Izrael, Polska, Argentyna

Od warszawskiego getta i pociągu do Treblinki po argentyńsko-żydowskie tango – taką podróż odbyliśmy w ostatni dzień Polin Music Festival.

Choć był też jeden wyskok w przeszłość i w trochę inną stronę. Trio Michael Guttman/Zhao Jang/Ohad Ben-Ari (pianista i kompozytor izraelski mieszkający w Berlinie) zagrało na początek popołudniowego koncertu Trzy Nokturny Ernesta Blocha, nastrojem przypominający ekspresjonistyczną muzykę do filmów niemych, a wiolonczelistka z pianistą – pochodzące z tego samego 1924 r., ale zupełnie inne w charakterze, bliższe tradycji synagogalnej Prayers. Później nastąpił niezwykle wzruszający moment. Pianista wykonał kilka utworków nastoletniej pianistki-kompozytorki z warszawskiego getta, Josimy Feldschuh. Utalentowana dziewczynka koncertowała jeszcze w początkach wojny w getcie z Żydowską Orkiestrą Symfoniczną; później udało się ją wyprowadzić na aryjską stronę, ale niestety szybko zmarła na gruźlicę, mając zaledwie 14 lat. Został po niej zeszyt ze szkicami do kompozycji, często nieukończonymi; znajduje się obecnie w posiadaniu Yad Vashem. Utworki – skromne i przesmutne, o dość prostych harmoniach, ale czasem nietypowo zestawionych, najczęściej powolne tańce – trochę to brzmi jak Erik Satie „na trzy”. Polin zapowiada dalsze prezentacje tego zeszytu. Podobno Josima mieszkała na Karmelickiej, niemal w sąsiedztwie obecnej lokalizacji muzeum.

W zbliżonym czasie, bo w 1939 r., Paul Ben Haim, nestor kompozytorów izraelskich, urodzony jako Paul Frankenburger w Monachium, pisał już w Palestynie Wariacje na temat melodii hebrajskiej na trio fortepianowe. Melodii nie rozpoznałam, ale stylistycznie jest to przykład klasyki współczesności izraelskiej, z elementami również muzyki arabskiej, ale dość dyskretnymi. Przed nim jeszcze usłyszeliśmy inne wariacje – Tanz tanz tanz na skrzypce solo Marca Henriego Cykierta z Belgii, na temat piosenki z getta, wreszcie fragment utworu pianisty Violins of Hope powstały dla niezwykłych okoliczności: zamówiony przez Filharmoników Berlińskich na 70. rocznicę wyzwolenia Auschwitz; w pierwszej wersji na orkiestrę smyczkową, w której można było zaprezentować instrumenty muzyków żydowskich, ocalone z wojny. Nawiasem mówiąc, właśnie sobie przypomniałam, że lata temu odwiedziłam w Tel Awiwie pracownię lutniczą wypowiadającego się w linku Amnona Weinsteina – zaprowadził mnie tam mój znajomy, nieżyjący już malarz izraelski, kolega moich rodziców, który znał ojca Amnona, również wybitnego lutnika Moshego, także jeszcze z Wilna.

Po przerwie skok aż do Argentyny. Pokazano nam film, który można obejrzeć tutaj. Zobaczcie i wy koniecznie – piękny. No i ostatni koncert, jak w zeszłym roku – tangowy, ale na początek znów wróciliśmy do czasów wojny. Kompozytor Daniel Judkovski (zbieżność nazwisk z twórcą wymienionego filmu – nie spytałam, może syn?) studiował u znanego w środowisku warszawskojesiennym Alejandro Iglesiasa Rossiego. Utworu El despertar de los alamos na głos recytujący, kontrabas i elektronikę można posłuchać tutaj – z tym, że u nas recytowała po angielsku Annie Dutoit (nie było w tym roku Marthy, ale przynajmniej ona reprezentowała rodzinę) i zrobiła to z uczuciem, nawet zaśpiewała początek modlitwy Ani maamin. To przejmująca historia o modlitwie śpiewanej w pociągu do Treblinki – przechował ją ktoś, komu udało się z tego pociągu wyskoczyć i przeżyć. Na kontrabasie grał znany nam z zeszłego roku Ariel Eberstein, który także zapowiadał dalszą część koncertu.

W zespole tangowym obok Ebersteina i – także jak rok temu – Guttmana oraz bandoneonisty Lysandre Donoso znalazła się tym razem pianistka, Chloë Pfeiffer, która co prawda urodziła się w Pirenejach i studiowała w Tuluzie, ale ukochała tango i jest znakomitą, finezyjną i dowcipną aranżerką. Ten kunszt pokazała w bisach – opracowaniach pierwszej części Eine kleine Nachtmusik Mozarta oraz trzeciej części I Symfonii Mahlera. A przedtem była mała historia tanga żydowskiego (lub okołożydowskiego): od przedstawicieli Guardia Vieja, czyli starej gwardii – Luisa Bernsteina i Feliksa Lipeskiera, poprzez Guardia Nueva – Ismaela Spitalnika (jako kompozytora i aranżera) i Tango Nuevo (czyli oczywiście Piazzolę, który w pierwszym składzie swojego kwintetu miał paru wybitnych muzyków żydowskich: skrzypka i pianistę) po wspomniane aranżacje Pfeiffer.

I tak zakończył się festiwal. Michael Guttman zapraszając na następny przywołał francuskie przysłowie jamais deux sans troix. Miejmy nadzieję. Nad Polinem zbierają się chmury – oby udało się je rozgonić.