos.app.goo.gl/pfdasfHSoohniv8T6
Dawna dzielnica tkaczy z XIX w.: https://photos.app.goo.gl/SZgvWM6BoWiW34RL6
Lyon najnowocześniejszy: https://photos.app.goo.gl/gq2rkBBNtHmNQCjW6
I wreszcie w końcu wzgórze Fourvière i Stary Lyon: https://photos.app.goo.gl/3KuZiFbeADCRS7nD8
I mały deserek: wypad do pobliskiego miasteczka Vienne ze wspaniałymi zabytkami; niestety w pewnym momencie bateria mi padła.
https://photos.app.goo.gl/RsTmW3EvgCsnHJHa7
Miłego oglądania.
@ Wielki Wódz
Wszakże jest w dołączonym przez Ciebie filmie opis śpiewu skowronka (i niestety brutalna egzekucja na nim), ale tak to pozbawione aury, że nic a nic do mnie nie przemawia.
Pół serio to był jedyny film Saramonowicza/Koneckiego, który można nazwać zabawnym. Później był już tylko zjazd w dół niestety…
„Live in Lyon”. Jest bodaj tylko jeden! takowy. Kto chce może sobie zgadnąć kto wydał i sam sprawdzić w internecie.
Zawsze, gdy oglądam te, precyzyjnie opisane, zdjęcia PK, jeśli są z miejsca, w którym nie byłam, zastanawiam się, czy być bym chciała. I tak Bergamo cały czas czeka na odwiedzenie, a do tych śmiesznych domków na południu Włoch, czy na północ Hiszpanii raczej się nie wybiorę. Tym razem jednak jest na tak. Słyszałam nieprzychylne opinie o urodzie Lyonu, a przecież całkiem atrakcyjne i różnorodne. Tylko ta katedra główna, to jakiś taki kundel architektoniczny, nie podoba mi się. No i architektura lat 70. nigdzie się chyba nie broni, choć to oczywiście kontrowersyjna opinia. Najatrakcyjniejsze zdjęcie z kotem; PK jako kot, albo kot jako PK:-)
Choć prawdziwie to podoba mi się owo Vienne – miasto palimpsest.
Filmów polskich prawie nie oglądam. Nazwiska tych reżyserów mgliście kojarzę, ale nie czuję, żebym wiele traciła:-)
Spacery po ulicach miast są szczególnie cenną formą spędzania czasu za granicą. Jest tak wiele doznań. Jeszcze tydzień po powrocie odczuwamy takie prawda spełnienie…
Ci reżyserzy, o których wspomniałam, akurat są moimi kolegami, więc tym bardziej mi przykro…
W Viennes nie ma w moich zdjęciach najpiękniejszego obiektu, czyli klasztoru Saint-André-le-Bas, który nie dość, że jest wspaniałą budowlą, to ma też muzeum z przepięknymi mozaikami.
Są jeszcze wykopaliska rzymskie po drugiej stronie Rodanu, do których nawet się nie udaliśmy, bo nie było czasu.
Na pewno warto to miasto odwiedzić.
Nie chciałam zrobić przykrości… Wierzę, że są to wspaniali ludzie, jednak kinematografia polska, z pewnymi wyjątkami, naprawdę mnie nie interesuje. I w ogóle film dość umiarkowanie. Znam Wajdę, Kieślowskiego, Majewskiego (bo sztuka). I nawet „Zimnej Wojny” nie widziałam.
Zapamiętam sobie to Vienne:-) Ale Lyon, tak jak napisałam, choć może nie dość wyraziście, też miłe zaskoczenie. My w Nowy Rok o poranku do Wiednia i tu będziemy szli po śladach muzealnych PK (plus wystawa Andersona). I bardzo chcę się pokręcić na koniku na stylizowanej na dziewiętnastowieczną karuzeli na Praterze, jakkolwiek kiczowate by to było… Choć nie będę raczej miała na sobie kolorowej sukienki, bo 0 C:-)
Wiedeńczycy zrobili na mnie wrażenie pasujących strojem do wspaniałej architektury miasta, np. w zimie mnóstwo futer. Panie nosiły futra do jeansów. Kiedyś, ciekawe jak obecnie. W Paryżu ludzie wręcz nie pasowali mi do swojego wspaniałego miasta strojem, miasto ich przerosło! To takie wrażenia ze spacerów.