Biały Orfeusz
Ciekawy zbieg okoliczności: zarówno Polska Opera Królewska, jak Warszawska Opera Kameralna zajęła się ostatnio tematem Orfeusza. Ale wbrew pozorom to chyba zupełny przypadek.
I zupełnie inny Orfeusz, czyli – w przypadku WOK – Orfeusz i Eurydyka Glucka. Mit z happy endem i ze zmienioną wymową – oryginalnie Eurydyka idzie milcząca za Orfeuszem, a on odwraca się nie mogąc znieść niepewności, czy aby ona rzeczywiście za nim idzie. Tu Orfeusz dostaje zakaz nie tylko odwracania się, ale też informowania małżonki, dlaczego nie może się odwrócić; to Eurydyka robi mężowi regularną scenę małżeńską, wysuwając „typowo babskie” argumenty: skoro nie chce na mnie patrzeć, to pewnie mnie nie kocha. Orfeusz w końcu tak się daje skołować, że się odwraca. Tak więc wszystko przez niepohamowaną babę. Ale Amor lituje się nad nim po raz drugi.
Reżyseria została powierzona Magdalenie Piekorz, dla której jest to debiut operowy. Nie wiem, jakie elementy spektaklu konkretnie były jej dziełem, ale zaletą reżysera jest także znalezienie dobrych współpracowników – a Piekorz zaprosiła tych, z którymi już kolaborowała w pracy teatralnej (choreograf Jakub Lewandowski, reżyser światła Paweł Murlik; ich robota właśnie zaznaczyła się w sposób szczególny). No i scenografia i kostiumy – tu udział Katarzyny Sobańskiej i Marcela Sławińskiego, współpracowników m.in. Pawła Pawlikowskiego. W kwestiach muzycznych ktoś musiał dobrze doradzić, ponieważ sprowadzono Stefana Plewniaka, którego fachowość nie budzi wątpliwości, a energia dodaje interpretacjom życia (to energiczne dyrygowanie widać było dobrze nawet z widowni). Wybrano wersję krótszą, włoską, z barytonem w roli głównej.
Dzisiejsza obsada sprawiała pozytywne wrażenie, choć Artur Janda w wyższych rejestrach miał trochę wahań intonacyjnych, a Sylwia Stępień w roli Amora, bardzo przekonywająca aktorsko, chwilami wibrowała zbyt silnie jak na tę stylistykę. Nie mam zastrzeżeń do Marii Domżał w roli Eurydyki, która wykazała się ładną barwą głosu i ekspresją. Świetnie brzmiał chór przygotowany przez Krzysztofa Kusiela-Moroza.
To jeszcze jeden (po m.in. Pigmalionie) spektakl WOK utrzymany całkowicie w bieli – białe szaty, białe elementy dekoracji ze styropianu, pobielone twarze. Śpiewakom towarzyszyli dublerzy-tancerze – taki zabieg również nieraz się zdarzał. Finałowe sceny tańca duchów były niemal czystym zapożyczeniem z Jiříego Kyliána, konkretnie z jego żartobliwych realizacji mozartowskich (tej i tej), ale wielu ludzi w publiczności tego nie znało, więc entuzjazm był ogromny. Kylián wielkim choreografem jest, więc naśladowanie go też może się podobać.
Komentarze
Z dalekiego przedwiosennego Zachodu z przyjemnością donoszę o piątkowym niezwykłym koncercie w Filharmonii Szczecińskiej. Tytułowe „Czwórki Beethovena” to koncert fortepianowy i symfonia o takiej numeracji. Koncert zagrał Garrick Ohlsson, perliście, lirycznie, po prostu pięknie i porywająco. Publiczność nie chciała go puścić ze sceny, był niesamowity aplauz i wzruszenie. Artysta zagrał 2 bisy, oczywiście Chopina (toż to jego rocznica urodzin :))
Jakaż to była przyjemność uczestniczyć w tym wydarzeniu!
Pozdrawiam serdecznie z wiosennego już Szczecina 🙂
Dodam jeszcze, że sam artysta wypowiedział się, że bardzo lubi właśnie ten koncert, z tych napisanych przez Beethovena.
Ciekawie było też obserwować przyjacielskie porozumienie między pianistą a naszym dyrygentem Maestro Rune Bergmann, podszyte humorem i luzem.
Ps. Przed koncertem pan Ohlsson zaskoczył wszystkich zebranych mówiąc kilka zdań po polsku…z bardzo ładnym akcentem
Dzięki za wieści ze Szczecina! Jakoś nie jestem w stanie znieść siedmiu godzin pociągiem, więc i w operze ostatnio nie bywam – miałam nadzieję, że po remoncie trasy do Poznania trochę się to skróci…
Tak, Ohlsson trochę mówi po polsku 🙂
Rozumiem i podzielam niechęć do tak długiej jazdy, z tego co słyszałam, trasa Sczecin-Poznań jest nadal w remoncie, jest objazd i dlatego jedzie się dłużej. Podobno, po zakończeniu tych prac będziemy do Wa-wy jeździć 5,5 godziny 🙂 Oby!
Aha, to już rozumiem, czemu to nadal tyle trwa.
Właśnie wyguglałam, że remont między Poznaniem a Wronkami potrwa do 2020 r., a dalszy odcinek – jeszcze dwa lata. Beznadzieja 🙁
Można samolotem: 2-4 połączenia dziennie, cena zbliżona do pendolino, lot trwa godzinę plus dojazd do centrum Szczecina pociągiem lub busem 50 minut.