Czy „Ruch Muzyczny” się odrodzi?
Musiało minąć prawie sześć lat, a najważniejsze polskie pismo muzyczne musiało zostać doprowadzone do ruiny, żeby wreszcie coś się w nim zmieniło. Miejmy nadzieję, że tym razem na lepsze.
Pamiętacie, co pisałam, kiedy Grzegorz Gauden, wówczas szef Instytutu Książki (który teraz robi za ofiarę reżymu), wywołał tę całą awanturę powołując „bez żadnego trybu” na stanowisko redaktora naczelnego „Ruchu Muzycznego” Tomasza Cyza. Od początku można było spodziewać tego, co się stanie. Kto uwierzył szumnym zapowiedziom, jak to pismo się zmieni, będzie atrakcyjne i sprzedawane, ten frajer. Tak się to musiało skończyć: na nieatrakcyjnej cegle o koślawej nieczytelnej czcionce i marnej makiecie, cegle, której nikt nie redaguje i poza prenumeratami prawie nikt nie kupuje. Biorąc pod uwagę, że wcześniej pismo było dwutygodnikiem, liczba czytelników jeszcze się zmniejszyła. A strona internetowa, którą również szumnie zapowiadano, w ogóle nie powstała.
Niemałą rolę odgrywał tu fakt, że – jak wspomniałam w zalinkowanym wpisie – ówczesny wydawca miał pismo i jego przyszłość w nosie, chodziło mu tylko o to, żeby dać zarobić paru zaprzyjaźnionym osobom. Jesienią zeszłego roku sytuacja się zmieniła i pismo wróciło pod instytucję, przy której w 1945 r. powstało – Polskie Wydawnictwo Muzyczne. Wreszcie przedstawiciele środowiska muzycznego byli w prawie, aby sytuacji się przyjrzeć, ocenić i zadecydować o przyszłości pisma. Wynik nie mógł być inny: z dniem 1 kwietnia (na szczęście to nie prima aprilis) Tomasz Cyz rozstaje się z pismem, a obejmuje je Piotr Matwiejczuk.
Nowy naczelny znany jest dobrze słuchaczom radiowej Dwójki jako autor rozmaitych audycji (nie tylko muzycznych zresztą), bywalcom festiwali muzyki dawnych jako komentator koncertów, a dodatkowo bywalcom wrocławskiego NFM – jako redaktor naczelny nieistniejącego już pisma „Muzyka w mieście” (tak więc jako naczelny ma już pewne doświadczenie). Został wyłoniony w drodze wewnętrznego zamkniętego konkursu, do którego zaproszono parę osób (w jury znaleźli się: Beata Bolesławska-Lewandowska kierująca Sekcją Muzykologów Związku Kompozytorów Polskich, prezes ZKP Mieczysław Kominek, dyrektorka radiowej Dwójki Małgorzata Małaszko, przewodniczący rady programowej PWM Eugeniusz Knapik i dyrektor wydawnictwa Daniel Cichy). Jest teraz w niełatwej sytuacji, bo nie może od razu zmienić status quo, więc jeszcze przez pewien czas pismo będzie mieć tę samą koślawą formę. Ale może będzie mniej koślawe w treści. Od przyszłego roku miejmy nadzieję, że i forma wizualna będzie przyjemniejsza dla oka.
Nie czytuję tego pisma od sześciu lat, ale doszły mnie słuchy, że odchodzący popełnił wyjątkowo humorystyczny felieton pożegnalny (jako rzekłam powyżej, strony internetowej pisma nie ma, więc nie jest on dostępny w sieci). Niech mu będzie na zdrowie. A za Piotra Matwiejczuka trzymam kciuki.
Komentarze
O! To świetna informacja. Trzymam kciuki za Pana redaktora. Mam nadzieję, że RM stanie się czasopismem również i dla szerokiej rzeszy melomanów, a nie wyłącznie dla muzykologów, którzy uwielbiają w swoich felietonach dzielić włos na czworo. Kiedyś było pismo o nazwie Studio przeznaczone między innymi dla takich jak ja – melomanów intuicyjnych – niestety z przyczyn mi nieznanych (chyba ekonomicznych) przestało się ukazywać.
Jak najbardziej ekonomicznych. Długo by opowiadać.
Szczerze mówiąc ten dawny Ruch Muzyczny też był niemrawy i nudnawy a ostatnio był dodatkowo niestrawny graficznie a treściowo to groch z kapustą. Może będzie lepiej.
Gwoli ścisłości: RM ma stronę internetową:
http://www.ruchmuzyczny.art.pl/
Wbrew wcześniejszym zapowiedziom (od pół roku zarówno na stronie solisty, jak i orkiestry Tonhalle Zürich, a także w pierwszej wersji programu Wielkanocnego Festiwalu LvB) na festiwalu beethovenowskim w kwietniu nie zagra Arcadij Volodos. Owszem, zagra tuż przed Warszawą trzy razy w Zürichu; miał także z orkiestrą Tonhalle zagrać w Warszawie. Zamiast niego nagle pojawił się w programie jako solista… Rudolf Buchbinder. Nic nie rozumiem (aczkolwiek podejrzenia mam) – z wyjątkiem tego, że zabrano mi ciastko, na które się cieszyłem. I dano mi herbatnik. Nie żebym miał coś przeciw herbatnikom, też są potrzebne i mają swoich amatorów, ale… ja potwór ciasteczkowy jestem i już.
A więc o to chodziło. Coś tam ostatnio słyszałem o nietypowych zachowaniach Cyza, niektórzy podejrzewali, że ma iść w górę, a wyszło jak zwykle na moje. 🙂
O Piotrze Matwiejczuku zdanie mam dobre, na podstawie tego, co słyszałem przez radio. Obym i tym razem się nie pomylił, i oby trochę przerzedził to towarzystwo wypisywane starannie na ostatniej stronie okładki. Gorzej być nie może, tak samo nie będzie, więc pewnie będzie lepiej.
Cóż, zawsze można wrócić do reżyserii operowej. Albo w najgorszym razie operetkowej. Spektatorzy zniosą wiele. No i ma się te papiery… Chyba.
No właśnie. Trafiłeś w sedno. W kwity mu nie zaglądałem, ale słyszałem, że nie do końca. Ale to nie problem, tylko kwestia czasu, jak doktorat. 🙂
Dla mnie te różne terminy, którymi określamy stary czy nowy „Ruch Muzyczny” nie mają znaczenia. Moim zdaniem, chyba nie ma co na to tracić energii, choć z podziwem obserwuję kreatywność, ale tylko obserwuję. Tak powiemy czy tak, to powierzchnia, liczy się dla mnie to, co bo będzie chciał przekazać pod nowym kierownictwem. I bardzo się cieszę, że redaktorem został p. Piotr Matwiejczuk! Tylko kto teraz będzie zapowiadał koncerty na Actus Humanus, lubiłam te zapowiedzi.
Jerzy jak miło Cię znów widzieć na Dywaniku:-) Choć najchętniej poczytałabym o Twoich pasjonujących podróżach, czego opisów nam raczej żałowałeś w ostatnim, długim, czasie…
Z okazji Dnia Kobiet Pani Redaktor i wszystkim Paniom z tego bloga składam najserdeczniejsze życzenia.
Skoro od sześciu lat nie czytuje Pani tego pisma, jak może Pani oceniać jego wartość merytoryczną?
Dzień dobry. 8 marca nie najlepiej mi się kojarzy, ale też i czasy się zmieniają. Z Mazowieckiego Serwisu Prasowego dostaję co tydzień wykaz świąt przypadających w najbliższym czasie i 8 marca określony jest tam jako Międzynarodowy Dzień Praw Kobiet. To już pewien postęp, powinno być właściwie: Międzynarodowy Dzień Walki o Prawa Kobiet, bo jeszcze niejedno trzeba wywalczyć. Ale dziękuję.
@ 60jerzy – mnie też bardzo szkoda, że nie będzie Volodosa, już się cieszyłam 🙁 Dzięki za znalezienie strony „RM” (ja jakoś mimo szukania nie znalazłam), nawet coś tam, jak widzę, wrzucają (choć czyta się to równie ciężko jak na papierze, bo też wykorzystują tę poronioną czcionkę Marka Knapa), ale tego pożegnalnego tekstu TC, ha ha, nie ma, jest zamiast tego informacja PWM o zmianie naczelnego 🙂
@ marta rita – witam. A czy ja tu piszę o wartości merytorycznej pisma? Przecież wiem, że pisują tam niejednokrotnie ci sami autorzy, których znamy z innych kontekstów, i to również nieźli. Ale wszystko to tonie w nieczytelnym bałaganie. A dane o czytelnictwie pisma są, jakie są, i teraz trzeba z tej ruiny wyjść. Pozdrawiam.
@dorota Dziękuję za odpowiedź.
http://www.ruchmuzyczny.art.pl/index.php/wariacje/felieton/2851-wszystko-sie-kiedys-konczy
😛
Dzięki, Gostku! To jest jeszcze lepsze niż myślałam 😀
A mi się nawet podoba to, co Pan Cyz napisał, choć też się tu wyzłościłam na RM swojego czasu, czasem czytałam. Jest w tym wdzięczność, pewna nostalgia i jednocześnie bardzo ładnym językiem napisane, a mnie to zawsze ujmuje.
1. Zamienienie Wołodosa na Buchbindera, to wielkie rozczarowanie. Wołodosa od dawna tu się nie słyszało (częściej, jak grał jeszcze te pirotechniczne fiku-miku), a Buchbinedr, po starej znajomości, w kółko to na Festiwal beethovenowski przyjeżdża. Wiek, wiekiem – gdyby to Pressler albo Badura-Skoda mieli przyjechać, to bym się cieszył. Ale jest dokładnie, jak w znakomitej metaforze 60Jerzego – ciastko zastąpione przez herbatnik (nie torcik Sachera, bynajmniej), że nie powiem – sucharek… Ale bądźmy dobrej myśli – to i tak lepiej, niż te błazeństwa w programie Chopiejów, co to Martha miała grać na trianglu w 9 Symfonii Beethovena (i mnóstwo osób bezrefleksyjnie w to wierzyło).
2. Co do „Ruchu Muzycznego”, to o szacie graficznej sza, bo to robi mój dyplomant, bardzo sympatyczny skądinąd i zdolny chłopak. Ale co do treści… Zawsze mnie zastanawiał „target’ tego niewątpliwie ciekawego czasopisma, które czytywałem już jako licealista. Bo nie jest to „Gramophone”, „BBC Music”, „Diapason” etc. etc., czyli produkty skierowane do melomanów którzy po pierwsze kupują płyty, po drugie chodzą na koncerty. Ale nie jest to też „Muzyka”, jakieś wielce „punktodajne” „The Musical Quarterly”, „Early Music” czy inna „Neue Zeitschrift für Musik”.
Niestety ostatnio tam się pojawiały istne błazeństwa. Na przykład w tym ostatnim numerze poszła recenzja z katowickiego koncertu Trifonowa, na którym recenzent nie był (słuchał przez radio), za to napisał (młody człowiek o 27-latku) w tonie jakby stary Harold C. Schonberg pisał o koncercie starego Horowitza „Grę Daniła Trifonova od lat uważam za dość dziwne zjawisko” etc. Po czym zjechał całość, pisze o złym aparacie gry i o ogólnym upadku Trifonowa. Ale nie pisze, że to był koncert w ramach tresy koncertowej. Tymczasem ja sobie poczytałem recenzje (w czołowych tytułach prasowych) po koncertach w Petersburgu, Mediolanie, Turynie, Grazu, Nowym Jorku, Berlinie, Wiedniu, Hamburgu, Monachium i paru innych miejscach, z tegfo samego programu przed i po Katowicach. I w zasadzie WSZYSCY ci recenzenci słyszeli co innego, niż autor RM przez radio, ale z grubsza to samo, co ja na żywo w Katowicach.
Więc z tego rodzaju chałupinctwem daleko się nie pojedzie.
Buchbinder: stały element tego festiwalu, gdzie spore pieniądze wydawane są na występy artystów zaprzyjaźnionych z PT. Dyrekcją. Ze dwa razy usiłowałem wysłuchać jego szybkościowych popisów beethovenowskich, ale zawsze uciekałem po przerwie na mile. I też bardzo się cieszyłem na recital Wołodosa, którego karierę obserwuję od ćwierćwiecza, ale cóż… Również orkiestry, które przyjeżdżają na Festiwal Beethovenowski, też nie należą do tych, o których usłyszeniu byśmy marzyli. Jakaż szkoda, że nie ma tam kryterium poziomu artystycznego!
Cyz: nie zrozumiałem nigdy kariery tego człowieka, niewiele on potrafi (wyleciał ze studiów muzykologicznych za brak wiedzy), ani to literat, ani reżyser (o jego nieudanych produkcjach w zakresie teatru operowego kiedyś tu już coś pisałem). A wraz z przyjściem do „Ruchu Muzycznego” wprowadził również modę na pewność siebie, butę i lekceważenie ludzi, od których mógłby się wiele nauczyć. I tak za długo tam siedział. Ciekawe, jakie stanowisko teraz uzyska – niedługo się pewnie dowiemy.
Ruch Muzyczny: na to pismo nigdy nie było pomysłu, także i w dawniejszych czasach recenzje ukazywały się miesiąc po koncercie, a tematyka nie była w stanie zainteresować kręgu melomanów. Padło „Studio”, była też przez moment „Klasyka”. Trudny jest rynek muzyczny w kraju, gdzie większość społeczeństwa nie zna nut. Ale trzymam kciuki za redaktora Matwiejczuka, to mądry człowiek i zna się na muzyce.
@ Frajde
No, to chyba żarty.
1. „…udało się zmienić rytm wydawania pisma…” – tak, na rzadszy. Też mi zasługa.
2. „…i stworzyć coś, na co z zazdrością patrzą za granicą” – chłe, chłe. Kto i za którą granicą? Gdzie te choćby setki zachwyconych i kupujących „RM” czytelników?
3. „…udało się przeprowadzić z baraków…” – to akurat nie TC zasługa,
4. „Zostawiam ‚RM” w dobrym zdrowiu..” – a to dowcip sezonu. Gdyby tak było rzeczywiście, po co byłaby potrzebna zmiana?
To tak pierwsze z brzegu, a już stawianie własnej „przygody” obok recitali Anderszewskiego, Sokołowa czy Orlińskiego doprawdy nie wiem, jak adekwatnie nazwać 😆
W związku z wieloma nieprawdziwymi, krzywdzącymi i fałszującymi rzeczywistość informacjami zawartymi we wpisie red. Szwarcman, chcemy sprostować najważniejszą.
Czytamy tam m.in. „Wreszcie przedstawiciele środowiska muzycznego byli w prawie, aby sytuacji się przyjrzeć, ocenić i zadecydować o przyszłości pisma. Wynik nie mógł być inny: z dniem 1 kwietnia (na szczęście to nie prima aprilis) Tomasz Cyz rozstaje się z pismem, a obejmuje je Piotr Matwiejczuk.”
Kalendarz rzeczywistych zdarzeń wyglądał następująco: końcem listopada Tomasz Cyz złożył pisemną rezygnację z zajmowanego stanowiska, początkiem grudnia została ona przyjęta przez dyr. Daniela Cichego, 4 stycznia 2019 zostały podpisane stosowne dokumenty (wypowiedzenie za porozumieniem stron) skutkujące 3-miesięcznym okresem wypowiedzenia (stąd termin końca umowy: 31 marca 2019). W wyniku tej sytuacji dyr. Daniel Cichy w styczniu 2019 r. podjął decyzję o przeprowadzenie zamkniętego konkursu, w wyniku którego 1 kwietnia 2019 stanowisko redaktora naczelnego obejmie Piotr Matwiejczuk.
w imieniu własnym oraz Polskiego Wydawnictwa Muzycznego
redakcja „Ruchu Muzycznego”
Volodos fazę „fiku miku” ma ewidentnie za sobą – jeszcze parę lat temu czasami w bisach do niej nawiązywał (np. byłem sześć lat temu na jego recitalu w Barcelonie, w cudownej sali Palau de la Música Catalana, gdy po recitalu dał rekordową ilość bisów – po dziesiątym przestałem już liczyć). Ale też jego fiku-miku było najwyższej pianistycznej próby. Byłem we wrześniu na jego recitalu w wiedeńskim Konzerthausie i – podobnie jak po recitalu sprzed roku w Lipsku – mogę powiedzieć tylko jedno: zjawiskowy. Jeżeli ktoś ma okazję – niech sprawdzi jego stronę internetową i jedzie. Program zmienia w zasadzie raz na rok, a jego nieoczywiste (ale bynajmniej nie nonszalanckie) odczytywanie tekstu muzycznego w połączeniu z tym, co potrafi „wydusić” w warstwie dźwiękowej z fortepianu dają rezultat zgoła misteryjny.
Zauważyłem właśnie, że będzie grał 27 marca w Hamburgu… Przewrotnie powiem: odradzam. Byłem w zeszłym tygodniu na recitalu Mitsuko Uchidy w tej rzeczywiście pięknej sali (budynek oszałamiający). Sęk w tym, że z akustyką na mój gust przestrzelono. To znaczy – jest świetna, kapitalna – dla obydwu stron. W trakcie recitalu słychać każde kaszlnięcie, chrząkniecie, stęknięcie z dowolnego miejsca sali – jak na dłoni. Przy 2100 słuchaczach jest to już wizyta w sanatorium pulmonologicznym a nie doznanie estetyczno-metafizyczne (w Andante sonaty B-dur Schuberta byłem ugotowany już na twardo). Może to kwestia pory roku… Bo oczywiście, jeżeli publika zdyscyplinowana jak w Lipsku (po iluś tam pobytach wiem, że pod tym względem na recitale Gewandhaus jest wręcz idealny – zagra tam recital m.in. Zimerman – 1 maja), to sala Elbphilharmonie jest cudowna. Dla architektów – pole do eksploracji przyjętych rozwiązań. No i jeszcze jedno – sala z własnym zapachem drewna (nie stosowano żadnych lakierów) – a użyto tego drewna mnóstwo.
Kończąc temat Arcadija – mam wrażenie, że pianista został elegancko poproszony o odstąpienie warszawskiego koncertu Buchbinderowi. I w zależności od tego, jak bardzo elegancka w formie była prośba – albo usłyszymy pianistę w bliskiej przyszłości w Polsce, albo trzeba nam będzie za nim jeździć za rubieże. A że wart każdej eskapady – to będziemy się tłuc.
Życzę p. P. Matwiejczukowi determinacji i odwagi w przeprowadzeniu zmian w RM. Chociaż końcowa faza wydawania MWM też nie wzbudzała we mnie entuzjazmu (a nawet pewną irytację).
Mała errata do koncertów KZ: w Lipsku gra 12 maja (Brahms i Chopin). W Hamburgu wcześniej, bo 1 maja, ale – istotna uwaga – program w całości brahmsowski: sonaty 2 i 3 oraz cztery ballady op.10.
W związku z wieloma nieprawdziwymi, krzywdzącymi i fałszującymi rzeczywistość informacjami zawartymi we wpisie red. Szwarcman, chcemy sprostować najważniejszą.
Czytamy tam m.in. „Wreszcie przedstawiciele środowiska muzycznego byli w prawie, aby sytuacji się przyjrzeć, ocenić i zadecydować o przyszłości pisma. Wynik nie mógł być inny: z dniem 1 kwietnia (na szczęście to nie prima aprilis) Tomasz Cyz rozstaje się z pismem, a obejmuje je Piotr Matwiejczuk.”
Kalendarz rzeczywistych zdarzeń wyglądał następująco: końcem listopada Tomasz Cyz złożył pisemną rezygnację z zajmowanego stanowiska, początkiem grudnia została ona przyjęta przez dyr. Daniela Cichego, 4 stycznia 2019 zostały podpisane stosowne dokumenty (wypowiedzenie za porozumieniem stron) skutkujące 3-miesięcznym okresem wypowiedzenia (stąd termin końca umowy: 31 marca 2019). W wyniku tej sytuacji dyr. Daniel Cichy w styczniu 2019 r. podjął decyzję o przeprowadzenie zamkniętego konkursu, w wyniku którego 1 kwietnia 2019 stanowisko redaktora naczelnego obejmie Piotr Matwiejczuk.
w imieniu własnym
Tomasz Cyz
Pamiętam, jsk Wołodos, młody i nirznany dawał w Warszawie koncerty, na których było pustawo. Introligator ma też w repertuarze koncerty Brahmsa, ale takiej rany w programie bym już nie zdzierżył…
Drogi rzeczniku Ruchu Muzycznego, kimkolwiek jesteś (a podejrzewam, że wiem 🙂 ). Naucz się na tym przykładzie, że tępe klepanie urzędowych formułek, bez angażowania rozumu, pogarsza i tak nienajlepszą sytuację. Już tłumaczę.
Oto napisano tu straszliwie nieprawdziwą informację, którą starannie cytujesz. Wynika z tej informacji, że praca redaktora Cyza została przez przedstawicieli środowiska oceniona nienajlepiej, wobec czego postanowiono podziękować mu za tę pracę. I tyle. Autorka nie kryje satysfakcji, ale to zbójeckie prawo autorki i nie ma nic wspólnego z prawdziwością bądź nie.
Oczywiście fakty były inne, każdy zainteresowany wie o tym. Były mianowicie takie, co zrelacjonowałeś bardzo starannie, z najwyższą rzetelnością: pierwszą rzeczą, jaką zrobił dyrektor Cichy po przejęciu RM, było grzeczne poproszenie redaktora Cyza, aby nie pozwolił się zatrzymywać i wykorzystał okres wypowiedzenia umowy na znalezienie innego, bardziej wszystkim odpowiadającego sposobu realizacji ambicji zawodowych.
Teraz, drogi przyjacielu rzeczniku, zastanów się i powiedz, która wersja wydarzeń jest dla zainteresowanego bardziej sympatyczna – czy komisyjna ocena działalności, czy też stanowczo i niezwłocznie sformułowana propozycja nie do odrzucenia? Dalej, czy na pewno w interesie redaktora Cyza jest informowanie wszystkich o tym, że został wyrzucony trzy miesiące temu, ale dopiero teraz się przyznał?
Może się nie znam, może to nie durnota, tylko jakaś wyrafinowana wiedza z poziomu dla mnie niedostępnego, jednak zdanie prostego człowieka jest takie: uważajcie, komu zlecacie pisanie komunikatów i sprostowań prasowych, bo się zdziwicie.
Pozwólcie, że tematu wpisu nie będę już kontynuować, bo wszystko jest jasne, a jeszcze jaśniejsze po komentarzu WW 😀
I na temat Volodosa: fiku miku to on odstawił już chyba z dekadę temu. Bardzo go lubię i żałuję, że go nie będzie – nie wiem, czy z przyczyn takich, jakie podejrzewa 60jerzy, ale introligatora zapewne i w tym roku odpuszczę.
Z młodym i nieznanym Volodosem robiłam wywiad jeszcze dla „GW”, więc musiało to być jakoś do końca 1998 r. Był wtedy szczeniakiem trochę zarozumiałym, trochę nieśmiałym, ale pokrywającym tę nieśmiałość właśnie pewną zarozumiałością (co jest wcale nierzadkim objawem). Z czasem zmienił się diametralnie, co bardzo doceniam i szanuję.
Szkoda, że KZ wziął się za wczesnego, nie późnego Brahmsa. Grał już kiedyś te sonaty i zupełnie o nich zapomniał (do tego stopnia, że – jak sam opowiadał – kiedy jadąc samochodem słuchał radia i puszczono jego nagranie, nawet nie rozpoznał utworu 🙂 ). Może dostrzegł w nich coś nowego? Ciekawe.
A teraz biorę się za nowy wpis.
Tylko dodam, żeby nie wyjść też na idiotę, że ten wpis w imieniu własnym pojawił się już po tym, jak odpowiedziałem domniemanemu rzecznikowi. 🙂
„[K]ońcem listopada Tomasz Cyz złożył pisemną rezygnację z zajmowanego stanowiska, początkiem grudnia została ona przyjęta przez dyr. Daniela Cichego […]”.
Od razu widać, skąd rzecznik pochodzi – choćby nie wiem jak się zasłaniał pluralis maiestatis 😉 Po krakowsku może to i poprawne, po polsku już nie.
A kolejne zdanie („Daniel Cichy w styczniu 2019 r. podjął decyzję o przeprowadzenie zamkniętego konkursu”) dowodzi, że autorem jest nie tylko krakus, ale i niechluj – co w oficjalnych wypowiedziach razi chyba szczególnie.
Żałuję bardzo, podobnie jak pianofil, że nie posłucham znów na żywo Arkadija Wołodosa. Wrrr.
A sonaty, ballady itd. wczesnego Brahmsa mam z KZ przynajmniej na (podwójnym) CD – szczęśliwie zdążyłem posiąść, zanim artysta te nagrania wycofał.
Hmm, można rzec: „Ruch Muzyczny to ja” 😛
Albo nawet: „Ja car jeszczio…”.